Reklama

Polityka obronna

Obrona infrastruktury krytycznej przed zagrożeniami od strony morza w Polsce [ANALIZA]

Łodzie półsztywne Jednostki Wojskowej Grom na morzu.
Autor. Jarosław Ciślak/Defence24.pl

Ostatnie wydarzenia, czyli wojna na Ukrainie, jak i wybuchy przy podmorskim gazociągu Nord Stream 2, spowodowały wzrost zainteresowania ochroną i obroną infrastruktury, potocznie nazywanej krytyczną. Dotyczy to również morskiej infrastruktury portowej, offshorowej i podwodnej.

Reklama

Wojna na Ukrainie - raport specjalny Defence24.pl

Reklama

Trudno jednoznacznie określić, które elementy infrastruktury zasługują na miano krytycznej. Ostatnio zaczęto nazywać tak praktycznie każdą instalację energetyczną, telekomunikacyjną, kolejową, lotniskową itd. Podlegają one ochronie w czasie pokoju, ale oczywistym jest, że nie da się ich wszystkich obronić w czasie wojny i ataków dywersyjnych. Najlepszą obroną infrastruktury jest jak najszybsze odparcie sił agresora i niedopuszczenie go do wtargnięcia na nasze terytorium. Pozwoli to na zachowanie jego środków napadu na dotychczasowych odległościach. Równocześnie należy próbować jak najszybciej zniszczyć je na terytorium wroga.

Są to postulaty oczywiste i wynikające z ogólnej strategii prowadzenia wojny. Trzeba przy tym pamiętać, iż jeśli to się nie uda, nasze obiekty narażone są na ataki powietrzne, rakietowe i dywersyjne. Ze względu na dużą liczbę takich obiektów w Polsce, nie mamy wystarczających sił ani środków, aby równocześnie bronić ich wszystkich (obiektowo, punktowo).

Reklama

Z oczywistych uwarunkowań geograficznych wynika, że infrastruktura morska jest narażona na ataki jeszcze bardziej niż ta w głębi lądu. Zagrożenie to ze szczególnym natężeniem może wystąpić jeszcze przed rozpoczęciem wojny i w pierwszej jej fazie. Większość obiektów morskiej infrastruktury krytycznej jest zlokalizowana nad samym morzem lub w pewnej odległości od brzegu, na wodach terytorialnych lub otwartych. Lokalizacje te pozostaną narażone na działania nieprzyjaciela, dopóki jego siły morskie i dywersyjne nie zostaną odrzucone daleko od polskiego wybrzeża.

Należący do Jednostki Wojskowej Formoza pojazd podwodny DPD służący do transportu nurków, w basenie szkolnym MW
Autor. Jarosław Ciślak/Defence24.pl

Ze względu na charakter ataków możemy je podzielić umownie na dynamiczne i statyczne. Statyczne to np. podłożenie ładunków wybuchowych przez płetwonurków, dywersantów lub roboty oraz ich wysadzenie w dowolnym czasie, nawet wiele tygodni po ich podłożeniu. Dynamiczne to wszystkie te, w których zniszczenia mają powstać w czasie przeprowadzania ataku, czyli rakiety, bomby, ostrzał artyleryjski itp. Taki umowny podział potrzebny jest do przeanalizowania, jak należy przygotować się do wykrycia zagrożenia dla infrastruktury morskiej.

Dynamiczne ataki mogą być realizowane przez organizacje terrorystyczne i wrogie państwa w czasie pokoju, kryzysu i wojny. Aby je wykryć, Polska musi posiadać na wybrzeżu sprawny system wykrywania celów powietrznych, nawodnych i podwodnych. O ile aparaty wojskowe nieprzyjaciela są raczej jasno określone, to środki i metody akcji terrorystycznych i dywersyjnych są o wiele mniej znane.

Czytaj też

Z wykryciem ataków okrętów wojennych i lotnictwa musi poradzić sobie ogólnokrajowy system wykrywania i ostrzegania przed napadem, oczywiście będący elementem większego systemu NATO. Jednostki pływające i latające potencjalnego przeciwnika są monitorowane przez wojsko praktycznie przez cały czas. Znacznie gorzej wygląda sytuacja z wykrywaniem na Bałtyku okrętów podwodnych, a w szczególności małych załogowych lub bezzałogowych pojazdów podwodnych. Jeszcze gorzej sprawa ma się z wykryciem zanurzonego nurka z aparatem tlenowym o zamkniętym obiegu.

