Siły zbrojne
Hamas a Państwo Islamskie: W stronę sojuszu czy wojny?
Pojawienie się w ostatnich tygodniach sygnałów o obecności Państwa Islamskiego na obszarze Strefy Gazy wzbudziło alarm w Izraelu. Miejscowi eksperci zastanawiają się, czy oznacza to nowy, egzotyczny sojusz na Bliskim Wschodzie, czy też wojnę o wpływy - pisze w analizie dla Defence24.pl dr Robert Czulda.
Chociaż sytuacja na Bliskim Wschodzie już jest niezwykle skomplikowana to zdaje się ona wikłać jeszcze bardziej. Seria eksplozji w kwietniu i maju na obszarze Strefy Gazy sprowokowała lokalne media i ekspertów do zastanowienia się, czy aby na tym obszarze nie pojawiły się komórki Państwa Islamskiego. Do wybuchów doszło nie tylko przed miejscowym biurem Agendy Narodów Zjednoczonych dla Pomocy Uchodźcom Palestyńskim na Bliskim Wschodzie (UNRWA - United Nations Relief and Works Agency for Palestine Refugees in the Near East), ale także przed siedzibą służb bezpieczeństwa Hamasu oraz biurem zbrojnego ramienia tej organizacji – Brygad al-Kassama.
Chociaż do zamachów nikt się nie przyznał służby kontrwywiadowcze Hamasu dokonały serii aresztowań. Łącznie zatrzymano ponoć kilkadziesiąt osób, które miały sympatyzować z Państwem Islamskim. Wśród nich był wysoko postawiony aktywista Adnan Majt. Wszyscy oni związani są z salafizmem, a więc z jednym z najbardziej fundamentalnych i skrajnych ruchów muzułmańskich, zwalczających demokrację i zachodnie rozumienie wolności, które w ich odczuciu należy zastąpić prawem religijnym (nurt ten, nota bene, całkiem sprawnie rozwija się w Europie – szczególnie w Niemczech). Co więcej, w ramach retorsji zbrojne skrzydło Hamasu zniszczyło meczet w Deir al-Balah, który miał ponoć stanowić główny ośrodek salaficki w Strefie Gazy. Do ataku doszło w piątek, tuż po modlitwie, kiedy ludzie dopiero go opuszczali. Aresztowany został miejscowy imam, Szejk Jaser Abu Houli.
W odpowiedzi osoby podające się za członków Dżamaat Ansar al-Dawla al-Islamija fi Bajt al-Makdis („Zwolennicy Państwa Islamskiego w Jerozolimie”) na Twitterze zapowiedziały wojnę z Hamasem „na wszystkich frontach”. Zniszczenie meczetu Deir al-Balah nazwali dokonaną przez „gang”, zbrodnią, do której „nie posuwają się nawet żydowscy i amerykańscy okupanci”. Później na obszarze Strefy Gazy doszło do kilku kolejnych eksplozji i incydentów z bronią palną.
Sami Abu Zuhri, rzecznik prasowy Hamasu, uspokaja i mówi, że w Strefie Gazy nie ma komórek Państwa Islamskiego, a jego obecność ogranicza się tam wyłącznie do działalności w Internecie. Jak dodał, „Hamas nie walczy z kimś z powodu jego poglądów, ale jednocześnie nie możemy pozwolić, aby ktoś – niezależnie czy jednostka, czy grupa – stanowiła zagrożenie bezpieczeństwa” w Strefie Gazy.
Hamas a Państwo Islamskie
Na pierwszy rzut oka Hamas i Państwo Islamskie niczym się nie różnią. Oba stanowią ruchy sunnickie, mocno osadzone w islamie, postulujące wprowadzenie religii jako podstawy organizacji państwa. Oba podmioty są terrorystyczne, antyzachodnie i walczą z Izraelem. Niemniej jednak w praktyce istnieje szereg różnic, które stawiają Hamas po drugiej stronie barykady, zajmowanej przez takie grupy jak Państwo Islamskie.
Obecni zwolennicy Państwa Islamskiego, a więc przede wszystkim salafici, dali o sobie znać na obszarze Strefy Gazy około 2006 r. Gdy Hamas przejął tam władzę rok później ugrupowania salafickie zostały zneutralizowane. W 2009 r. doszło do najpoważniejszego incydentu. W sierpniu Abdel Latif Mussa, przywódca Dżund Ansar Allah („Żołnierze Zwolenników Boga”), a więc salafickiej grupy zbrojne w Strefie Gazy, krytykującej Hamas, ogłosił powołanie na obszarze Strefy Gazy muzułmańskiego emiratu. Dzień później Hamas przeprowadził szturm na jego siedzibę – duchowny zginął.
