PGZ o pololizacji K2: nie tylko Bumar-Łabędy

Autor. Damian Ratka/Defence24
Udział w produkcji koreańskich czołgów K2 zwiększy kompetencje spółek PGZ, na polonizacji może skorzystać więcej spółek Grupy, nie tylko Bumar-Łabędy – zapowiedzieli przedstawiciele PGZ. Jak zaznacza MON, w wariancie K2PL uwzględniono wnioski z dotychczasowej eksploatacji wozu w Polsce, a także doświadczenia z Ukrainy.
Polska zamówiła 360 czołgów tego typu w ramach dwóch umów będących wykonaniem umowy ramowej z 2022 r. przewidującej zakup 1000 wozów. Dotychczas dostarczono 133 czołgi ze 180 zamówionych w pierwszej umowie wykonawczej; pozostałe mają zostać przekazane wojsku do końca bieżącego roku. Druga umowa wykonawcza zakłada dostawę 180 czołgów, w tym 116 w wariancie GF (gap filler) i 64 w wersji PL, przy czym trzy pierwsze egzemplarze mają zostać wyprodukowane w Korei. Agencja Uzbrojenia zakłada, że z zakupem K2 będzie się wiązać łącznie sześć umów wykonawczych.
Informację za temat realizacji kontraktów na czołgi K2 i K2PL zaprezentowali sejmowej komisji obrony przedstawiciele MON, MAP i PGZ. Komisja skierowała także do dalszych prac projekt nowelizacji ustawy o języku polskim. Ma ona umożliwić wojsku rezygnację z kosztownych czasochłonnego i nie zawsze niezbędnych tłumaczeń na język polski dokumentacji technicznej sprzętu kupowanego za granicą.
Czytaj też
Podwykonawcą przy drugiej umowie wykonawczej między Agencją Uzbrojenia a korporacją Huyndai Rotem mają być gliwickie Zakłady Mechaniczne Bumar-Łabędy. Poza czołgami wojska ma otrzymać 31 wozów zabezpieczenia technicznego, 25 pojazdów inżynieryjnych, 25 mostów towarzyszących wraz – tak jak w pierwszej umowie - pakietami logistycznym i szkoleniowym.
Jak zaznaczył zastępca szefa Agencji Uzbrojenia płk Robert Frommholz, w negocjacjach drugiej umowy wykonawczej strona polska położyła nacisk nie tylko na jak najkorzystniejsze warunki zakupu, ale i uzyskanie przez krajowy przemysł jak największych zdolności do serwisowania sprzętu.
Umowa wykonawcza nr 2 uwzględnia również poprawę parametrów taktyczno-technicznych oraz odporności balistycznej. Czołg ma otrzymać aktywny system ochrony, system antydronowy, dodatkowe opancerzenie, zostaną też wniosku z dotychczasowej eksploatacji K2 w polskiej oraz z wojny Rosji przeciw Ukrainie. Wóz ma być wyposażony w przeciwwybuchowe fotele, lekki system osłon przeciw RPG i mobilny kamuflaż. Zmiany obejmą układ paliwowy i interfejs systemu kierowania ogniem, zostaną wprowadzone osłony układu hydraulicznego, ma zostać zastosowany agregat prądotwórczy o większej mocy. W ramach polonizacji czołg otrzyma elementy i podzespoły produkcji polskiej kamery kierowcy z PCO, nawigację inercyjną z WZE, także system łączności Fonet produkcji WB Electronics, zintegrowany z polskim systemem zarządza BMS Legion.
Wiceszef AU wyrazi nadzieję, że wskazany jako wykonawca Bumar-Łabędy podoła zadaniu, które wymaga „wielomilionowych inwestycji”. Według prezesa PGZ Adama Leszkiewicza Bumar Łabędy powinien otrzymać 850 mln zł dokapitalizowania (umowy o wsparciu spółek PGZ podpisano na tegorocznych targach MSPO) nie później niż na początku października. Prezes podkreślił też, że to nie zarząd PGZ, lecz Hyundai Rotem po audycie spółek Grupy wybrał Bumar-Łabędy na podwykonawcę.
Czytaj też
Prezes ZM Bumar-Łabędy Monika Kruczek zaznaczyła, że finalizowana umowa o transferze technologii będzie dotyczyła wszystkich kolejnych umów wykonawczych. Umowa zwiększa możliwości produkcji części i podzespołów jak korpus, wieża, armata, zawieszenie, układ ładowania. Poza montażem czołgów i wozów towarzyszących ma stworzyć także potencjał do obsługi i napraw sprzętu pancernego z Korei.
Korpus i wieża mają powstawać w Łabędach, HSW ma produkować armatę, WSK PZL Kalisz będzie opowiadać za automat ładowania, a Bumar-Mikulczyce (należący do Bumaru-Łabęd) za układ zawieszenia. Według Leszkiewicza na umowie mogą skorzystać także ZM Tarnów, Wojskowe Zakłady Elektroniczne, Wojskowe Zakłady Łączności, OBRUM Gliwce i Stomil.
Legislacyjna część posiedzenia komisji – choć projekt wiąże się przede wszystkim z zakupami samolotów i śmigłowców – może mieć znaczenie także dla płynności realizacji umowy na czołgi, których dokumentacja techniczna jest dostarczana w języku angielskim.
Według MON umożliwienie rezygnacji z tłumaczenia pozwoli nie tylko zaoszczędzić czas – w związku z zakupami wojsko czeka na kilkadziesiąt tysięcy stron dokumentacji – i pieniądze (przy jednym kontrakcie od 5 mln zł wzwyż), ale także zwiększyć bezpieczeństwo. Według AU w przypadku sprzętu lotniczego tłumaczenie nie ma uzasadnienia – terminologia angielska jest jednoznaczna i znana, a w przekładach pojawiają się błędy; żołnierze i inżynierowie muszą niekiedy poprawiać sformułowania użyte przez tłumaczy. Ponadto – jak wskazał płk Frommholz – eksploatacja statków powietrznych (projekt przygotowano głównie z myślą o użytkowaniu FA-50, AW149 i AW101) wiąże się z koniecznością uwzględniania tzw. biuletynów, które trzeba jak najszybciej wcielać w życie, a ich angielskojęzyczna wersja jest wystarczająca. Projektowane przepisy przewidują, że jeśli wojsko może zlecić tłumaczeniem, jeśli uzna je za zasadne.
WIDEO: Czy wojsko zdało egzamin? Rosyjskie drony nad Polską