Wykrywaniem dużych obiektów podwodnych muszą zająć się okręty, samoloty i śmigłowce jeszcze na dalekich podejściach do naszych portów. Trzeba pamiętać, że małe pojazdy podwodne lub nurkowie mają stosunkowo niewielki zasięg działania. Dlatego najlepszą metodą jest dowiezienie ich okrętami podwodnymi w rejon wybrzeża i tam rozpoczęcie samodzielnych działań. Oczywiście można dostarczyć ich bliżej celu na jednostkach nawodnych, ale wtedy są operacja jest łatwiejsza do wykrycia, monitorowania i zwalczenia.

Wspomniane okręty i lotnictwo, służące do wykrywania oraz zwalczania okrętów podwodnych, nie są w stanie ciągle monitorować rozległych akwenów morskich. Każdy z tych środków ma swoje zalety, ale również naturalne ograniczenia techniczne i pogodowe. Niewątpliwie pierwszym postulatem dla Sił Zbrojnych RP jest pozyskanie samolotów patrolowo-rozpoznawczych z możliwością atakowania zanurzonych okrętów podwodnych przy pomocy torped. Mogą one przemieszczać się szybciej od okrętów, stosunkowo długo patrolować wskazany rejon i są zdecydowanie mniej narażone na oddziaływanie wrogich okrętów podwodnych niż własne jednostki nawodne.

Czytaj też

Inaczej muszą być wykrywane wrogie obiekty podwodne w rejonach portów i baz morskich oraz już na ich terenie. Najlepszymi systemami byłyby kompleksowe zabezpieczenia składające się z podwodnych barier (czujników) hydrolokacyjnych, akustycznych, magnetycznych oraz portowych systemów optyczno-noktowizyjnych. Budowa takich systemów jest całkowicie w zasięgu polskiego przemysłu. Wiele lat temu taki eksperymentalno-testowy system Kryl (nie mylić z prototypem armatohaubicy samobieżnej o tej samej nazwie) był zainstalowany w części portu wojennego w Gdyni. Oczywiście trzeba zdawać sobie sprawę z bardzo wysokich kosztów budowy i eksploatacji takich systemów dla zabezpieczenia wszystkich baz morskich (Gdynia i Świnoujście), dużych portów (Gdańsk, Gdynia, Szczecin, Świnoujście, Kołobrzeg), gazoportu w Świnoujściu i naftoportu w Gdańsku.

Systemy te wymagają wyprodukowania wielu wspomnianych czujników, ich połączeniu w sieć, dodaniu urządzeń obrabiających sygnał i wizualizujących go, a także stałej, 24-godzinnej obsłudze. Czujniki w większości zanurzone w wodzie ze względu na to środowisko wymagają stosunkowo częstej konserwacji, a ze względu na możliwe uszkodzenia powstałe w wyniku ludzkiej aktywności na morzu, również wymianie.

Samolot patrolowy M28 Bryza Bis.
Autor. Jarosław Ciślak/Defence24.pl

Instalacja takich systemów jest celowa tylko wtedy, gdy objęte nimi są całe porty, wszystkie wejścia do nich oraz wrażliwe miejsca. Próbna instalacja w Gdyni systemu Kryl dotyczyła tylko wejścia północnego. Wejście główne i południowe nie było nim objęte, co powodowało, że dalsza jego eksploatacja w takiej konfiguracji była niecelowa. Dlatego po zakończeniu badań i prób został on zdemontowany.

W związku z wymienionymi wyżej względami finansowymi i technicznymi oczywiście można wybrać tylko niektóre polskie porty lub instalacje do zainstalowania takiego systemu wykrywania. Szczególnie takich, które nie mają dużej liczby wejść, jak chociażby gazoport w Świnoujściu.

Częścią morskiej infrastruktury krytycznej są również instalacje oddalone od brzegu, jak załogowe platformy wiertnicze czy bezzałogowe farmy wiatrowe. Dla ewentualnego wykrywania podwodnych dywersantów one też mogą posiadać zainstalowane czujniki wykrywania intruzów, np. miejscowe na platformach wiertniczych lub strefowe na granicach farm wiatraków. Czujniki te mogą przekazywać sygnały obsłudze platformy wiertniczej czy na ląd do pomieszczeń obsługi farm.

