Reklama

Geopolityka

„Oblężona twierdza” Naddniestrze

Fot. wikipedia.org
Fot. wikipedia.org

Naddniestrze ma teoretycznie strategiczne znaczenie dla Rosji, faktycznie jednak stanowi dla niej wyłącznie obciążenie. Rosja musi jednak tolerować obecny stan rzeczy, by szachować Mołdawię i podtrzymywać mit swojej wielkomocarstwowości. 

Naddniestrzańska Republika Mołdawska, jak oficjalnie nazywa się to samozwańcze państwo, to pas ziemi o długości około 200 km i szerokości od 40 km do zaledwie 4 km, wciśnięty między Mołdawię i Ukrainę, na wschodnim brzegu Dniestru. Formalnie Naddniestrze stanowi część Mołdawii, de facto jednak jest rosyjskim protektoratem, uzależnionym całkowicie od rosyjskiej pomocy wojskowej i militarnej, nad którym niepodległa Mołdawia nigdy nie miała władzy.

By zrozumieć problem Naddniestrza niezbędne jest przedstawienie jego historii, gdyż determinuje ona zarówno wieloetniczną kompozycję demograficzną tego terytorium, jak również percepcję mieszkańców. Problem jednak polega na tym, iż rosyjska propaganda, bazująca na podtrzymywaniu w Naddniestrzu poczucia „oblężonej twierdzy”, traktuje tę historię dość wybiórczo.

Zgodnie z rosyjską narracją cała historia Naddniestrza rozpoczyna się w roku 1792, gdy po wojnie rosyjsko-tureckiej tereny te zostały „wyzwolone” (pojęcie to jest względne zważywszy na to, że tereny te wcześniej nigdy do Rosji nie należały). Głównym bohaterem Naddniestrza, którego wizerunek widnieje na banknotach naddniestrzańskich rubli, a ogromny pomnik konny wznosi się w centrum Tyraspola (stolicy Naddniestrza) jest Aleksander Suworow, pogromca Turków i – co nie jest bez znaczenia dla historii Naddniestrza – Polaków. Suworow traktowany jest tu nie tylko jako „wyzwoliciel”, ale i założyciel Tyraspola (choć niektórzy twierdzą, iż plan założenia miasta stworzył Potiomkin) i twórca „Noworosji”. Ta koncepcja, lansowana dziś przez prorosyjskich separatystów i Kreml, oparta jest na rzekomej tożsamości budowanej w wyniku rosyjskiej kolonializacji terenów „wyzwolonych” przez Rosjan na przełomie XIX i XX w.

Problem w tym, że tylko południowa część Naddniestrza w ten sposób powstała, podczas gdy północna, należała do 1793 r. do Polski. Jeszcze ciekawsze (i przemilczane przez teoretyków Noworosji) jest to, że w ujezdzie benderskim w k. XIX w. (wg oficjalnych spisów) językiem rumuńskim posługiwało się 45 % mieszkańców, ukraińskim – 11 %, a rosyjskim tylko 9, 5 %. W ujezdzie tyraspolskim te proporcje były następujące: Rumuni (Mołdawianie) – 25 %, Ukraińcy – 33 % i Rosjanie – 17 %. Po I Wojnie Światowej Rumuni zajęli Bendery, znajdujące się na zachodnim brzegu Dniestru, ale nie przekroczyli rzeki i nigdy nie mieli pretensji terytorialnych do tego terytorium. W 1924 r. Sowieci stworzyli tu natomiast Mołdawską Autonomiczną SRR, dążąc do odzyskania kontroli nad Besarabią (tereny między Prutem i Dniestrem anektowane w 1918 r. przez Rumunię). Idea oparta była na promocji „mołdawskości” w opozycji do rumuńskości, tak by wzniecić mołdawskie tendencje separatystyczne i doprowadzić do rewolucji w Besarabii. Dlatego, przed aneksją Besarabii przez ZSRR (ostatecznie w sierpniu 1944 r.) i stworzenia tam Mołdawskiej SRR (do której przyłączono większość terytorium Mołdawskiej ASRR) władze sowieckie promowały tam „mołdawskość” a także rozwijały przemysł. Dzięki temu, jak twierdzą dziś mieszkańcy Naddniestrza, ich wkład w PKB ZSRR stanowił 1 %, a udział w ogóle ludności – tylko 0,5 %. W 1936 r. Mołdawianie stanowili 32 % mieszkańców Mołdawskiej ASRR (Ukraińcy – 45 %, a Rosjanie – niespełna 10 %), jednakże do Mołdawskiej SRR nie przyłączono najbardziej ukraińskich terenów, więc w chwili „zjednoczenia” Mołdawii przez ZSRR, Mołdawianie stanowili większość w Naddniestrzu.

