Geopolityka
Rosja wycofuje część wojsk z granicy z Ukrainą
Rosyjski minister obrony Siergiej Szojgu przybył w czwartek na zaanektowany przez Rosję w 2014 roku ukraiński Krym, gdzie obserwował ćwiczenia oddziałów Południowego Okręgu Wojskowego i wojsk powietrznodesantowych. Szojgu ogłosił, że część jednostek, rozlokowanych przy granicy z Ukrainą, zostanie do 1 maja wycofanych do miejsc stałego stacjonowania.
Według agencji RIA Novosti miał to być główny etap ćwiczeń odbywających się w ramach niezapowiedzianego sprawdzianu gotowości bojowej armii. Szojgu na śmigłowcu dokonał przeglądu rejonów dyslokacji wojsk i sprzętu oraz sprawdził gotowość grupy morskiej i lądowej do ćwiczeń. Wysłuchał też raportu dowódcy Południowego Okręgu Wojskowego generała Aleksandra Dwornikowa. W manewrach bierze udział ok. 10 tysięcy żołnierzy.
Po południu w czwartek minister polecił zaś, by siły dwóch okręgów wojskowych, Południowego i Zachodniego, powróciły do 1 maja do miejsc stałego stacjonowania. Zgodnie z rozkazem na miejsca stałej dyslokacji powrócą żołnierze: 58. armii Południowego Okręgu Wojskowego i 41. armii Centralnego Okręgu Wojskowego oraz 76. dywizji desantowo-szturmowej i 98. dywizji powietrznodesantowej.
Obie wspomniane dywizje należą do rosyjskich wojsk powietrznodesantowych, będących w Rosji oddzielnym rodzajem sił zbrojnych i uznawanych za swego rodzaju siły szybkiego reagowania, przeznaczone do działania na różnych teatrach działań. 58 armia POW jest z kolei związkiem operacyjnym, który uczestniczył m.in. w agresji wobec Gruzji w 2008 roku, ale też w działaniach wobec Ukrainy prowadzonych od 2014 roku. Natomiast elementy 41. Armii są w podporządkowaniu Centralnego Okręgu Wojskowego, a więc z obszaru który na co dzień nie ma w obszarze odpowiedzialności rejonu granicy Rosji z Ukrainą.
Jak zauważył w komentarzu Defence24.pl Juliusz Sabak: po tym „sprawdzianie”, który tak zaniepokoił nie tylko Ukrainę, ale też USA i wiele innych państw, w pobliżu granic Ukrainy i na Krymie pozostały ogromne zapasy przerzuconego tu paliwa, amunicji i innych materiałów, jak również polowe bazy wojskowe i magazyny, które znajdują się od kilkudziesięciu do 200 km od granic Ukrainy. Nie da się również ustalić jak wiele z czołgów, dział samobieżnych, żołnierzy i środków bojowych przemieszczonych na przełomie marca i kwietnia pozostanie jako wzmocnienie sił na granicy lub zasili walczących na wschodzie Ukrainy tzw. "separatystów".
Czytaj też: Rosja koncentruje wojska przy granicy z Ukrainą
Główny etap ćwiczeń – według wojskowych służb prasowych – miał odbyć się w czwartek na poligonie Opuk, leżącym 40 km od Kerczu. Wojska uczestniczące w manewrach zostały już przerzucone do punktów koncentracji. Są to okręty rosyjskiej Floty Czarnomorskiej, część sił rosyjskiej Floty Kaspijskiej, siły piechoty morskiej, wojsk obrony wybrzeża i obrony przeciwlotniczej.
Od drugiego tygodnia kwietnia Rosja rozpoczęła kierowanie na Morze Czarne swych jednostek desantowych i artyleryjskich wchodzących w skład Flotylli Kaspijskiej. Uzasadniała to planowanymi sprawdzianami sił zbrojnych. Niemniej, działania te zbiegły się z koncentrowaniem sił rosyjskich przy granicy z Ukrainą i nasileniem starć pomiędzy armią ukraińską i prorosyjskimi separatystami w Donbasie.
Obserwatorzy oceniają, że trwające ćwiczenia są największymi ruchami wojsk na terytorium anektowanego Krymu w okresie po rozpadzie ZSRR. Ponad 20 okrętów wojennych Rosji znajduje się na Morzu Czarnym, a na Krym przerzucono pół setki samolotów Południowego Okręgu Wojskowego – myśliwców, bombowców i samolotów szturmowych.
