Reklama

Niemcy z rakietami, które uderzą Moskwę

Start rakiet SM-6 z wyrzutni systemu Typhon
Start rakiet SM-6 z wyrzutni systemu Typhon
Autor. US Army

Ogłoszony przez niemieckiego ministra obrony Boris Pistorius zamiar zakupu systemu Typhon może być oznaką, że Niemcy chcą zwiększyć swoje zdolności ofensywne uzyskując dostęp m.in. do rakiet manewrujących Tomahawk i rakiet przeciwlotniczych dalekiego zasięgu SM-6. Europa z kolei może uzyskać w ten sposób możliwości atakowania w Rosji celów lądowych oddalonych o ponad 2000 km.

Typhon to nie tylko mityczny potwór sięgający głową do gwiazd, ale również angielska nazwa pneumatycznego sygnalizatora dźwiękowego, który jest m.in. wykorzystywany do ostrzegania o niebezpieczeństwie (np. statków w czasie mgły). Podobną rolę w odniesieniu do Rosji może spełniać kompleks rakietowy Typhon, którego zakupem zaczęli się interesować Niemcy. Jego możliwości są bowiem tak duże, że mogą stanowić ważny element europejskiego, konwencjonalnego systemu odstraszania.

Reklama

Wynika to stąd, że Niemcy zamierzają nabyć kompleks rakietowy, który teoretycznie jest lądową wersją okrętowych wyrzutni pionowego startu Mk41, wykorzystywaną m.in. na okrętach klasy AEGIS (np. na amerykańskich niszczycielach typu Arleigh Burke). Teoretycznie można więc ładować do Typhona wszystkie typy uzbrojenia stosowanego na amerykańskich okrętach uderzeniowych.

Czytaj też

Amerykanie postawili na razie na dwa rodzaje rakiet: manewrującą Tomahawk i wielozadaniową, przeciwlotniczą SM-6. „Wielozadaniową”, ponieważ pocisk SM-6 rzeczywiście nadają się do zwalczania całej gamy celów powietrznych (w tym rakiet balistycznych), jednak jest on również przygotowany do atakowania obiektów naziemnych – w tym okrętów. Dodatkowo może to robić w odległości ponad 400 km.

Jeszcze większy zasięg mają rakiety manewrujące Tomahawk, które są zdolne do uderzania w cele lądowe oddalone nawet o ponad 2000 km. Niemcy teoretycznie chcą więc otrzymać: zarówno system przeciwlotniczy, jak i uderzeniowy. Jeszcze kilka lat wcześniej byłoby to niemożliwe, ponieważ Amerykanie zasadniczo nikomu nie przekazywali swoich rakiet manewrujących Tomahawk. Wyjątek uczynili w odniesieniu do Brytyjczyków, którzy zintegrowali te pociski na swoich okrętach podwodnych.

Reklama

Teraz sytuacja się zmienia i próby odpalenia Tomahawków ze swoich okrętów nawodnych już przeprowadzili Australijczycy (w grudniu 2024 roku z niszczyciela HMAS „Brisbane” typu Hobart) i Holendrzy (11 marca 2025 z fregaty HNLMS „De Ruyter” typu De Zeven Provinciën), a przygotowują się do nich także Japończycy. Przekazanie Niemcom Tomahawków jest więc jak najbardziej realne, tym bardziej, że Amerykanie zapowiadali to już rok wcześniej (chociaż w innym kontekście). We wspólnym, amerykańsko-niemieckim oświadczeniu z 10 lipca 2024 r. zapowiedziano bowiem rozpoczęcie rozmieszczania w Niemczech jednostek artylerii dalekiego zasięgu z głowicami konwencjonalnymi, w tym systemu Typhon z pociskami SM-6 i Tomahawk.

Wywołało to gwałtowną reakcję Putina, który zapowiedział rozmieszczenie rosyjskich pocisków podobnej klasy blisko Europy. Tymczasem rok temu mowa byłą jedynie o amerykańskich systemach rakietowych, obsługiwanych i zarządzanych tylko przez Amerykanów. Teraz sytuacja się zmieniła i to prawdopodobnie za sprawą Donalda Trumpa. Jest bowiem możliwe, że zamiast wysyłać kupione przez Stany Zjednoczone systemy do Europy i płacić za ich obsługę pieniędzmi Stanów Zjednoczonych, amerykański prezydent postanowił zrobić dokładnie to samo, ale tak, by zapłaciła za to Europa (zgodnie z jego zasadą: „Jeżeli na terytorium Niemiec ma się coś znaleźć, to niech to Niemcy sobie sami kupią i później to obsługują”).

