Reklama

Siły zbrojne

„Strażnik Bałtyku”: więcej pokazu niż realnego reagowania [OPINIA]

Ćwiczenie „Strażnik Bałtyku 2025” zostało uznane za sukces. Ale czy słusznie?
Ćwiczenie „Strażnik Bałtyku 2025” zostało uznane za sukces. Ale czy słusznie?
Autor. st.chor.szt.mar. Piotr Leoniak/3FO

Ćwiczenie „Strażnik Bałtyku 2025” było propagandowym pokazem dla mediów, a nie realnym sprawdzeniem pełnego scenariusza reagowania w przypadku ataku na polską infrastrukturę podwodną na Bałtyku. W ten sposób zewnętrzni obserwatorzy byli zachwyceni, politycy (w tym minister ON) nie wiedzą jaka jest u nas rzeczywiście sytuacja, specjaliści są zaniepokojeni, a Rosjanie po raz kolejny się z nas po prostu śmieją - pisze kmdr por. rez. Maksymilian Dura, ekspert Defence24.pl.

Większość dziennikarzy opisujących manewry „Strażnik Bałtyku 2025” oceniło to przedsięwzięcie za sukces. Zaangażowano bowiem pokaźne siły, na które złożyły się Urzędy Morskie, Morski Oddział Straży Granicznej, Wojska Specjalne, Siły Powietrzne i oczywiście Marynarka Wojenna. W jednym miejscu pojawiły się więc jednostki pływające MOSG, abordażowo-szturmowe łodzie JW Formoza, dwa śmigłowce JW GROM, samolot patrolowy An-28 „Bryza”, fregata rakietowa ORP „Gen.T.Kościuszko”, holownik, okręt hydrograficzny, trałowiec oraz … autonomiczny pojazd podwodny.

Reklama

Co więcej, w operacji koordynowanej w Centrum Operacji Morskich – Dowództwie Komponentu Morskiego założono, że „podejrzany” statek spokojnie poczeka kilka godzin w miejscu zdarzenia na dziennikarzy i zbliżające się siły interwencyjne. To pozwoliło na jego zajęcie „w świetle kamer” dzięki sprawnej akcji polskich komandosów. Nie można się więc dziwić, że większość obserwatorów zabranych na fregatę była przeświadczona, że był to rzeczywiście pokaz gotowości Sił Zbrojnych RP do reagowania na realne zdarzenia.

    Tymczasem był to prawdopodobnie drugi w ciągu pół roku show propagandowy Sił Zbrojnych RP (po pokazie „Tarczy Wschód” w Orzyszu w październiku 2024 roku), w którym ponownie: nie zaprezentowano, jak rzeczywiście działałby przeciwnik oraz jak powinno się temu skutecznie przeciwstawić. Zamiast tego przećwiczono to, co już doskonale opanowano (abordaż Wojsk Specjalnych na cywilną jednostkę pływającą) i to: przy optymalnych, nierealnych warunkach, w dogodnym dla siebie miejscu (na Zatoce Gdańskiej a nie przy polskich platformach wiertniczych) i bez przeciwdziałania przeciwnika (w tym przypadku – bez jego ucieczki).

    Ćwiczenie „Strażnik Bałtyku 2025” zostało zorganizowane na Zatoce Gdańskiej, a nie na północ od Rozewia, gdzie według scenariusza miało pojawić się zagrożenie
    Ćwiczenie „Strażnik Bałtyku 2025” zostało zorganizowane na Zatoce Gdańskiej, a nie na północ od Rozewia, gdzie według scenariusza miało pojawić się zagrożenie
    Autor. 3FO

    Piszę tu „prawdopodobnie”, ponieważ nie znając realizowanego scenariusza ćwiczenia nie jestem w stanie ocenić jak było naprawdę. Na moje pytania wysłane do MON o czas i zastosowane procedury, nie otrzymałem bowiem konkretnych odpowiedzi. Nie mogę więc odtworzyć dokładnego harmonogramu wchodzenia w ćwiczenie poszczególnych jego uczestników, jak również poznać procedur, według jakich te siły były wprowadzane. A przez to nie mogę definitywnie ocenić, na ile to ćwiczenie w ogóle było realne.