W komunikacie zapowiadającym wspólne manewry lotnictwa i floty podano, że samoloty przećwiczą odpalanie pocisków przeciwko celom morskim, loty w trudnych warunkach pogodowych i na maksymalnie niskich wysokościach nad wodą. Siły powietrzne będą też ćwiczyć wsparcie ofensywnych grup okrętów i będą działać jako element "ofensywnych kompleksów zwiadowczych podczas zapewniania bezpieczeństwa na wodach Morza Czarnego".
Rosja w ostatnich dniach ograniczyła żeglugę w rejonach wzdłuż wybrzeży Krymu, które uważa za swoje wody terytorialne i wprowadziła ograniczenia lotów nad częścią półwyspu i Morza Czarnego.
Ze zdjęć satelitarnych wynika, że w ciągu ostatnich tygodni Rosja zbudowała na Krymie wielki prowizoryczny obóz wojskowy – oceniał niedawno niemiecki tygodnik "Der Spiegel". Obóz powstał koło miejscowości Marfiwka w pobliżu Kerczu. Zdjęcia pokazują, że choć jeszcze 15 marca miejsce było puste, niecały miesiąc później stało tam ponad 1000 wojskowych pojazdów i zbudowano tymczasowe koszary. Dodatkowo w pobliżu powstał mniejszy obóz.
Rosja skoncentrowała też siły przy granicy z Ukrainą w rejonie, który nie granicy z terenami Donbasu opanowanymi przez separatystów, jak obwód woroneski na południu Rosji. Ten region graniczy z częścią obwodu ługańskiego, nad którą Kijów zachowuje kontrolę. Stawia to pod znakiem zapytania uzasadnienie koncentracji wojsk ewentualną potrzebą wsparcia separatystów w razie ofensywy armii ukraińskiej.
Według USA i NATO, koncentracja wojsk rosyjskich jest największa od czasu inwazji z 2014 roku.
W czwartek rzecznik Kremla oświadczył, czym dla Rosji jest "czerwona linia". "Ogółem czerwona linia dla Rosji wiąże się z interesami narodowymi. Dotyczy to oczywiście relacji dwustronnych z innymi państwami, w tym z Ukrainą. (...) Przebiega na granicy naszych interesów narodowych".
Pieskow komentował w tej sposób słowa prezydenta Władimira Putina w środowym orędziu do parlamentu. Putin mówił, że "ma nadzieję, że nikomu nie przyjdzie do głowy, by w odniesieniu do Rosji przekroczyć tak zwaną czerwoną linię". "A gdzie ona będzie przebiegać, to my sami będziemy określać w każdym konkretnym przypadku" – dodał.
Przedstawiciel Kremla oświadczył w czwartek, że Putin został poinformowany o propozycji prezydenta Ukrainy Wołodymyra Zełenskiego, by szefowie państw spotkali się na terenie Donbasu na wschodzie Ukrainy. Na tę propozycję Putin "odpowie sam, jeśli uzna to za potrzebne" – powiedział Pieskow.
Prezydencki rzecznik odniósł się też do napięć w relacjach Rosji z Czechami. Wyjaśnił, że stanowisko Rosji przedstawi jej dyplomacja, ale zaznaczył, że Kreml odnosi się negatywnie do – jak to ujął – "całej tej histerii".
Czytaj też: Kraje NATO popierają suwerenność Ukrainy
Minister spraw zagranicznych Czech Jakub Kulhanek powiedział w środę, że do godziny 12 w czwartek Kreml ma umożliwić powrót do Rosji 20 czeskim dyplomatom wydalonym z Moskwy. Rosja nie spełniła tej prośby, więc strona czeska zdecydowała o wydaleniu dalszych 60 rosyjskich dyplomatów.
Kryzys w relacjach między Pragą a Moskwą rozpoczął się od sobotniego wystąpienia premiera Czech Andreja Babisza i Jana Hamaczka – wicepremiera, ministra spraw wewnętrznych, który do środy pełnił też obowiązki szefa MSZ. Poinformowali oni, że według informacji czeskich służb istnieje uzasadnione podejrzenie, iż za wybuchem w składzie amunicji w Vrbieticach w 2014 roku stali agenci rosyjskiego wywiadu wojskowego GRU.
PAP/Defence24.pl