- Analiza
Polska i USA wracają z Afganistanu, gra toczy się dalej
Ostatni polscy żołnierze wrócili w piątek 30 czerwca z Afganistanu, wkrótce to samo zrobią Amerykanie. USA deklaruje jednak, że nie zostawi afgańskiego rządu na pastwę talibów, choć plan ewakuacji stutysięcznej armii afgańskich współpracowników pokazuje starcie optymizmu z realizmem. Talibowie tymczasem w ciągu 2 miesięcy podwoili liczbę kontrolowanych przez siebie dystryktów, choć próba zajęcia przez nich Mazari Szarif zakończyła się porażką. Rozwój sytuacji zależeć będzie też od postawy innych graczy w regionie.

To czy polska obecność wojskowa w Afganistanie pójdzie na marne, czy nie, jest wciąż kwestią otwartą, choć informacje napływające z tego kraju nie napawają optymizmem. Polska w ciągu 20 lat swojego zaangażowania straciła w Afganistanie 44 żołnierzy, a kilkuset zostało rannych. Przez kolejne misje przewinęło się ok. 30 tys. żołnierzy. Przypomniał o tym w wywiadzie dla Defence24 niedawno goszczący w Polsce wiceminister spraw zagranicznych Afganistanu Mirwais Nab, który wspominał również o obiecujących rozmowach z polskim rządem nt. dalszego wsparcia Afganistanu przez Polskę, współpracy gospodarczej oraz reaktywacji polskiej ambasady w Kabulu. Póki co brak jest jednak jakichkolwiek konkretów w tym zakresie.
Czytaj też: Afganistan: Talibowie ruszyli z ofensywą
Warto pamiętać, że naszym celem w Afganistanie było sojusznicze wsparcie USA w ramach art. 5 NATO po ataku Al Kaidy, działającej z terytorium rządzonego wówczas przez talibów Afganistanu, na WTC w Nowym Jorku. W tym sensie nasza misja była sukcesem. Ponadto zarówno misja w Iraku jak i Afganistanie zmieniła polską armię. Inaczej to wygląda z perspektywy USA. Jeśli za kilka miesięcy talibowie wkroczą do Kabulu, to będzie to oznaczać klęskę porównywalną do Wietnamu. W ciągu 20 lat w Afganistanie zginęło 2 tys. żołnierzy USA oraz ok. 100 tys. Afgańczyków. Kwestia tego czy, a jeśli tak to, jakie cele zostały zrealizowane jest kwestią otwartą. W 2001 r. talibowie bardzo szybko zostali rozbici. Warto przy tym przypomnieć, że wówczas proponowali oni USA swoją kapitulację w zamian za gwarancje „życia w godności” w Kandaharze dla swojego lidera jednookiego Mułły Omara. USA odrzuciło wtedy tę propozycję uznając, że talibowie są rozbici i nie ma sensu z nimi negocjować. Ale po kilku latach sytuacja się zmieniła, talibowie się przegrupowali i zaczęli stwarzać coraz większe zagrożenie, z którym USA i ich sojusznicy radzili sobie coraz gorzej, a kolejne strategie nie działały.
Decyzja o zakończeniu amerykańskiej obecności została podjęta nie przez obecnego prezydenta Joe Bidena, ale przez jego poprzednika Donalda Trumpa. W lutym 2020 r. w USA i talibowie podpisali w Dosze porozumienie, zgodnie z którym Amerykanie zobowiązali się do wycofania się z Afganistanu do 1.05.2021 r. Talibowie ze swej strony zobowiązali się zerwać relacje z Al Kaidą i innymi ugrupowaniami terrorystycznymi zagrażającymi USA i nie pozwolić by terytorium Afganistanu było wykorzystywane do jakichkolwiek ataków terrorystycznych na USA i ich sojuszników. Tyle że już dziś widać, że te warunki nie zostały spełnione. Wywiad USA potwierdza bowiem, że talibowie wciąż utrzymują stosunki z Al Kaidą. Porozumienie z Dohy wprowadziło też zawieszenie broni między USA a talibami, które nie dotyczyło sił afgańskich. W 2020 r. USA i sojusznicy ograniczyli swoją rolę do wsparcia powietrznego, doradztwa i szkolenia, a główny ciężar działań zbrojnych spoczął na barkach sił afgańskich. Stąd bierze się optymizm władz afgańskich, twierdzących, że są przygotowani na wyjście USA i oczekują, że poprawi to ich położenie, gdyż pozbawi talibów pretekstu do kontynuowania walk, a co za tym idzie pozbawi ich legitymacji w oczach Afgańczyków. Założenie to jest logiczne, ale jednak dość ryzykowne.

