Reklama

Scenariusz 1: Pomiędzy “ogniem” a furią. Wojna prewencyjna czy atak prewencyjny?

Donald Trump zapowiedział, że Stany Zjednoczone odpowiedzą "furią i ogniem" na kolejne groźby ataku nuklearnego. Wypowiedź Trumpa można podzielić na furię, czyli wojnę prewencyjną i ogień, czyli atak prewencyjny.

W ostatnich latach Korea Północna znacznie zwiększyła swoje zdolności militarne, jeżeli chodzi o broń masowego rażenia i systemy rakietowe dalekiego zasięgu. Ocenia się, że poza atakiem na Koreę Południową i Japonię, pociski nuklearne reżimu są w stanie dosięgnąć wyspę Guam i Alaskę. Pjongjang pracuje nad wzmocnieniem swojego potencjału nuklearnego, włącznie z bronią termojądrową.

Rakieta balistyczna Musudan (Hwasong 10) o zasięgu 3000 do 4000 km, Fot. Flickr/CC BY 2.0/Stefan Krasowski

Jeśli doszłoby do wojny, mogłaby ona potrwać do kilkunastu miesięcy. Północnokoreański arsenał broni konwencjonalnej jest raczej przestarzały  i nie był szerzej modernizowany od lat z uwagi na ograniczenie dostępu technologii. Reżim Kimów ma broń masowego rażenia, w tym jądrową, oraz ogromny potencjał ludzki. Według statystyk Military Balance, Korea Północna ma prawie 1,2 miliona żołnierzy w służbie czynnej i prawie 6 milionów rezerwistów w różnych formacjach paramilitarnych. W samej Korei Południowej mogłyby zginąć miliony ludzi.

Czytaj też: USA vs. Korea Północna. Czas decyzji [ANALIZA]

W lipcu 2017 portal Space24.pl informował, że KRLD prowadzi intensywne prace nad wieloma typami rakiet balistycznych. W optyce Pjongjangu w dalszej przyszłości więcej prób z pociskami balistycznymi międzykontynentalnego zasięgu (ICBM) miałoby dać do zrozumienia, że Stany Zjednoczone nie są na razie przygotowane konfrontacji z Koreą Północną na tak wielką skalę. Jednakże, władze USA za największe zagrożenie uznają właśnie możliwość zaatakowania swojego terytorium pociskiem ICBM z głowicą jądrową. 

Z oświadczeń najwyższych dowódców wojsk USA należy wywnioskować, że ewentualny atak prewencyjny może zostać wykonany w relatywnie krótkim czasie – do kilku lat – gdyż w momencie, gdy Pjongjang zyska pełnię zdolności nuklearnego ataku na terytorium USA, będzie na to za późno.

Wojna to również obrona sojuszników, czyli Japonii i Korei Południowej. Taka konfrontacja na dużą skalę może popchnąć reżim do przeprowadzenia ataku biologicznego i chemicznego (BST). 

Według raportu opracowanego przez Służbę Wywiadu Zagranicznego Federacji Rosyjskiej (War and Public Health), w 2000 r. Korea Północna prowadziła badania nad użyciem bakterii wąglika, ospy, cholery i dżumy jako broni biologicznej już w latach 60. ubiegłego stulecia. Badania prowadzono w ośrodkach badawczych, znajdujących się prawdopodobnie na wyspach na Morzu Żółtym. Inny ośrodek miał znajdować się na kontrolowanej przez wojsko wyspie Majang-Do na zachodnim wybrzeżu.

Atak zostałby przeprowadzony przez siły specjalne (Korea Północna ma ok. 200 000 żołnierzy sił specjalnych).  Szacuje się, że kilka kilogramów bakterii wąglika, zrzuconych na gęsto zaludnioną aglomerację (np. Seul), jest w stanie zabić nawet do 50% jej mieszkańców (Mark G. Kortepeter and Gerald W. Parker, "Potential Biological Weapons Threats", Emerging Infectious diseases Vol. 5(4), U.S. Army Medical Research Institute of Infectious Diseases, 1999, str. 524.).  Do użycia broni masowego rażenia może też zostać wykorzystana liczna artyleria (w tym rakietowe) czy wyrzutnie pocisków ziemia-ziemia krótszego zasięgu. Liczbę ofiar po stronie Korei Południowej mogłyby jednak znacząco ograniczyć środki obronne, rozwijane przez to państwo.

Z kolei raport sporządzony przez Harvard Kennedy School for Science and International Affairs podaje, że żołnierze armii Stanów Zjednoczonych stacjonujący na Półwyspie Koreańskich są poddawani obowiązkowym szczepieniom przeciw ospie i wąglikowi. Autorzy raportu uważają, że fakt ten wskazuje na zdolność Pjongjangu do wyprodukowania (o ile nie jest już w jej posiadaniu) broni biologicznej, np. bakterii wąglika i ospy.

Korea Południowa pozostaje świadoma zagrożenia atakiem biologicznym i chemicznym ze strony Pjongjangu. W tym zakresie armia Republiki Korei we współpracy ze Stanami Zjednoczonymi już w 1998 r. opracowała plan odparcia ataku biologicznego i chemicznego (seria OPLAN; OPLAN 5027-98). 

Analitycy oceniają, że w tej sytuacji Waszyngton będzie szukał słabych punktów w strategii obronnej Korei Północnej. Poza tym, wojną prewencyjną nie jest zainteresowane żadne z państw w regionie. Wojna nie jest na rękę największym gospodarkom świata, np. Chinom albo Japonii. Scenariusze dotyczące wojny, czy też ataku prewencyjnego, które w ostatnich pojawiły się w mediach są nie tyle co ostatecznością, ale i również formą odstraszania przeciwnika. Warto pamiętać o tym, że wojna zawsze pociąga za sobą wiele ofiar, a czasami okazuje się że może być błędnym rozwiązaniem. 

Czytaj też: Atak prewencyjny na Koreę Północną. Trzy scenariusze [ANALIZA]

Wystrzelenie rakiet w kierunku Japonii w sierpniu br. mogłoby być powodem do przeprowadzenia ataku prewencyjnego. W tym zakresie atak prewencyjny wydaje się być bardziej realną, a zarazem mniej drastyczną opcją.  Stany Zjednoczone dokonałyby nalotu na instalacje nuklearne Korei Północnej w założeniu niszcząc je całkowicie.  W operacji tej niemal na pewno uczestniczyłyby samoloty stacjonujące w amerykańskich bazach w Korei Południowej, czyli Osan i Kunsan. Posiłki mogłyby być wysłane z wyspy Guam, gdzie stacjonują amerykańskie bombowce dalekiego zasięgu (B-1, B-2, B-52).