    Reklama

    Na bazie informacji przekazanych przez MON oraz oficjalnych komunikatów prasowych odtworzyłem jednak przebieg całego zdarzenia, a później określiłem, jak ono by wyglądało w rzeczywistości, gdyby postępowano zgodnie z istniejącymi procedurami, w założonym scenariuszem miejscu i z realnym przeciwnikiem.

    Co wywołało interwencję Sił Zbrojnych RP w czasie ćwiczenia „Strażnik Bałtyku 2025”?

    Według informacji przekazanych redakcji przez MON „scenariusz ćwiczenia zakładał naruszenie przez jeden ze statków strefy bezpieczeństwa platform wiertniczych oraz podjęcie nieudanej próby kontroli jednostki przez funkcjonariuszy Straży Granicznej”. Niestety MON nie wyjaśnił dokładnie, pomimo zadanego pytania, co się rzeczywiście stało i jak doszło do nieudanej interwencji MOSG.

    Reklama

    Po co potrzebna była ta informacja? Ponieważ w realnych działaniach: musi być konkretny powód interwencji MOSG, ktoś musi tą interwencję zlecić, a dodatkowo jednostki MOSG nie mogą się teleportować, ale muszą popłynąć do miejsca zdarzenia z jakąś określoną prędkością. Dopiero uwzględnienie tego wszystkiego pozwoli określić, ile czasu upłynęło od alarmu do pierwszej, choć nieudanej interwencji Straży Granicznej.

    Trochę więcej szczegółów na temat powodów interwencji przekazali dziennikarze zaproszeni na ćwiczenia przez Marynarkę Wojenną. Przekazali oni bowiem informację, że w pobliżu platform znalazła się jednostka „floty cieni”, „która nie reagowała na wezwania i na zapytania kim ona jest”. Wtedy miał zostać „poderwany Morski Oddział Straży Granicznej, który zbliżył się do statku i próbował go zidentyfikować i skontrolować,”.

    I tu od razu widać dwa pierwsze, ważne czynniki, których prawdopodobnie nie uwzględniono w ćwiczeniu „Strażnik Bałtyku 2025”. Po pierwsze nie wymyślono powodu, który uzasadniałby inspekcję Straży Granicznej poza polskimi wodami terytorialnymi i byłby zgodny z obowiązującym prawem. Do interwencji MOSG potrzeba bowiem nieco więcej niż pływanie jakiegoś statku obok polskich platform wiertniczych i nie reagowanie na zapytania wysyłane środkami łączności. Bez zmiany przepisów (a tych nie zmieniono) do inspekcji nie wystarczy też wyłącznie przez taką jednostkę transpondera systemu AIS.

      Po drugie nie zajęto się całym procesem podejmowania decyzji o wysłaniu MOSG, który również zabiera czas i wymaga komunikacji między szefami co najmniej dwóch resortów. Po trzecie, całkowicie odpuszczono sobie najważniejszy problem do rozwiązania, jakim jest czas potrzebny, by taką interwencję ostatecznie przeprowadzić. Uproszczono sobie bowiem sprawę, działając w ćwiczeniu na Zatoce Gdańskiej, pomiędzy portami Gdynia i Gdańsk, a nie tak jak zakładał scenariusz ćwiczenia – koło polskich platform wiertniczych. Dzięki takiemu uproszczeniu, interweniujące jednostki MOSG pojawiły się przy statku „floty cieni” w kilkanaście minut. Bez tego uproszczenia ich dotarcie na miejsce zajęłoby już ponad 3,5 godziny.

      Pamiętajmy, że dwie polskie platformy wiertnicze oraz trzy platformy eksploatacyjne (w tym bezzałogowa platforma PG-1) znajdują się w odległości powyżej 70 km od Władysławowa (np. Baltic Beta w odległości 78 km/40 Mm). W ćwiczeniu „Strażnik Bałtyku 2025” interwencję przeprowadziły dwie jednostki MOSG: SG-215 „Strażnik-5” i SG-111 „Patrol-1”. Czas dojścia do miejsca zdarzenia wyznaczała najwolniejsza z nich, a więc kuter SG-111 pływający z maksymalną prędkością 21 w.

