Reklama

Wojna na Ukrainie

CNN ujawnia, kto atakuje dronami Moskwę

Dron dalekiego zasięgu AN-196 Liutyi w czasie przelotu nad Rosją
Dron dalekiego zasięgu AN-196 Liutyi w czasie przelotu nad Rosją
Autor. Open source video's screenshot

Ekipa telewizyjna CNN została wpuszczona do jednej z najtajniejszej jednostki na Ukrainie, której zadaniem jest atakowanie dronami kamikaze dalekiego zasięgu celów znajdujących się nawet 1500 km w głębi Rosji. To właśnie stamtąd wysłano m.in. bezzałogowce, które wysadziły w powietrze 30 tysięcy ton amunicji w Toropcu w nocy z 17 na 18 września 2024.

Materiał filmowy nakręcony przez CNN w tajnej jednostce ukraińskich dronów kamikaze dalekiego zasięgu można rzeczywiście uznać za sensacyjny. Nigdy wcześniej nie dopuszczono bowiem do tego, by dziennikarze zagraniczni mogli komunikować się z żołnierzami z tej jednostki, a już tym bardziej by sfilmowali jej sposób działania. Jest to dowód ogromnego zaufania, ponieważ wcześniej Ukraińcy zrobili wiele, by nikt nie zdołał namierzyć miejsc skąd atakowane jest terytorium Federacji Rosyjskiej i to nawet ponad 1000 kilometrów od ukraińskiej granicy.

Reklama

Słowo „miejsc” zostało użyte nieprzypadkowo, ponieważ reporterzy CNN spędzili dwie doby z żołnierzami jednostki podróżując po Ukrainie. Jak się bowiem okazuje starty dronów są realizowane z różnych pasów startowych i w taki sposób, aby o operacji nie wiedzieli nawet okoliczni mieszkańcy. To właśnie dlatego drony wypuszczane są na rosyjskie cele tylko w nocy, w bazach panuje całkowite zaciemnienie, a pasy startowe są oświetlane tylko na czas startu i to też jedynie światłami samochodu jadącego za startującym dronem. Przez pozostały czas bezzałogowce są ukrywane w niewielkich hangarach i dla zwolnienia miejsca podczas przechowywania i transportu mają składane skrzydła.

Sama jednostka dronów dalekiego zasięgu podlega pod ukraiński wywiad wojskowy, o czym świadczy logo jakie jest umieszczane na każdym startującym dronie (trzymająca miecz sowa z rozpostartymi skrzydłami) oraz naszywki na mundurach operatorów. Nie pokazano również twarzy żołnierzy, z których nie wszyscy są zresztą żołnierzami zawodowymi. Tylko dwie osoby zostały zresztą upoważnione do wypowiadania się przed kamerami CNN. Wśród nich był dowódca jednostki, kryjący się pod kryptonimem Vector i dowódca operacji dronów dalekiego zasięgu Serge, który osobiście nadzorował ponad 500 ataków dronów dalekiego zasięgu na Rosję od 24 lutego 2022 roku, a więc od pełnoskalowej inwazji Rosji na Ukrainę.

Dziennikarze CNN mieli możliwości uczestniczyć w przygotowaniu ataku około stu dronów na Rosję w nocy 29 września 2024 roku. Ukraińcy ujawnili, że celem tego ataku są głównie składy amunicyjne na obrzeżach małej wioski Kotłuban, w obwodzie wołgogradzkim w południowo-zachodniej Rosji. Znajduje się tam bowiem skład kolejowy z wagonami załadowanymi rakietami balistycznych krótkiego zasięgu, które niedawno miały zostać dostarczone przez Iran do Rosji.

Czytaj też

Operacja, jaką mogli śledzić Amerykanie nie była zresztą czymś wyjątkowym. Ataki dronów dalekiego zasięgu są bowiem dla Ukraińców jedynym jak na razie sposobem, by ograniczyć dostawy amunicji i paliwa dla rosyjskich oddziałów. Trwają więc naloty na różne cele w Federacji Rosyjskiej, ale w odróżnieniu od Rosja ukraińskie siły zbrojne wybierają tylko obiekty wspierające rosyjskie wojsko: lotniska, składy amunicyjne (np. koło Moskwy i Sankt Petersburga) oraz instalacje paliwowe (np. skład ropy w Teodozji na Krymie).

Reklama

Ukraińcy potwierdzili, że duża część dronów jest zestrzeliwana przez rosyjską obronę przeciwlotniczą, ale i tak swoją skuteczność określili aż na 50%. Starali się oni również wyjaśnić dziennikarzom z CNN, że ten wskaźnik mógłby wzrosnąć nawet do 95% „gdyby Stany Zjednoczone wyraziły zgodę na użycie zachodniej broni w atakach na terytorium Rosji”. Skuteczność tą mogłyby podnieść również ataki wykonywane rojami dronów, szczególnie na tak rozległe cele jak lotniska.

