Reklama

Siły zbrojne

MON: zawiadomimy prokuraturę ws. zniszczenia drugiego Tu-154

fot. Maciej Nędzyński(CO MON)
fot. Maciej Nędzyński(CO MON)

Do prokuratury trafi zawiadomienie ws. przestępstwa zniszczenia egzemplarza Tu-154, na którym podkomisja smoleńska prowadziła badania; zawiadomienie obejmie Antoniego Macierewicza, Mariusza Błaszczaka i Glenna Jorgensena – zapowiedział wiceminister obrony Cezary Tomczyk.

Sprawa ma zostać zgłoszona wraz z prezentacją raportu o działalności Macierewicza, która ma nastąpić do końca października. Zawiadomienie ma dotyczyć przestępstw niedopełnienia obowiązku właściwego nadzoru przez przewodniczącego podkomisji i zaniechania przez ministra obrony działań w celu zabezpieczenia majątku.

Tomczyk poinformował o tym w czwartek w Sejmie odpowiadając na pytania posłów KO o losy Tu-154M o numerze bocznym 102 – samolotu, którymi dysponował 36. Specjalny Pułk Lotnictwa Transportowego i który po katastrofie smoleńskiej zamierzano sprzedać, po czym przekazano go do badań okoliczności katastrofy.

Reklama

Wiceszef MON zaprezentował zdjęcia samolotu w obecnym stanie oraz wykonywane wcześniej przez podkomisję. Zwrócił uwagę na liczne ubytki poszycia, niesprawne podwozie i niezabezpieczone otwory powstałe w wyniku rozebrania płatowca.

Zaprezentował także pismo pierwszego zastępcy dowódcy generalnego gen. dyw. pil. Jana Śliwki z 2018 r. do MON (gdy resortem kierował Mariusz Błaszczak), w którym generał informował o zniszczeniach stwierdzonych w trakcie inwentaryzacji maszyny.

Inwentaryzacja, o której pisał generał, wykazała powstałe w wyniku działań podkomisji „uszkodzenia krytycznych elementów siłowych konstrukcji płatowca, tj. kadłuba, skrzydła samolotu; uszkodzone wręgi, żebra, poszycie lewego skrzydła”. Zniszczona została także osłona wciągnika śrubowego slotu. „Charakter ww. uszkodzeń jest trwały i nieodwracalny” – przekazywał generał.

Pokazał też zdjęcia wykonane przez podkomisję, na których widać szlifierkę kątową (Macierewicz zaprzeczał, by używano tego narzędzia) i młotek. Jedno z ujęć ukazywało wnętrze zbiornika paliwa w lewym skrzydle, w którym wycięto żebro. Kolejna fotografia przedstawiała przecięty dźwigar skrzydła.

Reklama

Jak mówił wiceszef MON, podkomisja doprowadziła też do „drastycznej dekompletacji” wnętrza przedziału pasażerskiego, nie przestrzegała norm dotyczących prac rozbiórkowych, przez co „można mówić o kompletnej dewastacji samolotu, który w 2011 roku był sprawny technicznie”. Zdemontowane elementy wnętrza składowano niewłaściwie, tak że nie nadawały się do ponownego montażu.

Można mówić o kompletnej dewastacji samolotu, który w 2011 roku był sprawny technicznie
wiceminister obrony Cezary Tomczyk

Tomczyk przypomniał, że samolot – który niedługo przedtem przeszedł remont - po przebazowaniu do bazy w Mińsku Mazowieckim był zdolny do lotu, został wyceniony na 47 mln zł, istniała opcja sprzedaży go przez Agencję Mienia Wojskowego. W 2016 r. ówczesny szef resortu Antoni Macierewicz na wniosek przewodniczącego podkomisji Kazimierza Nowaczyka wyraził zgodę na przeprowadzenie na tym samolocie prac, które nadzorował Glenn Jorgensen.

W maju 2017 r. Jorgensen i pracownicy WZL rozpoczęli prace mające na celu usunięcie lewego skrzydła i części jego poszycia oraz prace na stateczniku poziomym, 24 sierpnia rozpoczęto demontaż wnętrza, a w marcu i maju 2018 „Macierewicz osobiście wizytował prace” – wtedy już jako przewodniczący podkomisji, od początku roku resortem obrony kierował Błaszczak.

