Reklama

Wojna na Ukrainie

„500 tys. pilotów dronów”. Jak w praktyce będzie wyglądała mobilizacja na Ukrainie?

wojna ukraina wojsko inwazja Rosji
Wojna na Ukrainie: ukraiński żołnierz prowadzący obserwację pola walki.
Autor. Служба зв’язків з громадськістю 71-ї окремої єгерської бригади ДШВ ЗС України/Генеральний штаб ЗСУ (@GeneralStaffUA)/X

Prezydent Ukrainy podpisał ustawę, która obniża wiek mobilizacji do 25 roku życia. Nowa mobilizacja ma objąć łącznie pół miliona obywateli. Niewyjaśniona pozostaje kwestia Ukraińców, którzy, unikając powołania do wojska, wyjechali za granicę. Sprawę komentują już ukraińscy frontowcy, którzy od wielu miesięcy, a nawet lat, tkwią w okopach, czekając na rotację.

Przez ostatnie miesiące w przestrzeni medialnej, zwłaszcza w ukraińskich serwisach, pojawia się liczba 500 tys. obywateli Ukrainy, którzy zostaną zmobilizowani. Liczbę co prawda dementował gen. Ołeksandr Syrski, obecnie głównodowodzący obroną Ukrainy, ale sam prezydent Wołodymyr Zełenski zapowiedział w grudniu 2023 roku, że Kijów będzie próbował celować w powołanie do służby wojennej nowych roczników w liczbie pół miliona. „To delikatna sprawa” – ostrzegał Zełenski. Ukraina stanęła przed dramatycznym wyborem, czy pozwolić młodszemu pokoleniu studiować i pracować, czy rzucić ich do okopów. Przedłużająca się wojna niestety zmusiła Kijów do tego drugiego. Obniżono wiek obywatela podlegającego mobilizacji z 27 lat do 25 lat. Przeanalizujmy sprawę oczami ukraińskich wojskowych.

Co mówią żołnierze?

Wasyl Palamarczuk, żołnierz z obwodu chersońskiego, weteran walk, zaznacza w ukraińskich mediach: „Z mojego punktu widzenia powinna nastąpić obowiązkowa mobilizacja dla wszystkich. Aby jak najwięcej osób przeszło przez służbę. Bo czy ta wojna się skończy, czy będzie w niej jakaś przerwa, Rosjanie nigdzie nie znikną, zostaną i po 5-6 czy 10 latach znów będą (atakować – przyp. red.) (…) Im więcej osób przeżyje takie doświadczenie, tym większe mają szanse na przetrwanie (na wojnie – przyp. red.)” – powiedział żołnierz.

Reklama

Snajper „Kurt”, także weteran kampanii obronnej, cytowany przez media, komentuje tak: „Nasz Prezydent ogłosił powszechną mobilizację. Dlaczego nie wszyscy zmobilizowali się od razu? Kto chce, szuka sposobu, a kto chce (…) szuka wymówki. Nie mamy wystarczającej liczby ludzi, a motywację w ludziach należy za wszelką cenę obudzić. Aby ludzie zrozumieli (…) Ludzie powinni mieć prawo wyboru, gdzie chcą służyć i walczyć. Nie każdy może zostać żołnierzem szturmowym, czołgistą czy pilotem. Nie każdy będzie mógł zostać snajperem, ale zbuduje linię obrony, której obecnie brakuje. Do budowy linii obronnych można zmobilizować od 10 do 20 tysięcy ludzi (…) Jednak sektor obywatelski powinien pomóc. Z jakiegoś powodu na początku wojny ludzie poszli pomóc, kopali rowy, budowali ziemianki, ustawiali blokady drogowe. Teraz tak nie jest (…) Jeśli wszyscy chcą być pilotami (dronów – przyp. red.), stwórzmy armię pilotów i będziemy mieli 500 000 operatorów UAV. Wyobraź sobie rezultat – czemu nie” – zaznaczył „Kurt”.

Demobilizacja, ale jaka?