Polityka sowietyzacji i antyrumuńska propaganda, na której zbudowano jeszcze Moldawską ASRR, zrodziła jednak owoce w 1990 r. Władza rumuńska na tych terenach funkcjonowała jako władza okupacyjna w latach 1941-1944 r. i postrzeganie Rumunów w Naddniestrzu na tej epoce się zatrzymało. Rozmawiając z tutejszymi mieszkańcami często ma się wrażenie, że za Prutem (a może już nawet na drugim brzegu Dniestru) czekają oddziały rumuńskich faszystów, a w Bukareszcie rządzi wciąż Kondukator Ion Antonescu. Dlatego, gdy Mołdawia ogłosiła niepodległość, Naddniestrze ogłosiło secesję, chcąc pozostać częścią ZSRR, a gdy ten się rozpadł – ogłoszono tam nieodległość i zaczęła się wojna z Mołdawią. Co interesujące, po stronie Naddniestrza walczyli też mieszkańcy mołdawskich wiosek w Naddniestrzu. Wynikało to z tego, iż to władze w Kiszyniowie postrzegane były jako buntownicy, pragnący w dodatku przyłączenia do Rumunii. I choć dziś Partia Liberalna w Mołdawii, która postuluje to zjednoczenie, ma 10-15 % poparcia, a połowa Mołdawian też popiera bardziej kierunek rosyjski niż europejski, to przeciętny mieszkaniec Naddniestrza jest przekonany, iż Mołdawianie chcą ich siłą rumunizować.

Jednym z głównym tematów spornych była tu od rozpadu ZSRR kwestia języka. Mołdawianie wprowadzili język mołdawski jako jedyny urzędowy, choć utrzymali rosyjski jako tzw. język relacji międzyetnicznych, a także zgodzili się na 3 języki urzędowe w Gagauzji (gagauski, rosyjski i mołdawski), przy czym mołdawski w Mołdawii, po przejściu na alfabet łaciński, to de facto rumuński. Tymczasem ludność Naddniestrza jest w przytłaczającej większości rosyjskojęzyczna i nie chce być zmuszana do uczenia się mołdawskiego, choć język ten (obok rosyjskiego i ukraińskiego) jest jednym z oficjalnych języków Naddniestrza. To kolejny paradoks, bo w Naddniestrzu wierzą, iż rosyjski jest tępiony w Mołdawii. Tymczasem, większość urzędników w Kiszyniowie zna rosyjski choć to nie urzędowy, a większość urzędników w Tyraspolu nie zna mołdawskiego choć to urzędowy.

Mieszkańcy Naddniestrza, jako ludność rosyjskojęzyczna, bazują na wiadomościach z rosyjskich mediów, a te serwują im propagandę, która ma podtrzymać wrażenie „oblężonej twierdzy” (obecnie – z jednej strony przez faszystów Antonescu, a z drugiej przez banderowców). Dlatego z perspektywy wielu mieszkańców Naddniestrza, świat ich otaczający to koszmar: na Ukrainie i w Mołdowie biją za mówienie po rosyjsku, jakakolwiek edukacja po rosyjsku w Mołdawii jest zakazana, planem Kiszyniowa jest przyłączenie ich do Rumunii, a głównym celem UE, do której Mołdawia chce wstąpić, jest narzucenie im małżeństw homoseksualnych.

