- Analiza
- Wiadomości
W poszukiwaniu złotego środka. Niemcy wobec sankcji USA [KOMENTARZ]
Berlin znalazł się w trudnej sytuacji w związku z sankcjami nałożonymi na Rosję przez USA. Choć amerykańskie obostrzenia uderzają w interesy niemieckich firm, to urząd kanclerski jest świadomy, że stabilność i bezpieczeństwo kontynentu w dużej mierze zależy od amerykańskich gwarancji bezpieczeństwa i utrzymania bliskich więzi transatlantyckich. W grę wchodzą także zbliżające się wybory i niechęć niemieckich wyborców wobec działań administracji USA.

"Nein" dla sankcji
"Nie zaakceptujemy eksterytorialnego zastosowania tych sankcji w stosunku do europejskich firm" - cytuje niemieckiego ministra spraw zagranicznych "Frankfurter Allgeimeine Zeitung". To kolejna z szeregu krytycznych wypowiedzi pod adresem ograniczeń, które USA zamierzają nałożyć na Rosję w związku z ingerencją w kampanię prezydencją w 2016 r. oraz działaniami Rosji na Ukrainie. Już w czerwcu, kiedy głosowanie nad sankcjami było jeszcze planem, krytycznie o tym pomyśle wypowiadała się kanclerz Merkel.
Równie nieprzychylne stanowisko wobec kroków Waszyngtonu reprezentuje Bruksela. Amerykańskie sankcje nie wywołały optymistycznego odzewu ze strony Brukseli. Przewodniczący Komisji Europejskiej Jean-Claude Juncker powiedział, że realizacja amerykańskich interesów nie może odbywać się kosztem Europy i zapowiedział szybkie działanie, jeżeli obawy Unii "nie zostaną wzięte pod uwagę".
Czytaj więcej: Trio do poprawki. USA nakłada nowe sankcje [ANALIZA]
Największe obawy nowe sankcje budzą jednak wśród niemieckich firm prowadzących interesy w Rosji lub współpracujące z rosyjskimi firmami. Ustawa, w ramach której mają zostać nałożone sankcje, dotyka bowiem nie tylko amerykańskie podmioty gospodarcze, ale także europejskie firmy prowadzące interesy w Rosji oraz współpracujące z nimi przy projektach energetycznych. Flagowymi projektami, w które uderzyłyby sankcje są gazociąg Nord Stream 1 oraz Nord Stream 2.
"To jak i od kogo pozyskujemy surowce energetyczne to ostatecznie nasza decyzja, nie innych państw" - powiedziała minister gospodarki i energii Brigitte Zypries. Z kolei zastępca dyrektora generalnego Federalnego Związku Izb Handlowych w Niemczech Volker Trayer cytowany przez serwis OilRu.com stwierdził, że sankcje odbiją się nie tylko na branży energetycznej, ale także na całej niemieckiej gospodarce.
Czytaj więcej: Amerykańskie sankcje zaszkodzą niemieckiej gospodarce?
Równia pochyła relacji
Amerykańsko-niemiecki spór w sprawie sankcji wpisuje się w zarzuty formułowane pod adresem Berlina od początku prezydentury Donalda Trumpa. Jego symbolicznym początkiem był wywiad udzielony niemieckiemu dziennikowi "Bild" i brytyjskiemu "The Times", w którym prezydent winą za zdestabilizowanie sytuacji w Europie obarczył politykę migracyjną prowadzoną przez Angelę Merkel, a także zagroził wprowadzeniem 35-procentowego cła na niemieckie samochody importowane do Stanów Zjednoczonych.
Czytaj więcej: Trump krytycznie o NATO i Niemczech. Berlin reaguje
Trump niejednokrotnie krytykował Niemcy za nadwyżkę w bilansie handlowym z USA, która w 2016 r. wyniosła 67,8 mld USD (większą mają jedynie Chiny - 310 mld USD). W lutym Peter Navarro szef National Trade Council i doradca ekonomiczny Donalda Trumpa stwierdził, że Niemcy wykorzystują euro jako narzędzie do prowadzenia własnej polityki handlowej, a walutę nazwał "zamaskowaną marką niemiecką".
Czytaj więcej: USA grożą wojną handlową z Niemcami?
Krytyczne wypowiedzi pod adresem polityki handlowej Berlina szły w parze z wypominaniem Niemcom, że mimo dobrej kondycji gospodarczej kraju budżet Bundeswehry wciąż nie osiągnął poziomu 2 proc. "Silniejsza Ameryka jest w interesie (...) całego świata. Powtórzyłem [w rozmowie - przyp. red.] z kanclerz Merkel moje silne poparcie dla NATO, jak również potrzebę ponoszenia przez naszych sojuszników z NATO ich części kosztów związanych z obronnością. Wiele narodów jest winnych duże sumy (...), co jest bardzo nieuczciwe wobec Stanów Zjednoczonych" - powiedział prezydent w czasie wizyty kanclerz Merkel w Białym Domu w marcu tego roku.
Sytuacji nie poprawia także fakt, że podczas tegorocznego szczytu państw G-7 Donald Trump nie podpisał się pod poparciem pozostałych państw grupy dotyczącym paryskiej umowy klimatycznej ostatecznie wycofując się z porozumienia. Merkel określiła prezydencką decyzję jako "wysoce niefortunną". Majowa wizyta Trumpa w Europie była na tyle niesatysfakcjonująca, że kanclerz Niemiec podczas spotkania z wyborcami w Monachium wygłosiła słynne zdanie: "Czasy, w których mogliśmy całkowicie polegać na innych, w pewnym stopniu dobiegły końca. Doświadczyłam tego w ostatnich dniach. I dlatego mogę tylko powiedzieć, że my Europejczycy musimy naprawdę wziąć nasz los we własne ręce".