W przeszłości podobne operacje z powodzeniem przeprowadził Izrael: w Iraku w 1981 r., a ostatnio w Syrii w 2007 roku. Warto zauważyć, że prawo międzynarodowe dopuszcza atak prewencyjny, a sam atak osłabiłby morale północnokoreańskiej armii i ośmieszył reżim Kima w oczach opinii publicznej. Przeszkodą (choć nie do przeskoczenia) może okazać się maskowanie i rozproszenie północnokoreańskich instalacji. Z drugiej strony, Kim Dzong Un w odpowiedzi na atak mógłby zdecydować się na uderzenie na Koreę Południową - zostałby de facto zmuszony do pełnoskalowej inwazji. Przed podobnym scenariuszem przestrzegał profesor Malcolm Chalmers z brytyjskiego instytutu RUSI.

Scenariusz 2: Taktyczna gra Kremla

W przeciwieństwie do Stanów Zjednoczonych, Kreml nie zajmuje postawy konfrontacyjnej wobec reżimu w Pjongjangu. Wystarczy przypomnieć  manewry WOSTOK, które Rosja przeprowadziła w regionie Pacyfiku w 2010 i 2014. Pomimo, że ćwiczenia z 2014 roku obejmowały np. użycie pocisków manewrujących ziemia-ziemia, w kontekście Korei Północnej pozostały skoncentrowane na strategii obronnej. Oznacza to, że w stosunkach z Koreą Rosja będzie unikać konfrontacji militarnej. Powodem jest nie tylko słabo rozwinięta infrastruktura, czy kiepska kondycję rosyjskiej gospodarki. 

Ocenia się, że Rosja krok po kroku będzie odbudowywała swoją pozycję na Dalekim Wschodzie właśnie dzięki partnerskiej współpracy z Koreą Północną. Stanowisko Rosji wobec Pjongjangu nie świadczy o sympatii do reżimu, ale o dążeniu do osiągania własnych celów. Nawet świadome ignorowanie przez Rosję prób nuklearnych, które Pjongjang przeprowadził 200 km od granicy rosyjskiej, wynika z czystej kalkulacji politycznej. Dlatego na razie uwaga Kremla pozostanie skupiona na utrzymaniu równowagi sił w regionie i stopniowego osłabiania USA i sojuszników.

Czytaj też: Putin ostrzega - Korea Północna nie zrezygnuje z broni atomowej

W jej ramach Rosja w dalszym ciągu będzie uważała ten obszar za swoją strefę uprzywilejowanych interesów i ograniczała wpływy Stanów Zjednoczonych w regionie. O podważaniu autorytetu Stanów Zjednoczonych świadczy chociażby zawarcie umowy między Koreą Północną, a rosyjskim operatorem internetowym TransTeleCom. Pozwala to Pjongjangowi na zachowanie pewnej niezależności, a Rosji na powiększenie pola manewru.  Do tej pory bowiem, połączenie internetowe było obsługiwane przez chińskiego operatora China Unicom. Zawierając umowę z Koreą Północną, Kreml daje sygnał Amerykanom, że głos Moskwy jest coraz bardziej słyszalny w regionie 

W marcu br., Kreml zgodził się na zwiększenie imigracji zarobkowej z Korei Północnej. Jak ocenił Anthony Rinna, analityk Institute of Asia and Pacific Studies z Uniwersytetu w Nottingham, w euroazjatyckiej części Rosji żyją dziesiątki tysięcy obywateli Korei Północnej. Wielu z nich to pracownicy przymusowi, który utrzymuje reżim Kim Dzong Una za granicą.

Drugą ważną dla Rosji kwestią pozostanie pogłębianie współpracy z Chinami. W jego ramach Pekin może stopniowo zajmować coraz mniej surowe stanowisko wobec północnokoreańskiego programu nuklearnego. Ostatnia wspólna inicjatywa Chin i Rosji (tzw.dual track approach - polegająca na zawieszeniu programu rakietowego w zamian za rezygnację z wspólnych ćwiczeń USA i Korei Płd.), jest nie tylko przykładem podważania amerykańskich interesów na Półwyspie Koreańskim. Rosjanie chcą też zasygnalizować, że zdolność wojskowa Waszyngtonu i Seulu słabnie, a przy okazji zbudować fundamenty dla dalszego „wypychania” USA z regionu.

Fot. Stefan Krasowski/Wikimedia Commons/CC BY 2.0/ [https://creativecommons.org/licenses/by/2.0/deed.en].

Jak niegdyś wyraził się były funkcjonariusz SWR Siergiej Trietiakow, swojego zachowania Rosja nigdy nie zmieni i będzie robiła wszystko, aby zawstydzić Stany Zjednoczone na arenie międzynarodowej. W kontekście sytuacji na Półwyspie Koreańskim widać to jak na dłoni.  

Niektórzy oceniają, że ambicje Kremla sięgają jeszcze dalej i w pewnej chwili to Rosja może stać się reprezentantem Korei Północnej w regionie. Do tej pory Pekin odgrywał kluczową rolę w kontekście północnokoreańskiego kryzysu. Współpracę, a być może wkrótce rywalizację chińsko-rosyjską mógłby wykorzystać Pjongjang. Podobnie jak to dzieje się w przypadku testowania cierpliwości Donalda Trumpa, Kim Dzong Un rozegra współpracę chińsko-rosyjską dla swojej własnej korzyści. 

Scenariusz 3: Odbudowa bezpieczeństwa pod wodzą UE na wzór negocjacji z Iranem 

Unia Europejska wierzy w powodzenie rozmów dyplomatycznych z Koreą Północną. 

Unia Europejska uważa, że tylko dyplomacja pomoże wyjść z impasu, w jakim obecnie znajduje się dialog z Koreą Północną. We wrześniowym wywiadzie, który ukazał się w gazecie Frankfurter Allgemeine Sonntagszeitung, niemiecka kanclerz Angela Merkel powiedziała, że to jedyne rozwiązanie. Za przykład podała sukces negocjacji, które w 2015 r. doprowadziły do porozumienia z Iranem ws.porozumienia nuklearnego.

Jest to niewątpliwie projekt bardzo ambitny, ale wiele osób nie wierzy w jego powodzenie. W przeciwieństwie do Korei Północnej, Iran nigdy nie wycofał się z Układu o Nierozprzestrzenianiu się Broni Jądrowej. Dzięki temu było możliwe samo rozpoczęcie procesu negocjacyjnego, a w konsekwencji zawarcie porozumienia (the Joint Comprehensive Plan of Action; JCPOA). 

Przeszkodą dla kontynuowania rozmów na wzór irański może być ostatnia wypowiedź Donalda Trumpa, w której zanegował zasadność porozumienia nuklearnego z 2015 r. i stwierdził, że jest to najgorsze porozumienie od lat. 

Jak mówi stare chińskie przysłowie, nie należy naprawiać statku na środku rzeki. Stanowisko Trumpa ws. JCPOA będzie długo oceniane jako bezmyślne. To jak zostanie rozegrane przez Kongres (zdecyduje on czy należy nałożyć nowe sankcje na Iran), będzie rzutowało na dalsze powodzenie jakichkolwiek rozmów z Koreą Północną.  Jeśli bowiem dojdzie do faktycznej rewizji porozumienia z Iranem, świat może znaleźć się między dwoma kryzysami nuklearnymi. Stanowisko Stanów Zjednoczonych może uczynić zeń niewiarygodnego partnera do jakichkolwiek rozmów. Ocenia się, że ewentualnie doprowadzi to do przejęcia kontroli przez inne państwo, np. Chiny. 

