Reklama

Jak się bronić. Wojsko, państwo, społeczeństwo - debata Instytutu Wolności

Jak budować bezpieczeństwo Polski i regionu? Debata Instytutu Wolności
Jak budować bezpieczeństwo Polski i regionu? Debata Instytutu Wolności
Autor. Jakub Borowski, Defence24.pl

Jaki charakter mają zagrożenia dla Polski i regionu, jak się na nie przygotowywać i przed nimi bronić, jaką rolę mają do odegrania wojsko, ale także państwo i społeczeństwo – dyskutowali uczestnicy debaty zorganizowanej przez Instytut Wolności.

Towarzyszyła ona prezentacji raportu tego think tanku nt. budowania bezpieczeństwa Polski i regionu. Stawiano pytania, czy Europa jest w stanie obronić się sama, jaką rolą ma do odegrania Polska i jaka powinna być nowoczesna armia.

Jednym z punktów debaty były wyniki sondaży, w których gotowość do zbrojnej obrony deklarowała mniejszość respondentów (w jednej z ankiet 10,7 proc.). „Obecne deklaracje bardzo by się zmieniły, gdyby uderzyła pierwsza rakieta, pierwszy żołdak wdarłby się do mieszkania. Wobec bezpośredniego zagrożenia ludzie zachowaliby się inaczej niż odpowiadają w sondażach” – ocenił autor raportu Andrew Michta z Atlantic Council.

Reklama

Rozmawiać ze społeczeństwem

Mówił o błędach popełnianych przez ostatnie dekady w USA i innych państwach w polityce obronnej i bezpieczeństwa. Według niego wojna w Ukrainie „stała się wojną Bidena”, ponieważ prezydent Joe Biden „robiąc wspaniałą rzecz” i mobilizując sojuszników do pomocy Ukrainie nie wyjaśnił tego obywatelom, nie poprosił ich o wsparcie. Według Michty także europejscy politycy popełniają ten błąd przy ogłaszaniu rosnących wydatków obronnych. „Nie widzę przywódców, którzy zwracają się bezpośrednio do społeczeństwa, mówiąc o podstawowych zobowiązaniach obywatelskich dla obrony państwa, jakie są tego koszty” – dodał.

„Przez 30 lat żyliśmy w Stanach w sytuacji, w której pozwolono elitom gospodarczym na wycięcie priorytetów bezpieczeństwa narodowego z polityki ekonomicznej” – mówił Michta, wspominając restrykcje w eksporcie wyrobów technicznych do m.in. bloku wschodniego, jakie w czasie zimnej wojny nakładał międzynarodowy komitet COCOM. „A myśmy wysłali klejnoty technologii amerykańskiej do 1,4 miliardowego komunistycznego państwa” – ubolewał nad zbytnim otwarciem na Chiny, widocznym według niego także w działaniach uniwersytetów.

    Wskazał także na problem izolowania się różnych grup i klas społecznych w USA w zależności od pochodzenia, wykształcenia i zamożności. Jako środek zaradczy podał powrót do narodowej służby – niekoniecznie wojskowej - która pozwoliłaby ludziom z różnych kręgów i klas spotkać się przy wypełnianiu wspólnego obowiązku wobec kraju.

    W debacie przewijał się wątek Ukrainy, reakcji tamtejszych władz na rosnące zagrożenie, sposobu przeprowadzenia mobilizacji i wniosków dla Polski.

    Zdaniem byłego ambasadora w Kijowie Bartosza Cichockiego najechaną w 2022 r. Ukrainę w dużym stopniu uratowało doświadczenie wojenne żołnierzy, którzy służyli w armii ZSRR w Afganistanie, i powstała po 2014 sieć wolontariuszy, gotowych do wsparcia walczących wojsk. „Przerażająco szybko wyginęła ta armia, która stanęła do walki 24 lutego, bardzo obniżył się poziom dowodzenia, weszła korupcja” – powiedział Cichocki. Dodał, że unikanie służby brało się ze świadomości znikomych szans przeżycia na froncie, na który młodzi ludzie trafiliby bez przygotowania, po kilkudniowym szkoleniu.

       „Tę wojnę, w sposób jakkolwiek dla nas korzystny, może zakończyć tylko smuta na Kremlu, tylko jakiś kolejny Prigożyn” – stwierdził ambasador. Zwrócił też uwagę, że Polska w dużej mierze utraciła wiedzę o bieżących wydarzeniach w Rosji i Białorusi, toteż „musimy odzyskać tę wiedzę i zacząć – jak Ukraińcy – działań na polu przeciwnika”.

      Za słabość Polski Cichocki uznał deficyt strategii i jednego ośrodka, który by je wypracowywał, nieobecność długofalowego myślenia wykraczającego poza polityczną kadencję.

