- Analiza
- W centrum uwagi
F-35 przed wyborami? [ANALIZA]
W obecnej sytuacji wydaje się, że decyzja o zakupie F-35 dla polskich pilotów jest niemal przesądzona. Czy jednak rząd „wyrobi się” przez wyborami parlamentarnymi?

Nie jest tajemnicą, że od 28 listopada 2018 roku postępowanie na nowy myśliwiec dla sił zbrojnych RP nabrało tempa, jakiego do tej pory jeszcze nie znaliśmy. Tego właśnie dnia minister obrony narodowej Mariusz Błaszczak nakazał przyspieszenie prac nad programem Harpia, mającym na celu wybór i zakup myśliwca nowej generacji, który zastąpić ma co najmniej większość samolotów postradzieckich. Wypadki toczyły się szybko, czemu towarzyszyło kolejne, trzecie już z rzędu rozbicie się polskiego MiG-a-29. W jego efekcie samoloty tego typu zostały – na dobre już – uziemione, pozostawiając na samotnej warcie jedyne wartościowe polskie samoloty bojowe: F-16C/D Jastrząb.
W tej sytuacji nie dziwi, że jeszcze pod koniec marca Polska wysłała do Stanów Zjednoczonych wstępne zapytanie ofertowe w sprawie możliwości kupna myśliwca F-35A. Wybór tej konstrukcji także nie wywołał zaskoczenia, ponieważ w Polsce o F-35A jako „myśliwcu przyszłości” mówiło się jeszcze w kontekście poprzedniego zakupu samolotów bojowych. F-16C/D Jastrząb miały być właśnie pierwszym krokiem na drodze do przyszłego zakupu F-35A. W lutym 2014 roku mówiono nawet o zakupie w ramach Harpii nawet 64 F-35A i nikt nie zająkiwał się wówczas nawet nad możliwością zakupu maszyn innej generacji niż 5.
Zaledwie tydzień po polskim wstępnym zapytaniu pojawił się komunikat o „rozważaniu” przez Pentagon sprzedaży F-35 sojusznikom z Europy Środkowo-Wschodniej: Polsce, Rumunii i Grecji. Bardziej wymierny ruch ze strony polskiej nastąpił pod koniec maja, kiedy Warszawa wysłała do Waszyngtonu zapytanie ofertowe (Letter of Request, LoR) ws. możliwości zakupu 32 myśliwców wspomnianego typu. Choć nie wiąże się to jeszcze z żadnymi zobowiązaniami, to uruchomiło to amerykańską procedurę FMS (Foreign Military Sales) i… falę spekulacji nad Wisłą. M.in. na temat tego, czy obecny rząd zdoła podpisać kontrakt przed jesiennymi wyborami parlamentarnymi.
Przyzwyczajeni niemal codziennymi komunikatami i deklaracjami na ten temat przywykliśmy już niemal do myśli, że kontrakt na F-35 może zostać podpisany „lada dzień”. Niektórzy wskazują nawet czas i miejsce podpisania tego kontraktu. Tegoroczny Międzynarodowy Salon Przemysłu Obronnego (MSPO) odbędzie się bowiem w dniach 3-6 września, a Stany Zjednoczone będą miały na nim wiodącą wystawę narodową. Rzeczywiście, wiele wskazuje na to, iż F-35A zostanie wybrany, jako że decyzję o jego wyborze coraz słabiej krytykuje nawet opozycja. Bardzo wątpliwe jednak, aby wydarzyło się to w aż tak krótkim terminie.
Na razie czekamy jednak nadal na notyfikację kongresową Departamentu Stanu, zawierającą dokładny opis urządzeń i uzbrojenia, które miałyby zostać kupione, wraz z pakietami logistycznymi, szkoleniowymi, a także maksymalną ceną, do jakiej klient będzie mógł dokonać zakupu. Dokument taki pojawia się zwykle kilka miesięcy od czasu wysłania zapytania oferowanego przez potencjalnego klienta, a zatem jeżeli zbiegłby się w czasie z MSPO byłoby to stosunkowo szybko. Informacja taka nie jest jednak równoznaczna z podpisaniem umowy. Przeciwnie, od tego momentu zaczyna się faza szczegółowych ustaleń, która może trwać od kilku tygodni do nawet wielu miesięcy i lat.
Oczywiście, biorąc pod uwagę podkreślany pośpiech strony polskiej i rzeczywistą potrzebę jak najszybszego wprowadzenia nowych samolotów, czas tych ustaleń będzie bliższy raczej dolnej niż górnej granicy. Za przykład niech znów posłuży nam Belgia. Nota kongresowa w sprawie F-35A dla Brukseli została opublikowana pod koniec stycznia 2018 roku, a umowa została podpisana dopiero pod koniec października tegoż roku. Miało tam miejsce opóźnienie w związku z zawahaniem się strony belgijskiej w czerwcu i rozważaniem, czy nie wybrać tańszego rozwiązania. Nawet jednak gdyby do takiego zawahania nie doszło i wszystko poszło zgodnie z planem, to ostateczny wybór i podpisanie kontraktu było planowane na lipiec 2018 roku – pół roku po opublikowaniu noty kongresowej.
Czytaj też: Polskie F-35 w belgijskim zwierciadle [ANALIZA]
Potwierdzają to przykłady z polskiego podwórka. W przypadku zakupu systemu obrony powietrznej Wisła wraz z systemem dowodzenia IBCS, gdzie strona polska negocjowała pakiet przemysłowy i transferu technologii, między pojawieniem się noty kongresowej a podpisaniem umowy upłynęło prawie cztery i pół miesiąca (połowa listopada 2017 r – koniec marca 2018 r.). A między wysłaniem zapytania ofertowego a kontraktem aż rok.
Z kolei w przypadku systemu artylerii rakietowej Homar/HIMARS, gdzie pierwszy dywizjon zakupiono praktycznie z półki między notą kongresową a umową minęło 2,5 miesiąca (koniec listopada 2018 r. – połowa lutego 2019 r.), zaś między LoR a kontraktem – łącznie cztery miesiące. W tej sytuacji, jeżeli udałoby się podpisać kontrakt przed październikowymi wyborami byłoby to najbardziej sprawne przeprowadzenie procedury w historii programu Lightninga II.
Zgodnie z obecnymi planami wstępna gotowość operacyjna polskich F-35 miałaby zostać osiągnięta w 2024 roku.
WIDEO: "Żelazna Brama 2025" | Intensywne ćwiczenia na poligonie w Orzyszu