      Kuter Straży Granicznej SG-111 „Patrol-1” stacjonuje w Gdańsku koło Westerplatte i na dojście do platform wiertniczych potrzebuje 3,5 godziny płynąc maksymalną prędkością
      Kuter Straży Granicznej SG-111 „Patrol-1” stacjonuje w Gdańsku koło Westerplatte i na dojście do platform wiertniczych potrzebuje 3,5 godziny płynąc maksymalną prędkością
      Autor. M.Dura

      Jednostka ta na co dzień stacjonuje w Porcie Gdańsk na Westerplatte, co oznacza że by dopłynąć w pobliży platformy Baltic Beta, musi wcześniej przepłynąć około 70 Mm (130 km). Nawet poruszając się cały czas z prędkością około 21 węzłów zajęłoby to ponad trzy i pół godziny (i to przy założeniu, że jednostka ta była w natychmiastowej gotowości do wyjścia, z załogą na pokładzie i uruchomioną siłownią).

      By mieć lepszą świadomość upływającego czasu, załóżmy teraz, że rozkaz do interwencji MOSG wydano 3 lutego 2024 roku, dokładnie o godzinie 00.00 (Godzina G). Wtedy „Patrol-1” znalazłby się w pobliżu podejrzanego statku nie wcześniej niż o godzinie 3.30 (G+3,5). Sama nieudana próba interwencji zajęłaby około 30 minut, a więc Marynarka Wojenna mogłaby wkroczyć do akcji dopiero o 04.00 (G+4) - cztery godziny po pierwszym alarmie.

      Reklama

      I w tym momencie pojawia się największe uproszczenie, które z potrzebnego ćwiczenia „Strażnik Bałtyku 2025” zrobiło mało realny show dla mediów. Autorzy scenariusza założyli bowiem, że po nieudanej interwencji MOSG podejrzany statek pozostanie na „miejscu przestępstwa”. W rzeczywistości, taki statek, złapany na gorącym uczynku, natychmiast zacząłby uciekać, wiedząc że za chwilę, na miejscu pojawią się posiłki. Jednak przy takim założeniu, interweniujące z Gdyni okręty musiałby gonić podejrzaną jednostkę, a to zajęłoby około 16 godzin. Takiego scenariusza więc nie przyjęto, ponieważ w ten sposób ćwiczenie „Strażnik Bałtyku 2025” zakończyłoby się niepowodzeniem.

      W tym czasie intruz byłby już bowiem w połowie Cieśnin Duńskich lub w Zatoce Fińskiej, pod eskortą rosyjskich okrętów.

      Interwencja polskich okrętów: „bardzo szybka” czy też „spóźniona”?

      W jednym z kilku pytań wysłanych do MON poprosiłem o wyjaśnienie: „Czy w czasie ćwiczenia były przerwy operacyjne, czy też trzymano się czasu rzeczywistego?” Zrobiłem to nie bez powodu, ale by sprawdzić, na ile w ćwiczeniu „Strażnik Bałtyku 2025” ułatwiono sobie zadanie, pomijając etap podejmowania decyzji oraz sztucznie skracając rzeczywisty czas potrzebny na dojście okrętów do miejsca zdarzenia.

      „W efekcie stawianego oporu i braku współpracy ze Strażą Graniczną, do wsparcia działań wezwana została Marynarka Wojenna. Jej zadaniem było rozpoznanie zagrożenia, do czego wykorzystano m. in. samolot patrolowy, a następnie zatrzymanie jednostki przez skierowaną w rejon zdarzenia fregatę”…. Zgodnie z założeniami ćwiczenia na pokład zatrzymanej jednostki weszła grupa abordażowa Wojsk Specjalnych wspierana przez grupę abordażową fregaty. Ich działania osłaniane były zarówno przez śmigłowce Wojsk Specjalnych jak i załogę ORP Kościuszko”.
      Wydział Prasowy Departamentu Komunikacji i Promocji Ministerstwa Obrony Narodowej

      Na moje pytanie nie otrzymałem konkretnej odpowiedzi. Nie wiem więc tak naprawdę, co się działo pomiędzy wezwaniem wsparcia przez kutry MOSG (G+4), a abordażem Wojsk Specjalnych na podejrzanym statku. Obserwatorzy na fregacie byli jednak przekonani, że reakcja była błyskawiczna i bardzo szybko w rejonie pojawił się samolot M-28 Bryza oraz pomoc ze strony Sił Zbrojnych. Dlatego warto teraz pokazać, jak by taka operacja wyglądała, przy obecnie istniejącym sposobie działania wojska i procedurach.

