Reklama
  • Analiza
  • Wiadomości

Syria – klucz do rosyjskiej ofensywy politycznej

Zasadniczym celem rosyjskiej interwencji zbrojnej w Syrii wcale nie jest pokonanie tak zwanego Państwa Islamskiego. Moskwa koncentruje się bowiem na celach strategicznych – wyjściu z politycznego okrążenia poprzez odbudowanie współpracy z Europą Zachodnią i Stanami Zjednoczonymi, a także na odnowieniu swojej obecności na Bliskim Wschodzie. Póki co, Rosja zdaje się konsekwentnie realizować swoje cele, co jest tym łatwiejsze, iż po drugiej stronie ma kompletnie zagubionych polityków zachodnioeuropejskich, nie mających ani umiejętności, ani woli do podjęcia zdecydowanej gry - w analizie dla Defence24.pl pisze dr Robert Czulda.

Fot. mil.ru
Fot. mil.ru

Jeżeli Zachodowi zależało na zepchnięciu w tym roku Rosji do narożnika, to plan ten zakończył się całkowitym fiaskiem – podczas gdy Stany Zjednoczone z prezydentem Barackiem Obamą są całkowicie zagubione i niezdolne do jakiegokolwiek sensownego działania, Europa Zachodnia ciągle stara się zrozumieć skalę swoich problemów. Zamiast jednak szybko wyciągnąć wnioski z otaczającej sytuacji, „Stara Europa” nie potrafi ani stworzyć jasnej i dającej się zrealizować polityki wobec Syrii, ani wobec napływu uchodźców/imigrantów, ani też wobec narastającego problemu zbrojnego islamu, który jest przecież faktem. W tym samym czasie Rosja, której upadek w wyniku międzynarodowych sankcji głoszono przez ostatnie miesiące, przechodzi do ofensywy. Kluczem do rosyjskiej wielkiej strategii jest Syria – jedyny sojusznik Rosji na obszarze Lewantu i drugi (obok Iranu) na Bliskim Wschodzie.

O co walczy Rosja?

Działania w Syrii mają przynieść Rosji szereg korzyści. Pierwszą jest wyjście ze wspomnianego okrążenia europejsko-amerykańskiego i pokazanie tak Rosjanom, jak i światu, że Rosja nie tylko nie została rzucona sankcjami na kolana, ale także, że jest silniejsza niż kiedykolwiek. Dla Rosji to także próba zakończenia rozłamu w relacjach z Europą Zachodnią, co stało się faktem z powodu kryzysu ukraińskiego. W Europie Zachodniej nikt już nie mówi o Krymie i Donbasie – wątek ten nikogo na zachód od Odry już nie interesuje. Bombardując pozycje sił przeciwnych prezydentowi Baszarowi al-Asadowi Putin wyrasta na obrońcę wartości europejskich, naturalnego partnera, którego Zachód musi przeciągnąć na swoją stronę, a z którym nie można się różnić z powodu tak „egzotycznych” problemów jak Ukraina. Prezydent Rosji doskonale zdaje sobie sprawę z nastrojów na Zachodzie – Putin od razu wykorzystać okazję i bez trudu rozegrał naiwnych, zlęknionych polityków europejskich, których obecny konflikt po prostu przerasta. Gdy więc Francja dochodziła do siebie po atakach w Paryżu, Putin otwarcie zapowiedział konieczność koordynacji działań sił zbrojnych Rosji i Francji w obliczu wspólnego zła. Media – najpierw rosyjskie, a potem zachodnioeuropejskie – pokazały jak na Syrię spadają bomby z napisem „Za Paryż”. Był to wizerunkowy majstersztyk, podobnie jak kolejne ocieplenie wizerunku – w geście solidarności z narodem francuskim Rosjanie ofiarowali bowiem Francji szczeniaka, który ma zastąpić policyjną suczkę Diesel, która zginęła w starciach z terrorystami w Paryżu. Zdesperowana Europa połknęła haczyk i szybko zapowiedziano współpracę. Nastroje w Europie Zachodniej najlepiej oddają słowa premiera Włoch Matteo Renziego, który stwierdził, że „można zaufać Putinowi”.

