Reklama

Polityka obronna

Siewiera: Jeżeli będą stwierdzone błędy ws. rakiety pod Bydgoszczą, to zostanie wyciągnięta odpowiedzialność

Autor. Robert Suchy/InfoSecurity24.pl

Nie ma świętych krów, jeżeli będą stwierdzone błędy, jeżeli będą stwierdzone zaniechania, to będzie wyciągnięta odpowiedzialność - powiedział w środę, w TVN24, szef BBN Jacek Siewiera odnosząc się do sprawy rakiety, która spadła pod Bydgoszczą.

Reklama

Wojna na Ukrainie - raport specjalny Defence24.pl

Reklama

Pod koniec kwietnia MON poinformowało, że w okolicach miejscowości Zamość, ok. 15 km od Bydgoszczy, znaleziono szczątki niezidentyfikowanego obiektu wojskowego. Natknęła się na niego w lesie przypadkowa osoba. Podkreślono, że sytuacja nie zagraża bezpieczeństwu mieszkańców. Prokuratura Okręgowa w Gdańsku wszczęła w tej sprawie śledztwo.

Czytaj też

11 maja szef MON Mariusz Błaszczak oświadczył, że podległe Dowódcy Operacyjnemu Rodzajów Sił Zbrojnych Centrum Operacji Powietrznych-Dowództwo Komponentu Powietrznego otrzymało 16 grudnia ub.r. od strony ukraińskiej informację o zbliżającym się w stronę Polski "obiekcie, który może być rakietą". Błaszczak dodał, że "procedury i mechanizmy reagowania ws. obiektu znalezionego pod Bydgoszczą zadziałały prawidłowo do poziomu Dowódcy Operacyjnego", który nie poinformował go, "ani odpowiednich służb o obiekcie, który pojawił się w polskiej przestrzeni powietrznej".

Reklama

Siewiera podkreślił w TVN24, że sprawa ta "jest absolutnie wyjątkowa i bez wątpienia ma istotny wpływ na bezpieczeństwo państwa". Ale - jak podkreślił - nie jest prosta do wyjaśnienia i wymaga spokoju po to, aby - jak mówił - bezpieczeństwo państwa wskutek pochopnych decyzji nie zostało narażone. "Jeżeli ktoś popełnił błąd, poniesie za niego odpowiedzialność, nie ma taryfy ulgowej w tym względzie" - zapewnił szef BBN.

Dodał, że "pewnie ze względu również na powściągliwość, co do dostępu do niektórych informacji, to informowanie (opinii publicznej) było ograniczone". Podkreślił, że nie może o wszystkim mówić ze względu na informacje klauzulowane.

Siewiera był też pytany, czy wspólne obserwowanie kilka dni temu ćwiczeń ANAKONDA-23 przez prezydenta Andrzeja Dudę i generałów, w tym Dowódcę Operacyjnego RSZ gen. Tomasza Piotrowskiego, był dowodem zaufania do tego wojskowego ze strony głowy państwa i wskazanie, że nie będzie żadnej dymisji.

Czytaj też

"To jest przede wszystkim brak zgody pana prezydenta do tego, by kwestie tak kluczowe dla bezpieczeństwa państwa były rozstrzygane tylko na podstawie debaty publicznej" - powiedział szef BBN.

Dopytywany o ewentualne decyzje personalne, zapewnił, że "nie ma świętych krów". "Jeżeli będą stwierdzone błędy, jeżeli będą stwierdzone zaniechania, to będzie wyciągnięta odpowiedzialność" - podkreślił szef BBN.

Podkreślił też, że "pierwszą, podstawową kwestią jest (to), o czym meldował Dowódca Operacyjny ministrowi (obrony narodowej), o czym wiedział minister". "Bo informacja, zgodnie z oświadczeniem ministra Błaszczaka dotyczy przekazania informacji o obiekcie zmierzającym w stronę Polski mogącym być rakietą w dacie 16 grudnia oraz informacja dotycząca zarejestrowania odbicia radarowego na stacjach radiolokacyjnych na terytorium Polski, które nie jednoznaczne z identyfikacją statku powietrznego czy obiektu będącego rakietą, to jest bardzo istotne rozróżnienie" - zwrócił uwagę szef BBN.

Jak zaznaczył, 16 grudnia stacje radarowe naziemne zarejestrowały "odbicie radarowe", ale - dodał - na podkładzie samolotów, które były w powietrzu "tego sygnału, możemy przyjąć nie było, albo mogło nie być". "Kluczowe jest to, że do strącenia obiektu (jaki spadł pod Bydgoszczą) (...) kluczowe jest nawiązanie kontaktu wzrokowego pilota, przechwycenie. Tego przechwycenia nie było, bo i warunki pogodowe w tamtym czasie były fatalne" - powiedział Siewiera. Dodał, że na ziemi "odbicie (radarowe) w którymś momencie znika".