Dla zapewnienia swojego bezpieczeństwa jednostka dronów dalekiego zasięgu działa według ściśle określonych procedur. Amerykanie zostali np. zaproszeni do pomieszczeń, pozbawionych cech pozwalających na ich identyfikację, np. bez obrazów. Nie mogli mieć też włączonych telefonów komórkowych. Z kolei żołnierze mieli zakryte twarze, by nikt nie mógł ich później zidentyfikować. Same drony nie startują z głównej bazy, ale są ładowane (ręcznie) z oddzielonymi skrzydłami do kontenerów podczepionych do ciężarówek i wysyłane wraz obsługą na wyznaczone doraźnie pasy startowe.

Takich zespołów w czasie wizyt CNN rozesłano około osiemdziesięciu, a ich zadaniem było doprowadzenie do startu ponad 90 dronów różnych typów. Co ciekawe misją aż 30% z nich było jedynie zmylenie rosyjskiej obrony przeciwlotniczej. Głowice bojowe były ładowane do dronów dopiero w momencie, gdy stały one już złożone na pasie startowym. Później wkrętarkami akumulatorowymi dokręcano pokrywy i operator dokonywał przeglądu przedstartowego. Operator ten później wsiadał do samochodu, który ruszał tuż za startującym dronem i jadąc za nim oświetlał swoimi światłami pas startowy. Ta „pogoń” kończyła się w momencie, gdy dron wzniósł się w powietrze, ponieważ od tego momentu zaczyna on działać w pełni autonomicznie.

Amerykanie dostali także zgodę na uczestniczeniu w odprawie przygotowującej całą misję. Serge otrzymał w niej zadanie wysłania dwunastu dronów nad Rosję w taki sposób, aby uderzenie nastąpiło około godziny 3 nad ranem. Ukraińcy przyznali, że wymaga to skoordynowania odstępów pomiędzy startami poszczególnych bezzałogowców z ich trasami, które obejmują nawet tysiąc punktów kontrolnych. W ten sposób Ukraińcy starają się bowiem uniknąć wykrycia przez rosyjski systemy obserwacji technicznej i obrony przeciwlotniczej (które sami ocenili jako „niestety całkiem dobre, ale nie perfekcyjne”). Znajdowane są więc luki w tych systemach obrony i jak się okazuje te działania mogą być w miarę skuteczne. Gotowe już trasy są później zgrywane do pamięci USB przekazywane operatorom przygotowującym poszczególne drony.

Reklama

Dziennikarze CNN uczestniczyli w starcie drona dalekiego zasięgu AN-196 Liutyi (o długości około 4 m i rozpiętości skrzydeł około 7 m z ładunkiem bojowym o wadze 250 kg). Ukraińcy pokazali im jednak również skrzynie, w której są umieszczone mniejsze drony kamikaze Rubaka. Bezzałogowce te przenoszą mniejszy ładunek bojowy niż Liutyi (o wadze do 15 kg), ale ich głównym zadaniem jest przeciążenie rosyjskiej obrony przeciwlotniczej. By zwiększyć ich skuteczną powierzchnię odbicia dokłada się na ich skrzydłach pasy metalowej folii. Rubaki stają się więc w pewien sposób wabikami, które są niebezpieczne jeżeli trafią w wyznaczone cele, ale o wiele bardziej niebezpieczne, gdy zostaną zestrzelone - odciągając uwagę rosyjskiej obrony przeciwlotniczej od właściwych dronów kamikaze AN-196 Liutyi.

Po starcie dronów Serge czekał do 3 rano by sprawdzić, jakie są skutki ataków przeprowadzonych „jego” dronami. Pomaga mu w tym kanał Telegram, na którym rzeczywiście Rosjanie zaczęli przekazywać informacje o nalotach w różnych częściach Rosji. Pojawienie się ukraińskich dronów odnotowano m.in. w Woroneżu, Jejsku, Rostowie i Wołgogradzie. Dopiero później te informacje są weryfikowane zdjęciami satelitarnymi. Stacja CNN sama również próbowała sprawdzić skutki ataki na Kotłuban. Według ich źródeł „eksplozje wewnątrz składu były duże”.

Amerykanie nie potwierdzili jednak definitywnie, czy jednak rzeczywiście udało się w ten sposób zniszczyć irańskie rakiety.

Reklama

Komentarze

    Reklama