Reklama
  • Wiadomości
  • Komentarz

Polskie F-16 będą strzelać nad Ukrainą? Nie tak prędko [OPINIA]

Trwają dyskusje nad możliwością zestrzeliwania rakiet i dronów, potencjalnie zagrażających terytorium Polski, jeszcze nad terenem Ukrainy. Choć zapisy na ten temat, dotyczące analiz tego rozwiązania zawiera polsko-ukraińska deklaracja współpracy, to z wielu względów nie jest to dobry pomysł.

Polskie F-16, zdjęcie ilustracyjne
Polskie F-16, zdjęcie ilustracyjne
Autor. kpr. Sławomir Kozioł, 18 Dywizja Zmechanizowana
Reklama

Temat zestrzeliwania przez polskie i sojusznicze środki obrony powietrznej środków napadu powietrznego w przestrzeni Ukrainy pojawia się w zasadzie od 2022 roku, czyli od tragedii w Przewodowie. Zwolennicy takiego rozwiązania wskazują, że tylko poprzez zestrzeliwanie rosyjskich rakiet jeszcze nad Ukrainą, w bliskiej odległości od terytorium Polski, będzie się dało uniknąć naruszeń przestrzeni powietrznej Polski. O ile z czysto technicznego punktu widzenia jest to prawdą, to zestrzeliwanie przez polskie i sojusznicze samoloty (lub inne środki obrony powietrznej) z wielu względów nie jest dobrym rozwiązaniem.

Reklama

Na początek warto przytoczyć zapisy polsko-ukraińskiej deklaracji o współpracy w zakresie bezpieczeństwa. „Uczestnicy zgadzają się, że konieczna jest kontynuacja dialogu dwustronnego oraz z innymi partnerami w celu oceny zasadności i wykonalności ewentualnego przechwytywania w przestrzeni powietrznej Ukrainy pocisków rakietowych i bezzałogowych statków powietrznych wystrzelonych w kierunku terytorium Polski, z zachowaniem niezbędnych procedur uzgodnionych przez zaangażowane państwa i organizacje”.

Widać więc wyraźnie, że mowa jest tylko o bezzałogowcach i rakietach (a nie załogowych statkach powietrznych), a cała współpraca musiałaby być realizowana w ramach NATO. Szef BBN Jacek Siewiera w wypowiedzi dla RMF FM powiedział, że chodziłoby tu o działanie par dyżurnych myśliwców, które miałyby pod dowództwem polskiego Dowódcy Operacyjnego strącać zidentyfikowane jako zagrożenie pociski jeszcze na terytorium Ukrainy, ale bez przekraczania granicy Polski. Dodajmy, że biorąc pod uwagę ograniczone zasoby naziemnej obrony powietrznej w Polsce i u sojuszników (także przez donacje dla Ukrainy) wariant z samolotami jest w zasadzie jedynym technicznie możliwym do wykonania, no chyba że chodziłoby o ochronę jakiegoś wybranego odcinka granicy.

Reklama

Nie można przecież rozstawić na granicy wszystkich posiadanych zestawów przeciwlotniczych, bo to spowoduje degradację i sprzętu i co najważniejsze ludzi go obsługujących. Innymi słowy, w takiej sytuacji obrona przeciwlotnicza byłaby może i skuteczna na czas kryzysu, ale nie na czas pełnoskalowej wojny, gdy obowiązuje zupełnie inny reżim maskowania, umocnienia, częstych zmian stanowisk. A do tego – mając zaledwie dwie baterie polskich Patriotów zintegrowanych z systemów IBCS i „małą Narew”, a oprócz nich tylko systemy posowieckie i bardzo krótkiego zasięgu zdecydowanie nie można dopuścić. Taka „liniowa” obrona nie byłaby zresztą przygotowana na zmasowany, saturacyjny atak. Pozostają więc myśliwce.

Zobacz też

Z Waszyngtonu płyną jednak sceptyczne sygnały. Koncepcja polegająca na zestrzeliwaniu w ukraińskiej przestrzeni powietrznej środków napadu ma bowiem wiele wad. Pierwszą jest ryzyko bezpośredniego zaangażowania w konflikt, na przykład w wypadku błędnej identyfikacji środka napadu powietrznego, ostrzelania samolotu załogowego zamiast rakiety manewrującej. Do wypracowania byłyby też procedury współdziałania. Również wykonanie samej sekwencji strzelania (do małych i manewrujących obiektów) byłoby trudne, jeśli zakładamy że linia granicy nie będzie przekraczana.

Reklama
W praktyce taka misja musiałaby się odbyć nie tylko ze zgodą, ale i zaangażowaniem sojuszników
W praktyce taka misja musiałaby się odbyć nie tylko ze zgodą, ale i zaangażowaniem sojuszników
Autor. Master Sgt. Michael Ammons, U.S. Air Force
Reklama

Samoloty bojowe nie mogłyby wykorzystać w pełni swojego atutu, a mianowicie możliwości manewrowania i przyjmowania korzystnej pozycji do strzelania. Albo więc trzeba by korzystać tylko z rakiet średniego zasięgu jak AMRAAM (co z „pewną” identyfikacją celu i uaktualnieniem jego położenia?), albo wystrzeliwać krótkiego zasięgu tuż przed granicą. Rosjanie mogliby w takiej sytuacji specjalnie odpalać drony Shahed wzdłuż granicy, po to by nie były one zestrzeliwane przez Ukraińców (co często odbywa się z użyciem broni lufowej), ale kosztownymi rakietami powietrze-powietrze.