O tym, że potrzebna jest rotacja wojsk frontowych, mówił w zeszłym roku gen. Wałerij Załużny. Przestrzegał on wszelako przed masowością tego zjawiska. Demobilizacja - tak, ale sensowna. Nagła wymiana frontowych zaprawionych w bojach oddziałów na świeże jednostki jest niemożliwa z trzech powodów: logistyki wojskowej, szkolenia i dostępności rekrutów. Przewidział to Załużny na głośnej zeszłorocznej konferencji prasowej, gdy wiadomym było, że kierownictwo polityczne Ukrainy chce się go pozbyć i straci on wpływ na charakter nowych mobilizacyjnych przepisów.

Reklama

„Rząd powinien zrozumieć – jeśli mówimy o demobilizacji, to najprawdopodobniej konieczne będzie rozpoczęcie tego procesu od rekrutacji ludzi i przygotowania ich już w przyszłym roku. Aby móc zdemobilizować (obecnych żołnierzy przyp.red.) w 2025 r. (…) Jeszcze większa odpowiedzialność to (…), że czasem zdarzają się momenty, gdy człowiek wychodzi na front nieprzygotowany. To absolutnie (nie powinno się zdarzyć przyp.red.) (…) Mamy doskonałą okazję do wykorzystania zarówno naszych możliwości, jak i tych, które zapewniają nasi partnerzy. Nasi partnerzy przywiązują do tego dużą wagę. I tak naprawdę dzisiaj nasze możliwości (we współpracy z Zachodem przyp.red.) są nieograniczone. Możemy wyszkolić do 10 brygad w pełnym składzie” – zaznaczył wojskowy.

Czytaj też

Załużny, oficer młodszego pokolenia, doskonale rozumie, że nowi rekruci potrzebują czasu, a uczestniczenie w kursach NATO na Zachodzie kształtuje nową wojskową elitę kraju. Przełom 2023 i 2024 roku to rozdroże wojenne, na którym znalazło się kierownictwo polityczne i wojskowej Ukrainy. Z jednej strony Załużny bił w dzwon, ostrzegając przed niewyszkolonym rekrutem, bo musiały do niego spływać relacje z oddziałów bijących się na froncie, gdzie dosyłano „świeże” wojsko. Z drugiej strony, w okopach od miesięcy, a czasem lat, tkwiło całe pokolenie „OnlyWars” (parafraza nazwy serwisu dla dorosłych „OnlyFans”, której używają prześmiewczo weterani). Żołnierze nagrali nawet zabawny filmik, na którym dowódca mówi do żołnierza: „wypisz urlop do końca wojny, a ja Cię potem zastąpię”. Oddział żołnierzy zaczął się śmiać.

„Jasno rozumiem i wiem, że nasi (żołnierze – przyp.red.) na froncie wykonują swoją pracę w niezwykle trudnych warunkach. Jest to dla nich bardzo trudne. Oczywiście chciałbym, żeby ludzie wstępujący do wojska, a szczególnie ci, którzy już w wojsku służą, mieli jasno świadomość, jak (długo) będą musieli walczyć (…) Wspólnie z Ministerstwem Obrony zgodziliśmy się na okres 36 miesięcy, mając nadzieję na dwa warunki. Po pierwsze, że na froncie nie będzie większej eskalacji (Załużnemu chodzi o możliwą wielką rosyjską ofensywę – przyp. red). Po drugie, osoby te zostaną zastąpione za 36 miesięcy” – mówił ówczesny głównodowodzący.

Reklama

Zaznaczmy, obecna sytuacja nie jest wynikiem błędów Kijowa – które są i które krytykowałem na łamach Defence24.pl – ale dramatyzmu kraju zepchniętego do obrony w starciu z Federacją Rosyjską. W tym wypadku Ukraina przerabia wszystkie dylematy, przed którymi staje państwo uczestniczące nie ze swojej winy w wojnie totalnej (a raczej totalnej obronie).