Zgodnie z porozumieniem w Dosze władze afgańskie zobowiązane zostały do zwolnienia tysięcy talibańskich jeńców. Zrobiły to ze sporym opóźnieniem i oporami, co było zrozumiałe, zważywszy na to, że nie były stroną tych negocjacji. Porozumienie z Dohy przewidywało wprawdzie rozpoczęcie dialogu intraafgańskiego, ale talibowie deklarowali, że najpierw muszą zostać zwolnieni jeńcy. Potem doszło raptem do jednego spotkania w Dosze, na którym uzgodniono tylko agendę. Talibowie uznali bowiem, że dialog intraafgański może się zacząć dopiero po całkowitym wycofaniu się obcych wojsk z Afganistanu. Można mieć jednak głębokie wątpliwości czy talibowie są gotowi do jakichkolwiek negocjacji, zwłaszcza że będą mieli pretekst w postaci niespełnienia wszystkich warunków porozumienia z Dohy. Już w 2020 r. talibowie zarzucali USA opóźnienie w zwalnianiu jeńców, później, w 2021 r., uznali, że przedłużenie terminu wycofywania z 1.05 na 11.09 jest złamaniem porozumienia. Obecnie wszystko wskazuje na to, że ostateczne wycofanie odbędzie się bez problemów do połowy lipca. Tyle że wcale nie będzie całkowite.

Po pierwsze, USA planują pozostawienie ok. 650 żołnierzy dla ochrony ambasady USA w Kabulu oraz kilkuset kolejnych dla ochrony lotniska i już to może być dla talibów pretekstem uznania, że warunek wycofania się nie został spełniony. Po drugie, porozumienie z Dohy zakładało, że wycofanie obejmie również prywatnych kontraktorów i wciąż nie wiadomo czy rzeczywiście to nastąpi. Po trzecie, porozumienie z Dohy zakładało, że USA nie będą ingerować „w wewnętrzne sprawy Afganistanu”, podczas gdy administracja Joe Bidena daje sygnały, że dalej będzie wspierać rząd afgański i nie wyklucza nalotów na pozycje talibów, jeśli władze w Kabulu będą zagrożone. Po czwarte, prowadzone są rozmowy o pozostawieniu lotniska w Kabulu pod kontrolą sił tureckich.

Choć porozumienie z Dohy zakładało rozpoczęcie negocjacji intraafgańskich w sprawie porozumienia pokojowego i włączenia się talibów w afgański proces polityczny, to poprzednia administracja USA z Donaldem Trumpem na czele, wyraźnie dała do zrozumienia, że wprowadzenie demokracji w Afganistanie nie było celem interwencji i to czy w Kabulu rządzić będą talibowie, czy kto inny nie ma znaczenia jeśli interesy bezpieczeństwa USA zostaną zagwarantowane. Administracja Bidena częściowo podziela tę optykę, niemniej stara się sprawiać wrażenie, że np. los afgańskich kobiet leży jej na sercu. 20-letni dorobek w zakresie wprowadzania do Afganistanu demokracji i praw człowieka budzi zresztą wątpliwości. Afganistan jest państwem konserwatywnym religijnie, w którym jakakolwiek konwersja z islamu na inną religię np. chrześcijaństwo wiąże się z groźbą kary śmierci lub koniecznością wyjazdu z kraju. Po kolejnych wyborach prezydenckich w 2014 r. i 2019 r., w których frekwencja była dramatycznie niska (19 % w ostatnich wyborach), toczyły się wielomiesięczne spory o wynik między Aszrafem Ghanim (który ostatecznie został uznany za zwycięzcę w obu przypadkach) a Abdullahem Abdullahem (dla którego stworzono urząd „szefa egzekutywy”).