      W ćwiczeniu „Strażnik Bałtyku 2025” nie zajęto się problemem szybkiego dostarczenia łodzie abordażowych JW Formoza w pobliże polskich platform wiertniczych
      W ćwiczeniu „Strażnik Bałtyku 2025” nie zajęto się problemem szybkiego dostarczenia łodzie abordażowych JW Formoza w pobliże polskich platform wiertniczych
      Autor. M.Dura

      Czas potrzebny na podjęcie decyzji o wysłaniu wojska

      By zrozumieć, jakim uproszczeniem było pominięcie czasu potrzebnego na podjęcie decyzji i wysłanie wojska, trzeba zapoznać się z procedurami ustalonymi w Ustawie z dnia 4 września 2008 r. o ochronie żeglugi i portów morskich, poprawionej Ustawą z dnia 7 lipca 2023 r. A tam jest zapisane wyraźnie, że „w przypadku gdy siły i środki Policji oraz Straży Granicznej są niewystarczające lub mogą okazać się niewystarczające, Minister Obrony Narodowej, na wniosek ministra właściwego do spraw wewnętrznych, może podjąć decyzję o zastosowaniu przez Siły Zbrojne Rzeczypospolitej Polskiej na polskich obszarach morskich niezbędnych środków, do zatopienia tego statku lub obiektu pływającego włącznie”.

      Jak widać, postępując zgodnie z tą ustawą, na wysłanie okrętów w kierunku statku „floty cieni” potrzebna jest obecnie zgoda ministra ON i to w dość karkołomnej procedurze. Tą procedurę w ćwiczeniu „Strażnik 2025 pominięto, chociaż to właśnie ona, po inicjatywie Premiera Donalda Tuska „Baltic Sentry”, powinna być poprawiona i później sprawdzona. Dlatego zapytaliśmy MON: „kto podjął w ramach scenariusza ćwiczeń decyzję o wysłaniu fregaty, JW. Formoza i Grom (czy Minister Obrony Narodowej?) oraz według jakiej to się odbyło procedury? (kto do kogo i kiedy „dzwonił”)?

      Ponieważ nie otrzymaliśmy takiej odpowiedzi możemy tylko zakładać że nadal obowiązuje najgorszy scenariusz działania – zgodny z obecnie obowiązującą Ustawą o ochronie żeglugi i portów morskich. A to oznacza, że gdy o godzinie 04.00 (D+4) nie udała się interwencja kutrów MOSG, w rzeczywistości trzeba byłoby rozpocząć czasochłonną procedurę uzyskiwania różnych zgód.

      Najpierw więc powinien pójść meldunek z kutrów SG do służby operacyjnej MOSG o nieudanej akcji. Później powiadamiany powinien zostać komendant MOSG, który łączy się z Komendantem Głównym SG, który z kolei łączy się z ministrem MSWiA, o potrzebie wsparcia ze strony Sił Zbrojnych RP. I to dopiero wtedy minister MSWiA występuje z wnioskiem do ministra ON o „zastosowaniu przez Siły Zbrojne RP na polskich obszarach morskich niezbędnych środków w celu zapobieżenia, ograniczenia lub usunięcia poważnego i bezpośredniego niebezpieczeństwa grożącego obiektom”.

      Sposób uruchamiania Sił Zbrojnych do wsparcia MOSG na Bałtyku
      Sposób uruchamiania Sił Zbrojnych do wsparcia MOSG na Bałtyku
      Autor. M.Dura

      Ale to nie kończy sprawy. Wtedy machina rusza bowiem w drugą stronę, z tym że już w innym resorcie. Zgodnie z Ustawą o ochronie żeglugi i portów morskich Minister Obrony Narodowej powinien przekazać swoją decyzję Dowódcy Operacyjnemu Rodzajów Sił Zbrojnych (DORSZ), jak również powiadomić o akcji Prezydenta RP oraz Prezesa Rady Ministrów.