Po ewentualnym wykryciu obiektu podwodnego blisko interesujących nas instalacji, pojawia się problem jego identyfikacji i ewentualnego zniszczenia. Skuteczność identyfikacji będzie zależała od środków, które wykryją obiekt, oraz ich możliwości technicznych. Sytuacja w tym wypadku jest trochę podobna do identyfikacji min morskich, lecz te przeważnie są nieruchome, zaś dywersanci lub zdalnie sterowane pojazdy podwodne oczywiście mogą się poruszać.

Czytaj też

Wbrew pozorom również zniszczenie takiego obiektu lub nurka w porcie lub w jego główkach nie jest takie proste. Obiekty widoczne, czyli w pozycji częściowo nawodnej, mogą być niszczone przez ochronę bazy czy portu indywidualną bronią strzelecką lub (zdecydowanie skuteczniej) wielkokalibrowymi karabinami maszynowymi z pokładów jednostek pływających lub nabrzeży portowych. Metoda ta jest już mniej skuteczna do obiektów zanurzonych w wodzie. W takim przypadku potrzebne są granaty lub bomby eksplodujące na zadanej głębokości.

Jeszcze w czasach PRL na Politechnice Warszawskiej opracowano 70 mm nasadkowy granat podwodny NGP-76 oraz stosowną wyrzutnię o kryptonimie Kowalik. Na trójnożnej podstawie zainstalowane było obrotowe łoże z trzema karabinkami AK przystosowanymi do odpalania tych granatów nasadkowych. Wyrzutnie te weszły na uzbrojenie naszej Marynarki Wojennej i były w czasie ćwiczeń przeciwdywersyjnych ustawiane na nabrzeżach portowych lub na pokładach małych kutrów transportowo-portowych. To mieszane zastosowanie pozwalało pokryć skutecznym ogniem cały teren basenów portowych. Ze względu na obowiązującą tajemnicę dotyczącą naszych przygotowań do obrony baz morskich nie wiadomo, czy wyrzutnie Kowalik są dalej używane, czy już nie, a także czy zostały zastąpione przez inne, podobne uzbrojenie.

W Gdyni, Gdańsku, a w najbliżej przyszłości również w Dziwnowie, stacjonują jednostki Wojsk Specjalnych, czyli Jednostka Wojskowa Formoza i Zespół Jednostki Wojskowej Grom. Żołnierze szkolą się w taktyce niebieskiej (morskiej) i czarnej (antyterrorystycznej). Ich wyszkolenie i sprzęt predysponuje ich do walki z dywersantami, ale brakuje im szybkich łodzi szturmowo-transportowych. Niestety nadal po wodzie poruszają się półsztywnymi pontonami, o ograniczonej dzielności morskiej, słabym uzbrojeniu i niewielkiej nośności. Należy mieć nadzieję, iż sytuacja ta niedługo się zmieni i otrzymają oni jednostki pływające z prawdziwego zdarzenia.

Czytaj też

Uzbrojenie i wyposażenie Wojsk Specjalnych często pokazywane jest na publicznych prezentacjach. Składa się ono z wielu wariantów lekkiej i ciężkiej broni strzeleckiej oraz granatników. Oczywiście nie wszystkie wzory uzbrojenia są prezentowane, dlatego nie wiadomo, czy w Polsce nadal jest używana broń przystosowana do strzelania pod wodą. Jeszcze w czasach PRL dla Wydziału Działań Specjalnych 3. Flotylli Okrętów w Gdyni, czyli Formozy, zakupiono w ZSRR specjalne 4,5 mm pistolety podwodne SPP-1, służące głównie do samoobrony, oraz 5,66 mm podwodne karabinki automatyczne APS do zwalczania nurków nieprzyjaciela. Wykorzystywały one naboje strzałkowe 4,5 x 40 mm typu R i 5,66 mm x 39 mm typu MPS/MPST. Pistolet SPP-1 ma cztery lufy. Wystrzeliwane z niego strzałki w powietrzu mają prędkość lotu około 250 m/s i zasięg 20 m. Jednakże zasięg ten spada pod wodą i zależy od głębokości, na jakiej pistolet SPP-1 zostanie użyty. Na głębokości 5 m wynosi on 17 m, na głębokości 10 m wynosi 14 m, a na głębokości użycia 20 m spada do 11 m. Karabin automatyczny APS ma magazynek z 26 strzałkami. Na powierzchni można nimi strzelać na odległość do 100 m. W toni morskiej zasięg ten spada. Na głębokości 5 m zasięg wynosi 30 m, na głębokości 20 m wynosi 20 m, a na głębokości 40 m spada do 10 m. Amunicja do tej broni była kupowana przez wojsko jeszcze na przełomie wieków.

