Reklama
Ostatnio media obiegła informacja: „prezydent Bronisław Komorowski wręczył akt mianowania na szefa sztabu WP generałowi Mieczysławowi Gocułowi i wyznaczył na dowódcę operacyjnego sił zbrojnych generała Marka Tomaszyckiego”.

Więcej: Reforma systemu dowodzenia i kierowania SZ coraz bliżej – niestety

Użycie dwóch sformułowań w komunikacie: „mianowanie” i „wyznaczenie na stanowisko” wyraźnie wskazuje, że MON doskonale zdaje sobie sprawę, że prezydent nie ma obecnie prawa mianowania dowódcy operacyjnego i formalnie, gdyby minister obrony narodowej chciał, to jego wyznaczenie mogłoby się obyć poza prezydentem (wystarczy zmienić ustawę). Konstytucja daje bowiem prezydentowi prawo (artykuł 134) mianowania szefa Sztabu Generalnego i dowódców rodzajów Sił Zbrojnych, a dowódca operacyjny nie jest jednym z nich. Obecnie nie ma z tym problemu, ponieważ prezydent wywodzi się z tej samej opcji politycznej co minister, ale była już taka sytuacja, że biuro prezydenta nie dogadywało się co do nominacji generalskich z MON-em.

Więcej: „Mniej wodzów, więcej Indian”, czyli o reformie dowodzenia na sejmowej Komisji Obrony Narodowej

Według MON, po reformie SDiK prezydentowi pozostanie prawo mianowania najwyższych dowódców w Siłach Zbrojnych, w tym: Dowódcy Generalnego Rodzajów Sił Zbrojnych i Dowódcy Operacyjnego Rodzajów Sił Zbrojnych. Co się jednak stanie, gdy trybunał konstytucyjny uzna, że ich wyznaczenie, nie jest tym samym, co „mianowanie dowódców rodzajów Sił Zbrojnych”? Nic, bo reforma nie będzie naruszała konstytucji, która wcale przecież nie mówi, że muszą być dowódcy rodzajów Sił Zbrojnych. Ale to będzie również oznaczało, że prezydent będzie mógł już tylko mianować szefa Sztabu Generalnego WP, którego rolę ograniczy się do działań doradczych dla ministra. A w odniesieniu do dowódców: operacyjnego i generalnego będzie wykorzystywane sformułowanie „wyznaczenie na stanowisko”. Chyba, że MON zechce inaczej.

Więcej: Senat próbuje zrozumieć reformę systemu dowodzenia i kierowania siłami zbrojnymi. My też.



Warto odnieść się jeszcze do jednej kwestii. Parę dni temu w wywiadzie dla polskiego radia minister obrony narodowej Tomasz Siemoniak wyjaśniał sens reformy systemu dowodzenia i kierowania siłami zbrojnymi RP. Minister zauważył bardzo ważną kwestię: „przez lata miały miejsce dwie tendencje przeciwstawne, jedna taka, że armia się redukowała, armia się stawała zawodowa, a z drugiej strony rosła liczba dowództw i instytucji centralnego szczebla”. Powinien jednak dodać, że osoby, które spowodowały lub akceptowały opisany mechanizm służą nadal i piastują wysokie funkcję. Należałoby więc przynajmniej wątpić, że są zdolni do naprawienia tego, co de facto sami zepsuli.

Więcej: Prezydent Komorowski wyznaczył kandydatów na najważniejszych dowódców wojskowych

Możemy się spierać o różne aspekty reformy SDiK. Jednak nikt nie potrafi odpowiedzieć na pytanie, dlaczego zmiany systemu dowodzenia i kierowania mają być wdrażane właśnie w tym momencie. O zasadności tych wszystkich wątpliwości przekonamy się dopiero w 2022 roku, kiedy będzie można sprawdzić efekty planu modernizacji technicznej Sił Zbrojnych. Tylko, czy będziemy mieli wtedy kogo rozliczać?

Maksymilian Dura

 

 

 
Reklama
Reklama

Komentarze