Reklama

Siły zbrojne

Pokaz Tarczy Wschód: czego zabrakło? [OPINIA]

Autor. Ministerstwo Obrony Narodowej

Twórcy pokazu, jaki zorganizowano na poligonie w Orzyszu dla polskiego premiera powinni pamiętać, że Tarcza Wschód powinna odstraszać Rosjan. Jednakże, zasymulowany sposób działania: zarówno sił własnych, jak i przeciwnika nie ma prawie nic wspólnego z realnym zagrożeniem - pisze kmdr por. rez. Maksymilian Dura, ekspert Defence24.pl.

Zacznę od tego, że krytykując sposób przeprowadzenia pokazu na poligonie w Orzyszu (woj. warmińsko-mazurskie) w żadnym przypadku nie chcę negować potrzeby realizowania programu Tarcza Wschód. Jest to projekt, który był rzeczywiście pierwszym dużym sukcesem nowego Ministra Obrony Narodowej Władysława Kosiniaka-Kamysza: nie tylko przez pomysł samego wzmocnienia wschodniej granicy Polski, ale również przez cele, jakie zamierza się osiągnąć po jego zrealizowaniu.

Reklama

Co więcej, praktycznie każdy wysiłek realizowany przez Siły Zbrojne RP powinien dążyć właśnie do tego, co słusznie zamierzają osiągnąć autorzy projektu Tarcza Wschód.

  • wzmocnienie zdolności przeciwzaskoczeniowych Polski;
  • ograniczenie mobilności przeciwnika;
  • zapewnienie mobilności dla wojsk własnych;
  • oraz zwiększenie bezpieczeństwa wojsk i ochrony ludności cywilnej.

Mało spotykanym dotychczas i słusznym pomysłem MON jest również okresowe sprawdzanie tego, co już zostało zrobione i to w jak najbardziej realnych warunkach. Pokaz w Orzyszu miał więc sens jednak pod warunkiem, że rzeczywiście odwzorowałby to, z czym już za kilka lat mogą się spotkać polscy żołnierze. Widowisko zorganizowane 14 października 2024 roku dawało jednak złudzenie, jakby wojny na Ukrainie w ogóle nie było.

Czytaj też

I to jest najważniejsza pretensja do Wojska Polskiego. Nikt nie wątpi, że tak jak podsumował całe wydarzenie Premier Donald Tusk „broniący wygrali”. Stało się to jednak tylko dlatego, że nikt ich tak naprawdę nie atakował. Nie odwzorowano bowiem: zarówno taktyki, jaką stosują Rosjanie, sprzętu jaki oni posiadają, ani zagrożeń, jakie czekałyby polskich obrońców, gdyby uderzenie nastąpiło w przeciągu kilku miesięcy.

Ponadto, prezentowane wyposażenie polskich żołnierzy nijak się ma do tego, co jest potrzebne, by zatrzymać faktyczną ofensywę obecnych sił zbrojnych Federacji Rosyjskiej. Tymczasem Polska powinna się przygotowywać do tego, co dopiero może nadejść, a więc na wojnę gorszą od obecnej, której nikt jeszcze nie poznał. Czy pokaz w Orzyszu to uwzględnił? Na pewno nie i warto wyjaśnić, z czego wynika taka opinia. Mogę ocenić jedynie to, co udało się dostrzec na filmach i zdjęciach z oficjalnych przekazów oraz usłyszeć od narratora, który na bieżąco informował obecnych na miejscu gości o tym, co właśnie się dzieje.

Uważam więc, że jeżeli według narratora przeciwnik „wykonuje ogniowe przygotowanie do ataku” to takie przygotowanie powinno być pokazane. Tymczasem skutki rosyjskiego ognia artyleryjskiego, jakie niekiedy filmują i publikują Ukraińcy w zerowym stopniu przypominały to, co można było zobaczyć w Orzyszu. A przecież wystarczyło odsunąć VIP-ów na bezpieczną odległość i oddać kilka strzałów amunicją kalibru 155 mm na prezentowane umocnienia, by się przekonać, jak trwałe one są.

