- Analiza
- Wiadomości
„Uchodźcy kwotowi”: decyzja UE niesprawiedliwa i niehumanitarna
Wielu komentatorów nie interesuje w kontekście przyjęcia tzw. imigrantów kwotowych różnica między uchodźcami a imigrantami zarobkowymi. Tymczasem kwestia ta jest niezwykle istotna także dla Polski, która zdaniem mediów ma zamiar przyjąć sporą grupę Erytrejczyków (w Erytrei nie toczy się żadna wojna). Udzielana pomoc może zatem ominąć osoby, które naprawdę jej potrzebują. A mówimy o czterech milionach syryjskich uchodźców w Turcji, Jordanii i Libanie oraz kolejnych czterech milionach uchodźców wewnętrznych w Iraku – pisze Witold Repetowicz w komentarzu dla Defence24.pl.

Ilu mieszkańców Afryki czy Azji pragnęłoby dostać się do Europy i zacząć tu nowe życie? 150 tysięcy, które znajduje się obecnie na włoskiej Lampeduzie i kilkadziesiąt tysięcy przebywających w Grecji? Bynajmniej. To pragnienie nie kilku, nawet nie kilkunastu, ale co najmniej kilkudziesięciu, o ile nie kilkuset milionów ludzi. Tymczasem Polska ustami wiceministra spraw wewnętrznych Piotra Stachańczyka zadeklarowała na nieformalnym szczycie unijnych ministrów spraw wewnętrznych przyjęcie 2000 uchodźców i imigrantów (to bardzo ważne rozróżnienie) z Afryki i Syrii. Mimo, że szef koalicyjnego PSL, wicepremier Piechociński, wyraził zdziwienie tą deklaracją, stwierdzając, iż nic nie wie na ten temat, sprawa wydaje się przesądzona...
Chodzi o tzw. „boat people”. Unia Europejska postanowiła zdjąć ciężar jaki niesie ze sobą to zjawisko z włoskich „pleców” i rozdzielić go między inne kraje w imię solidarności. Tylko, że Polska, w przeciwieństwie do Włoch czy Francji, nie wzięła udziału kilka lat temu w interwencji w Libii, która miała również swoje handlowe tło. Skoro ekonomiczne plany się nie powiodły, a zamiast tego wyszedł totalny chaos, co zresztą było do przewidzenia, to koszty powinny płacić te kraje, które w imię własnego zysku do tego doprowadziły. To nie kara tylko proste ryzyko ekonomiczne. Oczywiście, niektórzy krzyczą, że to teraz nieważne bo trzeba pomóc tym ludziom. Czy aby na pewno?
Z Polski do Lampeduzy jest mniej więcej taka sama droga jak do Kobane w Syrii, a do Stambułu jest nawet bliżej. Ale Turcja przecież kojarzy się z wakacjami, więc łatwo nie zauważyć tysięcy żebrzących Syryjczyków, krążących całymi rodzinami między samochodami dawnej stolicy Imperium Otomańskiego. Ludzie ci przybyli tam by dostać się do Europy, ale nikt nie chce wyciągnąć do nich ręki. W Turcji, według najnowszych danych UNHCR, znajduje się obecnie 1,8 mln uchodźców. W Libanie jest ich 1,2 mln. Łącznie zaś – ponad 4 mln. Natomiast w Iraku, według niektórych raportów jest już około 4 mln IDPsów (uchodźców wewnętrznych), których sytuacja nie różni się niczym od uchodźców. Na szyickim południu tych IDPsów jest bagatela 1,3 mln. Jednym z wielkich problemów tych ludzi są na przykład toalety. Są wspólne, więc kobiety boją się chodzić do nich po zmroku z obawy przed napaścią, gwałtem. Ile toalet można by wybudować za dniówkę utrzymania jednego imigranta z tzw. „boat people”? Ile kobiet dzięki temu nie zostałoby zgwałconych?
Nie jest prawdą, że Polska nic dotąd nie robiła dla uchodźców z Syrii czy Iraku. Przez kilka lat z funduszy Polskiej Pomocy MSZ finansowane były czynsze w garażach i piwnicach dla uchodźców z Syrii w libańskim Akkarze. Finansowano również piece i koce, dzięki czemu 1600 rodzin, czyli około 7000 ludzi, nie zamarzło w zimie. Za dniówkę utrzymania imigranta z „boat people” można zapewnić na cały miesiąc schronienie jednemu uchodźcy syryjskiemu w Libanie. Ale to nie jest zbyt medialne, zwłaszcza, że wielu decydentów w środkach masowego przekazu, uważa, że ludzi nie interesuje jakiś Akkar, jakiś Nadżaf, a co dopiero koc, piec czy wychodek. Pewnie dlatego MSZ zrezygnował z finansowania pieców. Zamiast 1600 rodzin w Akkarze Polskie Centrum Pomocy Międzynarodowej, realizujące ten projekt, będzie pomagać 600 rodzinom. Nie chodzi tylko o piece ale również dzieci, które -pozbawione pomocy- nie będą mogły pójść do szkoły. Zarówno w Nadżafie jak i Akkarze głównym problemem edukacyjnym jest bariera 20-30 dolarów miesięcznie na transport do szkoły, która zwykle oddalona jest o kilka, kilkanaście kilometrów od miejsca pobytu uchodźców.