Kolejny cel Moskwy to zachowanie wpływów na Bliskim Wschodzie. Po zakończeniu zimnej wojny Rosja utraciła znaczną część swych dawnych wpływów – chociażby w Jemenie, czy Iraku, zachowując kontakty jedynie z Syrią, Libią oraz Iranem i Algierią. Dzięki Władimirowi Putinowi Rosja znów zaczyna się liczyć w regionie – Moskwa jest obecnie aktywniejsza niż w ostatnich latach w odniesieniu do Egiptu czy Arabii Saudyjskiej, a więc dotychczasowych sojuszników Stanów Zjednoczonych. Teraz to Rosja w przekazach społecznych jawi się jako główna siła na Bliskim Wschodzie. Wynika to nie tylko z faktycznych działań rosyjskich, które są w swej skali przecież ograniczone, ale także z olbrzymiej słabości Stanów Zjednoczonych, które podczas prezydentury Baracka Obamy całkowicie zaprzepaściły swoją budowaną przez dziesięciolecia pozycję w regionie. Co więcej, utraciły swoją reputację, podczas gdy zyskuje ją Rosja – postrzegana obecnie jako jedyna siła, która tak naprawdę zabija terrorystów w Syrii. Innymi słowy, obecne postrzeganie Rosji to nie tylko efekt faktycznej siły Rosji, ale także porównywanie jej na tle zagubionych Stanów Zjednoczonych. To narracja celowa, na która składa się przemyślana kampania marketingowa, w tym staranie rozpowszechniane w Internecie przez Rosjan filmy z nalotami bombowców Tu-95 i Tu-160 na Syrię.

Aktywne włączenie się Rosji w działania zbrojne w Syrii pod koniec września 2015 r. pozwoliły Putinowi (który, nota bene, według zachodnich ekspertów miał zostać rychło obalony w obliczu sankcji gospodarczych) uciec do przodu z próby okrążenia i wyjść z inicjatywą polityczną – rozmów dyplomatycznych na temat zakończenia kryzysu w Syrii. To nie Europa, ani też Stany Zjednoczone, doprowadziły do przeprowadzenia pod koniec października wiedeńskich rozmów. Inicjatorem był właśnie Putin, który nie tylko zaproponował rozmowy, ale także ustalił ich kształt. O ile bowiem w pierwszym spotkaniu udział wzięli przedstawiciele Rosji, Stanów Zjednoczonych, Egiptu i Turcji, o tyle w drugim – na wniosek Moskwy – także Iranu, Jordanii, Egiptu oraz arabskich państw Zatoki Perskiej.

Oczywiście, rosyjska interwencja w Syrii ma nie tylko tak szerokie przyczyny, w tym także zwalczanie radykałów muzułmańskich, którzy na obszarze Kaukazu stanowią narastający problem dla bezpieczeństwa Rosji. Zwycięstwo islamistów w Syrii bez wątpienia zwiększyłoby odwagę innych fanatyków, w tym tych, którzy wspierają Emirat Kaukaski. Dla Rosji, bez wątpienia, istotne jest zachowanie pozycji w Syrii. Na dziś wydaje się, że także i w tym elemencie Rosja zanotowała zwycięstwo (przynajmniej taktyczne) – przeprowadzona w pierwszej fazie ograniczona interwencja zatrzymała upadek sił al-Asada, które dzięki wsparciu w kolejnej fazie, zapewnionemu tak przez Rosję jak i Iran, zdołały zanotować pierwsze od dawna sukcesy. Al-Asad jest więc dozgonnym dłużnikiem Rosji. Gdy jednak ta uzna, że prezydent jest niepotrzebny, a zachowanie wpływów będzie możliwe także w innej konfiguracji politycznej, ten zostanie usunięty. Wówczas Rosja znów może wygrać – zapunktuje u tych, którzy szczerze al-Asada nienawidzą.

Delikatna gra z Iranem

Rosyjską aktywność na Bliskim Wschodzie rozpatrywać należy także w odniesieniu do Iranu. Obecność w Syrii pozwala wzmocnić rosyjsko-irański sojusz polityczny, wojskowy i gospodarczy, dla którego potencjalnym zagrożeniem może być zniesienie sankcji gospodarczych przez Stany Zjednoczone i Unię Europejską jako efekt wiedeńskiego porozumienia w sprawie irańskiego programu jądrowego pomiędzy Iranem a P5+1 (Stany Zjednoczone, Chiny, Rosja, Wielka Brytania, Francja + Niemcy). Moskwa ma bowiem świadomość, że w przypadku zniesienia sankcji Iran będzie mógł kupować towary na Zachodzie, co będzie oznaczało mniejsze zyski dla przemysłu rosyjskiego (na przykład Iran już zapowiedział, że po zniesieniu sankcji gospodarczych samoloty pasażerskie kupi od firm takich jak Airbus i Boeing, a samochody od koncernów francuskich).

