• Komentarz
  • Wiadomości

Manewry czy show? Po co ćwiczy Wojsko Polskie? [KOMENTARZ]

Niepełne oporządzenie ćwiczących żołnierzy, brak maskowania, telefony komórkowe, brak dynamiki, nierealne scenariusze, złe i źle ustawione tarcze oraz stare pojazdy wojskowe: to tylko część z wrażeń, jakie mieli obserwatorzy śledząc to, co się dzieje na polskich poligonach nadmorskich. Wygląda to tak, jakby Wojsko Polskie przygotowywało się do wojny, która już była, a nie do tej, która będzie w przyszłości.

Autor. 1Lbz
Reklama

Wojna na Ukrainie - raport specjalny Defence24.pl

Reklama

Kiedy żołnierze z 7. Brygady Obrony Wybrzeża im gen. bryg. Stanisława Grzmota – Skotnickiego rozpoczęli szkolenie na poligonie w Wicku Morskim pod Ustką wszystko wydawało się naprawdę do perfekcji przygotowane. Wyznaczono stanowiska ogniowe, przygotowano imponujące pole tarczowe na morzu i z impetem rozpoczęto ćwiczenia.

W oficjalnym komunikacie na portalu społecznościowy wskazano nawet literacko „Upalne słońce, plaża, morze... Okoliczności przyrody kuszą, ale nie ma czasu na opalanie i odpoczynek. Żołnierze 1. Lęborskiego Batalionu Zmechanizowanego, wchodzącego w skład 7. Brygady Obrony Wybrzeża, intensywnie szkolą się na poligonie w Wicku Morskim pod Ustką. Huk wystrzałów przeszywa powietrze, pociski rażą cele".

Reklama
Autor. 1Lbz
Reklama

Problem polega na tym, że nawet mało spostrzegawczy obserwator mógł szybko zauważyć różnice między tym, co się dzieje na polskich poligonach, a tym w jaki sposób działają ukraińscy żołnierze w starciu z armią rosyjską. A to właśnie jest nasz najbardziej realny przeciwnik i do walki z nim powinniśmy się przygotować. Przy czym różnic widocznych obecnie na poligonach nadmorskich nie można tłumaczyć upalną pogodą oraz warunkami, jakie na tych poligonach panują. Dokonujemy bowiem porównania polskiego wojska z ukraińskimi żołnierzami, walczącym w trzeciej dekadzie czerwca z realnym przeciwnikiem. Niestety to porównaniu wypada wyraźnie na naszą niekorzyść.

Zobacz też

Tymczasem najważniejszą zasadą manewrów wojskowych powinno być ich przeprowadzenie w warunkach jak najbardziej zbliżonych do rzeczywistego pola walki. I po to się właśnie organizuje szkolenia poligonowe, gdzie takie „realne" pole walki można w jakiś sposób przygotować.

Reklama

Strzelanie, tylko po co i do kogo?

Reklama

Jednym z najbardziej obfotografowanych epizodów każdych ćwiczeń poligonowych jest strzelanie. Powinno być ono tak naprawdę podsumowaniem dotychczasowego szkolenia strzeleckiego realizowanego w jednostkach na własnych strzelnicach oraz symulatorach. Pozwalają na to realne warunki zachowane na poligonach, które dodatkowo są mało znane dla dużej części szkolących się żołnierzy.

Autor. 1Lbz

Teoretycznie to co zorganizowano w Ustce było imponujące. W kilkusetmetrowym pasie morza przy plaży rozstawiono bowiem i zakotwiczono kilkadziesiąt tarcz, do których miały strzelać szkolące się jednostki. Można zakładać, że taka liczba celów symulowała zbliżające się do brzegu siły desantowe przeciwnika, które miały zostać odparte przez polskie wojsko. I tu się pojawia pytanie: jakiego przeciwnika?

Reklama

Zobacz też

Reklama

Wojna na Ukrainie wyraźnie bowiem pokazała, że Rosjanie nie mają obecnie możliwości przeprowadzania operacji desantowej na dużą skalę. Zagrożenia desantem ze strony morza w przypadku Polski jest więc znikome, tym bardziej, że jesteśmy w o wiele lepszej sytuacji niż Ukraińcy. Mamy bowiem Morską Jednostkę Rakietową, której lądowe wyrzutnie rakiet przeciwokrętowych praktycznie uniemożliwiają jakikolwiek ruch rosyjskim, nawodnym jednostkom pływającym na Morzu Bałtyckim.

Autor. 1Lbz

Dodatkowo nie tylko Flota Bałtycka, ale cały Wojennomorskij Fłot nie ma już obecnie do tego: ani odpowiedniej ilości okrętów desantowych, ani też odpowiedniej ilości okrętów osłony, które obroniłyby jednostki wysadzające żołnierzy na brzeg przed atakiem z powietrza. Sytuacja ta nie zmieni się w ciągu najbliższych kilkunastu lat, więc ćwiczenie tego właśnie scenariusza jest co najmniej dziwne.

