Brak środków finansowych na remont dokowy może spowodować, że krążownik- muzeum „Michaił Kutuzow” z 1955 roku może zostać zezłomowany. Sprawę komplikuje fakt, że okręt ten nie wchodzi w skład rosyjskiej marynarki wojennej, a więc zgodnie z prawem nie może zostać wyremontowany i naprawiony w ramach budżetu przeznaczonego na zamówienia obronne.
Grupa weteranów i miłośników historii z Kraju Krasnodarskiego (leżącego nad Morzem Azowskim i Morzem Czarnym) alarmuje, że nie ma wystarczająco dużo środków na naprawę i remont dokowy krążownika-muzeum „Michaił Kutuzow”, który obecnie stoi przy reprezentacyjnym nabrzeżu portu w Noworosyjsku. Może to oznaczać, że okręt ten nie dotrwa do planowanych za cztery uroczystości siedemdziesięciolecia wprowadzenia do służby (co nastąpiło 31 stycznia 1955 roku).
Na przeszkodzie w realizacji całego zadania stoją zasady prawne wyolbrzymiane przez urzędników. W odróżnieniu od stojącego w Sankt Petersburgu krążownika „Aurora” krążownik „Michaił Kutuzow” nie jest bowiem częścią Wojennomorskowa Fłota, a więc nie może zostać naprawiony na koszt budżetu Minoborony w ramach zamówienia obronnego. Co ciekawe okręt podlega pod departament kultury tego samego rosyjskiego ministerstwa obrony. Jednak taka podległość powoduje, że krążownik traktowany jest jako zwykłe muzeum i może być finansowany tylko jak inne obiekty kultury.
Na krążowniku „Michaił Kutuzow” znajduje się obecnie filia Centralnego wojenno- morskiego muzeum im. Imperatora Piotra Wielkiego. Jego obecny dyrektor - Rusłan Niechaj próbuje załagodzić sytuację, obiecując załatwienie problemu z dokowaniem w latach 2021-2022. Jednak takie obietnice są składane już od piętnastu lat. Miłośnicy okrętu, który wszczęli alarm, zwracają uwagę, że krążownik przeszedł poprzednią naprawę dokową w 2001 roku z założeniem, że kolejna wizyta w stoczni nie nastąpi później niż w 2006 roku. Sprawę odwlekano jednak przez ponad piętnaście lat.
Stan kadłuba według załogi okrętu jest zatrważający. Nie jest znana rzeczywista grubość zardzewiałych blach. Szczególnie trudna sytuacja ma być na rufie, ale przecieki są praktycznie wszędzie. Według agencji TASS „jedynie heroiczne wysiłki załogi i użyte środki techniczne nie pozwalają krążownikowi zatonąć”. Sprawa zaczyna być niebezpieczna, ponieważ w najgorszym przypadku okręt może się przewrócić na burtę, zabierając pod wodę znajdujących się na jego pokładzie ludzi i niszcząc nabrzeże.
Tymczasem nie wiadomo w ogóle, czy uda się zebrać odpowiednie środki na przeprowadzenie naprawy. Według wstępnych, oficjalnych szacunków potrzeba na nią ponad 400 milionów rubli (około 20 milionów złotych). Jednak te koszty mogą być kilkakrotnie wyższe, ponieważ potrzebny jest wykonawca przygotowany do naprawy kadłuba pancernego i być może wymiany całej, skorodowanej części rufowej. Dodatkowo sama procedura wyboru firmy realizującej naprawę jest długa i skomplikowana.
Według Rosjan do wyboru są trzy zakłady stoczniowe, które mogłyby zrealizować całe zadanie. Wszystkie one znajdują się w Sewastopolu, a więc krążownik trzeba byłoby przeholować z Noworosyjska, podobnie jak znajdujący się tam pływający dok PD-190, który mógłby pomóc w realizacji całego zadania. Przy obecnym stanie kadłuba okrętu, jego transport drogą morską wymagałby dodatkowych zabezpieczeń – takich jak chociażby pontony. Według wstępnej wyceny stoczni (a nie urzędników), mogłoby to podnieść koszty naprawy nawet do ponad miliarda rubli (ponad 50 milionów złotych).
Co ciekawe Rosjanie, wskazując potencjalne miejsce naprawy krążownika, nie wymienili stoczni „Zaliw” w Kerczu. A przecież to tam właśnie ma być obecnie (przynajmniej oficjalnie) realizowana budowa dwóch śmigłowcowców-doków dla Wojennomorskowa Fłota, które mają być większym odpowiednikiem francuskich Mistrali. Dodatkowo stocznia ta znajduje się dwa razy bliżej do Noworosyjska niż Sewastopol.
W rozwiązaniu problemu nie pomaga fakt, że „Michaił Kutuzow” nie jest tak historycznie zasłużonym okrętem jak np. krążownik „Aurora”, amerykańskie pancerniki typu Iowa czy chociażby polski niszczyciel ORP „Błyskawica”. Dodatkowo sami Rosjanie mają o wiele więcej jednostek, które warte są upamiętnienia, a które najczęściej kończą w stoczniowych zakładach złomowych.
Przykładem może być nadal wykorzystywany we Flocie Czarnomorskiej okręt ratowniczy „Kommuna” - pamietający jeszcze czasy I wojny światowej. Jest to prawdopodobnie najstarszy, działający operacyjnie okręt na świecie. Jego budowa zaczęła się bowiem w 1912 r. w stoczni Putliłowskiej (obecnie zakłady Kirowskie) w Sankt-Petersburgu, wodowanie nastąpiło w 1913 r., natomiast wprowadzenie do służby w 1915 r. I to na zachowanie takich jednostek pływających w pierwszej kolejności powinno przeznaczać się pieniądze.
„Michaił Kutuzow” to krążownik projektu 68-A, którego budowa zaczęła się w 1951 roku i który został zwodowany w 1952 roku. Przez cały okres swojej służby do 1992 roku okręt wchodził w skład Floty Czarnomorskiej. „Michaił Kutuzow” został przemianowany na muzeum w 2002 roku.
Jest to okręt o długości 210 m, szerokości 23 m i wyporności 18640 ton. Jego głównym uzbrojeniem są cztery wieże artyleryjskie, z których każda ma trzy armaty kalibru 152,4 mm oraz sześć wież po dwie armaty kalibru 100 mm. Całość uzupełnia silne uzbrojenie przeciwlotnicze na które składa się dwanaście dwulufowych armat przeciwlotniczych W-11 kalibru 37 mm do których dodano po modernizacji osiem sparowanych stanowisk armat AK-230 kalibru 30 mm.
Okręt zrealizował w czasie swojej służby wiele dalekich rejsów, ale zasłynął tak naprawdę jedynie w czasie akcji ratowniczej po eksplozji pancernika „Noworosyjsk” (ex. włoski pancernik „Giulio Cesare”) 29 października 1955 roku na redzie Sewastopola. Krążownik „Michaił Kutuzow” znajdował się najbliżej miejsca tragedii i z wysłanej tam z tego okrętu ekipy ratunkowej liczącej 93 osoby zginęło aż 27 marynarzy (w sumie w katastrofie stracono 829 osoby).
"Będzie walka, będą ranni" wymagające ćwiczenia w warszawskiej brygadzie