Scenariusz nr 4.: Każda droga prowadzi do Pekinu

Inny scenariusz zakłada przejęcie rozwiązania kryzysu przez Chiny. Niektórzy nawet przypuszczają, że dziwna polityka zagraniczna Stanów Zjednoczonych ma na celu oddanie sprawy Korei Północnej Chinom.  

Ocenia się, że chińska operacja militarna mogłaby (paradoksalnie) doprowadzić do korzystnych zmian na Półwyspie Koreańskim. Taką nadzieję miał wyrazić również sam prezydent Donald Trump.

Fot. Edward N. Johnson, US Army/Wikimedia, Domena Publiczna

W artykule "'China First' Strategy" były redaktor naczelny magazynu The Economist Bill Emmot uważa, że dzięki groźbie interwencji wojskowej, którą Pekin mógłby stosować na przemian z obietnicą zagwarantowania bezpieczeństwa (tj. objęcia Korei Północnej chińskim parasolem nuklearnym), może doprowadzić do uległości reżimu i rezygnacji z dalszej rozbudowy arsenału broni masowego rażenia.

Emmot ocenia, że chińska interwencja militarna w Korei Północnej zaczęłaby się  od inwazji morskiej i lądowej. Emmot ocenia, że prawdopodobieństwo zaangażowania się Pjongjangu w wojnę przeciwko Korei Południowej (np. dokonując ostrzału artyleryjskiego Seulu) byłoby nikłe. Nawiązanie współpracy z Chinami doprowadziłaby do zmiany systemu rządów i przejęcia władzy nad większą częścią północnokoreańskiego wojska.

Czytaj też: Asymetryczna odpowiedź i zastraszanie. Militarne filary reżimu Korei Północnej [OPINIA]

Jedną z przesłanek takiego obrotu spraw może być również wycofanie się Stanów Zjednoczonych z umowy handlowej TPP (Trans-Pacific Partnership). Nieobecność Waszyngtonu w TPP oznacza zwiększenie chińskiej strefy wpływów, nie tylko gospodarczej.

Scenariusz 5: Akceptacja pierwszym krokiem do rozpoczęcia nowych negocjacji?

Szacuje się, że do 2020 r. potencjał nuklearny Korei Północnej wzrośnie do 60 głowic, a Pjongjang będzie mógł doskonalić swoje systemy przenoszenia broni masowego rażenia – przede wszystkim rakiety dalekiego zasięgu. Będzie to oznaczało, że sankcje odnoszą mierny skutek, a prace nad programem nuklearnym będą kontynuowane. Ostatni z raportów ONZ wskazuje na bardzo luźne egzekwowanie sankcji przez poszczególne państwa, połączone z ignorowaniem rezolucji ONZ przez KRLD.

Eksperci oceniają, że nawet zaostrzenie sankcji gospodarczych wobec reżimu w Pjongjangu nie powstrzyma prac nad programem nuklearnym. 

Rada Bezpieczeństwa ONZ nałożyła pierwsze sankcje w 2006 r. Nie przyniosły one żadnych rezultatów, bo prawie żadne z państw, z którymi Pjongjang utrzymywał kontakty gospodarcze, ich nie przestrzegało. W przypadku ONZ problemem pozostaje brak efektywnego mechanizmu egzekwowania sankcji.

Czytaj też: Naprawa ONZ kluczem do światowego bezpieczeństwa. Trzy punkty 

Osobne sankcje nałożyły również Unia Europejska i Rosja.

Mimo wszystko sankcje pozostają raczej mało skutecznym środkiem dyscyplinowania Korei Północnej. Mogą jeszcze bardziej skłonić reżim do budowy rakietowo-jądrowego arsenału, odnosząc skutek odwrotny do zamierzonego.

Jedną z alternatyw, która mogłaby uspokoić reżim, jest zaakceptowanie przez międzynarodową społeczność prac nad programem nuklearnym. W psychologii, akceptacja jest wstępem do rozpoczęcia jakiejkolwiek komunikacji. Kim Dzong Un nie jest wariatem. Celem prac KRLD nad arsenałem nuklearnym nie jest atak na Stany Zjednoczone, ale obrona przed obaleniem reżimu Kimów. Obrona i zachowania reaktywne na zagrożenie wynikają w dużej mierze z uwarunkowań historycznych.

Przez kilkadziesiąt lat kraj ten znajdował się pod okupacją Japonii, która zaprowadziła rządy twardej ręki (budan seiji). Konsekwencją autorytarnych rządów Japończyków jest nieustanna walka Korei o przetrwanie. Warto mieć to na względzie rozpoczynając rozmowy z Pjongjangiem. Być może zaakceptowanie prac nad programem nuklearnym KRLD może okazać się pierwszym krokiem do rozpoczęcia nowych negocjacji?

Na razie trudno jest oceniać, który ze scenariuszy rozwoju konfliktu koreańskiego zostanie zrealizowany. Jest jednak pewne, że ewentualny konflikt wiązałby się z ogromnymi stratami i dużą liczbą ofiar po wszystkich stronach, choć z drugiej strony USA mogą być zdeterminowane, aby nie dopuścić do zagrożenia swojego terytorium nuklearnymi rakietami międzykontynentalnymi Pjongjangu. Kryzys koreański może też zostać wykorzystany przez Rosję i Chiny do umocnienia swoich wpływów. 

Wydaje się, że ryzyko wojny pozostaje niewielkie, ale nie można go wykluczyć. Biały Dom podkreśla, że Stany Zjednoczone nie wypowiedziały wojny Pjongjangowi, a podobne deklaracje Korei określono jako absurd (wypowiedź Sary Huckebee z 26 września tego roku). Na razie wojna na Półwyspie Koreańskim pozostaje wojną werbalną. Oby groźby i słowne zapowiedzi nigdy nie zamieniły się w czyny.

Małgorzata Krakowska

Reklama

Mikrostan wojenny, Mad Max w Syrii - Defence24Week 102

Komentarze (19)

  1. Kiks

    Nikt nie zaakceptuje i nie uzna ich za atomowe państwo. To byłaby furtka dla innych.

