Reklama

Siły zbrojne

Zamieszanie wokół tarczy antyrakietowej. Nowe priorytety US Navy

fot. US Navy
fot. US Navy

Specjaliści amerykańskiej marynarki wojennej coraz głośniej alarmują, że nie są w stanie spełnić wymagań stawianych US Navy w ramach tarczy antyrakietowej. W USA nikt jednak nie traktuje takiej krytyki jako niesubordynację, ale jako troskę o dobro i bezpieczeństwo kraju.

Według admirałów i generałów „niezrównoważona” strategia Pentagonu i Kongresu w odniesieniu do obrony antyrakietowej (BMD) jest mało klarowana, analizując zagrożenia ze strony takich państw, jak Korea Północna i Iran. Uważają oni przede wszystkim, że liczba krążowników i niszczycieli AEGIS, które mogą być wykorzystane w tarczy BMD, jest zbyt mała w stosunku do obecnego zapotrzebowania.

Początkowo zakładano, że potrzebne będą „tylko” czterdzieści cztery takie jednostki pływające (Amerykanie mają jak na razie 33 okręty BMD). Jednak obecnie wskazuje się, że ma ich być ponad 77. Jest to znacznie więcej niż pozwalają zaplanowane środki finansowe. Na temat tej trudnej sytuacji wypowiadał się szef operacji morskich (Chief of Naval Operations) admirał Jon Greenert.

Wskazał on na przykład, że o ile zalecenia operacyjne rosną, to środki finansowe na ich realizację systematycznie maleją. Z tego powodu US Navy została m.in. zmuszona do rezygnacji z modernizacji pięciu niszczycieli typu Arleigh Burke. Pozwoliło to siłom morskim znaleźć potrzebne 500 milionów dolarów oszczędności, ale jeszcze bardziej oddaliło termin skompletowania wymaganej liczby okrętów dla potrzeb tarczy antyrakietowej. Co więcej, ograniczona zostanie także liczba jednostek włączonych do morskiego, zintegrowanego systemu kierowania obroną przeciwlotniczą Naval Integrated Fire Control - Counter Air.

Admirał Jon Greenert poinformował też, że na tym cięcia prawdopodobnie się nie zakończą i możliwości antyrakietowe marynarki wojennej będą jeszcze bardziej odbiegały od obecnych założeń. Powiedział wprost - „… jak patrzę na zagrożenia, to myślę, że tym najgroźniejszym, na które powinniśmy się przygotować jest sekwestracja”. Problem sił morskich dostrzegają również inne rodzaje sił zbrojnych o czym świadczy wypowiedź dowódcy U.S. Central Command generała Lloyda Austina - „globalny popyt na systemy obronne przed rakietami balistycznymi znacznie przewyższa podaż”.

Co ciekawe, zaskoczeni całą sytuacją są kongresmeni, którzy widząc coraz większe zapotrzebowanie na okręty przystosowane do działania w ramach tarczy antyrakietowej „nie mogą zrozumieć” dlaczego marynarka wojenna chce przesunąć do rezerwy połowę swoich krążowników rakietowych Ticonderoga, chociaż stanowią one rdzeń amerykańskiego systemu obrony powietrznej na morzu.

Tymczasem z chłodnej i bezlitosnej kalkulacji przeprowadzonej w US Navy wyraźnie wynika, że dla zachowania dotychczasowego potencjału lotnictwa morskiego (lotniskowce) i podwodnych sił strategicznych (atomowe okręty podwodne z rakietami balistycznymi) trzeba z czegoś zrezygnować. Padło m.in. na okręty wchodzące w skład BMD. Ponadto obliczenia wykazały, że koszt utrzymania niszczycieli jest mniejszy niż krążowników, stąd decyzja by zmniejszyć liczbę tych ostatnich.

Dlatego zarówno dowódca amerykańskich sił morskich jak i szef sztabów połączonych USA proszę o dokonanie nowej oceny potrzeb strategicznych. Wojskowi wprost mówią, że konieczne jest dokładne określenie potrzeb i jaki ma być docelowy stan antyrakietowych sił okrętowych.

Tym bardziej, że pierwsza zagraniczna instalacja BMD AEGIS w Rumunii ma być operacyjna jeszcze w tym roku, podobnie jak zacznie się działalność bojowa grupy czterech niszczycieli typu Arleigh Burke w wersji BMD, przebazowanych do hiszpańskiej bazy morskiej Rota. Na razie stacjonują tam dwie takie jednostki (USS „Ross” i USS „Donald Cook”), trzeci (USS „Porter” wypłynął z Norfolk 27 marca br., ale przed dotarciem do Hiszpanii udał się do Szkocji by wziąć udział w manewrach Joint Warrior 2015, natomiast czwarty - USS „Carney” zostanie przebazowany do Europy pod koniec października br. Jednostki te mają później wykonywać w oparciu o Rotę czteromiesięczne patrole operacyjne.

Najważniejszym problem dla Amerykanów może się jednak okazać to, że bardzo drogimi antyrakietami trzeba zwalczać się o wiele tańsze rakiety balistyczne. Jako rozwiązanie wskazuje się m.in. działo elektromagnetyczne i broń laserową. Dlatego prace nad tymi systemami uzbrojenia już stały się w Stanach Zjednoczonych kolejnym priorytetem.

Reklama

"Będzie walka, będą ranni" wymagające ćwiczenia w warszawskiej brygadzie

Komentarze (2)

  1. anglik

    widać że usa to tylko 200lat i przeżywają w rosji komitet limitet putina powiedziałby że jest charaszo i eto wsioi nikt by nie przeżywałi tak trzymać..

    1. jest tu lekarz?

      Co to za bełkot?

  2. MW80

    No niestety koszty. Jeden pocisk RIM-161C kosztuje 10-11 mln. USD. RIM-161D to już ok 24-25 mln. (?). Do tego koszty integracji z nosicielami. A jeśli do tego rośnie liczba potencjalnych celów i chcemy utrzymać zdolności bojowe całych sił zbrojnych a na dodatek ograniczamy wydatki na armię, zaczyna się problem. Działa elektromagnetyczne to obiecujący kierunek, podobnie jak broń energetyczna na pokładach dużych samolotów ale do osiągnięcia przez te systemy zdolności operacyjnych, które pozwoliłyby zastąpić aktualnie używane antyrakiety jeszcze daleka droga.

Reklama