Odległość między koszmarem a rzeczywistością wynosi 70 km. W Kiszyniowie na ulicach często można usłyszeć język rosyjski. Wbrew temu co mówią w Naddniestrzu, nie wszystkie szkoły w Mołdawii (i to również poza Gagauzją) są prowadzone w języku państwowym, w wielu wykładowym jest język rosyjski, a na Uniwersytecie w Kiszyniowie są też grupy z rosyjskim wykładowym. Mit jednak działa i choć część absolwentów szkół z Naddniestrza studiuje w Kiszyniowie (w Tyraspolu też jest uniwersytet ale są problemy z uznawalnością jego dyplomów) to większość jedzie studiować do Rosji i tam zostaje, co umacnia uzależnienie Naddniestrza od Rosji.

Krzywdzącą dla Naddniestrza byłaby jednak opinia, która by sprowadzała tamtejszą rzeczywistość do sowieckiego skansenu. Przede wszystkim, ostatnie wybory prezydenckie pokazały, iż panuje tam większa wolność niż mogłoby się wydawać. W 2011 r. w wyborach odsunięty został od władzy Igor Smirnow, rządzący Naddniestrzem od jego powstania. Smirnow utracił poparcie Moskwy, która popierała Anatolija Kaminskiego, przewodniczącego parlamentu (otrzymał on tez poparcie miejscowych oligarchów). Nieoczekiwanie wybory wygrał jednak Jewgienij Szewczuk, pod którym zresztą od razu Rosja zaczęła kopać dołki i robi to do dziś. Prawdopodobnie skutecznie i straci on władzę w najbliższych wyborach.

Uzależnienie Naddniestrza od Rosji jest oparte (obok aspektu propagandowo-psychologicznego) na dwóch kwestiach: militarnej i ekonomicznej. Po oddzieleniu się od Mołdawii wybuchła wojna, zakończona interwencja rosyjskiej 14 armii gen. Lebiedia. Choć minęło 20 lat to i ta kwestia jest podgrzewana propagandowo do utrzymywania animozji. Tymczasem wojenny zapał obu stron dawno opadł. Rosyjskie wojska jednak pozostały, przy czym z 1,5 tys. kontyngentu tylko 500 żołnierzy jest tu legalnie jako „siły pokojowe” zgodnie z moskiewskim porozumieniem zawieszającym działania zbrojne, podpisanym w 1992 r. Reszta to Grupa Operacyjna Wojsk Rosyjskich. Póki na Ukrainie rządził Janukowycz to nie było problemu logistycznego ale teraz sytuacja uległa zmianie. Problem nie dotyczy jednak wszystkich „nielegalnych” żołnierzy rosyjskich, gdyż większość z nich to miejscowi z obywatelstwem rosyjskim, a jedynie około 100 oficerów jest przysłanych z Rosji. Ci muszą się przekradać w cywilnym przebraniu przez Kiszyniów, zaszywając w swym bagażu wojskowe dokumenty. Wielu jednak zostało złapanych i odesłanych do Moskwy.

Poza wojskiem rosyjskim, które przede wszystkim kontroluje mosty na Dniestrze, Naddniestrze dysponuje jeszcze około 8 tys. własnych żołnierzy i 20 tys. rezerwistów (Mołdawia ma około 4 tys. żołnierzy), jednak gotowość bojowa obu stron (mołdawskiej i naddniestrzańskiej) jest zerowa. Mołdawia nie ma złudzeń, iż w razie konfliktu z Rosją nie jest w stanie nic zrobić ze swymi siłami, a obrona Naddniestrza opiera się na Rosjanach.

Ale na konflikt się nie zanosi. Przede wszystkim obie strony znajdują się w fatalnej sytuacji ekonomicznej, brak więc potencjału do prowadzenia wojny. Brak również zapału, który był obecny na początku lat 90. XX w. Konfliktem nie jest też zainteresowana Rosja, przynajmniej póki ma perspektywy utrzymywania wpływów w całej Mołdawii. Dla Rosji ostateczny rozwód Mołdawii z Naddniestrzem (oraz Gagauzją) oznaczałby katastrofę, gdyż otworzyło by to drogę Mołdawii do NATO i zjednoczenia z Rumunią (zwłaszcza gdyby było poprzedzone konfliktem). Tymczasem obecnie w Mołdawii aż 360 tys. osób ma obywatelstwo rosyjskie, a około 500-700 tys. pracuje w Rosji i przelewy stamtąd stanowią podstawę bytu znacznej części Mołdawian (i to etnicznych!). Ponadto, mimo całej propagandy, relacje międzyludzkie między obydwoma brzegami Dniestru nie są wcale takie złe. Władze udają wrogość ale Szewczuk w ostatnim miesiącu dwukrotnie spotykał się z premierem Mołdawii Gaburicim, co może zresztą oznaczać próbę szukania przez niego wsparcia Zachodu wobec coraz większych problemów wywoływanych niechęcią jaka darzy go Kreml.