    1. mobilis in mobili

      Zamach pałacowy wypadłby oczywiście dużo taniej,tylko że w realiach KRL-D jest on prawie niewykonalny.Najbliższe otoczenie Ukochanego Przywódcy jest totalnie "nieprzemakalne" i śmiertelnie zastraszone.Wątpię aby Chiny miały tam jakąś rozbudowaną agenturę.Jeśli jest tam-powiedzmy-jeden chiński kret to raczej zostawią go na czarną godzinę zresztą próba zamachu na Kima byłaby dla niego wyrokiem śmierci niezależnie od tego czy zamach by się udał czy nie.Nikt na to nie pójdzie chyba tylko jakiś człowiek-cyborg ze zdalnie sterowanym mózgiem... Co innego niższy szczebel.Wojsko i działacze partyjni,zwłaszcza z rejonów przygranicznych mogliby być podatni na infiltrację.Wielu z nich okazjonalnie bywa w Chinach i wtedy reżim ma ograniczoną kontrolę nad tym co robią.Jednak sama prowincja nie zdobędzie "twierdzy Phenian" zamieszkałej przez ok.2mln. obywateli z "najwyższej kasty lojalności".Wielu z nich chętnie przyłączyłoby się do buntu ale trzęsie się ze strachu i patrzy co robią sąsiedzi (czy nie zadenuncjują) a sąsiedzi z kolei patrzą na nich i też robią w gacie...Żeby tę barierę strachu przełamać potrzebny jest sygnał że kawaleria już nadciąga z odsieczą-takim sygnałem będzie wkroczenie chińskiej armii i jednoznaczne oświadczenie przywódców ChRL.Jeśli Phenian zacznie się buntować to najbliższe otoczenie Kima pójdzie za tym przykładem.Wtedy Ukochany Przywódca będzie skończony-DOSŁOWNIE. Tak więc będzie to oddolna reakcja łańcuchowa skutkująca dekapitacją reżimu.ChAL-W powinna w pierwszej fazie pełnić rolę akceleratora a w drugiej moderatora.Pamiętajmy że Chiny muszą mieć pewność że nowo utworzone władze zachowają (formalnie) ustrój komunistyczny nie będą dążyć do zjednoczenia z Republiką Korei i pozostaną antyamerykańskie oraz prochińskie.Obecność wojska w okresie przejściowym da 100% gwarancję że tak będzie.Samo usunięcie Kima (problematyczne) i puszczenie wszystkiego samopas takiej gwarancjii nie daje. Pamiętać też trzeba że chińska armia nie bedzie wiele ryzykować.KRL-D to dla niej teren przyjazny ludzie nie potraktują jej jako wroga.To nie Afganistan czy Wietnam ani nawet Panama. Dodatkowo taka operacja będzie wielkim sukcesem propagandowym.Cały świat uzna ChRL za supermocarstwo równe USA.Tajwan zapewne zmięknie i łaskawiej spojrzy na zjednocznie w ramach "dwóch systemów". Co do nieszczęsnego braciszka Kima potraktowanego V-gazem to Wielki Sternik faktycznie obawiał się że ktoś go posadzi na tronie zamiast niego.Tyle że mogłoby to się stać także w wyniku takiej operacjii jak w/w opisana.Chiny spróbowałyby legitymizować nowy reżim w oczach obywateli przez kontynuację dynastii Kimów-regentów.

  2. TUBA

    zmasowany atak saturacyjny rakietami ze wszystkich nośników w infrastrukturę krytyczną ,szczególną, systemy władzy , systemy dowodzenia , zgrupowania wojsk wierne kacykowi oraz kryjówki trutnia ...a następnie zmasowany atak propagandowy ulotkowy i medialny czy naród chce wolności czy nadal tkwić w utopi ..bez wchodzenia na obszar Korei Północnej i działania prewencyjne lotnictwem i rakietami na "ogniska które przetrwały i kąsają "

    1. ktos

      No pewnie... najlepiej po 5000 rakiet na jeden cel. I potem po 50 atomowek... a co!

    2. Podpułkownik Wareda

      TUBA! "Zmasowany atak saturacyjny [na Koreę Północną] rakietami ze wszystkich nośników ... ". No pewnie, a co, a jak! W myśl zasady: RAZ, A DOBRZE! A ... co będzie potem? Nieważne, potem ... choćby potop!

  3. mobilis in mobili

    Osobiście jestem zdania że najbardziej prawdopodobny scenariusz dla KRL-D to "rewolucja sterowana zdalnie" tak jak swego czasu w Rumunii.Do obalenia władzy Ceausescu doszło w wyniku współdziałania umiarkowanego skrzydła rodzimych komunistów,części wojskowej generalicjii i służb specjalnych wielkich mocarstw-USA,Francjii ale też i ZSRS.Dyktatorskie fanaberie "Słońca Karpat" były nie do strawienia nawet dla sowietów.Oczywiście Gorbaczow nie miał w planie przejścia Rumunii do NATO i UE ani nawet do demokracjii w stylu zachodnim ale USA i Francja jak najbardziej.Ponieważ ZSRS wkrótce sam się rozlazł jak stare gacie opcja amerykańska zwyciężyła-szczęsliwie dla Rumunii. W KRL-D będzie trochę inaczej bo główny promotor zmian czyli ChRL nie jest demokracją i demokratycznej KRL-D sobie nie życzy.Chińczycy chcieliby mieć to państwo spolegliwe i pod kontrolą,na tyle silne aby móc szachować USA na półwyspie ale na tyle słabe aby nie wyrządziło znaczących szkód w tym rejonie.Czyli denuklearyzacja tak-demilitaryzacja nie...Oczywiście o zjednoczeniu z Południem mowy nie będzie co zresztą może być wygodne także dla Republiki Korei,koszty takiej operacjii byłyby bowiem kolosalne jakieś 100x większe od "anszlusu" NRD przez RFN. Reasumując: -Za jakiś czas w kilku kluczowych miejscach KRL-D dojdzie do "spontanicznych" wystąpień ludności przeciw reżimowi część wojska poprze buntowników. -Władze w Phenianie spróbują utopić bunt we krwi.Dzięki chńskiej agenturze szczegółowe informacje o masakrach obiegną cały świat i wzbudzą powszechne oburzenie. -Po kilku dniach do KRL-D wkraczają chińskie wojska celem "zapewnienia stabilizacjii i ukrócenia cierpień ludności".Przez lata propaganda KRL-D przedstawiała Chiny Ludowe jako przyjaciół na których można polegać w potrzebie.Teraz wojsko nie będzie chciało walczyć z Chińczykami a cywile powitają ich jak wyzwolicieli. -Kima i jego klikę spotka los Ceausescu.Za dużo wiedzą i winę za całe zło będzie można zwalić na nich.Śmierć ukochanego wodza ostatecznie załamie jego największych zwolenników-z ochotą poprą nowe władze namaszczone przez ChR-L tym bardziej że będą w nich liczni komunistyczni zbrodniarze z poprzedniego reżimu. -Nowe władze ogłoszą modernizację kraju na wzór reform Deng-Xiao-Pinga.Władza partii komunistycznej zostanie zachowana.Kult Kim-Ir-Sena będzie utrzymany natomiast jego syn i wnuk zostaną oskarżeni o "wiarołomstwo" oraz "błędy i wypaczenia".Ich pomniki i portrety zostaną usunięte. -Broń nuklearna KRL-D zostanie zniszczona pod kontrolą ONZ.Władze ogłoszą że nie jest potrzebna bo bratnie Chiny zapewnią atomowy parasol na wypadek agresjii ze strony USA. W kontekście powyższego scenariusza rodzi się pytanie o rolę Rosji.Ostatnimi czasy reżim Kim-Dzon-Una coraz bardziej się przymila Putinowi widząc rosnącą niechęć Chin.To nic nowego bo KRL-D zawsze balansowało między ZSRS a Chinami Ludowymi.Jednak teraz Rosja jest zbyt słaba aby uratować władzę Kima jeśli Chiny powiedzą twardo BASTA.Prawdopodobie Putin wesprze Chińczyków w zamian za wytargowanie jakichś koneksji w nowych władzach na północy.Nie ostrzeże KIm-Dzon-Una tak jak Erdogana. Największym problemem będzie zapewnienie bezpieczeństwa broni nuklearnej kiedy w KRL-D dojdzie do niepokojów.Myślę że rosyjski i chiński wywiad połączą siły w celu infiltracji "atomowego pionu" armii północy i zapewnienia bezpieczeństwa "czerwonego guzika".Bez tego operacja RUMUNIA-BIS nie ruszy.

