Wojsko, bezpieczeństwo, geopolityka, wojna na Ukrainie
Oczekiwania Polski przed szczytem NATO w Warszawie
Z punktu widzenia bezpieczeństwa Polski zbliżający się szczyt Sojuszu Północnoatlantyckiego będzie prawdopodobnie najważniejszym wydarzeniem od czasu akcesji naszego kraju do NATO (1999 r.) oraz Unii Europejskiej (2004 r.). Podjęte na nim ustalenia w dużym stopniu zadecydują o przyszłej roli i charakterze NATO, a więc również o bezpieczeństwie Polaków w najbliższych latach - pisze na blogu Defence24.pl Adam Kowalczyk, Dyrektor Pionu Analitycznego NCSS.
W związku z dynamicznie zmieniającą się ostatnio architekturą bezpieczeństwa europejskiego (bezprawna aneksja Krymu, konflikt rosyjsko-ukraiński w Donbasie, militaryzacja i rosnąca asertywność polityki zagranicznej Federacji Rosyjskiej, kryzys Unii Europejskiej, kryzys migracyjny, destabilizacja Bliskiego Wschodu) polskie oczekiwania przed zbliżającym się szczytem dotyczą głównie wzmocnienia realnych zdolności i potencjału obronnego Organizacji Paktu Północnoatlantyckiego. Cieszyć może, że wśród dużej części ważnych państw członkowskich NATO percepcja potencjalnych zagrożeń ze wschodu staje się zbliżona do tej, która konsekwentnie od kilkudziesięciu miesięcy prezentowana jest w Warszawie. Z polskiego punktu widzenia trend ten jest pozytywny, stanowi bowiem zmianę jakościową w porównaniu z postawą państw zachodnich wobec Moskwy np. po wojnie rosyjsko-gruzińskiej z 2008 r.
Co więcej, należy pamiętać, że paradoksalnie każda kolejna eskalacja polityczna czy wojskowa, której dokonuje Kreml, odbiera argumenty zwolennikom powrotu do business as usual w relacjach z Rosją. Z drugiej jednak strony Polska, oprócz postulatu militarnego wzmacniania wschodniej flanki NATO, opowiada się równolegle za prowadzeniem dialogu politycznego z Rosją. Postawa taka wydaje się bardzo racjonalna, zwłaszcza w kontekście potrzeby stopniowej neutralizacji częściowo „rosyjskosceptycznego” wizerunku Polski wśród części państw zachodnich.
Warto również w tym miejscu podkreślić, że polscy decydenci przyjęli koncepcję mówiącą o potrzebie wzmocnienia NATO w wektorze nie tylko wschodnim, lecz również południowym. Opowiadają się oni bowiem – co według nieoficjalnych sygnałów jest bardzo pozytywnie odbierane przez naszych zachodnich sojuszników – za przyjęciem przez Sojusz tzw. koncepcji 360 stopni, która umożliwi adekwatną odpowiedź także na zagrożenia płynące z południa. Egzemplifikacją takiego holistycznego podejścia jest niedawna decyzja Ministerstwa Obrony Narodowej RP o wysłaniu polskiej fregaty rakietowej ORP „Gen. T. Kościuszko” wraz z zespołem myśliwców F-16 do działań patrolowo-rozpoznawczych w ramach NATO na Morze Egejskie. Podjęte przez stronę polską działania polityczno-dyplomatyczne oraz wojskowe w tym obszarze należy ocenić jako krok w dobrym kierunku.
Symptomatyczna i zdecydowanie zgodna z polskim interesem jest również tendencja do stopniowego odchodzenia przez NATO od stosowania tzw. koncepcji reassurance („ponownego zapewniania” sojuszników na wschodniej flance o gotowości NATO do ich obrony w sytuacji potencjalnego ataku) na rzecz koncepcji deterrence, której głównymi celami są zbudowanie na tyle rozwiniętych zdolności oraz użycie takich środków militarnych i politycznych, jakie realnie zniechęcą potencjalnego agresora do podejmowania jakichkolwiek militarnych działań zaczepnych. Zarysowana zmiana wpisuje się w swoisty proces powrotu NATO „do korzeni”, tzn. redefinicji jego roli, jaką jest funkcjonowanie głównie jako organizacja zbiorowej obrony, nie zaś zbiorowego bezpieczeństwa.
