- Analiza
Japonia chce zostać partnerem programu F-35 [ANALIZA]
Japonia formalnie wystosowała zapytanie do Pentagonu o możliwość wejścia do programu myśliwca F-35. Biorąc pod uwagę jej potencjał przemysłowy, finansowy i naukowy jest to ogromna szansa dla całego tego przedsięwzięcia. Ewentualna zgoda mogłaby mieć jednak także wiele konsekwencji negatywnych.

Japończycy chcą wejść do programu jako „partner” i już sam ten termin oznacza, że sprawa jest kłopotliwa. Przypomnijmy, że do programu Joint Strike Fighter, który konstytuował się w ubiegłej dekadzie, weszły państwa, które współpracują w nim na poziomach pierwszym, drugim i trzecim, a osobny status mają Stany Zjednoczone, które są tzw. „klientem podstawowym”. Państwa mające status poziomu pierwszego (Wielka Brytania) i drugiego (Włochy, Holandia) są nazywane właśnie partnerami programu i zainwestowały swego czasu dużo pieniędzy w jego prace badawczo-rozwojowe, ponosząc największe ryzyko. W zamian miały, mają i będą miały w przyszłości największe zyski ze sprzedaży i utrzymywania F-35 w służbie, ale także wpływ na założenia operacyjne i kształt kolejnych wersji samolotu i związanych z nim prac.
Z kolei kraje współpracujące na poziomie trzecim (Australia, Kanada, Dania, Norwegia, Turcja) czy tzw. Security Cooperation Participant (Singapur, Izrael) poniosły znacznie mniejsze koszty (rzędu kilkudziesięciu, stu kilkudziesięciu milionów USD) i zostały zaangażowane przemysłowo w program w znacznie mniejszym stopniu. Ich największym wkładem były tak naprawdę zamówienia i nie mają one wpływu na prowadzenie programu. Stało się tak, pomimo że niektóre z nich były zainteresowane większym udziałem, ale lista „partnerów” została ostatecznie zamknięta jeszcze w lipcu 2002 roku. Zostało to potwierdzone w roku 2007, kiedy światło dzienne ujrzało specjalne memorandum w tej sprawie.
Czytaj też: F-35 przed wyborami? [ANALIZA]
Teoretycznie otwartą grupą, do której można jeszcze wejść jest poziom trzeci, do którego mogą dołączać przyszli klienci, dysponujący odpowiednim potencjałem przemysłowym. Tokio nie chodzi jednak o pomniejszy udział i pyta o partnerstwo, a zatem przynajmniej o poziom drugi. I ma żelazne argumenty. Po decyzji z grudnia ubiegłego roku, kiedy to zadecydowało o zwiększeniu zamówienia z 42 do 147 Lightningów II (w wersjach A i B), stało się ono najpoważniejszym klientem na tę konstrukcję. W dodatku wyrzucenie z programu Turcji (uczestnik poziomu trzeciego, ale jednak jak na swój status mocno zaangażowany i produkujący ponad 900 elementów Joint Strike Fightera) sprawia, że część produkcji musi zostać rozdysponowana na innych uczestników współpracy.
Japońskie zapytanie jest zrozumiałe i z pewnością wynika z kwestii praktycznych, a dokładnie chęci maksymalnego możliwego przyswojenia rozwiązań zastosowanych na Lightningu II (Japonia chce stworzyć w przyszłości własny „myśliwiec przyszłości”, który wszedłby do służby w latach 30.) i – co ważne – współdecydowania o jego dalszym rozwoju. Z kolei ze względu na uwarunkowania geograficzne Japończykom zależeć może chociażby na dużym zasięgu samolotów, a ze względu na sąsiedztwo Korei Północnej – na zdolnościach do zwalczania specyficznych środków napadu powietrznego w tym pocisków balistycznych, czyli na ewolucji w stronę myśliwca przechwytującego.
Za japońskim zapytaniem stoi cała potęga japońskiego przemysłu z Mitsubishi Heavy Industries na czele, o potencjale naukowym nie wspominając. Japończycy kuszą też wsparciem finansowym pisząc w zapytaniu, iż „zdają sobie sprawę z kosztów jakie ponoszą kraje partnerskie”.
Jakie są więc właściwie przeciwwskazania by nie dopuścić sojuszniczego demokratycznego państwa do współpracy na wielką skalę? Odpowiedziami są polityka, wiarygodność i lojalność. Dotychczasowe kraje partnerskie, niezależnie od stopnia zaangażowania poniosły realne wyrzeczenia i ryzyko związane z programem F-35, który jeszcze kilka lat temu przeżywał ogromne problemy. Mimo to uczestnicy programu wytrwali i teraz mogą spodziewać się swego rodzaju nagrody. Nagrodą tą jest wyjątkowy status w programie wiążący się z decyzyjnością, a przede wszystkim korzyści dla rodzimego przemysłu w postaci zamówień na części do tysięcy myśliwców.
Nie bez przyczyny mówi się, że program Lightninga II jest tak wielki, a zamówienia tak liczne i perspektywiczne, że nawet gdyby produkować do niego opony to będzie to świetny biznes. Dopuszczenie Japonii do partnerstwa sprawiłoby, że o podobne przywileje zaczęłyby zabiegać także inne państwa, którym takiego statusu wcześniej odmówiono. Także potencjalni klienci na F-35 mogliby od tej pory żądać w zamian znacznie większego zaangażowania swojego przemysłu w program. n
Oczywiście wyjątkowe potraktowanie Japonii można byłoby określić jako sytuację specjalną, wynikającą z wyjścia Turcji i wyjątkowo dużego japońskiego zamówienia na samoloty. Takie argumenty nie są jednak żelazne. Co stanie się, jeżeli jakiś inny kraj nagle zdecyduje się na zwiększenie swojego stanu posiadania, np. do 200 maszyn? Czy automatycznie trzeba będzie go awansować do poziomu partnera?
Odpowiedź Pentagonu na japońskie zapytanie jest spodziewana na początku sierpnia br., jednak, zdaniem wielu komentatorów, będzie ona odmowna i w zamian zaproponowane zostanie uczestnictwo poziomu trzeciego. Byłoby to kolejne „odrzucenie” zabiegów Kraju Kwitnącej Wiśni o dopuszczenie do wiodących amerykańskich technologii wojskowych. Pierwszym była odmowa sprzedaży F-22 Raptor, na początku tej dekady.
Kazus Japonii to z pewnością kwestia interesująca także z punktu widzenia polskiego podwórka. Jeżeli taka potęga gospodarcza spotka się z odmową to czy Polska w takim kontekście będzie mogła liczyć na jakiekolwiek istotne korzyści?
WIDEO: "Żelazna Brama 2025" | Intensywne ćwiczenia na poligonie w Orzyszu