    1. Taki jeden z wioski

      Czy ten przedstawiony przez Pana scenariusz, nie jest aby za bardzo "zachodni"? Jeśli ma się wystarczająco mocną agenturę, to po co legitymować działania przy udziale mas? Długość operacji zwiększa tylko szansę niepowodzenia. Nie lepszy byłby zamach pałacowy? Potem zawsze można - w razie potrzeby - zrobić ogólnokrajowe igrzyska pod tytułem "wypaczenia" poprzedników, co zalegitymizuje nowe władze. Czy nie tego scenariusza boi się Kim? Przypominam, że zabił brata. Czy aby nie dlatego, że bał się iż, jego przeciwnicy mogą chcieć podmienić jednego Kima na drugiego?

  4. Taki jeden z wioski

    Zaakceptowanie sytuacji iż, Kimowie mają broń atomową, byłoby de facto krótkowzroczną głupotą. Kraj ten jest nieprzewidywalny. Nie w sensie, że ludzie nim kierujący są szaleni, ale w sensie, że nie uznają żadnych reguł. A to wystarczy, by KRLD sprzedawała swe głowice lub know how, tym którzy są gotowi zapłacić. A ten stan jest nie do zaakceptowania na dłuższą metę przez przywódców światowych.

    1. Nie znam się...

      Głowice, know how, ale i środki przenoszenia...

  5. Drobny szczegół

    Przypominam sobie wypowiedź kremlowskiego analityka Aleksandra Dugina z 2009 lub 2010 r. Mówił on, że Rosja przejmie globalne przywództwo jak tylko USA ,,coś się stanie". Co to mogło znaczyć to ,,coś sie stanie"? Czy nie chodzi o sprowokowanie wojny z Koreą Północną lub Iranem po wcześniejszym dostarczeniu broni atomowej lub samej technologii produkcji głowic nuklearnych z Rosji do tych krajów? A Rosja jako stały członek RB ONZ będzie udawała, że znowu USA ,,napadły" na bezbronne państwo. Ale tym razem nie obejdzie się bez ofiar na terytorium USA...Kluczem do Korei Północnej i Iranu są Rosja i Chiny. Jeżeli USA planują wojnę prewencyjną to powinny ją planować właśnie przeciwko tym państwom bo to one stoją za Koreą Pn. i Iranem. Wszystkie rakiety koreańskie i irańskie dziwnym trafem oparte są na technologiach radzieckich lub chińskich z lat 60 i 70 XX wieku. Dziwny ,,przypadek", ,,zbieg okoliczności". Gdyby Rosji zależało na światowym pokoju i współparcy miedzynarodowej nigdy nie dopuściłaby do tego żeby stare technologie postradzieckie trafiły do rąk takich panstw jak Korea Pn. i Iran. Wygląda to na perfidne i umyślne dążenie do zniszczenia Zachodu cudzymi rękami (Iranu i Korei Pn.). A potem rosyjscy ,,wyzwoliciele" dojadą swoimi czołgami do Lizbony i ogłoszą światowy pokój...

  6. famak

    Ta cała sytuacja to niestety pokłosie amerykańskiej naiwności w 1945. Pozwolili Rosjanom zainstalować komunistyczny rząd, który zaatakował Koreę Płd. A potem nie umieli pokonać komunistów w wojnie koreańskiej mimo sporej mobilizacji sił i środków. Teraz mamy dwa aspekty sprawy. Pierwszy to sytuacja militarna na półwyspie koreańskim. Armia północnokoreańska jest oczywiście liczna(ok. 1 mln żołnierzy ) ale słabo uzbrojona w sprzęt pamiętający lata 60-te. Brak jest nowoczesnej elektroniki, systemów rozpoznania. Słabe jest lotnictwo i obrona plot. Marynarka wojenna to skansen. Naprzeciwko stoi ok 500 tys żołnierzy południowokoreańskich wyposażonych w nowoczesny sprzęt i szkolonych wg wzorców zachodnich. Moim zdaniem możliwości ofensywne wojsk Korei Płn. są niewielkie i ograniczają się do ewentualnego ostrzału przez ok 200 środków rażenia typu artyleria dalekonośna czy rakiety taktyczne. Korea Płd. ma za to rosnącą liczbę pocisków balistycznych i manewrujących, przed którymi Północ nie ma żadnej obrony. A ataki słabo wyposażonej piechoty i prymitywnych czołgów na technicznie i ogniowo silnego przeciwnika prowadzą do ogromnych strat( strategia Japonii na Pacyfiku w latach 1942-45). Zresztą czy żołnierze Północy, którzy służą sześć-siedem lat w wojsku będą zawzięcie bronić wielkiego przywódcy. Raczej wątpię. Zwłaszcza, że poziom ich wyszkolenia wcale nie musi być wysoki. Z relacji uciekinierów wynika bowiem , że większą część czasu służby spędzają jako darmowa siła robocza na budowach. Dysproporcja sił konwencjonalnych wobec dynamicznego rozwoju przemysłu i technologii Korei Płd. będzie się raczej pogłębiać. I taka ocena jest przypuszczalnie przesłanką do rozwoju broni nuklearnej. Na chwilę obecną Korea Płn. nie ma prawdopodobnie operacyjnych rakiet międzykontynentalnych i głowic do nich. Pozostają ciągle w stadium doświadczeń. Biorąc pod uwagę programy Pakistanu i Indii, które mają znacznie większy potencjał naukowy a wyprodukowały(przez 40 lat) zaledwie ok 50 głowic i póki co żadnej rakiety międzykontynentalnej uważam, że jest wokół koreańskiego potencjału trochę medialnej "wartości dodanej". Podsumowując w wojnie na chwilę obecną Korea Płn nie ma szans. Trudno oszacować straty ale proporcje byłyby takie : dziesiątki tysięcy ofiar po stronie północnej , tysiące po południowej + ewentualnie USA. A nie żadne miliony(w wojnie z Irakiem z użyciem 1,5 mln żołnierzy po obu stronach zginęło łącznie 20-40 tys. ludzi). Jeśli zaś chodzi o kontekst polityczny to jest on również bardzo czytelny. Ani Chiny ani Rosja nie są zainteresowane osłabianiem Korei Płn. Konflikt z USA wiąże amerykańskie siły i wymaga dodatkowych funduszy. Amerykanie posiadają już pewien potencjał lądowy(44 ciężkie pociski na Alasce,THAAD) oraz morski (SM-3/6) chociaż jego utrzymanie i rozwój kosztuje miliardy dolarów. Skuteczność tych rozwiązań jest wystarczająca na te parę rakiet, które Kim mógłby użyć. Stąd nie kwapią się , mimo wojennej retoryki, do zdecydowanej akcji. Dodatkowo są zaangażowani w wiele projektów , które mogą w bliskiej przyszłości zmniejszyć zagrożenie atakiem atomowym (np broń laserowa, elektromagnetyczna , systemy hipersoniczne, przeciwrakiety wielogłowicowe) lub znacząco zwiększyć skuteczność ataków na bazy/środki jej przenoszenia. Więc wydaje się, że w najbliższych latach raczej wojna nie wybuchnie. Wojskowi znacznie bardziej wolą mieć zagrożenie , do którego odparcia potrzeba ciągle nowych projektów i większego budżetu.