18 lipca 2018 nadzorujący prace zespołu śledczego zajmującego się okolicznościami katastrofy prokurator Marek Pasionek informował Błaszczaka, że „z samolotu są demontowane elementy istotne dla przyszłego opiniowania przez biegłych” – mówił Tomczyk.

Zwrócił uwagę, że 21 września 2018 Prokuratura Krajowa ponownie informowała Błaszczaka i prosiła o przeprowadzenie inwentaryzacji, ponieważ otrzymała informacje, że „demontowane części Tupolewa są wywożone poza teren jednostki i prowadzone są na nich badania niszczące”. „Błaszczak nie podjął w tej sprawie żadnych działań poza przesłaniem do wiadomości Macierewicza tego pisma, bez polecenia zaprzestania bądź wstrzymania czynności” – mówił Tomczyk.

Reklama

W październiku pracownicy WZL Dęblin informowały ministra obrony i dowódcę generalnego, że Jorgensen „uniemożliwił pracownikom Wojskowych Zakładów Lotniczych przystąpienie do prac związanych z przywróceniem pierwotnego wyglądu lewego skrzydła”, samolot miał wtedy uszkodzone także oba stateczniki.

Rok po piśmie gen. Śliwki dotyczącym „krytycznych uszkodzenia elementów siłowych konstrukcji płatowca” dokonanych przez podkomisję prokurator generalny postanowi zabezpieczyć samolot jako dowód rzeczowy – tzn zakazać podkomisji prac przy samolocie. (Tomczyk zaznaczył, że Macierewicz zaprzeczał także, by wydano taką decyzję.)

Czytaj też

„Ta sprawa zostanie zgłoszona do prokuratury z innymi sprawami z momentem przedstawienia opinii publicznej raportu w sprawie Antoniego Macierewicza” – oświadczył Tomczyk. Dodał, że „prokuratura, która zajmowała się sprawą za PiS i miała świadomość, że dochodzi tam do badań niszczących, nie podjęła żadnych działań by wyciągnąć konsekwencje wobec ludzi, którzy dopuścili się tych haniebnych czynów”.

Czytaj też

Komentując dla PAP zapowiedź zawiadomienia prokuratury Błaszczak, obecnie przewodniczący klubu PiS powiedział: „Oni nic nie potrafią. Oni zahamowali rozwój polskiego wojska (…) i dlatego zajmują się hejtem. Muszą jakoś przykryć swoją niekompetencję”.

Czytaj też

15 grudnia ub. r., dwa dni po zaprzysiężeniu koalicyjnego rządu, MON ogłosiło rozwiązanie podkomisji smoleńskiej, w styczniu resort powołał zespół do zbadania działań podomisji.

W latach 2010-11 katastrofę z 10 kwietnia 2010, w której zginęło 96 osób z prezydentem Lechem Kaczyńskim i najwyższymi dowódcami, badała Komisja Badania Wypadków Lotniczych Lotnictwa Państwowego, której przewodniczył ówczesny szef MSWiA Jerzy Miller. W opublikowanym w lipcu 2011 raporcie stwierdziła, że przyczyną było zejście poniżej minimalnej wysokości zniżania, a w konsekwencji zderzenie samolotu z drzewami, prowadzące do stopniowego niszczenia konstrukcji maszyny. Komisja stwierdziła błędy po stronie załogi samolotu i rosyjskich kontrolerów naziemnych. Podkreślała, że ani rejestratory dźwięku, ani parametrów lotu nie potwierdzają tezy o wybuchu na pokładzie samolotu.

Ustalenia komisji kwestionował kierowany przez Macierewicza parlamentarny zespół, który przedstawiał tezy o serii wybuchów - m.in. na lewym skrzydle, w kadłubie i prezydenckiej salonce - jako prawdopodobnej przyczynie katastrofy.

W lutym 2016 Macierewicz, jako minister obrony, powołał w MON podkomisję do ponownego zbadania wypadku. W 2018 r., po odwołaniu go z funkcji szefa MON Macierewicz został przewodniczącym podkomisji.