Bezzałogowy pojazd podwodny Kongsberg Hugin 1000.
Autor. Jarosław Ciślak/Defence24.pl

Opisane powyżej sytuacje są dynamiczne, czyli na akcję nieprzyjaciela musimy odpowiedzieć natychmiastową reakcją. Jednak ostatnie wybuchy podmorskie przy gazociągach Nord Stream 2 pokazały jakie inne zagrożenia (statyczne) są niezwykle groźne. Polegają one na założeniu np. materiałów wybuchowych na długo przed ich planowaną eksplozją. W czasie pokoju mogą być ustawiane w dyskretny sposób przez grupy terrorystyczne lub dywersyjne maskujące swoją przynależność. Można w tym celu używać różnorodnych cywilnych jednostek pływających, które nie wzbudzają podejrzeń ze względu na swój wygląd i przeznaczenie. Nurkowie mogą wykorzystywać cywilny sprzęt do nurkowania, nawet wypożyczony blisko celu dywersji. Pod wodę mogą spokojnie zejść nie tylko z jednostki pływającej, ale również z ogólnodostępnych, ale mało uczęszczanych plaż czy nawet nabrzeży. Mogą to robić o dowolnej porze dnia, aby nie wzbudzać dodatkowych podejrzeń np. w trakcie nocnego nurkowania.

Celem takich akcji mogą być zarówno ważne obiekty na terenie portów, ale również podwodne gazociągi i kable energetyczne łączące Polskę z innymi państwami. Warto pamiętać o tym, iż kiedy powstaną polskie farmy wiatrowe, to po wytworzeniu na nich energii elektrycznej będzie ona przesyłana na ląd nowymi kablami energetycznymi.

O ile do aktywnego zwalczania zagrożeń dynamicznych przeznaczone jest wojsko, formacje bezpieczeństwa wewnętrznego i służby specjalne, to permanentną ochronę przed próbami dywersji powinni zapewnić inwestorzy i gospodarze obiektów przy wsparciu sił porządkowych, zgodnie z aktualnymi regulacjami prawnymi. Wydaje się, że obiekty portowe powinny być monitorowane stale, a obiekty morskie, jak gazociągi czy kable podmorskie, cyklicznie. Niestety wydaj się, że obecnie tylko Marynarka Wojenna posiada w Polsce środki do wykrywania takich zagrożeń. Organizowane ostatnio przy gazoporcie w Świnoujściu dodatkowe strefy bezpieczeństwa wydają się raczej akcjami propagandowymi niż mającymi realne znaczenie. Bo dlaczego nie można przebywać w odległości 190 m od płotu gazoportu, ale już 210 m od niego można przebywać? Czy ma to istotne znaczenie dla terrorysty wyposażonego z dron z ładunkiem wybuchowym lub uzbrojonego w ręczny granatnik lub moździerz? Jeśli strefa ochronna powinna być większa, to może płot powinien zostać przesunięty? Również na czas przebywania tam gazowców dla osób postronnych wyłączne jest przeciwległy Falochron Centralny.

Pojazd podwodny Gavia.
Autor. Jarosław Ciślak/Defence24.pl

Infrastruktura zlokalizowana w portach i bazach morskim zajmuje stosunkowo niewielkie powierzchnię. Inaczej ma się sytuacja z wielokilometrowymi podmorskimi gazociągami i kablami energetycznymi. Według różnych opinii monitorowanie tych podmorskich instalacji nie jest zadaniem dla Marynarki Wojennej, ale z drugiej strony jeśli nie ona, to kto? Żadne inne służby i organizacje prywatne czy paramilitarne nie mają takiego sprzętu i możliwości.

Do monitoringu i wykrywania podłożonych podwodnych ładunków wybuchowych mogą służyć różnego rodzaju stacje hydrolokacyjne i pojazdy podwodne, oczywiście najbardziej te specjalizowane do działań przeciwminowych. Obecnie dzięki posiadaniu już 3 niszczycieli min projektu 258 Kormoran II i szeregu pojazdów podwodnych będących na ich wyposażeniu Polska dysponuje już takimi zdolnościami. W budowie jest druga trójka takich okrętów, przewidziana dla 12. Wolińskiego Dywizjonu Trałowców w Świnoujściu.