    1. T.

      Również bardzo sensownie powiedziane

    2. kapitan rakieta

      Aby brać pod uwagę THAAD, SM-3 i BMD należy przede wszystkim zacząć od analizy parametrów technicznych tych pocisków w stosunku do możliwej trajektorii lotu rakiet koreańskich. THAAD odpada od razu bo jest za daleko od stanowisk startowych a w przypadku wysokiej trajektorii lotu odpada również cała reszta.

    3. Bunio

      Naprawdę uważasz, że po zmasowanym ataku rakietowo-artyleryjskim na Seul, w również bronią B+C, a najpewniej i A, byłoby zaledwie tysiące ofiar? Na czym opierasz to przeświadczenie? Duża liczba tej broni po stronie północnej nie ulega raczej wątpliwości, i nawet jeśli jest przestarzała, to co z tego? Musiałaby zostać praktycznie całkowicie wyeliminowana w pierwszych minutach konfliktu. Znasz na to inna metodę, niż zmasowany atak atomowy?

  7. Autor komentarza

    1. "zaakceptowanie prac nad programem nuklearnym KRLD może okazać się pierwszym krokiem do rozpoczęcia nowych negocjacji" Bardzo śmiała teza. Czy wpuszczenie bandytów do mieszkania może być pierwszym krokiem do negocjacji? Owszem, tylko temat negocjacji wówczas się zmieni - z kwestii okraść/nie okraść na okraść włącznie z sejfem / okraść i zgwałcić. 2. "Obrona i zachowania reaktywne na zagrożenie wynikają w dużej mierze z uwarunkowań historycznych." Przeczą temu fakty: od samego swego początku Korea Płn. jest stroną agresywną (Północ zaatakowała Południe, a nie na odwrót) i wszystkich wokół straszy i szantażuje. Nie widzę tu związku z japońską okupacją - jakież ma dziś znaczenie? Proszę wskazać choćby jednego współczesnego chętnego do zajęcia Korei Północnej i karmienia jej 25 milionów zindoktrynowanych niewolników. Rynek zbytu tam nie występuje a kopaliny są dostępne wszędzie, zwłaszcza w Afryce. Jedynym powodem użycia siły wobec Korei Płn jest jej agresywność, czyż nie? 3. Analiza możliwych scenariuszy powinna zacząć się od analizy celów, do których dążą strony. Przecież postawa Kim Dzong Una nie jest wcale taka jasna. Tak bardzo boi się o swoją władzę, że gra vabank i idzie na konfrontację? Dwudziestopięciomilionowy obóz koncentracyjny raczej przegra konfrontację nuklearną ze światowym mocarstwem (lepsi nie dali rady). A może to jest proxy war....

    1. say69mat

      Mam wrażenie, że infantylna strona osobowości Kim'a uwielbia ... fajerwerki. Warto przeanalizować sposób realizacji oficjalnych obchodów rocznic ważnych dla dynastii KIm i KRLD. I rolę tzw. muzyki sztucznych ogni w organizacji tego typu obchodów.

    2. Bunio

      "Przeczą temu fakty" - może i tak, ale czemu mieszasz fakty ze świadomością historyczną i fobiami? Czy np. Niemcy chcą na nas napadać? A jednak - po 45 latach PRL, po gruntownej, pacyfistycznej przemianie, jaką przeszły Niemcy (cała ich świadomość państwowa została zbudowana na rozliczeniu ze zbrodniczą przeszłością, ekspiacji za winy) - nadal, jak widać dookoła, bardzo silne są u nas fobie antyniemieckie. I nic nie poradzisz. Koreańczycy byli narodem zdominowanym przez wieki i walczącym o niepodległość z wszystkimi sąsiadami, a teraz, gdy ledwie połowa kraju zdołała się wyzwolić, dybią na nich USA i zdrajcy z Południa - taka narracja jest zrozumiała i naturalna, gołym okiem widać też jawnie wrogą postawą USA, Korei Płd., Japonii: stacjonowanie wojsk, ciągłe ćwiczenia, sankcje gospodarcze... W historii nie ma jednej prawdy. Zawsze liczy się tylko ta mojsza. Tu naprawdę nie trzeba wielkiej wyobraźni, aby to zrozumieć.

  8. Nie znam się...

    Ja może się nie znam, ale na ile powyższa analiza jest analizą, a na ile zebraniem w jednym miejscu wycinków prasowych, o tym jak różni ludzie widzą przyszłość Korei Północnej?