      Niestety ta czynność, teoretycznie prosta, dzięki istniejącym przepisom wcale taka prosta nie jest. Zgodnie z Ustawą o ochronie żeglugi i portów morskich, w „decyzji o zastosowaniu przez Siły Zbrojne RP na polskich obszarach morskich niezbędnych środków w celu zapobieżenia, ograniczenia lub usunięcia poważnego i bezpośredniego niebezpieczeństwa grożącego obiektom” Minister ON musi określić w szczególności:

      • „oddziały lub pododdziały Sił Zbrojnych Rzeczypospolitej Polskiej niezbędne do wykonania decyzji, zwane dalej „zgrupowaniem zadaniowym”, i ich zadania”;
      • „środki będące na wyposażeniu Sił Zbrojnych Rzeczypospolitej Polskiej obejmujące środki przymusu bezpośredniego, broń i inne uzbrojenie, które mogą być użyte, oraz ewentualne ograniczenia dotyczące ich użycia”.

      Takich informacji Minister ON nie będzie w stanie przekazać, wyrwany ze snu po godzinie 4.00, więc ktoś musi mu to przygotować. Optymalizacją tego procesu również nie zajęto się w czasie ćwiczenia „Strażnik Bałtyku 2025”. A może on być bardzo długi. Jeżeli założymy, że w przygotowaniu decyzji dla DORSZ, ministrowi ON ma pomagać szef Sztabu Generalnego WP, to oznacza, że musi on również zostać powiadomiony. Wtedy zadanie opracowania propozycji użycia sił od Szefa Sztaby Generalnego WP otrzyma niewątpliwie DORSZ, ponieważ on wie o dostępności sił w poszczególnych Rodzajach Sił Zbrojnych, mając kontakt z ich służbami operacyjnymi.

      To właśnie te służby wybiorą odpowiednie środki do wyeliminowania zagrożeń. Że wymaga to analizy, świadczy chociażby, umieszczony w scenariuszu ćwiczenia „Strażnik Bałtyku 2025”, epizod wyrzucenia za burtę przez statek „floty cieni” dziwnego pakunku. Do jego usunięcia potrzebne są zupełnie inne środki niż np. tylko do skontrolowania podejrzanej jednostki.

      Proces wypracowywania decyzji o użyciu Sił Zbrojnych RP przez ministra Obrony Narodowej
      Proces wypracowywania decyzji o użyciu Sił Zbrojnych RP przez ministra Obrony Narodowej
      Autor. M.Dura

      Tak przygotowana propozycja użycia sił musi być później przekazana do szefa Sztabu Generalnego WP, ten przekazuje ją do ministra ON, który ją akceptuje i wysyła do realizacji do DORSZ w już gotowej decyzji (ustnie, telefonicznie, za pomocą środków komunikacji elektronicznej, itd.), potwierdzonej później zgodnie z Ustawą „w formie pisemnej w postaci papierowej”.

      Ale to jeszcze nie koniec. Dowódca Operacyjny Rodzajów Sił Zbrojnych zgodnie z ustawą niezwłocznie powiadamia „o planowanych działaniach, które mają być podjęte przez Siły Zbrojne RP, w zakresie niezbędnym do zorganizowania współdziałania organów chroniących obszary morskie RP”:

      • Prezydenta RP;
      • Szefa Sztabu Generalnego WP;
      • ministra właściwego do spraw gospodarki morskiej;
      • ministra właściwego do spraw wewnętrznych;
      • ministra właściwego do spraw zagranicznych,
      • Szefa Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego,
      • dyrektorów właściwych urzędów morskich;
      • właściwe terytorialnie organy administracji rządowej.

      I co najważniejsze wysyła odpowiednie polecenia do zaangażowanych RSZ. Dopiero wtedy rozpoczyna się zbiórka kadry i po niej siły ruszają do miejsca działania. Na szczęście „rozkaz o użyciu środków przymusu bezpośredniego, broni i innego uzbrojenia w celu zapobieżenia, ograniczenia lub usunięcia poważnego i bezpośredniego niebezpieczeństwa grożącego obiektom” wydaje już samodzielnie Dowódca Operacyjny Rodzajów Sił Zbrojnych.

      Ile czasu statek „floty cieni” musiałby „czekać” na interwencję polskich okrętów i komandosów?