Czytaj też

Jest to ważne jeszcze z jednego powodu: narrator podpowiedział bowiem, że wtedy „żołnierze chronią się w okopach i schronach pozostawiając dyżurne środki ogniowe”. Jeżeli rzeczywiście chciałoby się sprawdzić, jak skuteczne były zbudowane okopy, wystarczyłoby wsadzić do środka kilka manekinów i rzeczywiście ostrzelać je ogniem artyleryjskim. Wtedy jednak by się okazało, że przebywanie w takich okopach bez zintegrowanych z nimi schronów (a takich na filmie nie było widać) jest misją samobójczą.

Reklama

Podobnie zresztą jak ostrzał z karabinów maszynowych zamontowanych na pojazdach kołowych, które prawdopodobnie miały symulować dyżurne środki ogniowe. A przecież wystarczy porównać zasięg ognia armaty rosyjskiego czołgu i polskiego „kaemu”, by zrozumieć, że tak działające dyżurne środki ogniowe będą natychmiast zlikwidowane. Patrząc na wydarzenia na Ukrainie należy się także zastanowić, czy wprowadzenie pojazdu kołowego do wykopu ziemnego, nawet wzmocnionego betonowymi płytami, w jakiś sposób go zabezpieczy. Przed przeciwpancernymi pociskami kierowanymi być może tak, odłamkami również. Ale przed atakiem dronów kamikaze już nie.

Autor. Ministerstwo Obrony Narodowej

W Orzyszu znaleziono na to prosty sposób. Po prostu nie było tam: ani dronów kamikaze u przeciwnika, ani dronów kamikaze u sił własnych. Tak jednak w żaden sposób nie wygląda i nie będzie wyglądała nowoczesna wojna. Oczywiście można zakładać, że działanie dronów nad całej długości Tarczy Wschód zostanie zakłócone. Sposobu, jak to zrobić nie pokazano jednak i nie sprawdzono. Może dlatego, że prawdopodobnie na żadnym z wykorzystywanych w Orzyszu pojazdów nie było systemów antydronowych. Nie zaprezentowano też elementów sztandarowego pomysłu z pierwszych prezentacji Tarczy Wschód, a więc Taktycznego Systemu Dostępu Bazowego (warto przypomnieć – opartego o stałe wieże z systemami obserwacji, wykrywania i zakłócania dronów).

Czytaj też

Idąc dalej, narrator komentował rozwój sytuacji, twierdząc, że „przeciwnik wykonuje szturm na stałe bariery wykorzystując do tego w pierwszej kolejności czołgi”. Tymczasem kiedy Ukraińcy przerywali stałe, rosyjskie umocnienia w obwodzie kurskim na początku swojej ofensywy, to używali „w pierwszej kolejności” pojazdów inżynieryjnych. Może warto więc było sprawdzić, czy np. czołg wyposażony w specjalne lemiesze i przecinaki jest w stanie rozepchnąć jeże betonowe, które jak można było zobaczyć na zdjęciach, nie były zakotwiczone w ziemi, a jedynie połączone liną.

Takiego „rozepchnięcia” jednak nie zasymulowano. Nie było też ładunków wydłużonych, którymi torują Rosjanie drogę przez pola minowe oraz dronów zwalczających miny. I nie zastąpi tego „ciekawa” inicjatywa symulowanego przeciwnika, a więc użycie dwóch mostów samobieżnych. Jeżeli był to tylko pomysł na czas pokazu to jeszcze niewielka kwestia, ale jeżeli taka jest rzeczywiście taktyka działania polskiego wojska przy forsowaniu rowów przeciwczołgowych, no to rzeczywiście jest problem. Co do Rosjan, to w ich przypadku stosowane są zupełnie inne sposoby działania w takiej sytuacji. To właśnie one powinny zostać rozpoznane i pokazane w czasie prezentacji Tarczy Wschód.

Autor. Ministerstwo Obrony Narodowej
Reklama

Wykorzystać jednak to co zostało pokazane

Prezentacja postępów w programie Tarcza Wschód powinna się zakończyć konkretnymi wnioskami na przyszłość: co jest dobre, a co należy zmienić. Ja też chcę się do tego dołożyć i dlatego proponuję organizować w pierwszej kolejności takie „imprezy” w jak najbardziej realnych warunkach. Jeżeli więc żołnierze ćwiczą obronę konkretnego odcinka Tarczy Wschód, to niech będą w pełnym wyposażeniu, jakie założą w normalnych działaniach. Tymczasem część z nich nie była w kamizelkach kuloodpornych, nie miała dużej ilości zapasowych magazynków, nie miała wyposażenia na kamizelkach taktycznych (nie widać było np. apteczek osobistych, co jak można mieć nadzieję wynikało tylko ze złego kąta filmowania ćwiczeń) i nie miała też kamuflażu na twarzach.