  9. Obywatel PL

    Wydaje mi się, że powyższa analiza nie do końca oddaje istotę sprawy. Pytanie podstawowe brzmi: "Jaki jest cel podsycania kryzysu koreańskiego"? Bo to, że Trump to robi, jest raczej oczywiste. Po pierwsze może chodzić o cele skierowane do wewnątrz USA. Może chodzić o budowanie właściwego przekazu. Z jednej strony pokazuje Trumpa jako twardziela, a z drugiej uzasadnia to np. zwiększenie nakładów na obronność. Z drugiej strony straszenie Koreą Północną może być pretekstem do zwiększania amerykańskiej obecności w chińskiej strefie wpływów, w sposób mniej konfrontacyjny. Korea Północna może być też sposobem na mobilizowanie regionalnych sojuszników do zwiększenia wysiłków zbrojeniowych. Dziś nie ma nawet pewności, którzy z amerykańskich sojuszników w regionie, pozostaliby przy Waszyngtonie, gdyby doszło do otwartego konfliktu z Pekinem. Stąd też, trudno uwierzyć, by np. Seul chciał inwestować spore środki w armię, gdyby dominującą narracją była: "zbrójcie się na wojnę z Chinami". A tak dzięki Korei Północnej, potencjały amerykańskich sojuszników w regionie rosną. Pozornie konflikt Z KRLD jest dla USA bardzo niekorzystny. W razie gdyby USA obaliły reżim, straciłyby sojusznika. Wyniszczona wojną Korea Południowa, nie mająca zarazem głównego wroga, prawdopodobnie zaczęłaby ciążyć w stronę Chin. Ewentualny impas w tej wojnie z jednej strony skompromitowałby USA, pokazując ich niezdolność do wygrywania wojen, a więc podważył ich pozycję na świecie, a na samym półwyspie skłonił raczej wszystkich do szukania rozwiązań politycznych. Przegrana USA, byłaby zaś ich całkowita kompromitacją. Tak mogłoby się z pozoru wydawać. Może się jednak okazać, że celem tego konfliktu jest wojna sama w sobie. Dokładnie wojna typu proxy - zastępcza. Taka, która choć byłaby prowadzona pod flagami obcych państw - obu Korei - pozwoliłaby zmierzyć się dotychczasowemu imperium - USA - ze wschodzącym imperium - Chiny - jednak bez nazwania tego wojną. To trochę tak, jak Rosja zaprzecza, że jest na wojnie z Ukrainą i wielu im wierzy. Wyjściem z tego konfliktu byłby powrót do status quo czyli zamrożonego konfliktu. Konflikt może być oczywiście zamrożony na różne sposoby. Tak jak obecnie ma to miejsce na półwyspie koreańskim, czyli za sprawą ufortyfikowanej granicy, albo jak na Ukrainie, gdy obie strony strzelają do siebie od czasu do czasu. Ale to już zupełnie inna historia.

    1. T.

      Bardzo mądrze napisane

    2. Łukasz

      podsycanie konfliktu jest na rękę Rosji, to ona stymuluje to co dzieje się na dalekim wschodzie, ponieważ region ten jest z punktu widzenia strategicznego ważniejszy dla USA, USA angażują się w gierki Rosji, Kima, Chin, tym samym nie są w stanie poświęcić więcej czasu i środków w Europie i całym basenie Morza Śródziemnego - tu karty zaczęła rozdawać Rosja (wciągnęła w to Turcję, drugą armię NATO)

  10. PolExit

    Każdy republikański prezydent musi mieć swoją wojnę. Bush senior miał Pustynną Burzę, Bush junior miał Iraq Freedom, Trump będzie miał Koreę.

  11. Takeha

    1. Nic nie wskazuje na to aby wojna mogła wybuchnąć. Ani Korea ani USA się do niej nie przygotowują. Ostatnio USA rotowały jednostki w Korei i wystarczyłoby żołnierzy wyjeżdżających przytrzymać dłużej w Korei jako sygnał wzmacniania swojej obecności. Wszyscy wrócili planowo. Podobnie w wojskach Korei Południowej nie widać zaniepokojenia: ani mobilizacji rezerwistów, ani np treningów ewakuacji Seulu. A scenariusze musza przyjmowac możliwość pełnej odpowiedzi Północy nawet na "chirurgiczne uderzenie". Uderzenie które jest swoja drogą absurdem, bo jak przyznają zarówno USA i S.Korea mają zaledwie ogólne pojęcie gdzie owe cele mogły by się znajdować, a w jednym ataku musiano by zniszczyć, zakłady produkujące broń masowej zagłady, środki przenoszenia, magazyny z bronią. Uderzeń w Iranie czy Iraku nie można porównywać bo tam wywiad operował w miarę swobodnie,w przeciwieństwie do Korei Północnej. Więc atak ograniczony nie wchodzi w grę bo nie wiadomo w co uderzać. 2. Kreml? Przecież to śmieszne. on już od dawna nie ma tam żadnego znaczenia. Umowa internetowa służy tylko temu aby chińczyków nieco zirytować. Może w regionie uwierzą w powrót mocarstwa jeśli chociaż przez jedną zimę uda się Rosjanom utrzymać stałe dostawy prądu do Władywostoku - jak dotąd cud nieosiągalny od czasów ZSRR. Rosjanie chcieli by coś znaczyć, ale to juz nie te czasy. to chińskie podwórko. 3. Może. Jest to jakas szansa aby wszystkie strony wyszły z tego z twarzą, ale realnie będzie to połaczenie z opcja 5. Czyli dajemy Kimowi co chce, gwarantujemy mu nietykalność i zgodę na dowolny arsenał, a on obieca że nikogo nie będzie bombardował, ewentualnie rozważy taką obietnicę. Ogłosi się sukces negocjacyjny, "świat zawrócono znad krawędzi", a Koreę. Płn co parę lat szantażem atomowym będzie wymuszać od zachodu dodatkowe "kredyty". 4. Czysta fantazja. Chiny nic nie zyskują a ponoszą całe ryzyko, a potem jeszcze cos z tym trupem jakim jest Kore Płn muszą coś zrobić. Czysty bezsens. Chiny mają użyć własnego wojska, zaryzykować życie własnych obywateli i własne interesy, utrzymywać miliony uchodźców z północy a potem samą Północ, dla dobrego samopoczucia USA? 5. Tak jak w punkcie 2, tyle że bez negocjacji i z upokorzonym zachodem. Kim robi co chce za pieniądze zachodu który udaje że wszystko jest w porządku. I obawiam się że tak się skończy.

  12. Ogrodnik amator

    Artykuł powinien przeanalizował również kwestię usuniecia kima skrytobojstwem( np. Nadwaga) i doprowadzenie do wieloletniej wojny domowej w stylu syryjskim. Taki scenariusz powaznie angazyje sily chinski i rosyjskie i rozwiazuje rece usa na morzach Azji.

  13. Taki jeden z wioski

    Sorry wiem, że to nieco inny temat, ale mam pytanie. Z tego co wiem, Polska na potrzeby stworzenia zdolności serwisowych dla Leopardów i modernizacji do wersji LEO2 PL kupiła dokumentację od Niemców. Z tego co gdzieś czytałem - choć jest to informacja niesprawdzona - połowa kwoty jaką kosztować będzie nas ta modernizacja, to de facto koszt zbudowania w kraju zdolności serwisowych. A skoro tak, to jeśli nie udałoby się pozyskać kolejnych Leopardów z rynku wtórnego, to może warto byłoby rozważyć ich produkcję licencyjną w Polsce? Lufownia HSW zapewne poradziłaby sobie z produkcją luf, trzebaby jedynie kupić licencję na ich wytwarzanie. Korpusy możnaby najpewniej pospawać na linii, na której powstają Kraby. To jest raczej tylko kwestia odpowiednich przyrządów montażowych. Rzeczy, które sami bylibyśmy w stanie zrobić zrobilibyśmy sami, a te których nie bylibyśmy wstanie, kupilibyśmy od Niemców. W końcu skoro przeprowadzając modernizację czołgu kupuje się do niego podzespoły, a potem się je montuje w modernizowanym czołgu, to czemu niemożnaby ich kupić i zamontować w nowo produkowanym czołgu? Jeśli wojsko gotowe byłoby kupić 200-300 takich czołgów, to pewnie cały interes by się dopiął od strony biznesowej.