Polskie niszczyciele min mogą kontrolować podwodne gazociągi i kable energetyczne, ale trzeba pamiętać, że są to długotrwałe operacje wymagające aby okręty były w morzu. Tylko najbliższe rejony wokół portu mogą być kontrolowane przez pojazdy podwodne wydane za burtę z okrętu zacumowanego przy nabrzeżu. Ograniczeniem jest długotrwałość misji i zasięg łączności z nim. Pojazdy Hugin 1000MR, którym dysponujemy, mogą działać około 24 godzin w promieniu około 50 km od portu, ale w rejonie tym muszą zostać rozstawione podwodne transpondery. Podobnie jest z pojazdem Gavia, który również przy rozstawionych transponderów mógłby z bazy w Świnoujściu monitorować tamtejszy gazoport. Głębokość robocza obu tych pojazdów jest wystarczająca do kontroli rejonów w dowolnym obszarze całego Bałtyku.

Bałtycki odcinek Baltic Pipe ma około 275 km, więc jego sprawdzenie wymaga wyjścia okrętu z bazy. Pojazdy Hugin i Gavia są zdolne do przeprowadzenia pełnej inspekcji całego rurociągu. Wydany za burtę pojazd dowiązuje się do rurociągu i może podążać za nim. Sprawdzenie całego Baltic Pipe może trwać kilka dni, w zależności od warunków hydrometeorologicznych i widoczności podwodnej.

Niszczyciele min projektu 258 mogą być również skuteczne przy rozpoznaniu dna morskiego i inspekcji kabli podwodnych na morskich farmach wiatrowych. Gdyby w ich obrębie postawiono stałą sieć transponderów podwodnych, wiele czynności można by wykonywać regularnie w pełni autonomicznie przez pojazdy podwodne. Również energetyczne kable przesyłowe, które mają co najmniej 10 cm i leżą na dnie, można kontrolować w trybie automatycznego podążania pojazdu za kablem.

Oprócz autonomicznych pojazdów podwodnych nasza Marynarka Wojenna dysponuje od niedawna również pierwszym z dwóch sonarów Kraken Katfish, o zmiennej głębokości holowania z aperturą syntetyczną. Przy prędkości holowania około 8 węzłów w czasie rzeczywistym przekazuje on zobrazowanie z rozdzielczością około 4 cm.

Antena holowanej stacji hydrolokacyjnej Kraken Katfish 180.
Autor. Jarosław Ciślak/Defence24.pl

Oczywiście terroryści i dywersanci mogą starać się zamaskować i ukryć podłożony ładunek wybuchowy, ale ze względu na jego teoretycznie potrzebną masę i gabaryty zawsze stanowi to jakiś dodatkowy problem. Tym bardziej, że dno morskie systematycznie zmienia swoje ukształtowanie.

Obecnie Marynarka Wojenna nie ma zadania monitoringu cywilnej infrastruktury krytycznej, ale jako jedyna posiada do tego środki techniczne. Polskie cywilne zdolności do prac offshorowych są na razie bardzo niewielkie, a ich zbudowanie zajęłoby wiele czasu i pieniędzy. Tymczasem gdyby zdefiniować nowe zadania dla Marynarki Wojennej, za stosunkowe niewielkie środki dokupić jeszcze drobne elementy potrzebnego wyposażenia, z powodzeniem można byłoby rozpocząć stały nadzór nad ważnymi dla Polski instalacjami podwodnymi. Dodatkowo przydałby się system gromadzenia i przetwarzania danych geoprzestrzennych bezpośrednio w jednostkach prowadzących takie działania.

Natomiast w dziedzinie ochrony infrastruktury portowej ze względu na duże koszty inwestycji monitorujących zagrożenia oraz spory personel potrzebny do jego obsługi należałoby zadecydować, kto jest za to odpowiedzialny. Równie ważną kwestią pozostaje wybór obiektów lub całych portów, które należy monitorować i chronić przed zagrożeniami terrorystycznymi i dywersyjnymi od strony wody.

