Siły zbrojne
USA: polityczna burza wokół "pierwszego żołnierza" [KOMENTARZ]
Dwóch amerykańskich dziennikarzy, twierdzi w swojej najnowszej książce, że Przewodniczący Kolegium Połączonych Szefów Sztabów mógł skontaktować się z chińskim odpowiednikiem bez autoryzacji ze strony prezydenta Donalda Trumpa. Wszystko, według Boba Woodwarda i Roberta Costy, miało mieć miejsce w ostatnich miesiącach urzędowania 45. prezydenta Stanów Zjednoczonych.
Gen. Mark Milley miał zapewnić Chińczyków, że Amerykanie nie przygotowują się do uderzenia na ich państwo i obniżyć poziom napięcia wywołany zamieszkami w Stanach Zjednoczonych. Pekin miał bowiem obawiać się, że właśnie Donald Trump mógł dążyć do konfliktu w regionie Indo-Pacyfiku w ostatnich dniach swojego urzędowania. Co więcej, wspomniani dziennikarze sugerują, że sam gen. Milley obawiał się stanu emocjonalnego prezydenta Trumpa. Na razie cała sprawa jest postrzegana w kategoriach spekulacji prasowych. Jednak nie da się ukryć, że napędza to debatę o zachowaniu gen. Milley'a i możliwych reperkusji prawnych oraz przede wszystkim politycznych.
Trzeba zaznaczyć, że obecny Przewodniczący Kolegium Połączonych Szefów Sztabów (Chairman of the Joint Chiefs of Staff JCS) znajduje się na cenzurowanym od dłuższego czasu. Wszystko zaczęło się jeszcze w okresie wyborczym, gdy gen. Milley wypowiadał się o potrzebie podkreślenia apolityczności sił zbrojnych. Co więcej, wówczas znalazł się w epicentrum debaty o możliwych działaniach wojska w przypadku hipotetycznego nie opuszczenia urzędu przez Trumpa po 20 stycznia tego roku (dzień inauguracji nowego prezydenta). Już wtedy gen. Milley był lokowany w umownej agendzie politycznych sporów, potęgowanych dużą polaryzacją społeczeństwa w Stanach Zjednoczonych. Jednakże, najgorsza passa gen. Milley'a rozpoczęła się de facto w tym roku w lecie, wraz z katastrofalnym w skutkach dla wizerunku Stanów Zjednoczonych na świecie upadkiem Afganistanu.
To właśnie na Przewodniczącym JCS zogniskowała się wszelka krytyka jeśli chodzi o działania stricte wojskowe obecnej administracji. Pozycjonowano go niejako tuż obok prezydenta Bidena, jeśli chodzi o poszukiwanie winnych chaotycznej operacji ewakuacji Kabulu i generalnie ostatnich miesięcy rządów władz afgańskich, pokonanych przez talibów. Szczególnie, że opozycja i media jej sprzyjające dość mocno podkreślały, ich zdaniem osobistą pasywność gen. Milley'a. Stąd też Biden jako głównodowodzący stał się obiektem dyskusji o decyzjach politycznych Waszyngtonu wobec kwestii afgańskiej, a gen. Milley wojskowych. Można również wskazać, że pod koniec sierpnia tego roku, grupa 90 emerytowanych dowódców napisała list otwarty, domagający się ustąpienia Sekretarza Obrony Lloyda Austina i właśnie Przewodniczącego JCS. W tym gronie znaleźli się przedstawiciele różnych rodzajów sił zbrojnych, w tym generałowie i admirałowie. Jednakże, teraz Przewodniczący JCS może znaleźć się w o wiele trudniejszej sytuacji politycznej i być może nawet prawnej.