Czytaj też

Szef BBN podkreślił, że jeśli chodzi o aspekt poszukiwań obiektu, który wleciał w przestrzeń Polski, to pogoda w tamtym czasie, nie była pogodą, która umożliwiała lot śmigłowca poszukiwawczo-ratunkowego. "Widoczność była ograniczona do 200 metrów miejscami" - przekazał. Zaznaczył, że brak jest instrukcji, która jednoznacznie określałaby, kiedy należy przerwać poszukiwanie, kiedy należy je wznowić, w jakich okolicznościach.

Dodał, że nawet masy powietrza z oblodzeniem mogą dawać "odbicie radarowe".

Siewiera był też pytany, czy prezydent zwołując naradę w BBN, na której mają być m.in. szef MON i generałowie Wojska Polskiego, oczekuje, że "panowie podadzą sobie ręce i uznają, że doszli do jakiegoś porozumienia". "To chyba jest oczywiste i jeśli mam być szczery, to jest chyba oczywiste dla uczestników również tej sytuacji" - powiedział Siewiera.

Mówił też o rozwijaniu polskiego systemu obrony przestrzeni powietrznej.

Pytany, czy powinniśmy lepiej obserwować to, co pojawia się w naszej przestrzeni powietrznej, odparł: "Bez wątpienia tak".

Siewiera przekazał też, że przed programem poprosił o "wyciąg z incydentów lotniczych z wykorzystaniem obrazowania radarowego, które miały miejsce nie na Ukrainie, w krajach sąsiadujących, od początku wojny". "Było ich 11, każdy miał inny przebieg (...), każdy z nich wymaga analizy i modyfikacji procedur na poziomie NATO-wskim. Temu było poświęcone spotkanie prezydenta (Dudy) z sekretarzem generalnym NATO Jensem Stoltenbergiem" - poinformował szef BBN.

Dowódca Operacyjny RSZ gen. Tomasz Piotrowski, w reakcji na słowa szefa MON z 11 maja zaapelował dzień później "o rozsądek, o to abyśmy w nadchodzących dniach bardzo ważyli emocje, abyśmy byli rozsądni w tym co robimy, abyśmy bardzo ambitnemu i agresywnemu przeciwnikowi nie dawali pożywki, nie dawali się dzielić na grupy".

BBN podało 12 maja, że informacje, w posiadaniu których jest aktualnie prezydent Duda nie uzasadniają podjęcia decyzji personalnych dotyczących najwyższej kadry dowódczej Wojska Polskiego, a ponadto prezydentowi nie przedstawiono żadnego wniosku w tej sprawie. Następnie MON poinformowało, że prezydent i premier otrzymali raport z kontroli funkcjonowania Systemu Obrony Powietrznej RP. Wnioski – jak podano - wyraźnie wskazują na zaniedbania Dowódcy Operacyjnego RSZ.

Czytaj też

W środę prezydent – przebywający tego dnia z wizytą w Islandii, gdzie odbywa się szczyt Rady Europy – został zapytany przez dziennikarzy, czy zapoznał się z raportem MON, powiedział, że zapoznał się z nim od razu "w szczegółach", przekazał go także do analizy ekspertom w BBN. Prezydent podkreślił, że ma swoje wnioski w tej sprawie, ale "raport jest klauzulowany" i nie można publicznie mówić o jego szczegółach.

Stwierdził, że są problemy w przygotowanych już dawno procedurach. Zaznaczył, że procedury są, "ale nigdy nie były wykorzystywane, bo nigdy nie byliśmy w takiej sytuacji". "Nigdy politycy polscy nie znaleźli się w tej sytuacji. To jest kwestia współdziałania, wspólnej realizacji zadań: z jednej strony cywilnego kierownictwa nad armią, ale z drugiej strony kwestii czysto wojskowych. Pewne elementy funkcjonują dobrze, a pewne elementy funkcjonują gorzej, czy nie zafunkcjonowały" – oświadczył prezydent. "Będziemy to poprawiali, łącznie z procedurami NATO" – dodał.

Źródło:PAP
Reklama
Reklama

Komentarze (2)

  1. ja!

    "Błąd sam się stwierdził" i nikomu nie trzeba go udowadniać. Rakieta przeleciała nad Polską kilkaset kilometrów i nikomu nie dała się zauważyć. Śmiała się podczas lotu do rozpuku. Fajnie że nie miała ładunku bo wtedy już śmiesznie by nie było.

  2. gnagon

    Odpowiedzialni są przez ostatnie trzy dekady decydenci redukujące i skład i możliwości Obrony P.lot. Czy forsujący przestarzałe rozwiązania Patriota