      Jak widać proces wydania rozkazu (prawdopodobnie pominięty w ćwiczeniu) zająłby w najlepszym wypadku co najmniej pół godziny. Oznacza to, że rozkaz ten dotarłby do jednostek około 04.30 (D+4,5). Ale i to nie jest wcale jednoznaczne z wysłaniem okrętu. Jest bowiem czas pokoju i noc, tak więc żołnierze są w większości w domach. Po uruchomieniu alarmu kadra ma określony czas na stawiennictwo do jednostek. Obecnie są to prawdopodobnie trzy godziny. Okręty wyruszą więc na morze około 07.30 (D+7,5).

      Proces uruchamiania jednostek po decyzji o użyciu Sił Zbrojnych RP przez ministra Obrony Narodowej
      Proces uruchamiania jednostek po decyzji o użyciu Sił Zbrojnych RP przez ministra Obrony Narodowej
      Autor. M.Dura

      Fregata ORP „Gen. T. Kościuszko” porusza się teoretycznie z maksymalną prędkością około 30 w. Trasę do platformy wiertniczej (70 Mm) przebyłaby więc najszybciej w 2,5 godziny. Na miejscu interwencji polskie okręty w realnym działaniu pojawiłyby się więc około 10.00 (D+10) – sześć godzin po nieudanej interwencji jednostek MOSG. Te sześć godzin pokazuje jak dużym uproszczeniem było założenie, że statek „floty cieni” pozostanie na miejscu.

        W rzeczywistości po odmowie wstępu naszym pogranicznikom na pokład, kapitan takiej jednostki podjąłby decyzję o natychmiastowej ucieczce i to na maksymalnej prędkości. W przypadki kontenerowca „New Polar Bear”, podejrzanego o przecięcie w październiku 2023 roku fińsko-estońskiego gazociągu Balticconnector jest to ponad 20 w. W sześć godzin po wezwaniu pomocy przez MOSG, statek ten znajdowałby się więc 120 Mm od założonego w ćwiczeniu miejsca interwencji.

        I nawet jeżeli fregata ruszyła by dalej z maksymalną prędkością 30 w to dogoniłaby podejrzany statek dopiero po 12 godzinach (D+22), a więc po przepłynięciu przez niego kolejnych 240 Mm. Jednostka „floty cieni” płynąc na zachód znalazła by się już 360 Mm (667 km) od polskich platform wiertniczych, w połowie Cieśnin Duńskich (koło przylądka Skagen). Płynąc z kolei na północny wschód byłaby już w połowie Zatoce Fińskiej, pod eskortą okrętów rosyjskich z Sankt Petersburga.

        Reklama

        By tego uniknąć, w ćwiczeniu „Strażnik Bałtyku 2025” nie zmieniono istniejących procedur, ale po prostu je pominięto robiąc tylko pokaz siły na Zatoce Gdańskiej. I jak się okazało skutecznie, ponieważ wszyscy uznali całe przedsięwzięcie za sukces, w którym rzeczywiście skoordynowano działanie MOSG, MW i Wojsk Specjalnych. Tymczasem celem ćwiczenia miało być właśnie doskonalenie procedur, które, postępując ściśle według Ustawy o ochronie żeglugi i portów morskich, są prawdopodobnie nadal oderwane od rzeczywistości.

        Głównym celem ćwiczenia „Strażnik Bałtyku-25” było doskonalenie procedur działania oraz współpracy w zakresie reagowania na militarne i niemilitarne zagrożenia morskiej infrastruktury krytycznej. Odbyły się one w dniu 3 lutego na Zatoce Gdańskiej.
        Wydział Prasowy Departamentu Komunikacji i Promocji Ministerstwa Obrony Narodowej

        Zamiast tego skupiono się na tym, co już potrafimy, a więc na abordażu, który rzeczywiście przeprowadzono zgodnie z zasadami. Była więc grupa abordażowa JW Formoza na dwóch łodziach RHIB, osłaniana przez: snajperów JW Grom na dwóch śmigłowcach S-70i Black Hawk oraz przez znajdującą się w pobliżu fregatę ORP „Gen. T.Kosciuszko”. Dopiero po zabezpieczeniu podejrzanej jednostki przez komandosów, na jej pokład weszła grupa inspekcyjna wysłana z fregaty.