Autor. Ministerstwo Obrony Narodowej

Może należałoby sobie zadać pytanie: czy podczepienie paru gałązek z liśćmi do munduru lub na pojazdach, to jest kamuflaż, czy też nie. Czy ustawienie na otwartym polu obok siebie trzech moździerzy samobieżnych Rak by ostrzelały atakującego przeciwnika to działanie bezpieczne, czy też samobójcze?

Całą tą nieudolność w pokazaniu rzeczywistych warunków bojowych, w jakich będą działali polscy żołnierze w pierwszym momencie agresji Federacji Rosyjskiej na Tarczę Wschód, można jednak w jakiś sposób wykorzystać. Po pierwsze należałoby teraz przeliczyć ile kosztowało zbudowanie na poligonie w Orzyszu makiety dla VIP-ów w pasie szerokości około 200-300 m i przeliczyć to na 700 km polskiej granicy, jaka ma być objęta całym programem. I trzeba to zrobić: zarówno jeżeli chodzi o koszty pracy jak i wykorzystane materiały (np. betonowe jeże, druty kolczaste oraz betonowe osłony w okopach i osłonach dla pojazdów). Wtedy będzie można w miarę realnie oszacować koszty samych tylko działań inżynieryjnych.

Czytaj też

Proponuję też by nie zakopywać rowu czołgowego, który został wykonany na czas pokazu i zobaczyć, jak on się będzie zachowywał w miarę upływu czasu, pod wpływem warunków atmosferycznych. Wtedy będzie można bowiem realnie oszacować koszty utrzymania tego, co planuje się z takim mozołem wykonać wzdłuż wschodniej granicy. Tym bardziej, że takie rowy mają powstawać również na terenach podmokłych.

YouTube cover video

Warto też przeanalizować, w jaki sposób i ile czasu zajęło zbudowanie tej całej makiety. Trzeba bowiem pamiętać, że jedna linia obrony polskiej granicy na pewno nie wystarczy i trzeba być przygotowanym do budowania dodatkowych linii, również w innych miejscach. I to jak najszybciej, w miarę rozwijania się sytuacji operacyjnej. Wygląd rowu czołgowego wskazywał np. na to, że kopały go zwykłe koparki. Przeliczając czas, jaki był do tego potrzebny, może pojawi się pomysł, by zamówić i zakupić dla Wojsk Inżynieryjnych specjalne maszyny, które zrobią to o wiele szybciej i taniej. Polski przemysł (głównie górniczy) już wstępnie wyraził zainteresowanie realizacją takiego pomysłu.

I na końcu po raz kolejny proponuję, by wreszcie na poważnie zająć się zagrożeniem ze strony dronów. Najlepszym rozwiązaniem byłoby zaprosić do Polski specjalistyczne pododdziały ukraińskiej armii (takie jak Kraken czy Ptaki Madziara), zafundować im urlop oraz sprzęt i poprosić, by w zamian za to wykonały rzeczywisty atak dronów kamikaze FPV i multikopetrerów klasy Baba Jaga na ćwiczące obronę polskie pojazdy i żołnierzy. Oczywiście nie można stosować w tym przypadku ładunków bojowych, ale podwieszenie pod drony po prostu pudełek z farbą.

Być może dopiero wysmarowane na jaskrawe kolory polskie Abramsy, Leopardy, Raki i Rosomaki uświadomią polskiemu wojsku i politykom, że współczesna wojna wcale nie wygląda tak, jak to próbowano pokazać w Orzyszu.

Reklama

Komentarze (10)

  1. xdx

    Hm , problem w tym iż wiele osób nieprawidłowo interpretuje co to są tzw smocze zęby - na powierzchni to znajduje się jedynie część umocnienia reszta - główna część znajduje się pod ziemią na głębokości kilku metrów i stanowi system połączonych betonowych elementów- tu nic nie da próbowanie przesunięcia bo się po prostu nie da , jedyne co można zrobić to albo objechać albo elementy na powierzchni próbować detonować - ale to żelbeton - czyli skruszenie też nic nie da , trzeba ciąć palnikami albo ładunkami tnącymi - tyle że zapory znajdują się pod ostrzałem artylerii i karabinów maszynowych- czyli znowu nie do przejścia. Jedynym miejscem gdzie istnieją prawdziwe smocze zęby jest wał wschodni wermachtu z 2 wojny na ziemiach zachodnich, można się przejechać i obejrzeć. Tak powinny wyglądać zapory - nie do przejścia