Czytaj też

Ta logika ma tak naprawdę same zalety i to dla obu stron. Po pierwsze nie zmniejsza w żaden sposób stanu posiadania amerykańskiej armii. Po drugie pozwala zaoszczędzić środki amerykańskie, które trzeba byłoby przeznaczyć za utrzymanie systemu, jakby nie było, broniącego Europy. Po trzecie amerykański przemysł otrzyma dodatkowe zamówienia i to nie tylko na system, ale również na jego utrzymanie. Po czwarte, w jakiś sposób ponownie uzależnia to Niemców od dostaw wojskowych ze Stanów Zjednoczonych, pomimo całego szeregu przedsięwzięć, które w Niemczech przedsięwzięto, by to uzależnienie zmniejszyć.

Ale na tego rodzaju „biznesie” zyskuje również Europa. Po pierwsze otrzymuje dostęp do uzbrojenia, które wcześniej było dla europejskich krajów całkowicie nieosiągalne (wystarczy przypomnieć nieudane starania hiszpańskiej marynarki wojennej o Tomahawki). Po drugie najnowsze amerykańskie rakiety zostaną przekazane wraz z ich systemami kierowania, co zmusi obie strony do koordynowania prac w tej dziedzinie, tak by doszło do pełnej integracji. Trzeba bowiem pamiętać, że Typhon to system rakietowy bez własnych sensorów. Jest to oczywiste w przypadku Tomahawków, które atakują cele wskazane z wyższych szczebli dowodzenia. Ale jest to również zrozumiałe z punktu widzenia rakiet SM-6, które technicznie są przeznaczone do atakowania celów znajdujących się poza horyzontem.

Jedna z czterech kontenerowych wyrzutni baterii Typhon
Jedna z czterech kontenerowych wyrzutni baterii Typhon
Autor. US Army

I tu pojawia się najważniejsza zaleta systemu Typhon (poza możliwościami samych rakiet). A jest to skrytość działania. Osiągnięto to poprzez przekazywanie informacji o celach z zewnątrz jak również poprzez umieszczenie całego zestawu w czterdziestostopowych kontenerach, które przy odrobinie wysiłku można dobrze ukryć wśród tysięcy innych, tego rodzaju „opakowań” np. na drogach. Niemieckie wyrzutnie wraz z Tomahawkami można by więc np. skrycie przerzucić do Estonii, a wtedy w zasięgu europejskich rakiet manewrujących znajdzie się nawet jedyna fabryka rosyjskich czołgów Urałwagonzawod w Niżnym Tagile na Uralu.

Czytaj też

Przekazanie danych do czterech wyrzutni wchodzących w skład baterii Typhon odbywa się poprzez bateryjne centrum operacyjne umieszczone również na pojeździe (battery operations center). To właśnie tam będą przezywane informacje o celach dla Tomahawków, jak również pocisków SM-6. W tym drugim przypadku powinno się zadbać o to, by dane dla tych rakiet mogły dochodzić z każdego dostępnego źródła, w tym dla celów znajdujących się poza horyzontem z samolotów wczesnego ostrzegania oraz nawet z samolotów F-35.

Tylko w ten sposób wykorzysta się bowiem pełne możliwość SM-6 związane z zasięgiem. Nie jest to bowiem na pewno rakieta do zwalczania „zwykłych” obiektów powietrznych (chociażby ze względu na cenę, która przekracza 4 miliony dolarów). Być może jest to również szansa na większą „europeizację” systemu IBCS, który może również być źródłem informacji dla być może, nowego zakupu niemieckiego. Wszystko zależy teraz od tego, czy deklaracje przełożą się na konkretne zamówienia.

Reklama
WIDEO: Defence24 Days 2024 - Podsumowanie największego forum o bezpieczeństwie
Reklama

Komentarze (3)

  1. Eee tam

    Co z tego pewnie rakiety się skończą po tygodniu pełnowymiarowego konfliktu i zostaną tylko ukraińskie drony klepane masowo po garażach w liczbie 10 mln /rok

  2. stasi

    Może UE by sobie coś takiego fundnelo?

  3. Weneda 1977

    Fajnie byłoby mięć chociaż jedną taką baterię 2x4 wyrzutnię i po 50 rakiet obuch typów 🙂

Reklama