Reklama

Siły zbrojne

Przebieg rakietowego ataku Iranu na Izrael

Irańska rakieta balistyczna Fath-360.
Irańska rakieta balistyczna Fath-360.
Autor. Saeed Sajjadi/Wikipedia

Wieczorem 1 października z terytorium Iranu w kierunku Izraela zostały wystrzelone pociski balistyczne. Tym samym został w tym roku przeprowadzony drugi bezpośredni irański atak na Izrael. Oto jak przebiegał.

Zgodnie z dostępnymi obecnie informacjami atak Iranu rozpoczął się 1 października po godzinie 19.00 czasu polskiego. O ile w czasie wiosennego ataku w kierunku Izraela wystrzelono zarówno pociski balistyczne, jak i drony oraz pociski manewrujące, o tyle tym razem do uderzenia wykorzystano wyłącznie pociski balistyczne. Odpaleń dokonał irański Korpus Strażników Rewolucji Islamskiej, który jest dysponentem tej klasy systemów uzbrojenia w Iranie. Odpalenia zostały przeprowadzone z okolic większych miast, w tym Teheranu, Isfahanu, Tabrizu, Shirazu, Chorramabadu i Araku.

Reklama

Jak wyglądał atak?

Pierwsze doniesienia izraelskie mówiły o około 100 pociskach. Potem okazało się, że było ich dwukrotnie więcej. Ostatecznie strona izraelska zweryfikowała dane mówiąc o „ponad 180” pociskach.

O godzinie 19.45 czasu polskiego ludność Izraela otrzymała informacje na telefony komórkowe na temat tego, gdzie znajdują się najbliższe schrony i gdzie należy się udać. Alarm i uderzenia trwały przez około godzinę, a przed godziną 21.00 czasu polskiego pozwolono ludziom opuścić schrony i ponownie otwarto izraelską przestrzeń powietrzną.

Wbrew pojawiającym się w Internecie informacjom nie jest prawdą, że do obrony przed zagrożeniem wykorzystywano system defensywny Iron Dome (pl. Żelazna Kopuła). System ten stanowi bowiem najniższe piętro izraelskiej obrony przeciwrakietowej i służy do niszczenia masowych uderzeń tanimi pociskami krótkiego zasięgu.

Tymczasem Iran wykorzystał kosztowne i trudne do przechwycenia ciężkie pociski balistyczne. Tego rodzaju środek napadu powietrznego może być przechwytywany jedynie przez ciężkie izraelskie systemy przeciwrakietowe dalekiego zasięgu typu Arrow-2 i Arrow-3 plus, ewentualnie systemy średniego zasięgu Patriot PAC-2 i David’s Sling, które mają funkcję przeciwrakietową.

Izrael twierdzi, że systemy obronne zostały wykorzystane z sukcesem i zniszczyły znaczną większość z nadlatujących pocisków. Do niszczenia irańskich pocisków przyznają się też Jordańczycy, którzy twierdzą, że zestrzelili część z nich, choć tak naprawdę nie wiadomo czym by to mieli zrobić. Myśliwcami bowiem nie da się przechwycić pocisków balistycznych, trudno byłoby to też zrobić przestarzałymi systemami ziemia-powietrze typu Hawk.

Czytaj też

Amerykanie z kolei poinformowali, że dwa ich niszczyciele typu Arleigh Burke (USS „Bulkeley” i USS „Cole”) stojące na wodach wschodniego Morza Śródziemnego odpaliły w kierunku pocisków irańskich około 12 pocisków przechwytujących nieujawnionego typu (przy ostatnim ataku użyto SM-3). To niewiele, biorąc pod uwagę ponad 180 pocisków irańskich, ale Amerykanie twierdzą, że z większością zagrożeń poradziła sobie samodzielnie izraelska obrona.

Wydaje się, że mimo wszystko relatywnie duża część irańskiej salwy dotarła do celu, a przynajmniej do terytorium izraelskiego. Strona izraelska twierdzi, że „niewielka liczba” pocisków uderzyła w centralnym Izraelu, a większa w południowym. W tym ostatnim znajduje się pustynia Negew, a na niej wielka baza lotnicza Newatim. Z filmów jakie pokazały się w sieci widać, że na terenie bazy uderzyło wiele (kilka lub kilkanaście) pocisków i na jej terenie pojawiły się pożary, chociaż nie było widać eksplozji wtórnych.

Cele ataku były zdaniem Iranu czysto militarne. Wiadomo, że usiłowano trafić w budynek agencji wywiadowczej Mossad (baza Glilot pod Tel Awiwem), a także bazy lotnicze. Pojawiają się jednak świadectwa o trafianiu także bezpośrednio w miasta.

Izrael twierdzi, że poza jednym Palestyńczykiem zabitym przez spadający zużyty stopień rakiety, dwiema osobami rannymi w wyniku wybuchu i pewną liczbą osób poturbowanych w trakcie ucieczki do schronów, nie było ofiar. Jeśli to prawda to oznaczałoby to kolejną kosztowną kompromitację Iranu.

Trzeba jednak podkreślić, że w przeciwieństwie do wiosennego ataku, teraz uderzenia na wybrane cele potrafiły przełamywać izraelską obronę dzięki dużej saturacji, czyli liczby wystrzelonych środków, a także tego, że odpalono najlepszą broń, czyli pociski balistyczne, do których niszczenia Izrael mógł także zaangażować tylko swoje najbardziej elitarne środki obrony.

Reklama

Sukces Iranu?

Iran ogłasza z kolei sukces, w tym zniszczenia „ponad 20” samolotów F-35. Biorąc jednak pod uwagę, że ogłoszono to chwilę po ataku, to tak szybka ocena jego skutków wydaje się raczej niemożliwa. Jest mało prawdopodobne, żeby Izraelczycy przyznali się do swoich prawdziwych strat, jeżeli takie ponieśli.

Czytaj też

Co ciekawe, zgodnie z informacjami z cywilnych portali informujących o ruchu lotniczym na świecie, w czasie ataku w powietrze wzbiły się liczne izraelskie samoloty tankowania powietrznego, co może wskazywać na poderwanie dużej części izraelskiego lotnictwa bojowego w powietrze. Trudno jednak dzisiaj powiedzieć czy chodziło o uderzenia odwetowe (na Hezbollah), czy o start alarmowy w celu wyciągnięcia maszyn spod ostrzału baz.

Pojawiają się informacje, że wraz z atakiem irańskim zsynchronizowano uderzenie mniejszymi rakietami przeprowadzone przez Hezbollah, który także uderzał m.in. w siedzibę Mossadu.

Izrael zapowiedział odwet za atak w dogodnym dla siebie czasie.

Reklama
Reklama

Komentarze

    Reklama