Reklama

Zobacz też

Reklama

Od kilkunastu lat wskazuje się jednak na możliwość przeprowadzenia przez Rosję operacji dywersyjnej wykonanej niewielką ilością bardzo szybkich łodzi wysadzających żołnierzy bezpośrednio na brzeg. Problem polega na tym, że takiego scenariusza na polskim poligonie jednak nie ćwiczono. Tarcze zamontowane w pasie przybrzeżnym były bowiem nieruchome. Co więcej zupełnie nie przypominały one zagrożeń, z jakimi mogliby mieć do czynienia polscy żołnierze.

Już samo to, że ponad 100 metrów w morzu ustawiono znane ze strzelnic tarcze symbolizujące stojących i klęczących żołnierzy oraz stanowisko karabinu maszynowego pokazuje, że z tym zasymulowaniem potencjalnego zagrożenia coś jednak było nie tak. Niestety rozpryski na wodzie pokazywały, że nawet do takich nieruchomych celów nasi żołnierze często nie trafiali. I nie można to mieć do nikogo pretensji. Strzelanie prowadzono bowiem m.in. z bojowych wozów piechoty BWP-1 oraz transporterów kołowych BRDM, których system kierowania ogniem można najlepiej określić przymiotnikiem „prymitywny".

Reklama
Autor. 1Lbz
Reklama

W sumie można się więc cieszyć, że do symulacji przeciwnika nie wykorzystano szybkich dronów-łodzi, stosowanych w innych krajach zachodnich jako ruchome cele. Być może wtedy by się jednak okazało, że uzbrojenie lufowe bez optoelektronicznego systemu kierowania nie ma szans by trafić w tak szybkie zagrożenie. I to właśnie pokazała m.in. wojna w Ukrainie, gdzie łodzie desantowo-szturmowe typu Raptor były trafiane np. „zwykłymi" przeciwpancernymi pociskami kierowanymi. Ale takiego uzbrojenia na poligonie w Ustce w obfotografowanym epizodzie nie użyto.

W sumie stało się dobrze, ponieważ uzyskano w ten sposób realny obraz polskich możliwości w obronie wybrzeża mniej dofinansowanych jednostek wojskowych. W ocenie ćwiczenia tego jednak prawdopodobnie nie zauważono.

Reklama

Czy tak rzeczywiście powinny działać wojska bezpośrednio broniące polskiego wybrzeża?

Reklama

W tym wszystkim zaskakujący okazuje się również sam sposób prowadzenia strzelań. Stanowiska ogniowe zbudowane na plaży bardziej przypominały bowiem strzelnicę niż realne pole walki z tą różnicą, że tarcze nie rozstawiono na lądowych osiach strefy strzelań ale kilkadziesiąt lub kilkaset metrów w morzu. Oczywiście takie strzelanie jest w miarę bezpieczne (nie trzeba budować odpowiednich kulochwytów: głównego i bocznych), ale to przecież nie o to w tym wszystkim chodziło.

Zobacz też

Żołnierze powinni być bowiem również szkoleni w doborze bezpiecznych i skutecznych stanowisk ogniowych, które powinny być zamaskowane i na pewno nie powinny być umieszczone na odkrytej plaży. To co się działo w Ustce jest totalnym zaprzeczeniem sposobu działania ukraińskich, a obecnie również rosyjskich żołnierzy.

Reklama
Autor. 1Lbz
Reklama

Wojna w Ukrainie pokazała już co najmniej kilkaset razy, że wjazd pojazdu wojskowego do wykopanej, płytkiej wnęki osłoniętej pięcioma poziomami worków nie daje żadnego zabezpieczenia. Atak dronów kamikaze następuje bowiem z góry i jest skuteczny, gdy cel jest tam odsłonięty. A przecież Ukraińcy oficjalnie już informują, że nawet zwykła siatka z płotów rozwieszona nad pojazdem może zatrzymać drony Lancet. Problem polega na tym, że takich zabezpieczeń na plaży w Ustce nie było.

Podobna ocena dotyczy stanowisk ogniowych dla żołnierzy, którzy by się do nich dostać lub się z nich ewakuować, musieli przebiec kilkadziesiąt metrów na odkrytej plaży. Co więcej zostali rozlokowani na plaży w umundurowaniu z kamuflażem leśnym. Okazało się że żołnierze obrony wybrzeża nie zostali wyposażeni w odpowiednie pokrycia maskujące.

Reklama

W ten sposób gdyby nad plażą przeleciał bezzałogowy, rozpoznawczy aparat latający, to miałby po jednym przelocie rozkład wszystkich, polskich stanowisk obronnych. Zamiast więc budować zupełnie nieprzydatne pozycje i otaczać je na pokaz workami z piaskiem trzeba było po prostu wyjeżdżać na nieprzygotowaną plażę, strzelać i się wycofać. Poziom ochrony strzelających żołnierzy i pojazdów zasadniczo by się wtedy nie zmienił. A przy okazji nie byłoby podejrzeń o robienie „pokazówki".

Autor. 1Lbz

W klapkach, czy w bojowym oporządzeniu?

