Siły zbrojne
Rosyjskie "siły pokojowe" umacniają się w Górskim Karabachu [KOMENTARZ]
Kontyngent „sił pokojowych” wysłany z Rosji próbuje nadzorować zawieszenie broni w Górskim Karabachu pomiędzy Armenią i Azerbejdżanem. Sytuacja jest jednak daleka od stabilności, ponieważ jak na razie pokój zapewnia jedynie obecność uzbrojonych, rosyjskich żołnierzy i to też tylko na obszarze, gdzie rozwinięto stałe posterunki obserwacyjne.
Rosyjskie ministerstwo obrony konsekwentnie przekazuje informacje o sytuacji w Górskim Karabachu w specjalnej zakładce przygotowanej na swojej oficjalnej stronie internetowej. Komunikaty tam publikowane mają pokazywać, w jaki sposób kontyngent sił pokojowych wysłany z Rosji nadzoruje zawieszenie broni pomiędzy Armenią i Azerbejdżanem. Teoretycznie najbardziej interesujące powinny być briefingi przekazywane przez szefa departamentu informacji i komunikacji masowej ministerstwa obrony Rosji, generał dywizji Konaszenkowa. Do 26 listopada 2020 r. odbywały się one praktycznie codzienne i za każdym razem prezentowano w nich dane o sytuacji w Górskim Karabachu.
W rzeczywistości komunikaty przekazywane przez Konaszenkowa zaczynają być coraz bardziej do siebie podobne. Praktycznie za każdym razem podkreśla się w nich brak wykrytych incydentów zbrojnych na linii styczności wojsk azerskich i armeńskich. Nie ma w tych komunikatach jednak konkretnej oceny sytuacji, która potwierdziłaby stabilność regionu i brak napięcia pomiędzy stronami.
W swoim ostatnim sprawozdaniu z 26 listopada br. Konaszenkow nie przedstawia również szczegółów, co do działań rosyjskich żołnierzy. Z poprzednich komunikatów wynika, że działania te polegają głównie na obsadzeniu 25 stanowisk obserwacyjnych na obszarach operacji stabilizacyjnych na linii styku stron, z których Rosjanie przez całą dobę mają monitorować sytuację (dziewięć punktów w południowej strefie odpowiedzialności i dziewięć w północnej strefie odpowiedzialności i siedem tymczasowych w tzw. Korytarzu Łaczynskim. Rosjanie próbują również oczyścić rejon z min i niebezpiecznych przedmiotów. Zadanie musi być jednak bardzo trudne, ponieważ do 26 listopada br. udało się im to zrobić jedynie na 2 hektarach powierzchni i 3 km dróg. Wykryto i zneutralizowano wtedy 144 niebezpieczne przedmioty.
Pozostały obszar znajduje się poza kontrolą rosyjską i tam prawdopodobnie sytuacja jest nadal daleka od normalności. Jedynym miejscem poza punktami obserwacyjnymi, gdzie obecność Rosjan zdecydowanie coś zmieniła, jest najprawdopodobniej miasto Stiepanakert. To właśnie tam rozlokowano bowiem sztab rosyjskiego kontyngentu sił „pokojowych” oraz Międzyresortowe Centrum Reagowania Humanitarnego (utworzone przez grupę operacyjną rosyjskiego Ministerstwa Sytuacji Nadzwyczajnych pod dowództwem generała dywizji Andrieja Wołkowa). Ale i tutaj Rosjanie napotkali na problemy związane ze zniszczeniami oraz prawdopodobnie sytuacją, w jakiej znajduje się miejscowa ludność, pozbawiona pracy, z ograniczonymi dostawami prądu i wody oraz z trudnościami aprowizacyjnymi.
Podejrzenie wzbudził chociażby zaskakujący komunikat z 28 listopada br., w którym resort obrony chwali się budową szpitala polowego w Stepanakerce, pomimo istniejącej na pewno na miejscu służbie zdrowia. Przypomnijmy przecież, że Stepanakert to stolica regionu. Oczywiście oficjalnie według ministerstwa obrony szpital polowy ma być miejscem pomagającym cywilnej ludności. W rzeczywistości budowa takiego medycznego centrum może również oznaczać, że rosyjskie wojska przygotowuje się na wszelki przypadek na przyjęcie swoich chorych i rannych żołnierzy.
