Reklama

Siły zbrojne

"Hybrydowa wojna" w Donbasie. Powtórka z krymskiej ofensywy?

Fot. mil.ru
Fot. mil.ru

Pojawiają się informacje o zmianie rodzaju „wsparcia” dla separatystów w Donbasie. Wiele wskazuje na „skrytą inwazję”, jaka miała miejsce na Krymie. Granicę przekraczają pojazdy i sprzęt obsługiwany przez „nieoznakowanych żołnierzy”. Niewykluczony jest udział rosyjskiego lotnictwa.

Jak twierdzi Dmitry Tymczuk z organizacji „Informacyjny Opór”, obecnie nie widać raczej zagrożenia inwazją na pełną skalę, jednak nasila się „tajna wojna”. Granice rosyjsko-ukraińską przekraczają znowu silne grupy „nieoznakowanych żołnierzy”. Pojazdy bojowe, transportery i czołgi przybywające „wspierać” separatystów posiadają profesjonalne załogi.

Niewykluczone, że na terenie Ukrainy działają rosyjskie systemy przeciwlotnicze i samoloty. Przypisuje się im zestrzelenie ukraińskiego samolotu An-26, który operował na pułapie 6,5 tys. metrów, czyli znacznie powyżej zasięgu ręcznych wyrzutni klasy MANPADS. Maszyna mogła paść ofiarą samobieżnego zestawu przeciwlotniczego lub samolotu operującego w rejonie Donbasu lub tuż poza jego granicą.

Zagadką pozostanie też atak powietrzny na miejscowość Śnieżnoje w obwodzie donieckim. Nalot został przeprowadzony 15 lipca w godzinach porannych. Są ofiary wśród ludności cywilnej. Nie wiadomo jednak, kto przeprowadził ten atak. Jak podaje dowództwo ukraińskiej operacji antyterrorystycznej (ATO), od popołudnia 14 lipca samoloty i śmigłowce nie działają w tym regionie. Prawdopodobnie przyczyną są niewyjaśnione okoliczności strącenia samolotu An-26 i loty wstrzymano do czasu wyjaśnienia okoliczności tego zdarzenia i zidentyfikowania zagrożenia. Może to wskazywać na obecność rosyjskich samolotów nad Donbasem. 

Pojawiają się też informacje o coraz częstszych przypadkach ostrzeliwania ukraińskich posterunków granicznych i pozycji. Ogień prowadzony jest z rosyjskiej strony granicy. Wszystko to łączy się w zestaw działań nękających i prowokujących zdarzenia, które będzie można wykorzystać politycznie.  Obecna ofensywa jest nastawiona raczej na destabilizację i stworzenie wrażenia wewnętrznych niepokojów, niż przygotowanie wkroczenia konwencjonalnych sił zbrojnych.

W obecnej chwili, jak uważa Dmitry Tymczuk, zagrożenie otwartym konfliktem zbrojnym pomiędzy Rosją i Ukrainą nie rośnie. Pomimo koncentracji kilkunastu tysięcy żołnierzy rosyjskich i znacznej ilości sprzętu przy granicy, nie spodziewa się on jawnej inwazji. Przynajmniej dopóki nie nastąpią poważne zmiany w sytuacji militarno-politycznej. 

Reklama

Komentarze (4)

  1. orlow

    rumtumtum. Ale strzelanie do zielonych ludzików musi się odbywać przy świadkach z OBWE i przy użyciu kamer,aby mieć dowód w postaci filmów. Inaczej rosja powie że ukraińcy porwali dywizję żołnierzy specnazu wraz ze sprzętem i bezbronnych rozstrzelali. A właściwie gdzie jest ONZ? Czy nie do zapobiegania takim wydarzeniom powstało? ONZ ma swoje siły szybkiego reagowania, czemu więc ich nie rozstawić na granicy UA-RU by pilnowali porządku, potem pozwolić wyłapać separatystów i tych co nie mają nic na sumieniu wydalić do RU bez prawa wjazdu na UA i do UE/USA. Jeśli społeczność międzynarodowa pozwoli na kolejny Krym, to i my musimy pomyśleć o uniezależnieniu się od obronności zachodu i NATO. Nawet kosztem powstania naszego programu broni jądrowej.

    1. rumtumtum

      @orlow Zgadzam się co do zasady ale ONZ nigdy nie podejmie działań radykalnie sprzecznych z interesami USA, Chin czy Rosji sama konstrukcja i skład Rady Bezpieczeństwa to uniemożliwia. Ponadto jak to sobie wyobrażasz? Ukraina chętnie zaprosiłaby błękitne hełmy do obsadzenia granicy UA-RU ale za nic nie zgodzi się na to Rosja. Pewnie zgodziliby się na taki kordon wokół terenów zajętych przez ich najemników ale na to nie zgodzi się Ukraina bo efekt byłby taki, że Donbas stałby się w pół roku, dzięki Rosji najbardziej zmilitaryzowanym regionem świata z lotnictwem, nowoczesną obroną przeciwlotniczą i być może nawet Iskanderami z sklepu z militariami ;) Co do naszej "niezależności" obronnej, to na pozyskanie w broni atomowej raczej nie ma szans więc ruchome wyrzutnie konwencjonalnych pocisków(zdolnych do rażenia celów w Rosji) oraz okręty podwodne z możliwością ich przenoszenia dałyby jakiś tam potencjał odstraszania. Poza tym zupełnie szczerze powiem, że moim zdaniem szybkie wejście do strefy Euro, którego efektem będzie dalsze zwiększenie wymiany handlowej i interesów krajów UE w naszym kraju też by pomogło. Pogódźmy się z tym, że wyżej doopy nie podskoczymy nie stać nas na niezależną obronę przed siłami, którymi dysponuje Rosja. Możemy zadbać o to żeby się nas nie opłacało atakować i liczyć, ze inni nas wspomogą w obronie swoich interesów.

  2. rumtumtum

    Oby Ukraińcy wyciągnęli wnioski z inwazji na Krym. Muszą dać odpór na miarę swoich możliwości bo im się kraj wewnętrznie rozsypie. Przejście do porządku dziennego nad drugim rozbiorem w przeciągu kilku miesięcy to nie jest dla nich żadna opcja bo poskutkuje ponownymi ruchawkami w spacyfikowanych już regionach i dezintegracją rządu. Otwarcie ognia do "zielonych ludzików" przekraczających granicę to chyba jedyne racjonalne rozwiązanie jakie im pozostało.

    1. hehehe

      No jak te "zielone ludziki" mają miażdżącą przewagę to otwieranie do nich ognia wcale nie jest racjonalne. Jak mówi amerykańskie przysłowie "jeśli nie możesz go pokonać to się do niego przyłącz" i to jest racjonalne. :-D

  3. gość123

    Ukraino Walcz

  4. greg

    Nie otwieranie ognia do niezidentyfikowanych i odmawiających identyfikacji wojsk na Krymie jest 1 z przyczyn obecnej sytuacji na wsch. Ukrainy. A przecież na Krymie Ukraina NIC nie ryzykowała wobec wielokrotnych zaprzeczeń Moskwy w kwestii "zielonych ludzików".

Reklama