Rosjanie dbają obecnie, aby za sprawą wspólnej obecności w Syrii podkreślać irańsko-rosyjskie „braterstwo broni”. Irańskie media wielokrotnie pokazywały osłonę, jaką zapewniły irańskie odrzutowce F-14A Tomcat rosyjskim bombowcom, które kierowały się nad Syrią przez przestrzeń powietrzną Iranu. Rosja i Iran głośniej niż w przeszłości wyraźnie podkreślają jednomyślność w sprawach politycznych. Przykładowo, kontradmirał Ali Szamkhani (sekretarz Najwyższej Rady Bezpieczeństwa Narodowego Iranu) stwierdził, że „Iran będzie wspierał stanowisko narodu syryjskiego, niezależnie jakie ono będzie – Islamska Republika Iranu zawsze sądziła, że to Syryjczycy muszą decydować. W tej kwestii Moskwa sądzi podobnie” – stwierdził Szamkhani, dodając, że „amerykańskie dolary i saudyjskie riale” tylko utrudniają rozwiązanie problemu i stabilizację kraju. W ramach rosyjskiej „ofensywy bliskowschodniej” w ostatnich dniach ogłoszono nawiązanie bliskiej współpracy z Iranem w zakresie projektowania i budowania satelitów komunikacyjnych i obserwacyjnych. Irańska prasa jednocześnie ogłosiła, że Moskwa chce sprzedać Iranowi do stu samolotów Suchoj Superjet 100 w ciągu kolejnych pięciu lat po bardzo atrakcyjnej cenie.

Z drugiej jednak strony Irańczycy mają świadomość, że Syria to nie tylko miejsce współpracy rosyjsko-irańskiej, ale także rywalizacji o wpływy w tym kraju. W ostatnich latach Iran zaprzestał bowiem biernego wspierania prezydenta Baszara al-Asada i stworzył niezależne od Damaszku struktury wojskowe, podległe bezpośrednio Teheranowi (lub za pośrednictwem Hezbollahu, który ma pewną dozę autonomii, ale w dużym stopniu też zależy od Iranu). Rosyjska operacja lądowo-powietrzna oznacza zachwianie dotychczasowej równowagi sił w Syrii i w perspektywie Teheranu stanowiła zagrożenie dla pozycji irańskiej w tym państwie. Teheran bez wątpienia ma świadomość, że Rosjanie będą chcieli maksymalnie wzmocnić swoją pozycję w Syrii, a irańską – do pewnego stopnia – niekonfrontacyjnie osłabić tak, aby w tandemie irańsko-rosyjskim to Moskwa była rozgrywającym.

Co dalej?

Niektórzy eksperci są sceptyczni wobec rosyjskiej „kampanii bliskowschodniej” i przekonują, że na dłuższą metę Moskwa nie będzie miała ani sił, ani środków, by stać się regionalnym rozgrywającym, a próba uczynienia tego w oparciu o Syrię jest ryzykowna. W praktyce jednak Rosja może wygrać tę rozgrywkę niezależnie od rozwoju sytuacji – złamanie antyprezydenckiej opozycji wzmocni al-Asada, a więc tym samym dojdzie do zachowania, a nawet wzmocnienia pozycji Rosji w Syrii. Putin wówczas wygra – szczególnie marketingowo – tak w Rosji jak i na Zachodzie, który będzie Moskwę postrzegał jako wybawcę (nagrodą będzie Ukraina, a może coś więcej). Przegrają Stany Zjednoczone, którym nie uda się przeciągnąć Syrii na swoją stronę. Ta bowiem pozostanie w rosyjskiej strefie wpływów – al-Asad będzie uzależniony od Moskwy jak nigdy wcześniej. Pozwoli to Rosji otworzyć na stałe bazy w tym kraju, zapewniające projekcję siły na obszarze Morza Śródziemnego, co da możliwość nie tylko oddziaływania na Europę od południa, ale także wzmocni kontrolę nad Morzem Czarnym, o które kilka lat temu Rosja rywalizowała ze Stanami Zjednoczonymi. Zmniejszy także zdolność swobodnego operowania izraelskiego lotnictwa w regionie (w tym nad Libanem i Syrią), co również będzie osłabieniem bloku proamerykańskiego.

A co, jeśli stanie się inaczej i Rosji nie uda się pokonać opozycji? Wówczas wojna będzie trwała dalej – Rosja ma przecież środki, by ją przeciągać przez lata. Każdy miesiąc wojny w Syrii będzie zwiększał liczbę uchodźców/imigrantów zalewających Europę, a także będzie prowadził do dalszej radykalizacji muzułmanów w Europie. Efektem będzie jeszcze większa liczba ataków na Starym Kontynencie, a więc jego jeszcze dalsze osłabienie i rozbicie, co również będzie na korzyść Moskwy, w interesie której jest słaba i Unia Europejska, i NATO. Jedynym ratunkiem mogłyby być sprawne i odważne rządy w Waszyngtonie, Berlinie, Londynie i Paryżu, ale na to się zupełnie nie zanosi.

Dr Robert Czulda

WIDEO: Ile czołgów zostało Rosji? | Putin bez nowego lotnictwa | Defence24Week #133
Reklama
Reklama