        Zupełnie nie mówi się natomiast o innym, rzadko spotykanym elemencie scenariusza ćwiczeń morskich, w którym założono że statek „floty cieni” wyrzucił coś za burtę koło platform wiertniczych – w momencie gdy w pobliżu znalazły się jednostki pływające Straży Granicznej. Ten fragment ćwiczenia, jego organizatorzy wypełnili informując jedynie o wysłanie w rejon działania okrętu hydrograficznego oraz trałowca projektu 207M (prawdopodobnie ORP „Gopło”), na który dodatkowo zabrano autonomiczny pojazd podwodny Gavia.

        Reklama
        „W międzyczasie zadanie zlokalizowania i zidentyfikowania wyrzuconego do wody ładunku przeprowadził skierowany do rejonu okręt hydrograficzny oraz trałowiec posiadający na wyposażeniu bezzałogowy pojazd podwodny”
        Wydział Prasowy Departamentu Komunikacji i Promocji Ministerstwa Obrony Narodowej

        Jednostki te nie pojawiły się jednak na zdjęciach z rejonu ćwiczeń, tak więc nie wiadomo, czy rzeczywiście faktycznie zajęto się tym ważnym problemem. Bo nie chodzi przecież jedynie o odszukanie nieznanego ładunku (za pomocą drona Gavia), ale również o jego neutralizację. Sprawa wcale nie jest taka prosta, ponieważ mówimy tu o potencjalnie niebezpiecznym ładunku, który dodatkowo może leżeć w pobliżu wrażliwych elementów infrastruktury podmorskiej.

        Nie można więc tego wysadzić pod wodą, ale trzeba wyjąć i to ja najszybciej. Problem polega na tym, że do wykonania tego rodzaju operacji nie nadaje się; ani trałowiec, ani okręt hydrograficzny. I ćwiczenie „Strażnik Bałtyku 2025” powinno pomóc w ustaleniu, jak ten problem rozwiązać. A prawdopodobnie nie pomogło.

        Podobne ćwiczenie jak „Strażnik Bałtyku 2025” zrealizowano w 2010 roku. Z tym że działano wtedy zgodnie z realnym czasem i na północ od Helu, a nie w Zatoce Gdańskiej
        Podobne ćwiczenie jak „Strażnik Bałtyku 2025” zrealizowano w 2010 roku. Z tym że działano wtedy zgodnie z realnym czasem i na północ od Helu, a nie w Zatoce Gdańskiej
        Autor. Archiwum autora

        Najgorsze w tym wszystkim jest to, że ćwiczenie „Strażnik Bałtyku 2025” miało być poprzedzone „wnikliwą analizą aspektów prawnych oraz obowiązujących procedur”. Tymczasem skróty i uproszczenia pokazały, że z tej analizy niewiele wynikło.

        W procesie planowania ćwiczenia dokonano wnikliwej analizy aspektów prawnych oraz obowiązujących procedur w zakresie reagowania na założony w scenariuszu incydent na poziomie każdego z uczestników działań. Czas i ilość użytych w części Livex sił ukierunkowany został na osiągnięcie celu szkoleniowego jakim było doskonalenie współpracy i zgrywanie wszystkich elementów sił, które potencjalnie mogą być użyte w tego typu zdarzeniach.
        Wydział Prasowy Departamentu Komunikacji i Promocji Ministerstwa Obrony Narodowej

        A przecież potrzebę zmiany procedur wyartykułowano już tak naprawdę w 2010 roku. Pisałem o tym zresztą w Przeglądzie Morskim 8/2011 w artykule „Ćwiczenia eksperymentalne CAP DEMO 2010” i w 2014 roku na portalu Defence24.pl w artykule „Wojsko przeciwko terroryzmowi - tak, ale nie w Polsce?” Ponad 10 lat temu wskazywałem w nich, że konieczne jest uzgodnienie pomiędzy resortami procedur wykorzystania Sił Zbrojnych RP na terenie Polski w czasie pokoju przeciwko terrorystom lub bandytom, wyjaśniłem dlaczego i podałem jeden ze sposobów, jak to może zostać zrobione.