    1. polovius

      Smocze zęby z główna częścią kilka metrów pod ziemią? Niby z czym? tunelami wietkongu?. I nikt z branży budowlanej nie używa słowa żelbeton. Pozdr

    2. Obiektywny

      Polovius jestem w branży budowlanej od 20 lat i wielokrotnie używam słowa żelbeton podobnie jak osoby z którymi współpracuje więc komentarz taki trochę nie w temacie ...

  2. WisniaPL

    To był pokaz a nie ćwiczenia. Wojsko zdaje sobie sprawę z dronow i dlatego inwestuje w produktu grupy WB czy Apache. W realnych warunkach nasza piechotą nawet nie musi się tam znajdować. Rosyjski atak lepiej powstrzyma połączenie niszczycieli czołgów z Brimstone + duże nasycenie Warmate + minowanie narzutowe + system Sky Ctrl + Pilica ++ Takie combo wygasi każde natarcie Rosji jak.utkna zablokowani przez wraki na skraju rowow i lasów to po to będą setki homarów, krabów by ich tam zmielic z odległości.

    1. Obiektywny

      No autor trochę dał się ponieść fantazji wymagając ostrzału prawdziwa amunicja 155 mm :)

  3. MiP

    To co było pokazane w Orzyszu to była szopka,śmiałem się jak w tv oglądałem,te przedstawienie to chyba dzieci z przedszkola wyreżyserowały

    1. Pegaz

      Najważniejsze by władzy się podobało..

  4. staryPolak

    acha! czyli wojsko wraca do starego schematu - coroczna bitwa pod Grunwaldem i na nic męstwo Zakonu Krzyżackiego.

  5. szczebelek

    Obrona wygrała gdyż nie było przeciwnika i wszystko się zgadza 🤣🤣🤣

  6. Archie51

    Zluzuj z tymi lamentami nad brakiem realizmu. Przecież to była klasyczna picerka pod politycznych VIP-ów.

  7. Cyber Will

    Moskwę ODSTRASZAJĄ jedynie pociski dalekiego zasięgu (2000 km +) zdolne sięgnąć ich ELEKTROWNI i DETERMINACJA NATO (= USA i UK) co natychmiastowej odpowiedzi tą samą BRONIĄ (z pominięciem dyplomatycznego wyrażenia zaniepokojenia czy potępienia) . Poza tym NASYCENIE OPL w celu odparcia ataku saturacyjnego i produkcja amunicji w Polsce by móc polegać na sobie.

  8. Prezes Polski

    Niestety, ale od czasów LWP nic się nie zmieniło jeśli chodzi o realizm ćwiczeń. Miejmy nadzieję, że tutaj chodziło o zwykłą pokazówkę a kadra zdaje sobie sprawę, w jak ciemnej duszy jesteśmy. W końcu władza chce się pochwalić, że coś robi. A propos umocnień, pakowanie nadmiernej kasy w beton to głupi pomysł. Przypomnę, że Amerykanie jeże na wale zachodnim po prostu przysypali ziemią za pomocą spychaczy. Jak tylko skończy się wojna, armia Ukrainy może odegrać doniosła rolę pozorując siły agresora dla NATO. Nie ma wątpliwości, że obecnie dostalibyśmy lanie stulecia.

  9. Zbyszek

    Znakomity artykuł! W sumie to nawet pokazuje że ćwiczenia te mają szansę być faktycznym, a nie tylko polityczno-medialnym sukcesem. Braki o których pisze Autor powinny wychodzić teraz a nie w trakcie ewentualnej wojny. Ćwiczenia pokazują je w jaskrawym świetle i stosunkowo łatwo teraz zacząć nad nimi pracować. Pytanie czy decydenci nie przywiążą się za bardzo do ogłoszonego przez Premiera "zwycięstwa broniących" i pominą mniej wygodne dziś wnioski.

  10. Stary

    Źle to wygląda. Wydaje się pieniądze na "potiomkinowską wieś" a nie na realne ćwiczenia i przygotowania. Artykuł merytoryczny, bez "propagandowego lania wody".

Reklama