Czytaj też: Amerykanie zmniejszą pomoc wojskową dla Egiptu
Pojawiły się bowiem sugestie dwóch dziennikarzy – Boba Woodwarda i Roberta Costy, że amerykański generał miał odbyć sekretne rozmowy ze swoim odpowiednikiem w Chinach – 30 października 2020 r. i 8 stycznia 2021 r. Zapewniając przy tym gen. Li Zuochenga, przed i po wyborach w Stanach Zjednoczonych, że Stany Zjednoczone nie szykują się do wojny, a także że sytuacja wewnątrz państwa jest stabilna nawet mimo zamieszek z 6 stycznia przy Kapitolu. Co więcej, wspomniana książka ma sugerować, że gen. Milley zapewniał gen. Zuochenga, iż poinformuje go bezpośrednio, gdyby doszło do eskalacji relacji obu mocarstw do poziomu zagrażającemu wybuchem wojny. Przy czym, trzeba pamiętać, że na razie obracamy się w sferze doniesień medialnych, spekulacji i wielkiej waszyngtońskiej polityki. Pentagon też nie komentuje jak na razie obecnych doniesień prasowych i związanych z nimi komentarzy polityków.
Oprócz rozmów z chińskim generałem, Przewodniczący JCS miał 8 stycznia 2021 r. rzekomo odbyć tajne spotkanie w Pentagonie. Gdzie, zaznaczył wyższym dowódcom, aby nie przyjmowali żadnych rozkazów w tym od prezydenta Trumpa, w zakresie zainicjowania użycia arsenału atomowego, bez uprzedniej konsultacji z nim. Stąd też mieli na pierwszy rzut oka działać zgodnie z procedurami, ale lokując w nich gen. Milley'a jako kluczowy węzeł w procesie decyzyjnym. Co w praktyce oznaczałoby wejście w kompetencje decyzyjne głównodowodzącego siłami zbrojnymi czyli w warunkach amerykańskich prezydenta, w pełni zarządzającego domeną odpowiedzi nuklearnej Stanów Zjednoczonych. Żeby dopełnić obrazu zachowań gen. Milley'a, dwóch dziennikarzy wskazuje, że kontaktował się on z Nancy Pelosi (Spiker Izby Reprezentantów). Działo się to tuż po wyborach i zamieszkach na Kapitolu z 6 stycznia. Milley miał zapewnić ją, że arsenał nuklearny kraju jest bezpieczny.
Jednakże, można spodziewać się, że wszyscy przeciwnicy gen. Milley'a lub raczej obecnej administracji nie będą czekali na możliwość wykorzystania obecnych doniesień do rozpoczęcia swoich działań politycznych. Cały czas pojawiają się nowe głosy wzywające gen. Milley'a do ustąpienia z piastowanego stanowiska. Szczególnie, że gdyby rzeczywiście amerykański dowódca, w sposób nieautoryzowany przez głównodowodzącego czyli urzędującego wówczas cały czas prezydenta Trumpa próbował prowadzić, tak ważne rozmowy z Chińczykami, to mógłby być nawet postawiony w stan oskarżenia za zdradę. Przede wszystkim byłoby to złamanie kluczowego filaru w zakresie amerykańskiego systemu podejmowania decyzji w przypadku polityki obronnej, którym jest sprawowanie cywilnej kontroli nad siłami zbrojnymi. Interesującą postawę wobec całej sprawy przyjął sam były prezydent Trump. Zdystansował się on zarówno od twórców książki, uznając ich doniesienia za wielokrotnie niewiarygodne.
Czytaj też: USA nie chcą być żandarmem świata
Trzeba bowiem pamiętać, że sam Woodward wcześniej dość regularnie uderzał w Trumpa i sposób sprawowania przez niego władzy w Białym Domu. Podkreślając, że jest sceptyczny, że do takich rozmów mogło dojść za plecami prezydenta. Jego zdaniem to być może nawet sam gen. Milley mógł podsunąć dziennikarzom taki obraz sytuacji ostatnich dni rządów Trumpa w Waszyngtonie, aby wzmocnić swoją pozycję (w domyśle nadszarpniętą kwestią Afganistanu). Jednak, Trump zauważa, że gdyby to była jednak prawda to mielibyśmy do czynienia z formą zdrady państwa oraz jego interesów. Tak czy inaczej, były prezydent i być może kandydat w kolejnych wyborach uważa, że teraz gen. Milley powinien odejść. Również wpływowy senator Partii Republikańskiej Marco Rubio jest zdania, że nie ma miejsca na dalsze urzędowanie gen. Milley'a.