Ponad 800 tys. żołnierzy, a nowe pół miliona do mobilizacji

Ukraina ma obecnie pod bronią ok. 880 tys. żołnierzy i funkcjonariuszy. Liczbę tę podał na początku roku prezydent Zełenski. W pierwszej fazie wojny stwierdził, iż pod bronią było 750 tys. Ukraińców oraz innych obywateli broniących kraju, więc wojsko oraz formacje militarne się sukcesywnie zwiększały. „Uznanie, że w tak wielkiej masie wojennej nie pojawią się akty dezercji, patologii czy niesubordynacji to utopia. Dziennikarze śledczy, nauczeni wojnami w Iraku oraz Afganistanie, biorą pod lupę także ukraińskie formacje zbrojne, a łamy zachodnich mediów są pełne relacji żołnierzy. Nie zawsze pochlebnych” – zaznaczałem rok temu. Do patrzenia na ręce dowództwa dołączyli ukraińscy dziennikarze śledczy. W żadnej mierze nie odejmuje to sensu walki i bohaterstwa żołnierzy. Może to także przełożyć się na poprawę warunków służby - i tak nieznośną na froncie, a także na jakość szkolenia.

W lutym 2023 roku Zełenski nie zawetował przepisów zaostrzających kary za akty niesubordynacji w służbie wojskowej. Opinia publiczna na Zachodzie nie odebrała tego ze zrozumieniem, a był to sygnał, że Kijów przygotowuje się na długą wojnę, a pierwsza faza walk właśnie minęła. Okres ochotniczy, „dobrowolski”, czyli pierwszej fazy wojny, gdzie dochodziło do spektakularnych rozstrzygnięć, manewru i wielkiej mobilizacji świata, by wspierać Kijów, czas trochę partyzancki, z ogromną inicjatywą na poziomie taktycznym, zastąpił czas trudnej żmudnej frontowej „pracy” – jak mawia się na Ukrainie. To słowo jest kluczowe w tym wypadku, bo front trzeba po prostu trzymać, dzień po dniu, bronić pozycji do końca. Z poziomu taktycznego coraz głośniejsze zaczęły być pytania na poziomie strategicznym – co dalej? Kim walczyć? Ile mamy rezerw sprzętowych, amunicyjnych i ludzkich na dalszą wojnę?

Czytaj też

Z ponad 800 tys. żołnierzy i funkcjonariusz broniących obecnie Ukrainy tylko część służy w strefie walk, a część z tej grupy na pierwszej linii, czyli „zerówce”. Tyły, logistyka, miejsca do rotacji, ranni w szpitalach polowych, leczeni i rehabilitowani, magazynierzy, szkoleniowcy, poligony, serwis maszyn, służba policyjna – jak na każdej wojnie i w każdej armii stanowią komponent większy od bojowego, Ukraina nie jest tutaj odosobniona, ale żołnierz, który mierzy się z wrogiem oko w oko ma swoje przemyślenia i rozczarowania, gdy trafia na tyły nie wszystko mu się podoba.

Jak frontowcy patrzą na tyły?

Opierając się na relacjach ukraińskich żołnierzy możemy wyróżnić trzy grupy społeczne nad Dnieprem, które są krytykowane przez okopowych wiarusów. Najgorzej postrzegana jest grupa dekowników, którzy wykupili się łapówką od służby wojennej (np. na komisji lekarskiej), podlegali mobilizacji i uciekli na Zachód. Pisałem o tej patologii w artykule „Dekownicy obu armii”. Jeden z ukraińskich żołnierzy nagrał głośnego TikToka z apelem do uciekinierów, którzy urządzają imprezy w Warszawie, że jak „nie mają nic do roboty to my tutaj znajdziemy Wam zajęcie. Trzeba odbudować kraj, jeżeli nie chce się Wam walczyć”. Żołnierz ma prawo do swoich rozterek, ale geopolityka jest brutalna.