Hamas zintensyfikował swoje działania przeciwko salafitom, gdy w sąsiednim Egipcie rządził prezydent Mohammad Mursi z Bractwa Muzułmanów, które stanowi „ojca” Hamasu. Wówczas Hamas zapowiadał „wykorzenienie” salafizmu ze Strefy Gazy. Związani z Hamasem duchowni zaczęli prowadzić „walkę o umysły” wśród lokalnej społeczności salafickiej. Gdy w 2013 r. Mursi upadł, Hamas zgodził się na rozejm. Salafici uzyskali wówczas prawo do uczestnictwa w życiu politycznym, społecznym, a nawet do aktywności wojskowej. Zawieszono również aresztowania i prześladowania salafitów w Strefie Gazy. W zamian salafici zgodzili się na żądanie Hamasu, aby ugrupowanie to miało wyłączność na relacje z Izraelem. Hamasowi nie podobało się bowiem, że salafici łamią porozumienie rozejmowe i atakują Izrael, co spotykało się z negatywnymi konsekwencjami dla Hamasu. Aż do ostatniego czasu salafici byli spokojni. Wydaje się, że czynnikiem ich aktywującym i ośmielającym były sukcesy Państwa Islamskiego w Iraku i Syrii.
Różnic pomiędzy Hamasem a zwolennikami Państwa Islamskiego jest kilka. Wśród różnic politycznych zwrócić uwagę należy na to, iż Hamas stanowi ugrupowanie samodzielne (z ograniczonym wsparciem zewnętrznym, głównie Iranu), którego nikt nie kontroluje, podczas gdy zwolennicy Państwa Islamskiego rezygnują z samodzielności na rzecz pełnego poddania przywódcy. Salafici w Strefie Gazy już w zeszłym roku publicznie wyrazili wierność samozwańczemu kalifowi Abu Bakrowi al-Baghdadiemu z Iraku.
Podobny akt podporządkowania wykonali chociażby islamiści z Nigerii – w marcu 2015 r. lider Boko Haram Abubakar Shekau oddał się pod władzę al-Baghdadiego ogłaszając utworzenie wilajetu (prowincji) Państwa Islamskiego (wilajet charb afrikija, a więc prowincja zachodnioafrykańska). Podobnie postąpili zwolennicy Dżamaat Ansar al-Dawla al-Islamija fi Bajt al-Makdis, którzy w listopadzie 2014 r. oddali się Państwu Islamskiemu jako wilajet Sinai (prowincja na Półwyspie Synaj). Teraz, w maju, zwolennicy Państwa Islamskiego w Strefie Gazy ponowili na Twitterze wierność al-Baghdadiemu. Jak stwierdzono, „wzywamy go do otwarcia frontu w Palestynie, aby w ten sposób zjednoczyć się w walce z Żydami i ich sojusznikami”. Hamas absolutnie nie jest zainteresowany jakiemukolwiek podporządkowaniu i jest w związku ze zdelegalizowanym w Egipcie Bractwem Muzułmanów, które ideologicznie pozostaje oddalone od salafizmu.
Różnice odnoszą się także do kwestii światopoglądowej. Salafici wielokrotnie oskarżali Hamas o lekceważenie szariatu i brak woli do jego pełnej implementacji na obszarze Strefy Gazy. Dotyczy to chociażby kary śmierci za zbrodnie „przeciwko Bogu”, której Hamas nie chce wprowadzić. Co więcej, Hamas jest napędzamy religijnym nacjonalizmem palestyńskim, a jego cele są ograniczone do walki o niepodległość Palestyny. Państwo Islamskie to nurt globalnego dżihadu, który odrzuca kwestie narodowości i państwowości. Jego formalnym celem jest zjednoczenie wszystkich muzułmanów, niezależnie od pochodzenia etnicznego i narodowości, w jednym państwie religijnym. Palestyna byłaby w nim raptem prowincją, a nie samodzielnym państwem, o które zabiega Hamas.
