- Analiza
- Komentarz
Narew wciąż w grze [KOMENTARZ]
Wskazanie przez Inspektorat Uzbrojenia „w pierwszej kolejności” brytyjskiego pocisku CAMM to ważny krok na drodze do realizacji programu obrony powietrznej krótkiego zasięgu Narew. Jednakże nie oznacza to finalizacji programu, a „na stole” są także inne propozycje. Poszczególni oferenci mogą teraz dążyć do zwiększenia atrakcyjności swoich propozycji.

Minister obrony Mariusz Błaszczak podczas wspólnej konferencji prasowej ze swoim brytyjskim odpowiednikiem Benem Wallacem, podał, że Inspektorat Uzbrojenia rekomendował do dalszych rozmów w ramach programu Narew brytyjskie pociski przeciwlotnicze CAMM. Te kierowane aktywnie radarowo rakiety są już używane przez Royal Navy i British Army, a w opracowaniu jest także ich wersja CAMM-ER o zasięgu wydłużonym do 45 km. Ze stroną brytyjską podpisano porozumienie w tej sprawie.
Pozwoli to na rozpoczęcie szczegółowych negocjacji w sprawie umów licencyjnych i wykonawczych, ale nie oznacza jeszcze finalizacji tego bardzo potrzebnego Siłom Zbrojnym RP programu. Przypomnijmy, że system obrony powietrznej krótkiego zasięgu Narew znajduje się od kwietnia ubiegłego roku w fazie realizacyjnej (po trwającej co najmniej 7 lat fazie analityczno-koncepcyjnej), a we wrześniu br., podczas MSPO, podpisano umowę ramową dotyczącą tego systemu.
Czytaj też: "Konsumujemy offset Wisły". Obrona Powietrzna i Przeciwrakietowa na Defence24 DAY [RELACJA]
Jego wykonawcą jest PGZ, i to z Polską Grupą Zbrojeniową będą kontraktowane poszczególne elementy (w tym pociski rakietowe), jedynie określone i związane z integracją Narwi z systemem Wisła za pomocą IBCS kontraktowane będą z rządem Stanów Zjednoczonych, w ramach FMS. Zgodnie z założeniami umowy ramowej, MON i PGZ będą kontraktować poszczególne elementy Narwi oddzielnie, tak by ograniczyć ryzyko opóźniania całego programu, a pocisk rakietowy – wymagający pozyskania technologii od partnera zewnętrznego, ale i wdrożenia jej w polskim przemyśle – jest jednym z najtrudniejszych elementów programu.
Obecna deklaracja MON jest krokiem w kierunku budowy Narwi w oparciu o pocisk rakietowy CAMM, czy rodzinę pocisków CAMM (obejmującą także CAMM-ER), jednak jest na razie zbyt wcześnie, by o tym w sposób jednoznaczny przesądzać. Umowy licencyjne i wykonawcze, jak mówił sam minister Błaszczak, będą dopiero podpisywane, a ich szczegółowe zapisy muszą zostać wynegocjowane. Atutem strony brytyjskiej jest na pewno zaangażowanie polityczne w szeroko zakrojoną politykę odstraszania Rosji, z czym może wiązać się zbliżenie z Polską, rozmieszczenie wojsk na granicy, ale też np. współpraca zbrojeniowa z Ukrainą. Na polskim rynku silnie promowana jest też brytyjska oferta w programie fregat Miecznik.
Prowadzenie rozmów podobnych do tych, jakie teraz będą mieć miejsce (czy już mają miejsce) w sprawie Narwi zawsze wiąże się jednak z określoną niepewnością, bo trzeba dojść do porozumienia nie tylko odnośnie harmonogramu i kosztu samej umowy, ale też zakresu transferu technologii oraz związanej z tym odpowiedzialności, także finansowej. Mogą one napotykać na trudności, czego przykładem był przebieg negocjacji umów wykonania zobowiązań offsetowych sprawie programu obrony powietrznej Wisła. Dlatego na mówienie o finalizacji wyboru efektora jest jeszcze za wcześnie.
Można oczekiwać, że po deklaracji MON pozostali oferenci będą dążyć do zwiększenia atrakcyjności swoich propozycji. Wiadomo, że obok CAMM swoje efektory dla systemu Narew oferował zespół Raytheona i Kongsberga z zestawem NASAMS, wykorzystującym od niedawna nie tylko pociski AMRAAM i Sidewinder, ale także wprowadzone niedawno pociski AMRAAM-ER o zwiększonym zasięgu, na jakie zdecydowały się Katar, Węgry i Australia. Norwesko-amerykański zespół składał wariantowe propozycje, uwzględniające przyspieszone dostawy zestawów w gotowej konfiguracji, ale i inne opcje włącznie z integracją efektorów z IBCS. Notabene, z tym systemem, w ramach amerykańskiego IFPC, którego wykonawcą jest firma Dynetics, będą współdziałać zmodyfikowane Sidewindery. Swoje oferty przedstawiały również firmy z Izraela, w tym Rafael z zestawem Spyder (pociski I-Derby i Python-5) oraz IAI (Barak-MX).

Niewykluczone więc, że równolegle z negocjacjami będą oni chcieli zainteresować MON i PGZ nie tylko swoimi produktami, ale też nowymi warunkami ich nabycia, w tym w zakresie transferu technologii, współpracy międzynarodowej, być może także poza samym programem Narew, wreszcie – ceny sprzętu, ale i transferu technologii, bo to jej koszt będzie wbrew pozorom istotnym składnikiem kontraktu na Narew.
Narew to 23 baterie przeciwlotnicze, więc tylko jedna „jednostka ognia” dla wszystkich zestawów może objąć nawet ponad tysiąc pocisków. Zakup rakiet, ale i – przede wszystkim – całego systemu może określić przyszłość Sił Zbrojnych RP i krajowego przemysłu nawet na kilkadziesiąt lat. Wartość programu jest szacowana na od 30 do 60 mld zł, dostawy mają trwać do około 2035 roku. Oznacza, że system będzie służyć jeszcze w drugiej połowie przyszłej dekady, a koszt cyklu życia może przewyższyć fundusze, jakie zostaną przeznaczone na zakup. Jest to więc pod wieloma względami największe w historii i najbardziej skomplikowane przedsięwzięcie, jakiego podejmuje się polska zbrojeniówka we współpracy z zagranicznymi partnerami.
Program obrony powietrznej krótkiego zasięgu ma kluczowe, wręcz fundamentalne znaczenie dla Sił Zbrojnych RP, bo to ten system będzie chronił zarówno zgrupowania Wojsk Lądowych, jak i ważne obiekty takie jak bazy Sił Powietrznych. Bez osłony systemu krótkiego zasięgu inne elementy obrony powietrznej nie będą w pełni skuteczne, a zagrożenia z powietrza będą tylko rosnąć. Obecny komunikat o wskazaniu pocisku CAMM przybliża ten program do realizacji, co w wypadku powodzenia miałoby zaowocować podpisaniem wszystkich umów do 2023 roku i pierwszym strzelaniem połączonego zespołu zadaniowego obrony powietrznej nowej generacji trzy lata później. Na razie jednak nie można przesądzać z całą pewnością, czy to rozwiązanie zostanie ostatecznie wybrane.
WIDEO: Rakietowe strzelania w Ustce. Patriot, HOMAR, HIMARS