    1. nie znam sie.

      nie wiem nie znam się ale sie wypowiem. Szwedzi kupili licencje na Leoparda i ich wersja jest podobno najlepsza. Czyli to tylko kwestia pieniędzy a tych nie ma.

    2. el ninio

      Nie glupie ale rzad pracuje nad wspolpraca z niemcami przy nowym czolgu a to oznacza ze nie beda chcieli wydawac pieniadze na cos co za moment bedzie przestazale.

    3. Pozytywizm

      Watpie aby Niemcy chcieli sprzedac nam wiecej czogow ktore moglyby posłużyć do uboegania sie o reparacje wojenne. Nie mamy polityki zagranicznej.

  14. Prosty Sołdatmen

    Gdybym ja siedział na Kremlu też nie miałbym żadnego interesu w obalaniu reżimu Kima, wprost przeciwnie. Obowiązuje tutaj stara zasada, że wróg mojego wroga jest moim przyjacielem. KRL-D wiąże znaczne siły amerykańskie i w razie awantury powtórzyłby się dla Ameryki krwawy scenariusz wietnamski - w najlepszym wypadku - bo Wietnam nie miał możliwości przeniesienia wojny na teren USA, Korea Północna być może już takie możliwości posiada, więc tego najbardziej boi się USA, nie tego że ucierpi Korea Południowa czy Japonia, tylko że jakaś zabłąkana głowica, choćby miała te głupie 5 kt, uderzy np. w Los Angeles.

    1. Kiks

      Na szczęscie USA nie potrzebuje sowieckich mecenasów.

  15. Kowalskiadam154

    KRLD dysponuje bronią atomową i rozwija środki jej przenoszenia a tego faktu nie zmieni już nic nawet Trump i jego groźby Za obecny stan rzeczy odpowiadają administracje Clintona i Obamy którym się wydawało że z KRLD można rozmawiać zamiast przykręcać śrube w postaci całkowitego embargo izolacji i wymuszenia tego samego na innych krajach Niestety woleli robic resety z Rosją i intetesy z Chinami niz zapowiedzieć im że żadnych rozmów i biznesu nie będzie dopóki Moskwa i Pekin nie zaczną rozbrajać Kimów

  16. Politolog

    Największy strach na Kremlu wywołuje możliwość zawarcia sojuszu pomiędzy Koreą Płn a Chinami w celu wspólnego zagospodarowania Syberii. To byłby ostateczny koniec Rosji.

  17. Alien

    Bez żartów, Rosję zatrzymali w Donbasie ukraińscy ochotnicy. Rosja to kolos na glinianych nogach. Jedyna dziedzina w której Rosja jest naprawdę mocna to propaganda.

    1. Prosty Sołdatmen

      Rosja może i wysłała trochę sprzętu i ochotników do Donbasu, ale wojny na pełną skalę z Ukrainą nie zaczęła, zresztą formalnie ani Rosja nie wypowiedziała wojny Ukrainie, ani Ukraina też wojny Rosji nie wypowiedziała, więc może bym proponował skończyć pisać te bajki, że "ukraińscy ochotnicy" wpadający bez przerwy w jakieś kotły, po których było trzeba robić Mińsk-1, Mińsk-2 zatrzymali armię Federacji :) Rosja swoje cele na Ukrainie osiąga tanim kosztem i nie potrzebuje do tego wojny.

    2. BBB

      Ten komentarz jest rzecz jasna nieprawdziwy. Z wielu powodów - np. dlatego, że SZ FR nie zaangażowały się otwarcie i na pełną skalę w Donbaskim konflikcie, mało tego, w epizodach, w których brały udział związki taktyczne Rosji, odnosiły one znaczące sukcesy na Ukraińską Armią (której w pewnym momencie prawie udało się odciąć ŁRD i DRD od rosyjskiej granicy, lecz została ona odrzucona właśnie przez Rosyjską ofensywę). Drugą sprawą jest mocno dyskusyjna rola batalionów ochotniczych w trakcie trwania ATO, wydaje się jednak, że główny ciężar walk i większość zasług należy do Ukraińskich jednostek specjalnych i oddziałów wojsk operacyjnych. Jednocześnie nie można popaść w drugą skrajność i postrzegać Rosji jako wielkiej, nieskończenie wspaniałej i niezmierzenie potężnej. Obie wersje są nieprawdziwe i często są wykorzystywane przez Rosyjską propagandę. SZ FR posiadają pewną, stosunkowo dużą (w skali regionalnej) siłę, lecz jednocześnie z pewnością nie są w ścisłej światowej czołówce (choć zapewne stoją niedaleko za podium - poprzez przytłaczające ilości sprzętu, duże możliwości mobilizacyjne i dobrze zorganizowane i wyposażone "elitarne" dywizje, które wybijają się z poziomu ogółu sił zbrojnych). Inną kwestią jest możliwość swobodnego dysponowania tymi siłami, która zapewne jest znacząco ograniczona ze względu na rozległe, bezludne terytoria z kiepską infrastrukturą (stąd liczne ćwiczenia przerzutów duży oddziałów drogą aermobilną), szczególnie w połączeniu z faktem, iż SZ FR muszą liczyć się z poważnym zagrożeniem niemalże z każdego kierunku (np. Arktyki, Chin, Kaukazu, Kuryli czy państw Bałtyckich, Ukrainy i Polski). Notabene: przez "zagrożenie" rozumiem tu możliwość zaistnienia konieczności użycia dużych zgrupowań wojsk, niekoniecznie w celach defensywnych (tak jak to wyglądało przy projekcji siły na Ukrainie czy w Gruzji).

    3. dushka

      Wielobiegunowosc- to widac wlasnie na Dalekim Wschodzie. Mega tekst.

  18. Lewkon

    Jak Amerykanie się wplątają w wieloletnią wojnę londową a nie odrazu jak w przypadku operacji Pustynna burza pokonają cała armie Koreańską w ciagu kilku tygodni aby resztę zostawić Korej południowej w co wątpię bo południe na pewno nie będzie w stanie dać sobie radę ani gospodarczo ani w kwestiach bezpieczeństwa jak np.z partyzantką która powstała by z licznych żołnierzy rozbitej Armi i 3 mil. Innych paramilitarnych i milicyjnych ugrupowań w kraju. Zacząć wojnę i szybko powalić niewygodnego króla z tronu nie sztuka mając taką armie. A co po tem? Doświadczenia z Iraku pokazują jakie skutki będzie to miało na następne lata. W każdym bądź razie mamy problem. A nas Polaków dotyczy to bardziej jak nam się to wydaje. Silnie zaangażowana armia amerykańska będzie musiała przesuwać swoje pryjorytety na naszą nie korzyść. Ba..Nie dziwił bym się nawet gdyby Polska została poraz kolejny wywołana z szeregu do koalicji aby walczyć.

  19. DMG2PJ

    Jan Paweł II w swoich pielgrzymkach wielokrotnie wypowiadał się, że broń jądrowa jest zaprzeczeniem Bożej prawdy i Bożego błogosławieństwa dla Świata.

Reklama