Krytyczny ton nie oznacza jednak, że Berlin nie szuka platform do dialogu i dróg do porozumienia z Białym Domem. Wyrazem tego są choćby wizyty niemieckiego ministra spraw zagranicznych oraz szefowej resortu obrony w Waszyngtonie. Wymowne było także zaproszenie Ivanki Trump przez Angelę Merkel na spotkanie W20 zorganizowane w tym roku z Berlinie. Wydarzenie poświęcone jest aktywności kobiet w biznesie. Ivanka brała także udział w szczycie G20 w Hamburgu. Kiedy media skrytykowały ją za zajęcie miejsca swojego ojca podczas spotkania liderów G20, to właśnie Merkel stanęła w jej obronie, stwierdziwszy podczas konferencji prasowej, że delegacje same decydują, kto zastępuje przywódcę państwa, gdy ten musi opuścić spotkanie.
Prezydencka córka jest postrzegana jako osoba, której opinie Donald Trump bierze pod uwagę i ma wpływ na podejmowane przez niego decyzje. Stąd okazanie jej szacunku oraz zaproszenie do wzięcia udziału w inicjatywach odbywających się pod patronatem Niemiec, może być cennym atutem podczas rozmów z Amerykanami.
Element kampanii
Co prawda należy pamiętać, że sankcje przegłosowane przez Kongres nie są prezydenckim projektem jednak wpisują się w pogarszający się wizerunek Stanów Zjednoczonych w Niemczech obserwowany już od czasu prezydentury Geroge'a W. Busha. W związku z tym nie dziwi, że 83 proc. Niemców jest przeciw nowym sankcjom. Z badań przeprowadzonych przez ośrodek Forsa i opublikowanych przez "Der Spiegel" wynika, że trzy czwarte Niemców jest zdania, że sankcje mają służyć USA do wzmocnienia własnej pozycji gospodarczej. Nowe obostrzenia popiera jedynie 6 proc. ankietowanych.
Odpowiedź urzędu kanclerskiego oraz ministerstwa spraw zagranicznych jest zatem motywowana nie tylko ochroną interesów gospodarczych Niemiec, ale także przedwyborczą kalkulacją. Biorąc pod uwagę negatywne nastawienie elektoratu do działań USA zarówno reprezentująca chadecję urzędująca kanclerz, jak i pochodzący z socjaldemokratycznej SPD szef niemieckiej dyplomacji i minister gospodarki odnieśli się krytycznie wobec sankcji.
Niemieckie mieć czy być
Sankcje nakładane na Rosję są odbierane przez Niemców jako chęć uderzenia w ich interesy gospodarcze. Nie można jednak zapominać, co stanowi powód nałożenia obostrzeń gospodarczych na Rosję, a jest nimi przede wszystkim rosyjska aktywność mająca na celu ingerencję w amerykańskie wybory w 2016 r.
Analogiczne doświadczenia z kampanii prezydenckiej we Francji, kiedy to rosyjskie kanały i portale internetowe Russia Today i Sputnik kierowały kampanią dyfamacyjną wymierzoną w prezydenta Emmanuela Macrona, a także podejrzenia związane z atakami hakerskimi przeprowadzonymi na zlecenie Moskwy pokazują, że USA nie są jedynym krajem wobec którego Kreml stosuje tego typu metody ingerencji w politykę wewnętrzną. Co więcej, niemiecki kontrwywiad odnotowuje coraz więcej dowodów na próby wpływania przez Kreml na wynik tegorocznych wyborów. Dlatego Zachód musi adekwatnie odpowiedzieć na działania Kremla, a biorąc pod uwagę znaczenie sektora energetycznego dla rosyjskiej gospodarki nic dziwnego, że USA zdecydowały się uderzyć akurat w niego.
Zaistniała sytuacja pokazuje również jak ważnym narzędziem w rękach Moskwy jest polityka energetyczna - konflikt interesów w wyniku uzależnienia Europy od rosyjskich dostaw surowców energetycznych potęgowany ochłodzeniem relacji na linii Bruksela - Waszyngton jest wymarzonym scenariuszem dla Rosji. To natomiast pokazuje, że z perspektywy bezpieczeństwa kontynentu dywersyfikacja źródeł energii powinna być głównym celem państw UE i NATO.
Przed kanclerz Merkel stoi zatem niełatwe zadanie - mimo pełnej świadomości roli USA w zapewnieniu stabilności kontynentu i szeregu interesów (także gospodarczych) łączących oba kraje, szefowa niemieckiego rządu nie może przejść obojętnie wobec interesów niemieckich koncernów oraz opinii elektoratu, której nieprzychylne nastawianie do samego Donalda Trumpa i szerzej amerykańskiej administracji próbuje zagospodarować SPD. Stąd Berlin mimo retoryki potępiającej sankcje będzie dążył do złagodzenia obecnego wymiaru sankcji nałożonych na europejskiej podmioty gospodarcze.
Jak wynika z doniesień portalu "Politico" dyplomatom reprezentującym Unię Europejską oraz kraje członkowskie udało się złagodzić pierwotny wymiar sankcji. Niewykluczone zatem, że i tym razem lobbing zainteresowanych państw, w tym Niemiec, odniesie przewidywany skutek. Berlin będzie musiał zatem odnaleźć złoty polityczny środek - między doraźnymi korzyściami gospodarczymi a długofalowymi interesami bezpieczeństwa.
WIDEO: Rakietowe strzelania w Ustce. Patriot, HOMAR, HIMARS