Niemiecki eksport broni i sprzętu wojskowego do krajów arabskich stale rośnie. W 2011 roku wynosił 570 mln euro. W zeszłym roku było to już 1,4 mld euro. Dzieje się tak, mimo dużych wątpliwości w kwestiach przestrzegania praw człowieka w krajach będących klientami.
Czytaj też - Leopardy i PzH 2000 dla Kataru
"Kanclerz Angeli Merkel leży bardziej na sercu sukces niemieckiego przemysłu zbrojeniowego niż prawa człowieka. Despoci nad Zatoką Perską depczą prawa człowieka, a cały region jest miejscem zapalnym, które w każdej chwili może eksplodować" - mówi niemiecki poseł Lewicy Jan van Aken. Sytuacja nie jest jednak tak prosta. Niemcy znacznie ograniczyły na przykład kontrakty z Egiptem, w którym sytuacja, po usunięciu legalnie wybranego prezydenta i przejęciu władzy przez wojsko, znacznie się zaostrzyła. W tej sytuacji kontrakty z Egiptem zredukowano do zaledwie 13 mln euro.
Czytaj - Arabia Saudyjska rezygnuje z Leopardów
To bardzo niewiele w porównaniu z największymi kontrahentami z rejonu Zatoki Perskiej. Na czele tej listy króluje obecnie Katar z wartością sprzedaży na poziomie 635 mln euro. W czerwcu ten kraj podpisał kolejny kontrakt na dostawy czołgów Leopard 2 i dział samobieżnych PzH 2000 o wartości niemal pół miliarda euro, który realizowany będzie w latach 2015-2018.
Natomiast kontrakt z Arabią Saudyjską wynoszą obecnie jedynie 118 mln euro. W wyniku przeciągającej się od 2011 roku procedury uzyskiwania zezwolenia kraj ten zrezygnował najprawdopodobniej z zakupu 270 czołgów czołgów Leopard 2A7. Na stratach niemieckiego przemysłu zyskają amerykanie, którzy zaproponowali na to miejsce czołgi Abrams M1A2S.
Mimo to, Niemcy utrzymują się w czołówce światowych eksporterów sprzętu wojskowego. W roku 2012 rząd niemiecki zezwolił na dostawy o łącznej
(JS)