Paradoksalnie ściągnięcie tych ludzi na front jest najtrudniejsze, ponieważ poza państwami bałtyckimi żaden kraj Unii Europejskiej i NATO nie deklarował repatriacji Ukraińców. Zachodnie rządy nie chcą się pozbyć pracowników w dobie odwrócenia się proporcji na rynku, gdzie to firmy teraz mają problem ze znalezieniem współpracowników. Ukraińska emigracja, czy to ekonomiczna, czy też wojenna, jest także przychylniej oceniana przez europejskie rządy niż exodus migrantów z Afryki i Azji. Dopiero zmiana w resorcie obrony spowodowała, że nowy szef, Rustem Umerow, zaczął głośno podnosić ten temat, grożąc nawet, że Kijów ma sposoby, by ściągnąć swoich obywateli poprzez legislacyjnego uprzykrzanie im życia za granicą. Należy wszelako zaznaczyć, że część z tej diaspory transferuje zarobione środki nad Dniepr, wspomagając swoje rodziny w dobie atakowanej przez Rosjan nie tylko ukraińskiej ziemi, ale także gospodarki.

To nie zmobilizowani, ale tyłowi żołnierze pójdą na front?

Hasło o nowej mobilizacji na Ukrainie oznacza, więc zaangażowanie w wojnę dwóch następnych grup krytykowanych – choć w mniejszym stopniu - przez frontowców. Są to: formacje tyłowe oraz dotychczas niepodlegający mobilizacji.

Czytaj też

„W wyniku rewizji naszych zasobów wewnętrznych i wyjaśnienia składu bojowego Sił Zbrojnych liczba ta (pół miliona przyszłych mobilizowanych - przyp. red.) uległa znacznemu zmniejszeniu. Oczekujemy, że będziemy mieli wystarczającą liczbę ludzi zdolnych do obrony Ojczyzny. Nie chodzi tylko o zmobilizowanych, ale też o ochotników. Obecnie na podstawie audytu ich działań sprawdzamy liczbę poszczególnych jednostek niebiorących udziału w działaniach wojennych. Dzięki temu mogliśmy uwolnić (przenieść - przyp. red.) tysiące żołnierzy i wysłać ich do jednostek bojowych” – zaznaczył na koniec marca gen. Syrski.

Bachmut nieprzypadkowo nazwano „nowym Verdun”. Bitwy totalne, w które Rosjanie próbowali wciągnąć Ukraińców, pod Siewierodnieckiem-Lisiczańskiem, Bachmutem, Awdijiwką (a wcześniej Mariupolem) pokazują charakter tej wojny. To wojna na wyniszczenie, walka rezerw. Strona, która ma ich mniej musi się wycofać „spod Verdun”. Gen. Syrski przyznał, że pierwszymi do służby okopowej są żołnierze służący na głębokich tyłach. Dla żołnierza na każdej wojnie czymś w rodzaju przekleństwa jest elitarność jego jednostki liniowej. Im większa sława chorągwi, tym więcej „pracy”. Oddziały „strażaków” są rzucane w najgorętsze miejsca frontu tracąc ludzi i sprzęt, ale wykonując powierzone zadania bojowe.

To nie wina Ukraińców, Syrskiego, Załużnego czy Zełenskiego, ale tak kształtuje się sztuka wojenna od zawsze. Najdzielniejsze oddziały służą w okopach, ale jak żołnierze zjeżdżają z „zerówki”, widzą na tyłach wypoczętych żołnierzy w nowiutkich mundurach. Słowa Syrskiego i działania Kijowa są w pewnym sensie odzwierciedleniem tych okopowych nastrojów, by oddziały stacjonujące na zachodniej Ukrainy – jak to się mówi w wojskowym żargonie – powąchały prochu. Dlatego to tak rezonuje w mediach. Realnie patrząc, jest to głównie odpowiedź na ograniczone rezerwy.

