Reklama

Siły zbrojne

Gen. Skrzypczak: Wojenne rezerwy ludzkie i materiałowe – wyzwanie na trudne czasy [OPINIA]

Ćwiczenia żołnierzy 21 BSP, zdjęcie ilustracyjne. Fot. st. szer. Arkadiusz Czernicki/21 BSP
Ćwiczenia żołnierzy 21 BSP, zdjęcie ilustracyjne. Fot. st. szer. Arkadiusz Czernicki/21 BSP

Przygotowanie państwa na ewentualność konfliktu zbrojnego to nie tylko szkolenie i wyposażenie armii zawodowej, ale też budowa kompleksowego systemu rezerw, tak ludzkich i materiałowych. W tym obszarze bardzo wiele jest do zrobienia – pisze gen. broni. w st. spocz. Waldemar Skrzypczak, były dowódca Wojsk Lądowych.

Ogromne zmiany w układzie geopolitycznym po II wojnie światowej, która srodze doświadczyła wiele krajów, budziły nadzieje na pokój. Wydawało się wszystkim budującym zręby Organizacji Narodów Zjednoczonych, że groźby wojen zostały zażegnane. Liczono na wieczny pokój po raz kolejny po upadku żelaznej kurtyny. Okazuje się zrodziła się „nowa kurtyna” i niebezpieczeństwo konfliktu wzrosło. Jesteśmy świadkami stale wzrastającej agresywności Rosji, która niezmiennie od lat używa zimnowojennej retoryki w relacjach z NATO i jego członkami. Atakuje UE i dyskredytuje wszystkie jej poczynania szczególnie w Europie Wschodniej. I niezależnie od tego czy wojna wybuchnie, czy nie, powinniśmy być na nią przygotowani.

Problematyka przygotowania państwa do wojny to nie tylko wyzwania dla sił zbrojnych. Ale wysiłek całego państwa. Wysiłek wszechstronnie zaplanowany, zorganizowany i skoordynowany.

W znanych mi koncepcjach w kontekście przygotowania państwa do wojny brak powszechnej wiedzy o kilku, wydawało by się zasadniczych, elementach. Pierwszy to gromadzenie rezerw osobowych. Oczywiście oficjalnie można powiedzieć, że mamy to wszystko przygotowane. Ja uważam, że jest zupełnie inaczej i postaram się w kilku zdaniach to udowodnić. Bo pokojowe uzupełnienie, czyli wiedza zgromadzona w WKU, to tylko część problemu. W obliczu faktycznego braku przygotowanych wiekowo i jakościowo rezerw to już nawet nie kolos na glinianych nogach.

Przede wszystkim chodzi o zdolności do uzupełniania wojsk w czasie działań wojennych w następstwie ponoszonych strat. Ma to różne aspekty, postaram się opisać najważniejsze z nich.

Gromadzenie i szkolenie rezerw na bieżące potrzeby mobilizacyjne to wyzwanie czasu pokoju. Nie rozwiązano tego problemu po likwidacji zasadniczej służby wojskowej z poboru w 2009 roku, gdy żołnierz po jej odbyciu w sposób automatyczny przechodził do rezerwy i podlegał cyklicznym szkoleniom w ramach ćwiczeń.

W skali sił zbrojnych, podejmowane próby z NSR skończyły się fiaskiem.  Nie przybyło wyszkolonych rezerw osobowych. Być może niektórym wydaje się, że żołnierz rezerwy musi jedynie okopywać się i strzelać z broni osobistej. We współczesnym konflikcie potrzebne będą jednak rezerwy żołnierzy-specjalistów, którzy uzupełnią nieuniknione przecież straty wśród zawodowych wojskowych. Nadal nie ma pomysłu jak szkolić rezerwy na potrzeby armii zawodowej, za jaką uważa się Wojsko Polskie. A skala problemu jest ogromna, bo przy nawet skromnym szacunku, potrzeby kształtują się na ponad 200-250 tysięcy rezerwistów.

Nie tylko Siły Zbrojne

Problem przygotowania rezerw wojennych i w ogóle państwa na zagrożenie wojenne jest jednak dużo szerszy. Istnieje bowiem niebezpieczeństwo, że istotna cześć terytorium państwa znajdzie się pod kontrolą potencjalnego agresora, w wyniku jego przewagi liczebnej i materiałowej, nawet w ciągu kilku dni. Oczywiście są różne scenariusze konfliktu, ale również taki jest realny, a więc trzeba być na niego przygotowanym.

Z wojskowego punktu widzenia rodzą się pytania. Co się stanie zgodnie z planami obronnymi państwa z ludnością cywilną z tej części Polski? Czy ramach prowadzonych ćwiczeń rozstrzyga się ten problem i kilka innych jemu towarzyszących?