Gdy bylem w Suruc, przy granicy z Kobane po tureckiej stronie, to spotkałem tam Kurda z wioski spod Kobane. Mówił ze już tam nie wróci bo się boi, zresztą jego dom już nie istnieje. Za wszelka cenę chce się dostać do Europy. Mieszkał wcześniej w Aleppo. Stamtąd uciekł na początku wojny z 8-osobowa rodziną. Z Aleppo pojechali do Kobane, a potem jak się zaczął atak IS na Kobane to jego synowie uciekli do Kurdystanu irackiego, ojciec nie chciał by walczyli i zginęli. Może to nie bohaterska postawa, ale to normalni, inteligentni, choć prości ludzie. On sam potem przedostał się do Turcji i sprowadził ich do Suruc, pod granicę z Kobane. Mówił że nie ma pieniędzy na przemytników. Nie jest bowiem prawdą, że „boat people” to ci najbardziej zdeterminowani. To ci, których w przeciwieństwie do tego Kurda, stać na dotarcie do Libii i opłacenie przemytnika. I raczej nie są to Syryjczycy czy Irakijczycy.
Włochy dały tym afrykańskim imigrantom wyraźny sygnał już w zeszłym roku, tak a nie inaczej realizując program Mare Nostrum. Sygnał brzmiał: będziemy was ratować na morzu. Teraz doszedł drugi sygnał: jak już was uratujemy to zostaniecie w Europie. Nie w jakiś garażach za 50 usd/miesiąc z marzeniem o własnym wychodku i 20 dolarach dla dziecka na dojazd do szkoły. Będzie to pobyt według standardów UE, a więc za zupełnie inną kwotę. To nieludzkie podejście powiedzą niektórzy i zarzucą mi, że chciałbym by imigranci tonęli. Należy jednak zadać sobie pytanie ilu spośród tych 8 mln Irakijczyków i Syryjczyków pozbawionych wsparcia „bo nie ma pieniędzy”, za to zapłaci swoim życiem lub totalną beznadzieją?
Wracając do wspomnianego Kurda. Patrzyłem na niego, na jego synów, potem na ludzi za drutem kolczastym w Kobane i myślałem – w czym oni są gorsi od „boat people”? Wielu nie interesuje różnica między uchodźcami a imigrantami zarobkowymi. Zapewne „boat people” to nie tylko Afrykańczycy uciekający przed biedą ale jeśli w kwocie dla Polski mają dominować, jak twierdzą niektóre media, Erytrejczycy to warto wspomnieć, że w Erytrei wojny nie ma. Jest potworna dyktatura sponsorująca terroryzm w krajach ościennych, ale nie ma też wielkiego ruchu opozycyjnego, który generowałby tysiące „uchodźców”.
Ale to wielu nie przekonuje, co widać na przykładzie stosunku do inicjatywy przyjęcia w Polsce syryjskich chrześcijan. Dla mnie ten projekt jest kontrowersyjny, gdyż tragedią, a także triumfem dżihadystów będzie to, jeśli po 2000 lat z Bliskiego Wschodu zniknie chrześcijaństwo. Niemniej trudno mi krytykować ten exodus po tym jakie przerażenie widziałem w oczach niektórych tamtejszych chrześcijan. Ale są tacy co twierdzą, że to dyskryminacja religijna i przejaw islamofobii. Oczywiście nigdy tam nie byli choć formułują swoje opinie. To, że ktoś jest szczególnie narażony na dyskryminację np. z powodu tego jaką religię wyznaje oczywiście nie jest ważne. Jest też rzeczą oczywistą, że terroryści będą chcieli zinfiltrować te grupy imigrantów i uchodźców. To paradygmat a nie teoria i jeśli ktoś chce się o tym przekonać to niech wyruszy do Kenii. Nie na safari, lecz do Garissy lub Dadaab, gdzie ruch somalijskich uchodźców jest całkowicie kontrolowany przez Shebab. Wiem, bo tam byłem i po jednym dniu pobytu zostałem ostrzeżony, że już na mnie polują i lepiej żebym natychmiast wyjechał jeśli nie chcę mieć podciętego gardła.
Witold Repetowicz
WIDEO: Rakietowe strzelania w Ustce. Patriot, HOMAR, HIMARS