Reklama

Siły zbrojne

Katar wysyła wojska lądowe do Jemenu

Fot. U.S. Navy
Fot. U.S. Navy

Katar wyśle do Jemenu swoich żołnierzy, pojazdy wojskowe oraz śmigłowce bojowe AH-64 Apache. Jednocześnie potwierdzają się doniesienia o tym, że w walki z milicją Huti zaangażowani są bezpośrednio żołnierze z Arabii Saudyjskiej, Bahrajnu i Zjednoczonych Emiratów Arabskich.

Katar jako kolejne państwo regionu, po Zjednoczonych Emiratach Arabskich (ZEA), Arabii Saudyjskiej i Bahrajnie wysyła swoje jednostki lądowe do Jemenu. Według stacji Al Jazeera do walki rzuconych ma zostać ponad tysiąc żołnierzy, wspieranych przez niemal 200 pojazdów bojowych. Co ciekawe, również z punktu widzenia polskich rozważań nad programem Kruk, za bezpieczeństwo i bliskie wsparcie z powietrza odpowiadać ma 30 katarskich śmigłowców bojowych AH-64 Apache. Rejonem dyslokacji Katarczyków ma być prowincja Marib, być może kolejni żołnierze trafią również na granicę Arabii Saudyjskiej i Jemenu. W Marib toczą się obecnie zacięte walki pomiędzy wojskami wiernymi obalonemu prezydentowi Abed Rabbo Mansour Hadiemu, wspieranymi przez zewnętrznych aktorów - Arabię Saudyjską, ZEA czy też Katar - a milicjami Huti oraz najpewniej formacjami lojalnymi rodzinie byłego prezydenta Saliha.

To właśnie walki o prowincję Marib uważa się za kluczowe w dążeniu do zdobycia stolicy Jemenu Sany. W przeciwieństwie do Adenu i prowincji południa, w tej części Jemenu Huti i ich sojusznicy mają łatwiejszy dostęp do zaopatrzenia. Jednocześnie są lepiej przygotowani do działań defensywnych, na co pozwala im m.in. ukształtowanie terenu. O skali przyszłych problemów koalicji pod wodzą Saudyjczyków świadczyć może przeprowadzenie ataków na wojska z ZEA, Arabii Saudyjskiej i Bahrajnu w zeszły piątek. Pocisk rakietowy Huti trafił wówczas w skład amunicji, zabijając 45 żołnierzy z ZEA. Wskazuje się, że zabitych mogło być więcej, gdyż wśród liczby ofiar pomija się w mediach zachodnich 10 saudyjskich wojskowych oraz pięciu z Bahrajnu. Niemniej to największe jednorazowe straty bojowe wśród żołnierzy ZEA w całej dotychczasowej historii ich sił zbrojnych. Był to w ogóle bardzo krwawy dla saudyjskiej koalicji dzień, gdyż kilku kolejnych żołnierzy z Bahrajnu zginęło prawdopodobnie w starciach na niestabilnej granicy jemeńsko-saudyjskiej.

Strona Huti stwierdziła po wspomnianym ataku w Marib, że użyto taktycznego zestawu rakietowego OTR-21 Toczka. Wspomnieć trzeba, że armia ZEA twierdziła w pewnym momencie, że wybuch mógł być przypadkowy i nie był związany z działaniami wroga. Jeśli rzeczywiście doszło do ataku rakietowego, należy tym mocniej negatywnie ocenić skuteczność całej kampanii powietrznej nad Jemenem, prowadzonej w sposób ciągły, z przerwą na chwilowy rozejm, niemal od marca bieżącego roku. Samoloty koalicji, stworzonej pod wodzą Arabii Saudyjskiej, w pierwszej kolejności miały przecież wyeliminować zagrożenie ze strony systemów rakietowych przejętych przez Huti po zajęciu składów uzbrojenia armii jemeńskiej.