Tym co różni ćwiczących w okolicach Ustki, polskich żołnierzy od walczących żołnierzy ukraińskich jest wyposażenie. O ile bowiem Ukraińcy zabierają do walki wszystko to co jest im potrzebne i co może im się przydać kilka godzin później, to Polacy wkładają na siebie tylko to, co jest im niezbędne w danej chwili, albo nadaje bardziej bojowego wyglądu. Polscy żołnierze nie wiedzą więc w dużej części z jakim ciężarem oporządzenia będą się musieli zmierzyć, jak go nosić, by można było realizować zadanie, ani nawet jak się kłaść do strzelania mając na sobie wszystkie magazynki z pełnym zapasem amunicji.

Reklama
Autor. 1Lbz
Reklama

Przykładowo w odkrytych od góry stanowiskach ogniowych, a więc narażonych na odłamki, kamizelka kuloodporna powinna być niezbędnym elementem ćwiczących żołnierzy. Ale tych kamizelek nie było w ogóle widać. Co więcej, część żołnierzy na stanowiskach obserwacyjnych i dowodzenia była w ogóle bez wyposażenia na kamizelkach taktycznych, działając nawet tylko w lekkiej koszulce wojskowej. A przecież te „stanowiska obserwacyjne i dowodzenia" są również zagrożone atakiem, a więc powinny być zamaskowane i chronione.

Chcąc rzeczywiście ćwiczyć w warunkach zbliżonych do realnych trzeba działać tak, jakby się było narażonym na przeciwdziałanie przeciwnika. Wygląd polskich żołnierzy i ich stanowisk świadczy o tym, że to zagrożenie jest w czasie ćwiczeń bardzo często ignorowane.

Reklama
Autor. 7BOW
Reklama

To nie są Krupówki z misiem

Reklama

Uwagi, które zwarto w tym komentarzy nie odnoszą się tylko do 7. Brygady Obrony Wybrzeża, ale generalnie do całych Sił Zbrojnych. Zaangażowanie w ćwiczenia żołnierzy „siódemki" powinny być właściwie wzorem, a nie przykładem do połajań. Robili bowiem to co mogli i wykorzystywali to co mieli. Ich wyposażenie nie zależy przecież od nich, ale od tego, co im zostanie przydzielone „z góry". Z rozmów z żołnierzami wynika, że większość z nich wolałoby ćwiczyć w realny sposób, a nie służyć jako przysłowiowe misie do robienia fotografii.

Autor. Sztab Generalny WP

Tymczasem do takiego poziomu doprowadza się polskie poligony. Politycy uwielbiają się fotografować w militarnych sortach mundurowych i to dodatkowo obserwując pole ćwiczeń za pomocą lornetki. Kompletnie nie przejmują się tym, że jeżeli oni, „ignoranci w dziedzinie rozpoznania" coś dostrzegą, to tym bardziej dostrzeże to nieprzyjacielski snajper, czy też obcy operator przeciwpancernego pocisku kierowanego. W ten sposób brak prawidłowego maskowania polskich żołnierzy wzbudza zachwyt u polskich polityków.

Reklama
Autor. 1Lbz
Reklama

Polityków nie dziwi np. to, że część ćwiczących żołnierzy ma pełny kamuflaż (z malowaniem twarzy włącznie), a część nie. A przecież powinni być zainteresowani, czy te różnice wynikają z nadgorliwości, czy też z sumiennego podejścia do wykonywanych zadań. Do rozwiązania pozostaje również problem osobistych telefonów komórkowych, które ułatwiają komunikację na poligonie, ale nijak się mają do realnego utrzymywania łączności na polu walki. Tylko jak takie telefony zabrać pułkownikom i generałom?

Zobacz też

Podobnie jest z doborem właściwych tarcz w czasie strzelań. Duże i statyczne cele są łatwe do trafienia, co przez lornetkę rzeczywiście pięknie wygląda. Nijak się ma to jednak do działań bojowych. W tym przypadku dowódcy sobie sami strzelają w stopę, ponieważ gdyby wprowadzono realne cele do strzelania (np. szybkie łodzie) to być może przez brak trafień dotarło by wreszcie do głów decydentów, jak kiepskim uzbrojeniem dysponują obecnie polscy żołnierze.

Reklama
Autor. 1Lbz
Reklama

Ta „pokazówka" jest widoczna praktycznie wszędzie. Widok stojących podczas strzelania w szeregu na odsłoniętym polu polskich, samobieżnych haubic „Goździk" kalibru 122 mm lub samobieżnych moździerzy „Rak" powinien przerażać, a tymczasem u polityków wzbudza zachwyt. Bo jest więcej huku. Podobną radość u VIP-ów wywołują atakujące w tyralierze czołgi przedzielone piechotą, pomimo, że na Ukrainie takich obrazów już się nie spotyka.

Niestety sytuacja się zmieni na lepsze dopiero wtedy, gdy politycy nie będą potrafili wykryć lornetką dobrze ukrytych, ćwiczących polskich żołnierzy. A na to się jak na razie nie zanosi.

Reklama
Reklama