Kolejną kwestią jest współdziałanie z obroną przeciwlotniczą Ukrainy. Musiałoby być realizowane, tak jak i cała misja, z udziałem nie tylko Polski, ale i sojuszników wspierających obronę przestrzeni powietrznej Polski, a więc kluczowych państw NATO, najlepiej ze zgodą wszystkich członków. Choć Kijów godzi się na takie rozwiązanie, to jego praktyczna implementacja niesie ze sobą ryzyko ostrzelania natowskiego statku przechwytującego przez ukraińskie środki OPL. No i Rosjanie – na podstawie posiadanych informacji – mogliby programować swoje pociski tak, by „problemów współdziałania”, było jak najwięcej, a oba systemy (polski-natowski i ukraiński) zużywały rakiety strzelając na granicy zasięgu i bez efektu, za to z ryzykiem ognia własnego.

Reklama

Jak więc można wzmocnić obronę powietrzną Ukrainy? Koniecznych jest kilka kroków, ale główna odpowiedzialność leży po stronie USA. Wskazane byłoby szybsze niż dotychczas i znaczne zwiększenie produkcji pocisków przechwytujących (może skorzystać z regulacji dotyczących mobilizacji gospodarki – Defense Production Act) i to z finansowaniem także ze strony europejskich sojuszników. To jednak i kosztowne i czasochłonne (choć konieczne), ale nie wystarczające. Innym krokiem, stanowiącym duże wsparcie dla Ukrainy, byłoby anulowanie ograniczeń uderzeń pociskami ATACMS na rosyjskie lotniska, co może nie uniemożliwiłoby, ale mocno utrudniłoby Rosjanom ataki załogowym lotnictwem na cele w pobliżu frontu. Do ataków na lotniska można by też wykorzystać środki bojowe powietrze-ziemia, jakimi dysponuje (lub będzie dysponować) ukraińskie lotnictwo, jakie niebawem wzbogaci się o myśliwce F-16.

Zobacz też

Warto też przypomnieć, że zdolność niszczenia środków uderzeniowych (ang. counterforce) jest od dekad integralną częścią doktryny obrony powietrznej NATO, a sposób w jaki obecnie jest udzielana Ukrainie pomoc jest jej zaprzeczeniem. I to jest jeden z wielu powodów, dla których jest ona tylko częściowo skuteczna.

Reklama

Istnieje jeszcze inny sposób na wzmocnienie obrony powietrznej Ukrainy, szczególnie przeciwko pociskom manewrującym i dronom. Jest nim przyspieszenie dostaw myśliwców F-16. To jednak wymaga – znów – decyzji strony amerykańskiej, być może wspartych europejskim finansowaniem. O ile znalezienie dodatkowej eskadry nie powinno być nadmiernie trudne (mogą to być samoloty planowo wycofywane z USAF, nawet jeśli są zużyte) to dużo większym wyzwaniem jest szkolenie pilotów i personelu naziemnego.

Płk. rez. Jeffrey Fischer w artykule dla Kyiv Post przedstawił rozwiązanie, a mianowicie stworzenie odpowiednika „eskadry Lafayette” lub „latających Tygrysów” (albo „eskadry kościuszkowskiej”), czyli jednostki formalnie będącej w siłach zbrojnych Ukrainy, możliwe że złożonej z osób z podwójnym obywatelstwem. Takie rozwiązanie było już sondowane przez stronę ukraińską, ale jak na razie ostro sprzeciwiła się temu amerykańska administracja.

Reklama
Reklama

Podobne rozwiązania stosowano jednak w czasach Zimnej Wojny – piloci radzieccy „służyli” w lotnictwie Egiptu, z kolei operatorami części wietnamskich zestawów przeciwlotniczych byli oficerowie radzieccy (jeden z nich miał zestrzelić późniejszego senatora i kandydata na prezydenta Johna McCaina). A jednak do konfrontacji zbrojnej między USA a ZSRR nie doszło.

Trzeba więc dążyć do wzmocnienia obrony powietrznej Ukrainy i to na sposoby, z których do niedawna rezygnowano. Niezbędne jest zdynamizowanie działań, aby utrudnić Rosjanom adaptację do odpowiedzi NATO. Ale poprzez wzmocnienie sił Ukrainy, a nie angażowanie innych państw. Wady rozwiązania pozwalającego na zaangażowanie sił NATO do ochrony wąskiego pasa terenu Ukrainy i tym samym wzmocnienie obszaru przygranicznego z punktu widzenia Polski raczej na pewno przewyższają zalety.

Reklama
WIDEO: Rakietowe strzelania w Ustce. Patriot, HOMAR, HIMARS
Reklama
Reklama