Reklama

Komentarze (8)

  1. Otas

    Pewnie Tomczyk chciał nim jeszcze polatać... retro w modzie ;)

    1. Zenek2

      bawi Cię zniszczenie dla zabawy mienia wartego 47 mln pln?

    2. P9

      Zenio wystaw swój samochód,(jak go będziesz miał) na 7 lat pod chmurką, a potem zobacz czy się da nim jeździć albo sprzedać. Nasz klimat to nie pustynia i bez drogiego remontu się nie obejdzie. A jeszcze sprawdź ile kosztował remont w Samarze samolotów latających, a za ile w 2011r, chciano go sprzedać. Więc nie jest wart 47 mln, bo nikt go za tyle nie chciał kupić.

  2. Jan z Krakowa

    Oni mają na to czas?

    1. X

      Tak, mieli (nasze!) pieniądze i czas, przez ostatnie 8 lat.

  3. MiP

    Czemu żaden ekspert lotniczy nie potwierdzi bajek które zamieścił Macierewicz w swoim "raporcie ??

  4. LMed

    Ehhh... wert, znowu nie nadążasz. "Piniedzy ni ma bo wypłynęły " przez te osiem lat przecież. Wyrazy sympatii przesyłam.

  5. P9

    Ło matko, ale problem wysłać do Samary i niech wyklepią, skoro są chętni żeby nim latać. Bo kupca na ten samolot nie było żadnego. Zauważyliście że nie było też żadnego audytu w sprawie nowych samolotów VIP, ciekawe dlaczego?

  6. Al.S.

    Leją teraz krokodyle łzy nad "tutką", ale przez 4 lata nie zrobili nic, kiedy samolot stał pod gołym niebem i niszczał. Przypomnę- ostatni lot Tu134 o numerze bocznym 102 miał miejsce w sierpniu 2011 roku. O tego czasu stał w bazie w Mińsku Mazowieckim, więc poprzednia ekipa Siemoniaka miała ponad 4 lata, aby ogarnąć problem. Po przejęciu rządów przez PiS samolot stał tam jeszcze przez 3 lata, a jego przeciągnięcie do hangaru nastąpiło w 2018 roku, po interwencji prasy w tej sprawie. Przypominam, że po 7 latach “pod chmurką” żaden samolot nie nadaje się do lotu bez generalnego remontu. Obecne uszkodzenia związane z badaniem samolotu, a tak naprawdę, poszukiwaniem w nim ukrytego urządzenia do sabotażu, nie są "nieodwracalne", bowiem wszystkie elementy są w nim nitowane, a więc wymienne. Ale w dniu dzisiejszym wartość takiego remontu przewyższałaby wartość rynkową samolotu, który nawet bez tych zabiegów komisji Macierewicza miałby cenę złomu, albo eksponatu muzealnego.

  7. Vixa

    Ha, ha, pewnie chcieliby go prez. Dudzie jeszcze wcisnąć. Czemu to wszystko takie miałkie? Dlaczego ktoś znowu skupia całą swoją uwagę na wentylatorze zamontowanym na ścianie?

    1. Davien3

      @Vixa bo poprzednicy doprowadzili do tego ze ten wentylator jest najważniejszy w tym pokoju:))

  8. wert

    chłopcy się bawią. Programy amunicyjne leżą, produkcji K2PL nie ma . CPK leży Swinoujscie zamienione w park narodowy. Brawo

    1. LMed

      Chłopcy to się bawili tym samolotem, hehe.

    2. Bellcross

      LMed to było słabe ….

    3. wert

      LMed@ wojsko odczuwa cieknący budżet już. "Piniendzy ni ma i nie bendzie" bo wpływy leca na łeb. Firmy które znosiły złote jaja dzis ida na MINUSIE jak Orlen w II kwartale. Rozumiem ze kacapom nie przeszkadza że jak w Pawlakowym Mauserze "zamek wylata" tak tutce drzwi "wylatały" i wbiły sie póltora metra w ziemie Gdzies tam obok .

Reklama