      Dyplomata z rezerwą wypowiedział się o unijnych programach wsparcia produkcji zbrojeniowej, jak ogłoszony w kwietniu ReArm Europe. Jego zdaniem „to tak naprawę nowy mechanizm utrzymania produkcji przemysłowej i zatrudnienia w Niemczech, Francji a nie budowania obronności”, który jeszcze powiększy dystans między zakładami w Europie wschodniej i na Zachodzie.

      Reklama

      Dzięki UE pieniądze na NATO

      Według Beaty Górki-Winter z UW mimo luk, które mogą komplikować realizację takich projektów, jak ReArm Europe czy SAFE „widać bardzo wysokie tempo po stronie UE, żeby te pieniądze wyasygnować”. „Unia nie ma zdolności militarnych, więc to, co nabędziemy dzięki tym pieniądzom, posłuży europejskiej części NATO” – powiedziała. Dodała, że pozwoli to „z większą ufnością patrzeć w przyszłość, że będziemy w stanie oprzeć się na naszych zdolnościach w razie gdyby Amerykanie nie chcieli - lub nie mogli” zaangażować się w Europie ze względu zaangażowanie w innej części świata. Według Górki-Winter „sondaże nie napawają optymizmem”, zarazem „wojna to nie kwestia referendum”, a „każdy kraj ma instrumenty” służące mobilizacji.

      Sceptycznie o europejskich programach wyraził się założyciel Instytutu Wolności Igor Janke. „Europa składa się z państw narodowych, które mają swoje budżety, swoje armie” – powiedział, podkreślając, że to do państw należą „decyzje w ramach swoich możliwości, w zależności od nastawienia społeczeństwa, możliwości budżetowych, zagrożenia”. „Mam olbrzymie wątpliwości, czy na poziomie takiej organizacji jak UE jesteśmy w stanie dokonać realnej zmiany” – dodał.

        Aleksander Olech z Defence24 przedstawił swoją ocenę zagrożeń i wyzwań związanych m.in. ze zmianami w najwyższych władzach europejskich państw. „Nie uważam, że nagle dojdzie do wielkiej inwazji, że będziemy się musieli wszyscy bronić. Większym wyzwaniem są dla mnie zagrożenia hybrydowe” – powiedział, podając jako przykłady pożar hali targowej w Warszawie, który według władz był rosyjskim sabotażem, zakłócenia sygnału GPS w skandynawskiej przestrzeni powietrznej i dezinformację, której ponad 240 przypadków stwierdzono we Francji.

        Jak mówił Olech, słabnie pozycja obecnych przywódców w Europie, a następca Emmanuela Macrona nie będzie tak „proeuropejski, prowschodni i proukraiński” jak obecny prezydent Francji.

        Reklama

        Daniel Szeligowski z PISM zauważył, że ciągle nie można mówić o wspólnej percepcji zagrożeń w Europie. Powiedział, że obecnie ekonomiści zgadzaj a się, że wydatki zbrojeniowe to nie tylko obciążenie i należy je uważać także za czynnik napędzający gospodarkę, podczas gdy europejscy przywódcy, którzy dostrzegają ten atut w Zielonym Ładzie, nie upatrują go w produkcji broni.

        Były dyrektor PISM Sławomir Dębski przypomniał, że Sojusz pomaga tym, którzy sami się bronią, i ani NATO, ani UE ani dwustronne układy jak ostatnio zawarty traktat z Francją nie pomogą, jeśli te warunek nie zostanie spełniony. Za błąd Ukraińców w 2014 r. uznał, że nie bronili się przed rosyjską aneksją Krymu, nie uzyskali też więc znaczącego wsparcia innych krajów – inaczej niż w przypadku obrony przed pełnoskalową inwazją w 2022 roku. Według Dębskiego Polacy żywią „strach przed porzuceniem”, stąd nieufność wobec sojuszy; sojusznicy natomiast żywią obawę, że Polska zajmując wyraziste stanowisko wobec rosyjskich poczynań może uwikłać ich w konflikt.

        Armia profesjonalna i liczna

        Tematem rozmowy Michty z byłym zastępcą szefa Sztabu Generalnego WP gen. broni Krzysztofem Królem było, jak budować nowoczesną armię. Według generała „Polska musi jednej strony zbudować bardzo profesjonalną armię, z drugiej musi nas być tylu w mundurach, żebyśmy byli w stanie się obronić, a tak naprawdę odstraszyć agresora”. „Jakiej armii potrzebujemy? Czy powinna być poborowa czy zawodowa? Przede wszystkim powinna być wiarygodna, bo od wiarygodności tej armii zależy, czy będziemy obiektem ataku naszego głównego przeciwnika, zdefiniowanego we wszystkich dokumentach strategicznych - Federacji Rosyjskiej” – powiedział Król. Dodał, że armia musi być profesjonalna ze względu na zaawansowane systemy uzbrojenia, których nie obsłużą żołnierze powołani „na kilka dni, by odświeżyć zdolności”; zarazem musi być zdolna do długotrwałej walki, „ponieważ nikt nie zagwarantuje nam, że będziemy się musieli bronić tylko rzez 30 dni”. Zwrócił uwagę, że  Ukraińcy, którzy bronią się czwarty rok, za swój największy błąd uznają nieprzygotowanie zawczasu rezerw zdolnych do szybkiego włączenia do obrony.