Czytaj też

Kolejną grupą do służby okopowej są młodzi 25-latkowie, których obejmuje nowelizacja przepisów. Choć w Polsce wielu Internautów oburzało się, widząc materiały wideo, na których żołnierze ukraińscy są w średnim wieku to trudno dziwić się Kijowowi, iż nie chciał wchodzić w syndrom „straconego pokolenia”, które nie otrzyma możliwości edukacji. Zresztą to oburzenie wynika z nieznajomości realiów wojennych na Ukrainie. Już w ATO i OOS (Obszar Operacji Antyterrorystycznej oraz Obszar Operacji Specjalnej), czyli na wschodzie Ukrainy, w latach 2014-2022, to praktykowano. Młodszych trzymano z dala od wojny, walczono starszymi rocznikami. Wyjątek stanowili ochotnicy i specjaliści. Notabene formalnie lista niepodlegających mobilizacji do roku 2024 była długa.

Służba wojenna nie obejmowała: osoby wykonujące służbę w czasie mobilizacji lub wojny w innych niż wojsko organach władzy państwowej, osoby uznane przez komisję lekarsko-wojskową za tymczasowo niezdolne do służby - do 6 miesięcy od orzeczenia; mężczyźni i kobiety, którzy mają na utrzymaniu co najmniej troje dzieci do 18. roku życia; osoby samotnie wychowujące dziecko/dzieci; rodzice lub opiekunowie niepełnosprawnego dziecka – grupa A, jeśli dziecko nie ukończyło 18. roku życia; rodzice lub opiekunowie niepełnosprawnego dziecka, jakie ma jakiekolwiek wady funkcjonowania organizmu w stopniu III lub IV oraz ograniczenie aktywności życiowej jakiejkolwiek kategorii w stopniu II-III; rodzice lub opiekunowie niepełnosprawnego dziecka w stopniu I lub II, do ukończenia przez dziecko 23 roku życia; opiekunowie lub rodzice zastępczy dzieci do 18 roku życia; opiekunowie stali osób, które zgodnie z ustawą wymagają opieki, w razie braku innych osób mogących tę opiekę sprawować; parlamentarzyści, pracownicy organów kierownictwa wojskowego, studenci i doktoranci studiów wyższych, asystenci – stażyści, aspiranci i doktoranci, pracownicy naukowi i naukowo-dydaktyczni szkolnictwa wyższego i organizacji naukowych, mający stopień naukowy; mężczyźni lub kobiety, których najbliższe osoby zginęły lub zaginęły w trakcie operacji antyterrorystycznych.

Przedłużająca się wojna rewiduje przepisy. To bolesna lekcja dla świata płynąca znad Dniepru. W Europie pozbawionej regularnej służby wojskowej lub elementarnego przeszkolenia z zasad bezpieczeństwa ukraińskie realia wywołały burzę medialną. Przypomnijmy, że estymacja obywateli Ukrainy podlegających mobilizacji, którzy wyjechali z kraju przez polską granicę, jest szacowana na 400 tys. osób. Słuchając Zełenskiego widzimy, że Kijów potrzebuje… pół miliona nowych żołnierzy. Wówczas nie zawracano sobie nimi głowy w mediach, ponieważ w 10 dni od wybuchu pełnoskalowej wojny do służby na Ukrainie zgłosiło się 100 tys. ludzi. Entuzjazm pierwszych tygodni do walki i ekspertyzy, że Rosjanie sromotnie przegrywają, wraz z masowością każdego zjawiska – uchodźstwa wojennego i ogromnym etatem wojska dowodzonym w polu – wszystko to sprawiło, że uciekinierzy zeszli na plan dalszy. Dzisiaj ich brakuje. W przedłużające się wojnie okazuje się to jednak kluczowe. Jest to zresztą najdobitniejszy sygnał, że Kijów musi zwalczać korupcję. Jak informowała Służba Bezpieczeństwa Ukrainy, która rozbiła później te grupy skorumpowanych urzędników wojskowych, lekarzy i pograniczników, wykupienie się na komisji lekarskiej miało kosztować od 3 tys. USD do 15 tys. USD, a „przepuszczenie” za granicę od 3 tys. USD do 5 tys. USD.