A to tylko wierzchołek góry lodowej. Nie oznacza to, że to czy będą rządzić talibowie, czy obecne władze będzie bez różnicy dla Afgańczyków. Warto przy tym zaznaczyć, że jest to bardzo młode społeczeństwo z dużym przyrostem naturalnym. Ponad połowa populacji urodziła się już po upadku talibów. Tymczasem nic nie wskazuje na to, by talibowie odeszli od swoich surowych zasad obyczajowego terroru, jaki panował za rządów Mułły Omara. Ich elastyczność w negocjacjach międzynarodowych jest raczej wyrazem pragmatyzmu i dopiero się okaże na ile będą oni chcieli dotrzymywać swoich zobowiązań jeśli przejmą władzę. Zresztą w minimalnym stopniu (o ile w ogóle) dotyczyć one będą kwestii wewnętrznych. Mimo to talibowie nie są tym samym ruchem co przed 2001 r. Ich słabością jest brak niekwestionowanego autorytetu takiego jak nie żyjący od 2013 r. Mułła Omar, czy nawet jego następca, zabity przez USA w 2016 r. Achtar Mansur. Nie można zatem wykluczyć, że w ciągu najbliższych miesięcy nastąpi faktyczny rozpad Afganistanu na kilka lub kilkanaście terytoriów kontrolowanych przez różnych watażków zarówno ze strony talibów jak i rządu. Prawdopodobieństwo takiego scenariusza zwiększa również możliwa ingerencja państw trzecich oraz interesy związane z handlem narkotykami. Talibowie w czasach swoich rządów zakazali tego procederu, ale po przejściu do działań partyzanckich zmienili zdanie. Jeśli przejmą władzę to mogą znów wprowadzić politykę zwalczania opium, co uderzy w interesy wielu związanych z nimi watażków. Warto również dodać, że Afganistan znajduje się w dramatycznej sytuacji humanitarnej. Tegoroczna susza spowodowała, że aż 3 mln Afgańczyków zagrożonych jest głodem, a 12 mln (jedna trzecia populacji) znajduje się w stanie niepewności żywnościowej. To plasuje ten kraj w pierwszej trójce państw zagrożonych żywnościowo. Do tego dochodzi jeszcze pogarszająca się sytuacja związana z Covid-19. W porozumieniu z Dohy mowa jest o pomocy gospodarczej i humanitarnej ze strony USA dla przyszłego Afganistanu i Amerykanie liczą na to, że będzie to ich ostatni instrument nacisku na talibów. Póki co USA w ramach pomocy doraźnej przekazała Afganistanowi 3 mln szczepionek Johnson&Johnson.
Czytaj też: Wojsko Polskie wróciło z Afganistanu
Według Long War Journal talibowie od 1 maja br. podwoili liczbę kontrolowanych przez siebie dystryktów, przy czym niektóre z nich poddały się bez walki. Na ogólną liczbę 398 dystryktów, 160 jest obecnie kontrolowanych przez talibów, 80 przez rząd, a w 158 trwa walka o kontrolę. Lepiej dla strony rządowej wygląda jednak analiza kontroli terytorialnej pod względem populacji. Tereny znajdujące się pod kontrolą rządu zamieszkuje 11 mln osób, tereny zajęte przez talibów – 9,7 mln, a pozostałe – 12,1 mln. Warto również dodać, że talibowie, póki co nie zdołali trwale zająć żadnej ze stolic afgańskich prowincji. Wprawdzie już w 2015 r. wkroczyli do Kunduz, ale szybko zostali stamtąd wyparci, gdy USA dokonało zintensyfikowanych nalotów na ich pozycje. 22 czerwca talibowie zajęli natomiast Balkh i byli bliscy wkroczenia do Mazari Szarif ale ostatecznie zostali odparci. Władze afgańskie informują również, że w ostatnich dniach siły rządowe odbiły 5 dystryktów. Od 29 czerwca toczą się natomiast walki o Ghazni, ważne strategicznie miasto znajdujące się na drodze łączącej Kabul i Kandahar. To tu przez wiele lat stacjonowali polscy żołnierze. Znowu zagrożony jest również Kunduz, gdzie jednak władze Afganistanu dokonały ostatnio wzmocnienia obrony. Z powodu coraz bardziej niekorzystnej sytuacji frontowej prezydent Afganistanu zmienił w połowie czerwca ministrów obrony i spraw wewnętrznych, ale czas pokaże, czy zmiana ta przyniesie jakiś realny efekt.
Wycofanie się USA z Afganistanu stworzy nową sytuację nie tylko w wymiarze wewnętrznym Afganistanu, ale również międzynarodowym. Dotyczy to w szczególności interesów takich państw jak Rosja, Chiny, Pakistan, Iran i Indie, a także ambicji Turcji. Afganistan jest bardzo istotny ze względu na swoje położenie geopolityczne oraz posiadane zasoby naturalne, których wartość ocenia się na 1 bilion usd. Chodzi w szczególności o złoża rudy żelaza oraz miedzi, a także niobu, kobaltu, złota i molibdenu. Dwie chińskie firmy zainwestowały 4 mld usd w kopalnię miedzi Aynak, której wartość złóż ocenia się na 88 mld usd. Z kolei Indie kontrolują kopalnię żelaza w Hajigak, gdzie złoża ocenia się na 1,8 mld ton rudy o wysokiej jakości. Indie są od wielu lat jednym z najbliższych partnerów władz w Kabulu, co związane jest z dążeniem do balansowanie wpływów Pakistanu, który posądzany jest o ciche wspieranie talibów.