Polityk miał wysłać list do prezydenta Joe Bidena, wzywając wręcz do natychmiastowego zwolnienia generała ze stanowiska właśnie w obliczu ujawnionych historii. Jego zdaniem, Przewodniczący JCS aktywnie dążył do podważenia zasad definiujących w amerykańskim systemie konstytucyjnym rolę prezydenta jako głównodowodzącego. Nie mówiąc o przecieku informacji do Chin o sytuacji w Stanach Zjednoczonych. Rubio miał zauważyć, że gen. Milley nie powinien był tłumaczyć swoich działań osądem wojskowego, który jest bardziej odpowiedzialny niż jego cywilny przełożony. W książce ma znaleźć się bowiem fragment, który odnosi się do tego, że gen. Milley uznał, iż Donald Trump po porażce wyborczej jest w słabej kondycji psychicznej i jego zdaniem może nie podejmować odpowiednich dla kraju decyzji.
Sam były prezydent z rozbawieniem przyjmuje też wszelkie wizje, że zamierzał w ostatnich dniach swojego urzędowania wywoływać wojnę z Chinami czy stosować wojsko do utrzymania własnej władzy. Lecz wykorzystał okazję, aby podkreślić, iż w trakcie swojej prezydentury prowadził bardzo twardą politykę wobec Chin, szczególnie gdy mowa była o kwestiach handlowych czy też pandemii koronawirusa, która została zapoczątkowana w Chinach i była przez tamtejsze władze na pierwszym etapie kamuflowana. Oprócz słów krytyki, co naturalne już teraz ze strony amerykańskiej lewicy i mediów jej sprzyjających płyną diametralnie inne oceny gen. Milley'a. Chociażby lewicowa stacja telewizyjna MSNBC, ustami Joy Reid, wskazała, że obecny Przewodniczący JCS jest może największym patriotą, który pełnił służbę podczas poprzedniej administracji. Oceniając wręcz, że gen. Milley wyłania się jako postać heroiczna i ważna dla historii Stanów Zjednoczonych w ostatnich latach.
Jednego można być pewnym, książka pt. Peril, która ma wyjść w Stanach Zjednoczonych 21 września tego roku już teraz może liczyć na ogromny popyt. Dla przypomnienia, to już trzeci raz, gdy przede wszystkim Woodward stara się ze swojej perspektywy obrazować styl rządów Donalda Trumpa. Przywołując przy tym, jego zdaniem najlepsze relacje wprost z epicentrum wydarzeń i kuchni politycznej. Pytanie tylko czy gen. Milley nie będzie za chwilę jednym z pierwszych „bohaterów” sukcesu marketingowego wspomnianej pozycji książkowej. Szczególnie, że akurat wyborcy Donalda Trumpa mogą pozostać dość sceptyczni wobec kolejnych już rewelacji o ostatnich dniach jego rządów.
Ciekawa może być obecnie reakcja Kongresu zdominowanego przez Demokratów, jeśli chodzi o możliwość postawienia gen. Milley'a przed którąś z komisji w celu wyjaśnienia wszelkich wątpliwości. Senator republikański z Luizjany John Neely Kennedy zauważył, że kluczowe byłoby wysłuchanie zeznań generała składanych pod przysięgą przed kongresmenami. Jednak jest sceptyczny czy demokraci będą skłonni poprzeć takie przesłuchanie. Także zarówno Partia Demokratyczna jak i sam prezydent Joe Biden są dziś ponownie w jakże trudnej sytuacji. Usunięcie gen. Milley'a dałoby paliwo dla politycznych oponentów, a przecież już niedługo ostra walka o Kongres w wyborach w 2022 r. Obrona gen. Milley'a to również ryzyko, bo nadal poruszamy się w przestrzeni spekulacji, ale bezpośrednio uderzających w obraz amerykańskiej polityki bezpieczeństwa i obrony.