- Komentarz
Japonia chce budować superlotniskowce [KOMENTARZ]
Rządząca w Japonii Liberalna Partia Demokratyczna (LPD), znana od lat z forsowania w tym państwie projektów mających na celu zwiększenie jego siły militarnej, zaproponowała rozpoczęcie projektu nowego typu okrętu. Został on określony oficjalnie jako „okręt matka” (mothership). Ni mniej ni więcej chodzi tutaj o lotniskowiec, super lotniskowiec, a może nawet coś więcej…

Japończycy są znani z używania różnych eufemizmów przy nazywaniu swojego wyposażenia bojowego. Obecnie przykładowo użytkowane przez to państwo śmigłowcowe typu Hyuga, (dwa, 19 tys. ton wyporności) i typu Idzumo (dwa, o wyporności 27 tys. ton) nazywane są w Japonii „niszczycielami śmigłowcowymi”. Mimo, że mniejsze z tych okrętów są zdolne do przenoszenia 18 śmigłowców, a większe 27 statków powietrznych, w tym myśliwców krótkiego startu i pionowego lądowania F-35B.
Okręt matka ma być jednak czymś nowym, inaczej nikt nie zawracałby sobie głowy wymyślaniem nowego określenia. Biorąc pod uwagę wydźwięk tej nazwy, kojarzącej się raczej z "inwazją z kosmosu", chodzi o okręt znacznie większy niż „niszczyciel śmigłowcowy”. Czy byłaby to okręt zupełnie nowego rodzaju, czy po prostu inaczej nazwany lotniskowiec, tak aby nikomu jego budowa nie kojarzyła się z Imperialną Flotą Japonii z czasów drugiej wojny światowej?
Japonia wydaje obecnie na obronność 1 proc. swojego PKB. To niewielki odsetek, ale przy potędze jej gospodarki, to i tak oznaczało w 2020 roku 46,6 mld USD. LPD chciałaby zwiększenia tego odsetka dwukrotnie, co oznaczałoby wyrównanie go, np. ze wskaźnikiem zalecanym przez Pakt Północnoatlantycki (do którego Tokio oczywiście nie należy) i to wydaje się akceptowalnym dla japońskiej gospodarki. W ten sposób, Japonia znalazłaby się na solidnym trzecim miejscu, jeśli chodzi o wydatki obronne na świecie. Wydawałaby nadal niemal dwukrotnie mniej niż ChRL, ale wyraźnie wyprzedziłaby najsilniejsze państwa europejskie, Indie czy Republikę Korei.
Co jednak jeszcze ważniejsze, co roku w budżecie pojawiałoby się „dodatkowych” 45-50 mld USD. Środki te można byłoby w większości wydawać, nie tyle na modernizację (biorąc pod uwagę wysoki stan techniczny Sił Samoobrony Japonii), a raczej na rozbudowę podległych Tokio sił. Za tak duże pieniądze nawet program budowy własnej floty lotniskowców wydaje się realny. Szczególnie biorąc pod uwagę japoński potencjał przemysłowy, w tym ten stoczniowy.
Czytaj też: Japonia stawia na własny myśliwiec 6. generacji
Wydaje się, że pomocni przy budowie "okrętów matek" mogliby okazać się także Amerykanie, którzy mogliby przekazać (sprzedać) niezbędne technologie i podzielić się know-how. Rozbudowa japońskiej potęgi morskiej na Pacyfiku mogłaby być potraktowana przez Waszyngton nie jako konkurencja, ale raczej cenny sojusznik przeciwko dynamicznie rozwijającej się potędze Chińskiej Republiki Ludowej. Ta sama ma już dwa lotniskowce, a dwa kolejne plus dwa śmigłowcowce desantowe, buduje już teraz.
Kilka dużych jednostek sojuszniczych mogłoby odciążyć US Navy, przynajmniej na dalekowschodnich akwenach, co w obecnej sytuacji napięć na całym świecie byłoby znaczące. Biorąc pod uwagę możliwości i potrzeby Japonii, która już teraz mówi o chęci oddalenia zagrożenia od swoich wysp macierzystych w razie konfliktu zbrojnego – może chodzić o duże okręty zdolne do przenoszenia klasycznych myśliwców morskich. Trudno powiedzieć czy byłyby to jednostki wielkości porównywalne gabarytowo z amerykańskimi superlotniskowcami typu Ford i Nimitz. Spekuluje się, że pierwszy okręt (albo dwa, Japończycy jak na razie budują je parami) byłby raczej porównywalne gabarytami z chińskim Liaoningiem (67,5 tys. ton wyporności pełnej). W oparciu o te doświadczenia Tokio mogłoby się pokusić następnie o okręty większe, być może przerastające nawet amerykańskie (w zależności od wersji nawet do 114 tys. ton).
Grupa lotnicza pierwszych okrętów mogłaby wynosić np. 24 maszyny bojowe plus śmigłowce i maszyny pomocnicze. W przypadku okrętów docelowych komponent bojowy mógłby urosnąć do 50, a nawet więcej odrzutowców (tyle zwykle przenoszą Nimitze). Liczebność samolotów bojowych na takim okręcie zależałaby od tego czy będą to średniej wielkości F-35C czy wielkie myśliwce o dużym zasięgu, będące obecnie w Japonii poważnie rozważane. Niewykluczone że zabierana grupa byłaby wypadkową jednych i drugich.
Na razie trudno spekulować kiedy moglibyśmy zobaczyć pierwszy wychodzący w morze japoński lotniskowiec z prawdziwego zdarzenia. Biorąc jednak pod uwagę, że cztery „niszczyciele śmigłowcowe” powstały w ciągu ośmiu lat może to być całkiem niedługo.
WIDEO: Rakietowe strzelania w Ustce. Patriot, HOMAR, HIMARS