Czytaj też

Choć były tarcia na linii Zełenski-Załużny i widać pewne rozbieżności w pomyśle na prowadzenie wojny pomiędzy kierownictwem politycznym a wojskowym, to tutaj panuje jedność. Na Ukrainie nikt nie ma wątpliwości, że niewyszkolony żołnierz na froncie jest bezużyteczny i że sowiecka metoda wcielania wszystkich i gnania do szturmu się po prostu nie sprawdzi. Mobilizacja będzie więc przebiegała etapowo, podobnie wymiana oddziałów. Jak to na wojnie, „strażacy” nadal zaczekają na rotację, bo niestety takie są realia walk panujące i to od wieków.

Pamiętajmy, że Ukraina, która była jednym z demograficznych liderów Europy, została zdegradowana do kraju średniej wielkości pod względem liczby ludności. W 1989 r. liczbę populacji Ukrainy oszacowano na 51,5 mln osób. W spisie powszechnym w 2001 r. Ukraińców nad Dnieprem było 48,5 mln. Następne spisy powszechne opóźniano ad calendas graecas, z uwagi na kolejne kryzysy gospodarcze, rządowe i wojenne – wywołane notabene pośrednio lub bezpośrednio przez Kreml. W 2019 r. dokonano tzw. spisu Dubiłeta na podstawie dostępu do telefonii komórkowej. Zgodnie z tymi szacunkami – po aneksji Krymu oraz okupacji wschodniej Ukrainy przez separatystów ludność administrowanego przez Kijów obszaru została zredukowana do 37,3 mln obywateli. Jak podaje Ośrodek Studiów Wschodnich najbardziej pesymistyczne szacunki Instytutu Demografii i Badań Społecznych Narodowej Akademii Nauk Ukrainy prognozują, że w dekadę liczba obywateli Ukrainy zmniejszy się do zaledwie 24 mln osób.

Reklama

"Będzie walka, będą ranni" wymagające ćwiczenia w warszawskiej brygadzie

Komentarze (12)

  1. rosyjskaRuletkaTrwa

    W sowieckim łagrze dobrze żyje się dobrze tylko zaprzyjaźnionym z małym hersztem i tym co obsługują jego zaprzyjaźnionych. Reszta to zaplecza bardzo taniej siły roboczej których jedyną możliwością poprawy bytu jest służba kolejnym małym hersztom z okolicy i pięcie się po szczeblach służby. Inna droga to wegetacja na manowcach. Taki model cudu sowiecki mir chce eksportować na resztę świata.

  2. Zen1

    Albo walczymy ( pobór od lat 18 ) albo udajemy ,że walczymy. Pobór od 27 czy 25 lat ,to śmieszne jest.

  3. bezreklam

    I wszyscy 27 latkowie studjuja tam ? Nono

    1. bezreklam

      I wy wierzycie naprawdę że to jedyny kraj w znanej histrii ludzosvi (5000 lat ) który nie bierze młodych do wojska bo o nich dba ? Ani Izrael nie dba ani Polska ani usa czt Japonia. A ukraina tak ? Naprawdę nie wpadisvie na pomysł o co chodzi w tej propagandzie ? To szok

    2. panemeryt

      Moim zdaniem chodzi o pozbycie sie z Ukrainy patriotów. Jedynych ludzi co mogliby nowej władzy stawiać opór. Reszta będzie bierna. Przy tym poziomie korupcji jak tam jest KAŻDA nowa władza zostanie przyjęta przez pozostałych bez oporu gdy zabraknie tych co gina na froncie. UE i NATO "uratuje" Ukrainę przez zła Rosją. Założycie się?