W skrócie, czy są przygotowane zawczasu plany ewakuacji ludności z rejonów narażonych na intensywne działania bojowe, czyli zacięte walki, gdzie najwięcej ofiar będzie wśród ludności cywilnej do rejonów tyłowych oddalonych maksymalnie od przewidywanego frontu starcia. Czy zaplanowano działania formacji ratowniczych i ewakuacyjnych w rejonach największych zniszczeń np. po uderzeniach lotnictwa przeciwnika? Polska ma doświadczenia, o których chyba zapomniano. Ewakuacja w toku wojny 1939 roku, po szybkim zajęciu terenu kraju przez przeciwnika spowodowała dramat ludności cywilnej, ale i paraliż ruchu Wojska Polskiego.

Mam wrażenie, że to co może stać się dramatycznym niebezpieczeństwem dla polskiej ludności, ale i dla potencjału wojskowego, w początkowym okresie wojny nie stało się przedmiotem analiz w NATO. Głównie z tego powodu, że nie analizuje się okoliczności towarzyszących działaniom bojowym i po drugie… główna obsada stanowisk w Sojuszu nie wywodzi się z naszej części Europy i nie zna kulisów wydarzeń jakie miały miejsce w Polsce w czasie II wojny. Choć podobna sytuacja wystąpiła na przykład we Francji w 1940 roku.

Dla zapewnienia zdolności państwa i jego sił zbrojnych do kontynuowania udziału w wojnie powinny być przygotowane plany ewakuacji roczników poborowych/przeznaczonych do powołania i potencjalnych poborowych (3-4 lata młodsze roczniki od aktualnego poborowego) do rejonów nawet poza krajem, gdzie będą przygotowywane do wcielania do ośrodków zapasowych, szkolenia, jednostek nowo formowanych itd. Ktoś mi zarzuci, że nie piszę o nadwyżkach mobilizacyjnych, czyli rezerwistów wyszkolonych, dla których nie ma przydziałów mobilizacyjnych, czyli etatów w aktywnych jednostkach wojskowych. Nie piszę świadomie, bo potencjalne nadwyżki są wiekowo już podstarzałe. Nie kwalifikują się to jednostek operacyjnych. Na pewno jednak należy zaplanować ich wykorzystanie w jednostkach tyłowych, ochronnych itp.

Fot. kpr. Sebastian Czyżowicz
Ćwiczenia żołnierzy NSR. Fot. kpr. Sebastian Czyżowicz

Idąc tym tokiem myślenia można zapytać, czy w planach ewentualnościowych, także ramach NATO przewiduje się formowanie całkowicie nowych jednostek wojskowych w miejsce rozbitych. Czy nie powinno być to troską w czasie pokoju władz państwa frontowego którym jest Polska? Polska jest narażona na największe straty w początkowym okresie wojny, na utratę części potencjału bojowego wojsk operacyjnych i WOT. A przecież mamy doświadczenia, w tym temacie po klęsce wrześniowej 1939 roku.

W historii naszej wielokrotnie polskie wojsko formowane było poza krajem, na obczyźnie. Tak było z Błękitną Armią” gen. Hallera czy „turystami gen. Sikorskiego”. Sformowano silne związki taktyczne, które zarówno w Polsce w 1920 jak i we Francji w 1940 pokazały najwyższy kunszt bojowy. Żołnierze tych formacji w zdecydowanej większości rekrutowali się spośród emigracji polskiej. Biorąc pod uwagę wielkość polskiej emigracji szczególnie na zachód od Odry, można liczyć na znaczny zaciąg w tym i ochotniczy do polskich nowo formowanych jednostek wojskowych. Zatem warto w przewidywaniu utraty części potencjału wojsk operacyjnych w bitwie obronnej zaplanować i uzgodnić z partnerami z NATO powołanie nowych jednostek. Może i odtworzenie częściowo rozbitych. Politycy zadbać powinni też zawczasu o wyposażenie dla tych formacji.

Takie plany powinny być przygotowane w czasie pokoju w stopniu szczegółowości pozwalającym w przypadku zaskakującej agresji na rozpoczęcie formowania nowych jednostek w czasie niedługim od rozpoczęcia działań. Zatem stosowne plany i umowy z państwami sąsiednimi powinny być gotowe, określone rejony dostępności do rozwijania nowych jednostek oraz źródła ich wyposażania i zaopatrywania. Organizacja systemu szkolenia i jego zabezpieczenia materiałowego. I co najtrudniejsze, zawczasu wyznaczona kadra zawodowa i z rezerwy do tych jednostek. Kwestie podniesione w tej części powinny być opracowane i przygotowane w NATO.A naszym wojskowym polecam uwadze głębokość operacyjną Polski i przewidywane tempo prowadzenia operacji zaczepnej przez przeciwnika, który zakłada, że do Odry dojść powinien w 8-10 dni. To prognoza która nie musi, a nawet nie powinna się spełnić, ale nie jest niemożliwa do realizacji, zwłaszcza o ile NATO nie przesunie części swojego potencjału bojowego bardziej na wschód w tym i na teren Polski.  