          Miałem więc prawo się spodziewać, że ćwiczenie „Strażnik Bałtyku 2025” będzie już realizowane zgodnie z nowymi procedurami współdziałania. Odpowiedzi na nasze pytania przekazana przez Ministerstwo Obrony Narodowej oraz medialne relacje z ćwiczenia wskazują jednak, że takich skutecznych procedur współdziałania nadal nie ma. Wynika z nich również m.in., że nie zmieniono przepisów i sygnałów (anomalii) uzasadniających interwencję, nie opracowano sposobu, jak zmniejszyć czas na dojście polskiej jednostek pływających w rejon zdarzenia oraz nie trenuje się współdziałania z sąsiednimi państwami, które powinny przejąć podejrzany statek uciekający z polskich wód morskich.

          Reklama

          Oczywiście nie mając dostępu do informacji, co się rzeczywiście działo w czasie ćwiczenia, ta moja ocena może być niewłaściwa. To jednak powinno już wyjaśnić Ministerstwo Obrony Narodowej sprawdzając moje wątpliwości i ustalając, czy to, co zostało zaprezentowane mediom rzeczywiście pozwoliłoby zapobiec wypadkom np. koło polskich platform wiertniczych.

          Jeżeli się tego nie zrobi, to zamiast wprowadzania skutecznych procedur, Siły Zbrojne RP będą nam co jakiś czas fundowały takie pokazy jak: „Tarcza Wschód 2024” w Orzyszu w październiku 2024 roku czy Strażnik Bałtyku 2025” w Zatoce Gdańskiej w lutym 2025 roku. A na to naprawdę szkoda pieniędzy polskich podatników.

          Reklama

          CBWP. Realna potrzeba czy kosztowna fanaberia? | Czołgiem!

          Reklama

          Komentarze (5)

          1. Essex

            Cxyli jak zwykle.....propagsnda sukcesu....zlepienie zespolu okretow z przypadkowych jednostek bez uzbrojenia lub w fazie xlomu plywajacego....do zatopienia przez pare dronow, potrga jak csle nssze sily zbrojne

          2. Zam Bruder

            Na samym, samiuteńkim początku transformacji ustrojowej, gdy dopiero co z przysięgi żołnierskiej zniknęla fraza o ówczesnej 'bratniej armii" - pan prezydent Lechu z p. gen.Wileckim zorganizowali (chyba w Drawsku) pokazowe ćwiczenia dla naszych przyszłych sojuszników i w pewnym momencie gen.Wilecki wskazał amerykańskiemu delegatowi widowiskowe "zdobycie" jakiegoś mostu czy tam czegoś równie strategicznego a amerykanin zadał ku ogólnej konsternacji proste pytanie ; "kto tam na miejscu dowodzi tymi ludźmi, połączcie się z nim..." Odpowiedzi nie było, bo oczywiście od początku do końca tam też wszystko było z góry ustawione. Jak widać stare dobre wcale nie odeszło....

          3. Zam Bruder

            Na samym, samiuteńkim początku transformacji ustrojowej, gdy dopiero co z przysięgi żołnierskiej zniknęla fraza o ówczesnej 'bratniej armii" - pan prezydent Lechu z p. gen.Wileckim zorganizowali (chyba w Drawsku) pokazowe ćwiczenia dla naszych przyszłych sojuszników i w pewnym momencie gen.Wilecki wskazał amerykańskiemu delegatowi widowiskowe "zdobycie" jakiegoś mostu czy tam czegoś równie strategicznego a amerykanin zadał ku ogólnej konsternacji proste pytanie ; "kto tam na miejscu dowodzi tymi ludźmi, połączcie się z nim..." Odpowiedzi nie było, bo oczywiście od początku do końca tam też wszystko było z góry ustawione. Jak widać stare dobre wcale nie odeszło....

          4. DBA

            Czyli Panie komandorze w wojsku dalej jak za lat naszej młodości króluje "sztuka" i "amba". Trochę to smutne. Po za tym sądzę, że jest Pan niepoprawnym optymistą zakładając , że proces decyzyjny rozbudzonych w środu nocy o 4 rano historyka i lekarza pediatry zamknie się w pół godzinie

          5. xdx

            I to się nazywa analiza, dziękuję za artykuł. Koledzy z redakcji mogą tylko się uczyć.

          Reklama