  4. Dudley

    Tak to nie wina Ukraińców, że są w takim położeniu a nie innym. To na pewno jest wina Europy, że nie umoczyła więcej kasy. To wina całego świata nie Ukraińców. To jest tylko i wyłącznie wina Ukraińców, nikt za nich walczył nie będzie nikt nie powinien im nic dać za darmo, nawet jednego naboju i jednego litra paliwa. Niech im dają ci co zrobili z Ukraińcami biznes, gwarancję bezpieczeństwa za pozbycie się broni jądrowej. My możemy im co najwyżej broń sprzedać lub wymienić za inne dobra.

    1. WisniaPL

      Nikt im takich gwarancji nie dawał. Można na złość babci odmrozić sobie uszy i nie osłaniać Rosjan przed wojna z nami tylko po co?

    2. DanielZakupowy

      Dudley. Obecnie za stan państwa ukraińskiego odpowiadają Ukraińcy i Rosjanie bo to państwo niszczą. Nikt Ukrainie gwarancji nie dawał, a za to pomocny dostali bardzo dużo. Trzeba im pomagać bo dla nas lepiej żeby oni siedzieli w okopach, a nie my. Ake pomagać bez głową i nie powtarzać wszystkiego co ich politycy, generałowie gadają jak papugi. Gdyby oni walczyli i gospodarzyli tak jak gadają to już dawno Ukrainą byłaby w UE, NATO, a Moskwa byłaby rozbrojona. Znam sporo Ukraińców, w większości fajni ludzie, można z nimi pogadać, popracować. Szkoda tylko, że w wielu aspektach na ich gadaniu się kończy.

    3. Dudley

      DanielZakupowy WisniaPL. Uczcie się panowie historii, gwarancję integralnosci terytorialnej dały Ukrainie mocarstwa atomowe w zamian za pozbycie się przez Ukrainę broni jądrowej i jej nośników. Ukraina po rozpadzie ZSRR była po USA i FR największym mocarstwem atomowym na świecie, z jej potencjałem nie mogły się równać Chiny Francja czy GB. Posiadała międzykontynentalne pociski balistyczne z gliwicami MIRV i bombowce TU160, taktyczna broń jądrowa. Głowice oddała a nośniki zniszczyła w zamian za gwarancję bezpieczeństwa ze strony mocarstw atomowych wyrażono to w Memorandum Budapesztańskie. I nie ma co tu pisać że to nic nie znaczącą deklaracja nie zobowiązująca nikogo do niczego. Słowo przywódców mocarst musi coś znaczyć i ilość podpisów czy pieczątek nie ma znaczenia. Jeśli mocarstwo łamie zobowiązanie, to niema pieczęci i podpisu które może to zaufanie przywrócić, i warto by nasi przywódcy o tym fakcie pamiętali wiążąc się z USA, czy innym partnerem.

  5. RAF

    Powinno obowiazkowo deportowac sie cwaniaczkow, ktorzy uciekli za granice. Nie moze byc tak, ze najbardziej swiadomi i patriotyczni ukraincy gina na froncie, a tchorze i kombinatorzy dekuja sie za granica. To co sie dzieje to selekcja negatywna. Na koniec wojny zostanie tylko ta gorsza czesc narodu, ktora pograzy go w jeszcze wiekszej korupcji i uzaleznieniu od innych.

    1. wert

      zawsze tak było.U nas byłoby jeszcze gorzej bo by się wielu potopiło w Odrze. Jeśli UKR wypuściła swoich obywateli to my mamy być złym policjantem?

    2. WisniaPL

      Oni pewnie już nigdy nie wrócą na Ukrainę więc jaka to selekcja negatywna?przymus do służby to niewolnictwo. Nie każdy ma mentalność do zabijania i walki o życie. Szczególnie jak całe dekady kształtowało się ludzi na pokojowych, dobrych ludzi.

    3. Facetoface

      Wiśnia tak jest gdy nie uczą przysp.obronnego i historii,,nie wiesz jak strzelać i do kogo'.

  6. Ma_XX

    nie udało się wciągnąć NATO do tej wojny więc trzeba brać młodych

    1. WisniaPL

      NATO juz jest w wojnie tylko na gorąco bedzie po Ukrainie.