Izrael się przygląda
Izrael jeszcze nie wie, jakie stanowisko przyjąć. Z jednej strony walka Państwa Islamskiego z Hamasem, a także zapewne z Islamskim Dżihadem, o wpływy byłaby potencjalnie korzystna, bowiem zmuszałaby palestyńskie organizacje do przynajmniej chwilowego odstąpienia od zwalczania Izraela. Oba ugrupowania musiałyby zużyć cześć ze swych sił i środków na zneutralizowanie salafickiego zagrożenia na swoim terytorium. Z drugiej jednak bierne przyglądanie się walce wrogów może źle się zakończyć – dość przypomnieć, że stworzony w 1987 r. Hamas to efekt biernej polityki Izraela, który uznał wówczas, że stworzenie równowagi dla dominującej wówczas Organizacji Wyzwolenia Palestyny, będzie wzmacniać bezpieczeństwo Izraela. Teraz wiemy, że tak się nie stało, a wręcz przeciwnie – Hamas to dużo większe zagrożenie niż kiedykolwiek stanowiła Organizacja Wyzwolenia Palestyny. Teraz może być podobnie – izraelscy eksperci przyznają, że lepszy wróg znany niż nieznany.
Wypowiedzi na temat ewentualnej konieczności wyboru między dwoma wrogami póki co nie pojawiają się w izraelskich mediach. Wyjątek na łamach gazety „Yedioth Achronot” zrobił generał-major Sami Turgeman, dowódca izraelskich sił Dowództwa Południowego (w rejonie Strefy Gazy i Półwyspu Synaj), który stwierdził, że w tej sytuacji Izrael powinien sympatyzować z Hamasem, który jest dużo bardziej pragmatyczny niż Państwo Islamskie. „W Strefie Gazy nie ma żadnego substytutu dla Hamasu jako suwerena. Jedyną alternatywą jest izraelskie wojsko i chaos – wówczas sytuacja byłaby jeszcze trudniejsza niż jest teraz”. Czy będzie to pogląd dominujący? Ani dowództwo IDF, ani rząd premiera Netanjahu wypowiedzi generała nie skomentowały. Na chwilę obecną izraelskie wojsko bacznie przygląda się sytuacji i obawia się, że walka Hamas-salafici może doprowadzić do wznowienia ataków rakietowych z obszaru Strefy Gazy.
Co dalej?
Jak zawsze pojawia się pytanie o prognozy i jak zawsze w przypadku Bliskiego Wschodu trudno jest jednoznacznie coś stwierdzić. Faktem jest, że 72-godzinne ultimatum, które Dżamaat Ansar al-Dawla al-Islamija fi Bajt al-Makdis dało Hamasowi, już minęło, a do ataku nie doszło. Może więc to jedynie izraelski spisek, który ma osłabić Hamas? Tak przynajmniej twierdzą niektórzy palestyński komentatorzy z Jerozolimy i Zachodniego Brzegu. Inni zwracają uwagę, że zagrożenie pojawieniem się Państwa Islamskiego w Strefie Gazy jest niewielkie, bowiem bardzo trudno byłoby wesprzeć Państwu Islamskiemu wilajet Gazy z powodu braku szlaków logistycznych. Zaopatrzenie musiałoby nadejść przez Półwysep Synaj, gdzie istotne wpływy ma Dżamaat Ansar al-Dawla al-Islamija fi Bajt al-Makdis, ale gdzie operuje egipskie wojsko, zwalczające religijnych radykałów. Wcześniej, na odcinku od Zatoki Perskiej po Morze Czerwone dominuje Iran. Zaopatrzenie musiałoby być kierowane przez Erytreę i/lub Sudan, gdzie również Iran jest nieobecny. Izrael natomiast, który ma dostęp do bazy marynarki wojennej w Erytrei, utrzymuje skuteczną blokadę morską Strefy Gazy, co uniemożliwia dostawy broni dla salafitów z Syrii.
Z drugiej jednak strony zwraca się uwagę, że salafickie ugrupowania, aby osłabić Hamas, musiałyby jedynie doprowadzić do ataku rakietowego na Izrael, który wówczas odpowiedziałby siłą i zmniejszyłby siłę Hamasu. Im więcej ofiar śmiertelnych i im trudniejsza sytuacja gospodarcza w Strefie Gazy, tym więcej zwolenników wśród zdesperowanej ludności zdobyć mogą salafici z koncepcją Państwa Islamskiego, które deklaruje ogólnomuzułmańską solidarność. Wówczas Państwo Islamskie w Strefie Gazy mogłoby faktycznie powstać. Czy brzmi to mało realistyczne? Na chwilę obecną zapewne tak, ale równie niewiarygodnie jeszcze niedawno brzmiało państwo muzułmańskie na obszarze Nigerii, które byłoby podległe kalifowi w Iraku.