Jeśli chodzi o perspektywy wzmocnienia wschodniej flanki NATO podczas warszawskiego szczytu, wydaje się, że w tej chwili realnie możemy liczyć na obecność na niej – w formule permanentnej, choć rotacyjnej – zarówno wojsk amerykańskich (zadeklarowana przez stronę amerykańską obecność brygady pancernej USA), jak i sił sojuszniczych z innych państw Sojuszu Północnoatlantyckiego w sile czterech batalionowych grup bojowych. Pomimo pojawiających się głosów krytycznych należy podkreślić, że z militarnego punktu widzenia nie ma większej różnicy między taką formą obecności a pożądaną docelowo obecnością stałą. Takie zaangażowanie jest bowiem również, o ile nie przede wszystkim, znaczącym sygnałem politycznym, z oczywistych względów wymiernie utrudniającym potencjalnemu przeciwnikowi jakikolwiek atak na państwa, w których takie jednostki stacjonują.
W celu skutecznego odparcia ewentualnej agresji zbrojnej na państwa wschodniej flanki NATO niezbędne jest również stworzenie w nich magazynów z ciężkim sprzętem, amunicją oraz paliwem, tak aby mogły służyć potencjalnym jednostkom sojuszniczym, które będą wspierać kraje regionu. Nie ulega jednak wątpliwości, że priorytetem dla Warszawy pozostaje widoczna i mierzalna obecność jak największej liczby komponentów wojskowych z państw członkowskich Paktu. Podsumowując w jednym zdaniu polskie oczekiwania co do wzmacniania wschodniej flanki Sojuszu – im więcej natowskich boots on the ground, tym lepiej. Tym niemniej musimy pamiętać, że jedynie skuteczny i sprawny rozwój własnych zdolności wojskowych (w tym głównie intensyfikacja prac koncepcyjno-wdrożeniowych w zakresie Planu Modernizacji Technicznej Sił Zbrojnych RP) może stać się podstawą skutecznej obrony Rzeczypospolitej. Sojusz Północnoatlantycki (wektor militarny) oraz Unia Europejska wektor cywilny) mogą stanowić jedynie istotne uzupełnienie w zakresie zapewniania Polsce bezpieczeństwa.
Z polskiego punktu widzenia wskazane jest także rozpoczęcie w najbliższej przyszłości dyskusji o nowej, zaadaptowanej do zmieniających się warunków bezpieczeństwa międzynarodowego strategii NATO, która będzie uwzględniać nowe zagadnienia, uwarunkowania i zagrożenia. Do najważniejszych wyzwań z tym związanych można zaliczyć:
– potrzebę pilnej rekonceptualizacji roli i zdolności potencjału odstraszania NATO (w tym również odstraszania nuklearnego, zwłaszcza wobec rosnącej dysproporcji obiektywnych zdolności i sił na poziomie taktycznym w tym obszarze między Federacją Rosyjską a Sojuszem);
– kwestię skutecznego przeciwdziałania rosyjskiej koncepcji „antydostępowej” (anti-access/area denial concept – w skrócie A2/AD) na europejskim teatrze działań – z wyszczególnieniem obszaru Morza Bałtyckiego;
– postawę NATO względem tzw. flanki północnej, czyli głównie Arktyki, która może stać się w niedługim czasie terenem potencjalnej konfrontacji;
– konieczność redefinicji strategii NATO względem Federacji Rosyjskiej i znalezienia skutecznego modus operandi w relacjach na linii Sojusz Północnoatlantycki – Rosja.
Można przypuszczać, że nie wszystkie wyżej wymienione kwestie znajdą się w agendzie lipcowego szczytu, jednakże wyłaniający się powoli kompromis wydaje się zbieżny z tym, co Polska mogła realnie osiągnąć, zważywszy na obiektywne przeszkody w postaci odmiennego podejścia niektórych państw NATO do zagrożeń płynących ze wschodu. Można więc w prezentowanej materii być umiarkowanym optymistą.
Luck
Mysle, ze brnięcie w antyrosyjską retorykę przy jednoczesnej rozbudowie armii to droga do nikąd, bo nasz potencjał militarny nigdy nie będzie porównywalny do rosyjskiego, a poza tym kraj ten dysponuje oficjalnie największym arsenałem jądrowym na świecie, więc prowadzenie z Rosją tylko konwencjonalnego konfliktu wydaje się mało prawdopodobne. W najgorszym wypadku nasz kraj zostanie spustoszony przez konflikt wojenny, a potem, jak zwykle Polska znowu zostanie sprzedana. Anglosasi mają długą tradycję takiego postępowania z nami Polakami.