W odpowiedzi na poniesione straty w ludziach, arabska koalicja zintensyfikowała naloty m.in. na stołeczną Sanę. Po raz kolejny na cel wzięto centra dowodzenia Huti, dawną bazę jemeńskich sił operacji specjalnych wiernych byłemu prezydentowi Salihowi, a także domniemane składy uzbrojenia ukryte w górach wokół stolicy. Nie zmienia to faktu, że dotychczasowa skuteczność tego rodzaju ataków pozostaje bardzo wątpliwa. Żadnym usprawiedliwieniem dla niskiej skuteczności nalotów nie może być ukształtowanie terenu w Jemenie, gdyż rozpoczynając uderzania z powietrza Saudyjczycy i sojusznicy musieli brać pod uwagę tego rodzaju czynniki.

Wojna w Jemenie przybiera obecnie na sile, ale jest przy tym niemal niezauważalna wobec innych wydarzeń absorbujących obecnie uwagę świata. Tym niemniej zaangażowanie wojsk lądowych spoza Jemenu oznacza, że patrząc przez pryzmat chociażby niegdysiejszej interwencji Egiptu, historia powtarza się. Jednak nawet bardzo prawdopodobne samo zdobycie stolicy przez koalicję nie zakończy walk - z dwóch powodów. Przede wszystkim, Huti mogą zawsze wycofać się do swoich sanktuariów, w rejonach zdominowanych przez swoich sojuszników i kontynuować bardzo skuteczną walkę partyzancką do której przywykli. A po drugie, same siły dążące do zdobycia Sany są niesamowicie podzielone wewnętrznie. Dotychczas ich jedynym realnym spoiwem jest chęć pokonania Huti, ale trudno przypuszczać, aby szczególnie w warunkach jemeńskich zgodziły się na konsensualne rozwiązania w okresie "po zwycięstwie". Trzeba jeszcze dodać, że sama Arabia Saudyjska coraz częściej pada ofiarą skutecznych ataków ze strony małych grup Huti oraz sojuszniczych milicji jemeńskich. Niewielkie grupy bojowników przenikają z Jemenu szczególnie do przygranicznej prowincji Jizan, rozbijając mniejsze posterunki i atakując z użyciem rakiet czy moździerzy stanowiska saudyjskie. Cały czas istnieje także realne zagrożenie ze strony taktycznych pocisków rakietowych, które są w rękach Huti.

Reklama

"Będzie walka, będą ranni" wymagające ćwiczenia w warszawskiej brygadzie

Komentarze (3)

  1. tak tylko pytam

    I tu polskie media nie protestują przeciwko obecności zielonych ludzików Z ZEA i Arabii Saudyjskiej w Jemenie?

    1. xxx

      Dolar, ropa - nowy "wspaniały" świat...

  2. paw

    ,,Co ciekawe, również z punktu widzenia polskich rozważań nad programem Kruk, za bezpieczeństwo i bliskie wsparcie z powietrza odpowiadać ma 30 katarskich śmigłowców bojowych AH-64 Apache'' - AH-64 są od dawna w Jemenie i nie idzie łatwo. Do tej pory AS utraciła 3 śmigłowce plus chodzą słuchy 4 w ataku Toczki. Wniosek nie jest pocieszający, śmigłowiec za 55mln$ zestrzelony przez facetów w sandałach. A suma strat ZEA to 70 zabitych i 40 pojazdów. Jak kogoś interesuje jak wygląda eksplozja głowicy kasetowej ,,kropki" proponuje przejrzeć yuotube , jest tam nagranie z kamer z stacji benzynowej z Doniecka . Robi wrażenie.

    1. Killer

      Ci faceci w sandałach oszołomie mają toczki, zapewne też nie mało strieł/igła, a możliwe, że i inne systemy, w dodatku część z nich rekrutuje się z jednostek regularnych Jemenu, z terrorystów walczących w Syrii i Iraku, a inni mają staż z poprzedniej wojny domowej w Jemenie. A wnioski są takie, że każdy śmigłowiec da się zestrzelić, czy 3 strącone AH64 Saudyjczyków to dużo, biorąc pod uwagę 6 miesięczne intensywne działania.

  3. DSA

    Te zestawy (SS-21) są w rękach oddziałów armii jemeńskiej które pozostały wierne Salehowi. Warto dodać że wcześniej zdarzał się już ostrzał rakietowy celów w Arabii Saudyjskiej. Nie wszystkie cele zostały strącone przez rakiety Patriot.

Reklama