- Wiadomości
- Wywiady
"Kawę wypić, fusy wylać". Kurs Wawelberga: elitarne podejście do szkolenia
Żołnierz ma prawo być dobrze dowodzony, a żeby to prawo nie było prawem martwym, jego przełożeni muszą dbać o ciągłe podnoszenie kwalifikacji. Kurs Wawelberg jest jednym z przystanków na tej ścieżce samodoskonalenia. Zresztą nie tylko dla dowódców.
Autor. archiwum prywatne
Kurs Wawelberg jest organizowany przez żołnierzy Śląskiej Brygady Wojsk Obrony Terytorialnej. W 13ŚBOT służą byli operatorzy Jednostki Wojskowej Komandosów, którzy tworzą trzon szkoleniowy i prowadzą to wymagające dziewięciomiesięczne szkolenie.
To nie jest kurs, na którym z góry jest się skazanym na sukces. Obecnie trwa już szósta edycja, więc wiele osób zdążyło o nim usłyszeć. Miejsca są ograniczone, dlatego podstawowym czynnikiem jest to, że kandydat musi mieć już pewne umiejętności i doświadczenie. Kurs został zaplanowany jako doskonalący w zakresie medycyny, strzelectwa i taktyki.
Absolwent Kursu Wawelberga
Autor. archiwum prywatne
Podporucznik służący w #READ[ articles: 1056269 | showThumbnails: true ] w 18.Stołecznej Brygadzie Obrony Terytorialnej ukończył ten, bądź co bądź, elitarny kurs i zdobytą wiedzę z powodzeniem przekazuje dalej.
Kurs nadaje również tytuł instruktora Wawelberg, więc absolwent może przekazywać zdobyte umiejętności na swoim podwórku – oczywiście w ramach obowiązujących przepisów.
Absolwent
Okazją do tego był ostatni poligon, na którym żołnierze mieli okazję skorzystać z wiedzy aż trzech absolwentów tego kursu. Efekty momentalnie pojawiały się „na tarczy”. Podejście instruktorów wprowadziło zaskakujący luz, ale luz konstruktywny. Rady, kilka ciekawostek, podpowiedzi nałożone na szkolenie prowadzone przez młodą, ale też wymagającą kadrę instruktorską z batalionu, dały zaskakujące efekty. A to wszystko zasługa trochę innej kultury pracy.
Ta kultura pracy jest zupełnie inna. Oczywiście, wiele można od nich zaczerpnąć, ale musimy trzymać się obowiązujących regulaminów i nomenklatury właściwej dla WOT. Pewne „smaczki” czy metody pracy można przenieść, ale nie wszystko da się przełożyć jeden do jednego. Kurs uczy nie tylko techniki, ale też sposobu myślenia i odpowiedzialności.
Instruktor
To najlepszy kurs, jaki oferuje obecnie Wojsko Polskie
Kurs trwa dziewięć miesięcy. Zjazdy odbywają się co dwa tygodnie, a końcowe miesiące – maj i czerwiec – to już szkolenie w trybie ciągłym. Instruktorzy zbudowali program w oparciu o elementy kursu bazowego jednostek specjalnych, oczywiście w skróconej formie. Wyciągnęli z niego esencję: medycynę, taktykę, strzelectwo i łączność, w tym wzywanie ewakuacji medycznej oraz wsparcia z powietrza. Nie ma w nim żadnych elementów e-learningowych. Około 95% zajęć odbywa się w terenie – bardzo niewiele w salach wykładowych. Kurs rozpoczyna się w oparciu o 13. Śląską Brygadę Obrony Terytorialnej, w gliwickim batalionie, a dalsze zajęcia realizowane są na strzelnicy jednostki wojskowej komandosów w Lublińcu oraz na innych strzelnicach w województwie śląskim. Część taktyczna odbywa się w lublinieckich lasach, których tam nie brakuje.
Absolwent Kursu Wawelberga
Autor. archiwum prywatne
Jednak zanim nauczymy się dosłownie lata, należy nauczyć się chodzić. W przypadku Kursu Wawelberg „chodzenie” to tzw. Bezogniówka – czyli szkolenie z bronią bez amunicji. Trening postaw, poruszania się z bronią, niekończące się powtórzenia, które zapisują się w pamięci mięśniowej, aby z czasem działać automatycznie. W końcu również trening strzelecki, jak się łatwo domyślić, nieco inny niż ten proponowany przez regularnych instruktorów.
Nie szkoliliśmy się według PSBS. Kurs miał własny zestaw strzelań, opracowany specjalnie na potrzeby programu Wawelberg – bardziej wymagający i dostosowany do realnych sytuacji. Było bardzo dużo treningu bezogniowego, zanim w ogóle przeszliśmy do ostrego strzelania. Dzięki temu instruktorzy mogli nam zaufać i prowadzić coraz bardziej dynamiczne, sytuacyjne ćwiczenia. Dzięki długiemu treningowi bezogniowemu żołnierze naprawdę czuli, co trzymają w rękach, a to przekładało się na bezpieczeństwo i skuteczność.
Absolwent Kursu, instruktor
Autor. archiwum prywatne
Być zawsze głodnym wiedzy
Służba w WOT to ekstremalne podejście do służby ochotniczej. #READ[ articles: 1058754 | showThumbnails: true ] Raz w miesiącu, na jeden weekend, cywile zmieniają się w żołnierzy. Czy to wystarczy? Takie pytanie zadają cywile, którzy jeszcze nie założyli plecaka lekkiej piechoty. Takie pytania zadają też żołnierze zawodowi jednostek operacyjnych, choć trzeba przyznać, że „kakaowe berety” nie wzbudzają już tylko uśmiechu politowania.
Na każdym żołnierzu WOT spoczywa odpowiedzialność za to, aby się samodoskonalić. Szukać sobie roboty między rotacjami. Czy to szkolić się z nawigacji, w oparciu choćby o filmiki z youtuba, czy też zwyczajnie „przeprosić” się z „bieganiem”. Samo nie zrobi się nic, na szczęście są między nimi ludzie, dla których wyświechtane „ZA MNĄ, a nie NAPRZÓD” to nie tylko frazes.
Jako kadra możemy jedynie wskazać kierunek i zachęcić, ale to od żołnierza zależy, czy będzie chciał się rozwijać. Wielu z nas szkoliło się jeszcze przed wstąpieniem do armii – i to zawsze procentuje. Trzeba być „zawsze gotowym”, ale też – jak lubię mówić – „zawsze głodnym wiedzy”. Bo kiedy przyjdzie moment próby, nie będzie już czasu, by się douczać.
Absolwent kursu, instruktor
Autor. archiwum prywatne
WIDEO: Cezary Tomczyk o Orce, Moskicie i Tarczy Wschód: "Wydamy więcej niż planowaliśmy"