Wydaje się, że temat jest niezwykle istotny obecnie dla naszego kraju. Powyżej opisane kwestie są tylko próbą ogólnego nakreślenia tematu i nie wyczerpują jego wszystkich aspektów. Do tego wątku na pewno warto wracać, a przede wszystkim obserwować działania polskich władz państwowych, czy w tej dziedzinie nastąpią w najbliższym czasie jakiekolwiek uregulowania prawne i organizacyjne.

Reklama

Komentarze (2)

  1. Sorien

    Ruskie w wojnie 1vs 1 z UA nie potrafią zniszczyć portów UA a te chcą brew logice bawić się w wojsko i wydawać mld zł na obronę wybrzeża - pytam się przed kim ? Ja rozumiem że trzeba bronić się ale od tego są ci co są na tyłach a w Europie jest sporo krajów co ma flory i oni będą nas bronić od strony morza - morza wewnętrznego NATO . O żadnym desancie ani walkach na morzu nie mam mowy bo żaden ruski zlomowy okręt się na nim nie pojawi bo to samobójstwo dla niego . My jako kraj lądowy powinniśmy całą siłę finansową i gospodarczą kierować na ląd oraz powietrze. Likwidacja floty uwolnienie finansów z tamtej strefy na ląd i powietrze marynarzy do okopów. Albo szykujemy się realnie do obrony albo bawimy się w armię

    1. Odyseus

      Widzę że kolega nie słyszał o powiedzeniu " Umiesz liczyć , liczyć na siebie " ;) z Nato jest ten problem że nigdy nie zostało ono zweryfikowane a przy braku w nim zasad automatyzmu tylko jednomyślności po naradzie politycznej to byśmy się mogli zdziwić jak ona wygląda przy realnym zagrożeniu ... kiedyś Nato miało rację bytu , były dwa obozy i wszyscy byli zagrożeni oraz zainteresowani konfliktem a teraz weź wytłumacz dajmy Portugalczykom czy Belgom żeby robili mobilizacje i wysyłali swoich synów i całą armię której zresztą nie mają bronić dajmy Estonii dla Nich na drugim krańcu świata dokładnie pewnie nawet nie wiedzą gdzie jest . Nato jest za duże i dzisiaj ma więcej wspólnego z sojuszem politycznym niż militarnym a z politykami to kązdy wie jak jest .... dlatego my musimy mieć marynarkę wojenną bo do Nas wszystkie surowce trafiają drogą morską

    2. "Pułkownik" Michał

      Ależ bzdury Pan pisze. Krajami lądowymi są przykładowo: Czechy czy Węgry. My mamy 510 km wybrzeża i musimy mieć zdolności by sami go bronić. Stare porzekadło mówi: umiesz liczyć - licz na siebie. Zanim nadejdą sojusznicy może być "po ptakach". Nasz roczny obrót morski jest tak duży, że koszt Mieczników stanowi tylko około 10% wartości tego obrotu. A obrót ten będzie rósł ponieważ na świecie to rozwój portów wpływa na rozwój gospodarki i odpowiada za większą część handlu.

    3. Odyseus

      Dokładnie jest tak jak piszę Pan "Pułkownik" Michał dlatego jest dla mnie nie pojęte wręcz że praktycznie zlikwidowaliśmy Naszą flotę podwodną i nic cały czas się w tym temacie nie dzieję , bez okrętów podwodnych wszystkie Nasze instalacje morskie warte grube miliardy jak gazoporty, naftoporty , platformy , farmy wiatrowe itd. itd. są podane jak na tacy, wystarczy że podkradnie się jeden obcy okręcik podwodny i wszystko idzie z dymem , przed rakietami się można ochronić ale przed okrętami podwodnymi ich nie posiadając już nie , same śmigłowce tu nie wystarczą , tym bardziej że mamy mieć ich aż cztery ....

  2. Ein

    Był Kryl, nie ma Kryla. A powinien być. Takie bariery to rzecz niezbędna. W końcu gospodarka narodowa jest uzależniona od dostaw morskich, to właśnie ten element odpowiada za kilkadziesiąt procent importu/eksportu i zwyczajnie powinniśmy budowę takich instalacji traktować priorytetowo. A że mamy swoje rozwiązania i swoje ośrodki R&D na Wybrzeżu to tym bardziej powinno być to zrobione na cito. Szybkie łodzie szturmowe, antydywersyjne z tak rozbudowanym prywatnym biznesem budowy luksusowych jachtów to też nie powinien być żaden problem. Dobrze, że będzie SeaGuardian niebawem....

Reklama