          Jasny komunikat odstraszania

          Według Michty armia przede wszystkim musi być w stanie „zakomunikować przeciwnikowi – Rosji - odstraszanie w sposób jednoznaczny i wiarygodny”. Przyznał, że amerykańskie odstraszanie zawiodło w 2022 r. mimo że USA publikowały dane świadczące, że wiedzą o rosyjskich przygotowaniach do napaści, a także w przypadku ataku Hamasu i Iranu na Izrael. Podkreślił, że odstraszanie opiera się na zdolnościach bojowych i wiarygodności „na wojną nie idą armie, lecz państwa i narody”. Jak mówił, „odstraszanie jest nie tylko kwestią technicznego poziomu armii, lecz całościowego zarządzania państwem, które komunikuje przeciwnikowi, że sobie po prostu połamie zęby”. Zdaniem Michty deficyt wiarygodnego odstraszania wynikł z braku odpowiednich reakcji Zachodu na poczynania Putina w Gruzji w 2008 r., aneksję Krymu w 2014, mordy Syryjczyków w Aleppo i wypieranie przez Rosję Francuzów z Afryki.

            Według Króla „NATO i kraje europejskie wcale nie komunikowały, że ich żywotnym interesem jest bezpieczeństwo Ukrainy”, tymczasem „komunikowanie naszych interesów jest ważne dla odstraszania”. Podkreślił zarazem, że w ostatnich latach Sojusz usprawnił system dowodzenia w Europie, dzięki czemu decyzje zapadają szybciej. Jak dodał, w dniu rosyjskiej inwazji na Ukrainę SACEUR (naczelny dowódca sojuszniczych wojsk w Europie) miał od dyspozycji 140 samolotów, 135 okrętów i 35 tys. żołnierzy w wysokiej gotowości bojowej, a w dniu, gdy w Polsce w Przewodowie spadły szczątki pocisków, „duża ilość samolotów była załadowana na full”, a wojskowi czekali na sygnał, czy zostanie zastosowany art. 5 traktatu o NATO.

            Reklama

            Michta wyraził przekonanie, że wobec rosyjskiego modelu wojny na wyniszczenie Amerykanie zanadto upodobnili swoje wojska lądowe do sił powietrznych, stawiając na – skądinąd wartościową i niezbędną – technologię i precyzję uderzeń na duże odległości, a nie na masowość. „Rosjanie próbują stworzyć warunki walki, które będą ich faworyzować. Jeżeli miałoby dojść do wojny z NATO, chcą podejść blisko, postawić ścianę stali na granicy Sojuszu. Nieważne, czy to stare czy nowe czołgi, jeżeli nie zależy ci na życiu człowieka siedzącego w tym pudle” – powiedział. Dodał, że jeżeli Zachód nie będzie miał magazynów wypełnionych amunicją, dronów, systemów naprowadzania, środków walki radioelektronicznej, rosyjskie czołgi będą się posuwać naprzód. „Musimy się nauczyć wykorzystywać przewagi technologiczne, żeby skompensować część tej prymitywnej masy, która najprawdopodobniej będzie postawiona na granicach państw natowskich” – stwierdził.

              Opowiedział się za realizacją CPK - „inwestycji nie tyle gospodarczej, ile obronnej”, służącej mobilności wojsk na linii północ-południe.

              Wezwał też polskie instytucje, by – podobnie jak fundacje i instytuty z Francji i Niemiec, które są obecne w Waszyngtonie – prezentowała swój punkt widzenia w USA. Temu ma służyć uruchomienie Warsaw Freedom Institute – filii Instytutu Wolności - odpowiedział Igor Janke. Polski think tank rozpoczął w środę wirtualną działalność w Stanach Zjednoczonych konferencją online z udziałem takich gości jak zastępca szefa sztabu SHAPE (naczelnego dowództwa NATO w Europie) gen. dyw. Matthew Van Wagenen, I zastępca szefa SGWP gen. broni Karol Dymanowski, republikański senator John Cornyn, demokratyczny kongresman Tom Suozzi, współzałożyciel firmy ICEYE Rafał Modrzewski, prezes i założyciel inPost Rafał Brzoska, wiceprezes Raytheon Doug Stevenson i były szef BBN Jacek Siewiera.

              Reklama
              WIDEO: Szef Sztabu Generalnego dla Defence24: Musimy móc uderzać na odległość nawet 3000 km
              Reklama

              Komentarze

                Reklama