Potencjalny przeciwnik poza zamiarem pobicia naszych wojsk dążył będzie do zniszczenia naszej bazy ekonomicznej. Uderzenia na zaplecze, ośrodki polityczne i ekonomiczne skoordynowane z działaniami przeciwko naszym wojskom mają kluczowe znaczenie w osiągnięciu przez agresora zwycięstwa.

I tu pojawia się drugie ważne pytanie – co z polskim przemysłem, w tym i zbrojeniowym. Należy liczyć się z sytuacją, że w wypadku wybuchu konfliktu będzie on przedmiotem oddziaływania przeciwnika, względnie znajdzie się w strefie działań wojennych. Zatem rodzi się pytanie, czy są plany odtwarzania potencjału, szczególnie do remontów i napraw, w wypadku zniszczenia lub zajęcia części zakładów.

Podejrzewam, że odpowiedź może być taka, że „jest to tajne”, ale jednocześnie czy w ogóle istnieją takie plany w wariancie dającym szansę na realne wprowadzenie w życie? Zasłanianie się tajemnicą nie zwolni od odpowiedzialności. Sprzęt wojskowy trzeba produkować, remontować oraz dostarczać walczącym wojskom. Plany mobilizacji gospodarki odnoszą się do aktualnych miejsc funkcjonowania, a to może nie wystarczyć. Powinno się uwzględniać również sytuację, w której zaplecze, zwłaszcza to remontowe, trzeba będzie odtwarzać w innym miejscu, względnie – utrzymywać zdolności sprzętu z pomocą potencjału jednostek wojskowych, a być może części ewakuowanych specjalistów zakładów?

Trzeba mieć świadomość, że w czasie konfliktu potencjalny przeciwnik dążył będzie do oddziaływania na całą głębokość kraju i dalej na zachód. Paraliżując funkcjonowanie gospodarki, dezorganizując funkcjonowanie administracji państwowej, kierowanie wykorzystaniem zasobów ludzkich dla potrzeb gospodarki narodowej. I tu trzeba przypomnieć, że potencjalny przeciwnik dysponować będzie na terenie polskim grupami dywersyjno-rozpoznawczymi i ich mutacjami do sabotażu i dywersji. Zdolnościami wielokrotnie większymi, niż niemiecka V kolumna w 1939 roku.

Reklama
Reklama

Ta problematyka powinna stać się przedmiotem analiz i studiów, których inicjatorami powinny być do tego powołane merytoryczne instytucje. Dysponujące kompetencjami uprawniającymi do kierowania tymi procesami i do formułowania ich wyników jako wytycznych do realizacji na poziomie co najmniej Komitetu Rady Ministrów, jako że problematyka jest interdyscyplinarna, wieloresortowa.

Oczywiście liderem w przedmiocie powinno być Biuro Bezpieczeństwa Narodowego oraz Ministerstwo Obrony Narodowej. BBN jako integrator działań wieloresortowych a MON jako kierunkowy na przygotowania wojenne. To temat trudny i nie ma komu go zlecić, a doraźne rozwiązania nie wróżą sukcesów.

Moim zdaniem należy więc dokonać audytu we wszystkich resortach pod kątem potrzeb wojennych. Powołać instytucję na poziomie rządu dedykowaną do zadania przygotowania państwa do ewentualnego konfliktu, a na poziomie MON zarząd odpowiedzialny za przygotowanie systemu gromadzenia rezerw w czasie wojny, szkolenia, formowania nowych jednostek itd. Za system odtwarzania zdolności bojowej jednostek w zakresie uzupełniania stanem osobowym i sprzętem.

Oczywiście może pojawić się pytanie „skąd wziąć etaty?”. W strukturach odpowiedzialnych za szeroko rozumianą obronność powołano jednak szereg instytucji, które de facto są nieprzydatne w sytuacji zagrożenia, a w czasie pokoju produkują stosy nikomu niepotrzebnych prezentacji i dokumentów uzasadniających jedynie potrzebą ich istnienia. A jak się czasem mówi, „cywila można do wszystkiego przekonać nawet do tego, że rzekę można forsować wzdłuż nurtu”. Mówiąc już całkiem serio, nadwyżki etatowe przekierować na uzupełnienie etatów w wojskach operacyjnych i WOT.

Zagrożenie konfliktem staje się coraz bardziej realne, a konfrontacyjna gra mocarstw niesie ze sobą ryzyka. Misją naszych polityków i wojskowych powinno być takie przygotowanie do ewentualnej wojny, aby przeprowadzić Polskę przez nią zwycięsko ale i przy najmniejszych stratach. A to przyczyni się do odstraszania potencjalnego agresora i znacząco zmniejszy prawdopodobieństwo szkód i ofiar, jakie nieuchronnie wiążą się z każdym konfliktem.

gen. broni. w st. spocz. Waldemar Skrzypczak, były dowódca Wojsk Lądowych.

Reklama

"Będzie walka, będą ranni" wymagające ćwiczenia w warszawskiej brygadzie

Komentarze

    Reklama