Obecnie Hamas nie jest zainteresowany wznowieniem działań zbrojnych przeciwko Izraelowi i chce utrzymania rozejmu. Zarówno Hamas jak i Izrael nie będą chciały, aby w Strefie Gazy powstało Państwo Islamskie. Wbrew pozorom także nawiązanie taktycznej współpracy Hamasu z Izraelem, a więc śmiertelnymi wrogami, nie jest takie absurdalne, jak mogłoby się na pierwszy rzut oka wydawać. Dość przypomnieć, że w latach osiemdziesiątych Izrael wspierał Iran, który wieszczył już wówczas konieczność zniszczenia „syjonistycznego reżimu”. Aż do lat dziewięćdziesiątych Izrael zwalczał Jasera Arafata i Organizację Wyzwolenia Palestyny, a potem – dosłownie z dnia na dzień – IDF rozpoczęło wspólne patrole z bojownikami Fatahu. Na Bliskim Wschodzie wszystko jest możliwe…
Dr Robert Czulda
Adiunkt w Katedrze Teorii Polityki Zagranicznej i Bezpieczeństwa Uniwersytetu Łódzkiego. Jego głównym polem zainteresowań są kwestie związane z militarnym aspektem bezpieczeństwa krajów świata, obronnością, rynkami zbrojeniowymi, Bliski Wschód w wymiarze politycznym i bezpieczeństwa, ze szczególnym uwzględnieniem Iranu, dokąd regularnie jeździ. Dziennikarz współpracujący z magazynami branżowymi. Wykładał na Litwie, Słowacji, w Turcji i Irlandii oraz jako visiting professor na Tajwanie.
Eagle
Iran wspiera Hamas? A czy Autorowi czasem nie pomyliło się z Hezbollahem? Nie siedzę na tyle głęboko w temacie, ale Iran popierający sunnitów, to nieco kuriozalny obrazek.
RC
Tak. Iran wspiera takze Hamas a ostatnio głównie Islamski Dżihad
Urko
Większość artykułu poświęcone jest ruchom sunnickim, a pod koniec wspomina się o przypadku współpracy Izraela z Iranem, czyli krajem szyickim. Wydaje mi się to pewną niekonsekwencją, ale rzeczywiście popieranie Szyitów ma pewien sens. Wiadomo jest że od samego powstania Islamu i osoby Alego ibn Abi Taliba, czyli przybranego syna i zięcia Mahometa, któremu przodkowie Sunnitów odmówili tytułu Kalifa, Islam wciąż tworzy nowe frakcje, które się wzajemnie zwalczają. Przykładem są różne przedrukowywane przez tysiąc lat "fatwy" , których nikt nigdy nie odwołuje, które np. pozwalają każdemu prawdziwemu muzułmaninowi ograbiać z dobytku, nawracać siłą i jeśli jest oporny nawet zabić kogoś, kto jest np. Alawitą. Polowanie na Alawitów trwało przez 13 stuleci i dopiero od momentu, gdy w XX wieku Syrią zaopiekowała się na jakiś czas Francja, sytuacja się odwróciła. To tytułem "wstępu". Myśl jest taka, że stary pomysł, wykorzystywany jeszcze w latach 80-tych by popierać słabsze odłamy Islamu (by radykałowie wszystkich ich odłamów zajmowali się swoimi problemami, a nas zostawili w spokoju) nie był zły i powinno się do nich powrócić. Oczywiście przy dzisiejszej dominacji Sunnitów i ich względnej jednorodności, wiadomo, że trzeba poprzeć tych drugich, czyli Iran. Trzeba tylko postawić im warunki i jakoś ich nakłonić by zrezygnowali z wrogości do Izraela...
Saymour
Wspomnienie o współpracy Izraela z szyitami nie jest niekonsekwencją. Przypomnij sobie walki szyickiego Hezbollahu (wspieranego przez Iran i Syrię) przeciw Izraelowi w latach 80 i 90.
fx
Jest jedna wielka różnica Hams walczy o wolną PALESTYNĘ a IS o bliżej nieokreślone Państwo Islamskie. Chce przypomnieć że wiele państw skreśliło Hamas z listy organizacji terrorystycznych co wkurzyło Izrael. Nawet EU przyznała się że wpisała Hamas na taką listę poprzez czerpanie wiadomości z internetu gdzie jak wiadomo izraelskie lobby działa dość prężnie.
VMRoy
Przecież o różnicach jest w tekście ...
Urko
A propos Palestyny: https://youtu.be/-evIyrrjTTY