- Analiza
- Komentarz
- Wiadomości
Nie dajmy się robić Rosjanom w balona
Działania podjęte w chwili wlotu „białoruskiego” balonu nad teren Polski były przesadzone i niekompletne, co wynikało przede wszystkim z asekuracyjnego podejścia do sytuacji polskich Sił Zbrojnych. W podobnie nerwowy sposób działali zresztą Amerykanie po zestrzeleniu nad Stanami Zjednoczonymi chińskiego balonu rozpoznawczego w lutym 2023 roku.

Balony rozpoznawcze lecą w charakterystyczny sposób i wolno, są więc łatwe do zakwalifikowania, a później do identyfikacji. Tyle teoria, jednak w praktyce sytuacja może już nie być taka prosta. Po pierwsze, pomimo że czasza balonu jest stosunkowo duża, to jej skuteczna powierzchnia odbicia radarowego jest najczęściej bardzo niewielka. Może więc zdarzyć się, że radar będzie wykrywał jedynie to, co jest podwieszone pod balonem.
Po drugie, niska prędkość powoduje, że standardowe radary wykrywania celów powietrznych mogą ignorować taki obiekt, traktując go jako echo stałe. Po trzecie, niektóre balony lecą na bardzo dużych wysokościach, powyżej 10 tysięcy metrów, są więc trudne do identyfikacji za pomocą systemów obserwacji optycznej. Po czwarte, należy pamiętać, że sam balon nie stanowi takiego zagrożenia, jak np. lecący bez kontroli pocisk manewrujący. Dlatego zmuszenie obiektu do opadnięcia na ziemię nie powinno być związane z wykorzystaniem systemów obrony powietrznej (rakiet i artylerii lufowej).

Autor. www.weather.gov
Kiedy 12 maja 2023 r. białoruski balon wleciał na teren Polski, teoretycznie działano w sposób przemyślany i zorganizowany. Intruz był w dużej części trasy śledzony, dzięki czemu można było dokładniej określić miejsce, w którym aerostat zniknął z ekranów radarów. Rozpoczęto poszukiwania balonu z podporządkowaniem sił biorących udział w tym zadaniu pod Dowództwo Generalne Rodzajów Sił Zbrojnych, a póki co te działania są kontynuowane. Co więcej, do akcji zaangażowano również społeczeństwo, rozsyłając Alert RCB w wybranych województwach (kujawsko-pomorskim, pomorskim i zachodniopomorskim), wskazując obywatelom, co mają zrobić po znalezieniu szczątków statku powietrznego.
Samoloty myśliwskie przeciwko wolnym balonom? Bez przesady!
Chcąc w przyszłości usprawnić tego rodzaju operacje, warto przeanalizować, czego nie zrobiono, co zrobiono źle, a także które działania były niepotrzebne lub przesadzone. Do tej trzeciej grupy można niewątpliwie zaliczyć start najpierw pary samolotów MiG-29, a później F-16, i to co najmniej z trzech powodów. Nie było szans, by polscy piloci dokonali wzrokowej identyfikacji obiektu, ponieważ śledzony balon przeleciał nad polskie terytorium w okolicach Białowieży około 20.30, a więc już w nocy. Co więcej, cztery godziny później obiekt zniknął z ekranów radarów w województwie kujawsko-pomorskim w okolicach Rypina.
Wysłanie czterech (najprawdopodobniej) samolotów w kierunku balonu rozpoznawczego było więc przesadą, tym bardziej, że nie było intencji, by zestrzelić go rakietą klasy powietrze-powietrze. Start par dyżurnych był więc działaniem na pokaz, mającym uspokoić opinię publiczną po niewątpliwej wpadce, jaką odnotowano przy przelocie rosyjskiej rakiety nad Polską 16 grudnia 2022 r. Oczywiście 12 maja 2023 r. powoływano się na obowiązujące w tego rodzaju przypadkach procedury, co jednak wcale nie oznacza, że te działania są dobre w odniesieniu do balonów.
Tymczasem z dużą dozą prawdopodobieństwa wiedziano, że to był aerostat, chociażby przez sposób lotu oraz niewielką prędkość. Odcinek pomiędzy Białowieżą i Rypinem, liczący około 300 km, obiekt przebył w czasie czterech godzin. Leciał więc z prędkością około 75 km/h, a więc wolniej niż samoloty i rakiety. Mając obraz radarowy, można było spokojnie śledzić obiekt, nie angażując w operację samolotów załogowych, i to w ciągu nocy.
Zobacz też
Podobnie przesadzony sposób działania widać było w Stanach Zjednoczonych, gdy 28 stycznia 2023 r. w okolicach Wysp Aleuckich koło Alaski pojawił się "balonowy intruz". Chiński balon ostatecznie zestrzelono 4 lutego, gdy przekroczył wschodnie wybrzeże Stanów Zjednoczonych w stanie Karolina Południowa. Zarzuty "bezczynności", jakie od razu postawiono amerykańskim siłom zbrojnym, spowodowały, że kolejne "balony" były zestrzeliwane w lutym rakietami, pomimo że nie zawsze stanowiły one zagrożenie i nie wiedziano, czy nie pochodzą one np. od własnych sił. Później ta "strzelanka" się skończyła, a media straciły zainteresowanie tego rodzaju przypadkami.
Teraz podobna, czasowa nerwowość jest dobrze widoczna w polskich Siłach Zbrojnych. Jednak należy się naprawdę zastanowić, czy rzeczywiście w przypadku każdego balonu konieczne jest wysyłanie w powietrze czterech samolotów myśliwskich tylko po to, by pokazać, że coś się robi.
Zobacz też
Co zrobiono źle?
Alert Rządowego Centrum Bezpieczeństwa to zupełna nowość w działaniach związanych z niezidentyfikowanymi obiektami powietrznymi nadlatującymi znad granic z Ukrainą i Białorusią. Zastanawia jednak sam sposób jego wykorzystania. Bowiem w komunikacie poinformowano jedynie, że "trwają poszukiwania obiektu powietrznego przypominającego balon". Ostrzeżono również, że w przypadku jego znalezienia nie należy go podnosić, ale powiadomić najbliższy posterunek Policji.