    2. Ma_XX

      WisniaPL- oczywiście siedzisz już w schronie bo na głowę lecą ruskie bomby - nie bądź defetystą - rusland nie ma siły na Ukrainę a co dopiero na NATO

  7. Adr

    Widać różnicę między demokracja klasyczną gdzie obywatel który chciał brać udział w życiu publicznym musiał pełnić służbę wojskową a tzw demokracja liberalna gdzie obywatel chce tylko praw bez obowiązków

  8. Griaule

    Ci Ukraińcy to jacyś zacofani są lewicowo równościowo. Ile kobiet służy w ich armii, 5%? A przecież kobiety w niczym nie ustępują mężczyznom, wręcz przeciwnie, pod każdym względem mężczyzn przewyższają. 800 000 zmobilizowanych kobiet, z czego 300 000 na pierwszej linii, i już Rosja kaput.

  9. Sorien

    Niech zachód dłużej się cacka niech dłużej boi się własnego cienia to tym więcej będzie napewno chętnych do walki

    1. DanielZakupowy

      Sorien, a co ma zachód do nie przeprowadzonej mobilizacji na Ukrainie? Są w stanie wojny od '14 roku, a nie mają nawet prawodawstwa ws mobilizacji, że o kadrach, strukturach i zapleczu szkoleniowym nie wspomnę.

    2. Zam Bruder

      re ; Daniel To jedyny chyba taki przypadek w Historii, że władze płaczą iż nie mają kim walczyć a jednocześnie robią wszystko aby tego rekruta nie pozyskać i jeszcze wojnę chcą w taki sposób wygrać.

    3. Sorien

      A to ma że to wojna Ruskich o wpływy a tak się składa że zachodowi trochę z tym nie po drodze tak samo UA więc ta wojna to UA i Zachodu przeciw Rosji i gdzieś w tle Chinom . UA nie mogła zrobić mobilizacji bo się bała o cyrk jaki ruskie miały u siebie po mobilizacji oraz o gospodarkę oraz ludzi do rozrodu i tak ginącego na wojnie oraz w sposób naturalny mieczem kryzysu demograficznego narodu

  10. Zam Bruder

    Co zamierza ukraińska baza mobilizacyjna dekująca się w naszym kraju? Kierunek Berlin! Kierunek Wiedeń i jeszcze dalej na południe Europy gdyby Warszawa i Kijów coś w tej sprawie uzgodniły. Najgorsze jest to, że sam ma ambiwalentny stosunek do tego zjawiska ; bo z jednej strony dobiegają głosy, że mamy wysyłać własnych żołnierzy na Ukrainę (na razie to sprytne sondaże opini publicznej, podobnie jak straszenie bliską wojną) w sytuacji gdy jedna połowa Ukrainy spokojnie przygląda się jak ta druga walczy i ginie. A drugiej mam świadomość, iż pomimo swych oczywistych przywar wprost wywodzących się z "tradycji pracy" sowieckiego czeławieka - Ukraina jednak u nas...pracuje i ich brak szybko ukazałby prawdziwy rozmiar braku polskich rąk do pracy na wszystkich budowach, montowniach czy magazynach. Lepiej jednak aby tu pracowali, bo jak slyszę jakie mają poglądy na tę wojnę w ich kraju. to i tak Żełeński większego pożytku z tego towarzystwa mieć nie będzie.

  11. Dudley

    I oni chcą obronić niepodległość? Prawa i obowiązki w Ukrainie nabywa się od dzisiaj w wieku 25 lat? Jak sami nie chcą sobie pomóc, to nie ma sensu by inni im pomagali. Na niepodległość trzeba sobie zasłużyć, Ukrainie ją darowano.

  12. DanielZakupowy

    U nas powinno sie już wprowadzać fiński model służby wojskowej albo szwajcarski. Tak jak wypowiada się jeden z Ukraińców - nie każdy bedzie szturmowcem czy czołgistą, logistyka, zwiad, idt są równie ważne.

Reklama