W szczególności zaś Indie obawiają się, że Afganistan pod rządami talibów mógłby stać się nie tylko sojusznikiem Pakistanu, ale również wspierać terroryzm w Kaszmirze. Dlatego Indie postanowiły ostatnio zmienić swoją politykę i również rozpocząć negocjacje z talibami. Do pierwszego spotkania doszło już w Dosze. Indie mają nadzieję na wykorzystanie afgańskich nastrojów nacjonalistycznych do zrównoważenia wpływów Pakistanu, zabezpieczenia swoich interesów ekonomicznych w Afganistanie w przypadku przejęcia władzy przez talibów oraz zagwarantowania braku wsparcia ze strony talibów dla antyindyjskich organizacji terrorystycznych, wspieranych przez Pakistan. Jest to jednak ryzykowne, zważywszy na związki łączące talibów z Pakistanem i wcześniejsze doświadczenia.

Zmiana sytuacji stanie się również wyzwaniem dla bezpieczeństwa środkowoazjatyckich byłych republik radzieckich, a także samej Rosji, która przez 20 lat, mimo swej propagandy, była faktycznie beneficjentką natowskiej obecności w Afganistanie. Pamięć o radzieckiej okupacji Afganistanu jest już jednak bardzo słaba i Kreml ma spore pole manewru w tym kraju, również jeśli chodzi o negocjacje z talibami. Niezwykle mało prawdopodobne jest natomiast zaangażowanie militarne, nawet w bardzo ograniczonym zakresie, ze strony Rosji, Chin czy Indii. Pozostaje jeszcze jeden gracz: Iran, dla którego sytuacja w Afganistanie ma fundamentalne znaczenie, zważywszy na miliony emigrantów afgańskich pracujących w Iranie, a także szyickich Hazarów, którzy za poprzednich rządów talibów byli przez nich prześladowani. Wówczas relacje między talibami a Iranem były bardzo złe, ale obecnie Iran prowadzi własne rozmowy z nimi. Dla Teheranu wycofanie się sił USA z Afganistanu będzie przy tym zarówno szansą jak i wyzwaniem. Warto bowiem pamiętać, że z jednej strony przed 2001 r. talibowie stwarzali dla Iranu zagrożenie, ale z drugiej strony USA po interwencjach w Afganistanie i Iraku umieściło tysiące swoich żołnierzy zarówno na zachód jak i na wschód od granic Iranu. Teraz ta sytuacja ulegnie zmianie, zwłaszcza że amerykańska obecność wojskowa w Iraku również słabnie. Otwartą jednak jest kwestia to na ile talibowie są szczerzy w rozmowach z Iranem i pozostaną pragmatyczni gdy wspólnego wroga, tj. USA, już nie będzie. Warto też pamiętać o tym, że Iran dysponuje oddziałami zbrojnymi afgańskich szyitów (Liwa al-Fatemijun) zaprawionych w walkach w Syrii.
Na nowej sytuacji stara się skorzystać także Turcja, która negocjuje z USA przejęcie kontroli nad kabulskim lotniskiem. Ankara chce jednak za to wsparcia finansowego i logistycznego ze strony USA, wyklucza również (przynajmniej póki co) zwiększenie swojego kontyngentu. Turcja ma nadzieję, że dzięki tej inicjatywie pokaże, że jest potrzebna NATO i USA, a co za tym idzie podreperuje swoją reputację. W pewnym sensie jest to możliwe, zważywszy, że już negocjacje w tej sprawie ograniczyły krytykę Turcji ze strony USA. Amerykanie zakładają, że Turcja jako państwo muzułmańskie, które w dodatku utrzymuje bliskie związki z dżihadystami, będzie w stanie łatwiej poradzić sobie z tym zadaniem, zwłaszcza że Turcję łączy też bliska współpraca (w tym militarna) z Pakistanem. Ale talibowie już ostrzegli Turcję, że jeśli jej żołnierze nie wycofają się, to również będą uznani za okupantów ze wszelkimi tego konsekwencjami. Jeśli zatem władze w Kabulu się utrzymają, to ten ruch Ankary może jej się bardzo opłacić, ale jeśli padną, to szansa zmieni się w kolejną wizerunkową klapę Turcji.

WIDEO: Rakietowe strzelania w Ustce. Patriot, HOMAR, HIMARS