Popełniono tutaj trzy poważne błędy. Po pierwsze, nie ogłoszono komunikatu w nocy, informując, że coś niezidentyfikowanego w ogóle wlatuje nad terytorium Polski. Ostatecznie raport RCB opublikowano dopiero 13 maja około 13:16. To oznacza, że opóźnienie wynosiło około 16 godzin (balon przemieścił się nad Polskę o 20:30 poprzedniego dnia). W ten sposób obywateli nie ostrzeżono, że coś może na nich spaść, a de facto poinformowano, że coś już spadło.
Stracono przy tym tysiące obserwatorów, którzy mogliby zwrócić uwagę na rzeczy przydatne do lokalizacji zaginionego obiektu powietrznego. Nie wiadomo też, czy w miarę wlatywania balonu w głąb Polski automatycznie informowano służby na jego trasie. A to mogłoby zawczasu przygotować Policję i Straż Pożarną do działania jeszcze przed opadnięciem aerostatu na ziemię.
Zobacz też
Dodatkowo należy pamiętać, że obywatelska postawa, jaką wykazała się "amazonka" informująca o znalezieniu rakiety pod Bydgoszczą, nie jest powszechna. Do alertu RCB mogło się więc zdarzyć, że ktoś "zagospodarował" dla siebie znaleziony obiekt, nie wiedząc że może być on niebezpieczny. I o tym trzeba było pomyśleć wcześniej, nawet jeżeli byłoby to związane z wysłaniem nocnego komunikatu ostrzegawczego.

Czego nie zrobiono?
W całym zdarzeniu z balonem mało kto zwrócił uwagę na fakt, że Siły Zbrojne tak naprawdę nie mają środków pozwalających na bezpieczne strącanie aerostatów jeszcze przed ich wlotem na kilkadziesiąt kilometrów w głąb przestrzeni powietrznej kraju. Środkiem zwalczania balonów nie są bowiem na pewno rakiety przeciwlotnicze i artyleria lufowa. Wtedy bowiem w powietrzu znajdą się nie tylko szczątki aerostatów, ale również tego, co je zniszczyło.
Tymczasem rozszczelnienie czaszy balonu, a więc jego opadnięcie, można sprowokować na bardzo wiele sposobów. Drony, lasery, lekkie samoloty turbośmigłowe czy sterowce "myśliwskie" to tylko niektóre rozwiązania, które można zaadoptować do oczyszczenia polskiego nieba z "nadmuchiwanych intruzów". Jednak jak na razie zajmujemy się naprawianiem skutków, a nie eliminowaniem ich przyczyn, i to już w pierwszej fazie działania.
WIDEO: Rakietowe strzelania w Ustce. Patriot, HOMAR, HIMARS