Świadczy o tym również przekrój lekarzy, jacy przylecieli do Górskiego Karabachu. Ministerstwo w swoim komunikacie nie wskazało, że są wśród nich np. pediatrzy i interniści, ale podkreśliło, że wraz ze szpitalem „przybyło ponad 60 lekarzy, w tym chirurdzy wojskowi, anestezjolodzy, terapeuci i epidemiolodzy”. Może więc być również tak, że chodzi o zabezpieczenie się przed ewentualnymi stratami bojowymi, jak również przed … koronawirusem.
Oczywiście w komunikatach resortu cały czas podkreśla się jaką znaczącą pomoc humanitarną Rosjanie udzielają miejscowej ludności. Znamienne jest jednak to, że ta pomoc musi być udzielana pod ścisłą osłoną rosyjskiego wojska. Tak jest np. z trwającym cały czas powrotem uchodźców do swoich domów. Jak się bowiem okazuje nie chodzi tu bowiem tylko o organizowanie transportu, ale również o jego ochronę przez patrole rosyjskiego kontyngentu sił pokojowych i żandarmerii.
Ludność jest więc dowożona z Erywania na główny plac Stepanakertu w konwojach autobusów. Nie ma natomiast normalnego transportu pomiędzy tymi miastami. O liczbie uchodźców oczekujących na powrót może świadczyć fakt, że tylko 28 listopada 2020 roku rosyjskie siły pokojowe eskortowały konwój przewożąc 2431 osób a 29 listopada 1699 osób (w sumie od momentu ogłoszenia zawieszenia ognia 10 listopada 2020 r. do Stepanakertu podwieziono już 23514 uchodźców). Dużym kłopotem dla Rosjan jest także prawdopodobnie mała pomoc miejscowych władz. Jeżeli więc Rosjanie chwalą się przygotowaniem dwóch szkół do uruchomienia jeszcze w grudniu br. to od razu się nasuwa pytanie, co w takim razie robiły lokalne służby. Podobnie jest również w innych miejscowościach, gdzie to rosyjscy specjaliści mieli pomagać w uruchamianiu szpitali i urzędów.
Sytuacja w Górskim Karabachu jest więc jeszcze daleka od stabilizacji. Rosjanie są w o tyle trudnym położeniu, że na swoje działanie nie mają prawdopodobnie zbyt wielu środków. Świadczy o tym chociażby sam szpital polowy, który nie jest najnowszej generacji, ale raczej został wyciągnięty z wojskowych magazynów i to z odległych rejonów Federacji Rosyjskiej. Dużym kłopotem jest również transport. Większość rosyjskich sił jest bowiem przerzucanych z Rosji za pomocą, wojskowych samolotów: Ił-76 i An-124 „Rusłan”. Tą samą drogą musi być również przekazywane zaopatrzenie dla wojsk, które oficjalnie mają liczyć 1960 żołnierzy, 90 transporterów opancerzonych BTR-82A, 380 sztuk samochodów i sprzętu specjalnego.
Generuje to ogromne koszty, czego przykładem może być właśnie rozwijany szpital polowy, który do na lotnisko Erewań przyleciał aż z Chabarowska (na co potrzeba około 14 godzin lotu samolotem lub przejechać drogą lądową ponad 9000 km). Do tego należy jeszcze doliczyć trzystukilometrowy przerzut sprzętu i ludzi konwojem samochodowym do Górskiego Karabachu.
Jak na razie trzon sił rosyjskich sił pokojowych w Górskim Karabachu mają stanowić pododdziały z 15. Samodzielnej Pokojowej Brygady Zmechanizowanej Centralnego Okręgu Wojskowego. W rzeczywistości sytuacja w regionie może wymagać wprowadzenia o wiele większej ilości wojsk.
"Będzie walka, będą ranni" wymagające ćwiczenia w warszawskiej brygadzie