Kreml zmienił bowiem zasady subwencjonowania Naddniestrza, co spowodowało, iż Szewczuk nie może nimi łatać dziury budżetowej, która, z powodu jego rozrzutności (wielu niepotrzebnych projektów budowlanych zlecanych zresztą rosyjskim firmom), rozrosła się do takich rozmiarów, iż obciął on pensje budżetówki o 30 %, a emerytury o 70 %. Ponadto władze Naddniestrza wprowadziły opłaty za gaz dla mieszkańców. Być może nie byłoby nic w tym dziwnego ale Naddniestrze korzysta z gazu pobieranego z rurociągu Gazpromu pompującego gaz z Rosji przez Ukrainę do Mołdawii, który przechodzi przez Tyraspol. Ponieważ ani Mołdawia ani Ukraina nie uznaje Naddniestrza więc Mołdawia musi się rozliczać z ilości gazu pompowanego w jej granice teoretyczne a nie faktyczne. Naddniestrze wprawdzie uznało swój dług za gaz choć nikt nie uznaje się za wierzyciela, ponadto Tyraspol wykluczył spłatę długu w przewidywalnej przyszłości z braku środków. Nie przeszkadza mu to sprzedawać tego gazu nie tylko mieszkańcom (zadowolonym ze mają go taniej niż Mołdawianie) ale i elektrowni zasilającej nie tylko Naddniestrze ale i Mołdawię i Bułgarię. Elektrownia znajdująca się w Naddniestrzu jest oczywiście kontrolowana przez rosyjską państwową spółkę energetyczną.

Kosztom i problemom ponoszonym przez Rosję w Naddniestrzu towarzyszą wątpliwe korzyści dlatego popierała ona propozycje Naddniestrza reunifikacji z Mołdową na warunkach konfederacji lub nawet federacji trzech podmiotów (Gagauzja, Naddniestrze, Mołdawia właściwa). Dla Rosji byłoby to genialne rozwiązanie, gdyż prawo weta podmiotów federalnych wobec integracji europejskiej czy z NATO, zamknęłyby zachodni kierunek władz w Kiszyniowie. Ponadto już teraz opcja prozachodnia zdobyła w wyborach niewielką tylko przewagę nad zwolennikami zacieśnienia związków z Rosją co oznacza, iż z głosami z Naddniestrza zmiana kursu byłaby pewna. I właśnie dlatego Kiszyniów nie pali się do tego pomysłu, nie może jednak też uznać secesji Tyraspola, co byłoby dla obecnego rządu najwygodniejsze.

Wpływ historii na percepcję mieszkańców Naddniestrza jest niestety wciąż większy niż ich interesy ekonomiczne. Tymczasem 68 % eksportu z Naddniestrza trafia na rynek mołdawski lub rynki zachodnie. Eksport na rynki unijne jest większy niż na rynek rosyjski. Ale warunkiem handlu zagranicznego jest rejestracja spółki w Mołdawii i podwójne opłacenie ceł (naddniestrzańskich i mołdawskich), a eksport na wschód musi iść przez Mołdawię, która jest na zachodzie a następnie przez granicę mołdawsko-ukraińską. Wcześniej ten problem rozwiązywały łapówki płacone ukraińskim władzom ale teraz Ukraina zaczęła uszczelniać granice.

Relacje naddniestrzańsko-ukraińskie to kolejny skomplikowany temat, zważywszy na to, że ukraińscy nacjonaliści w 1991 r. walczyli w Naddniestrzu po stronie separatystów. Ale teraz w Naddniestrzu wojnę w Donbasie i rosyjskie wsparcie dla separatystów ludzie widzą przez pryzmat własnego separatyzmu sprzed 25 lat. I choć niedawno realna była też opcja przyłączenia Naddniestrza do Ukrainy, to teraz relacje stały się wrogie. Ukraina boi się ataku ze strony Naddniestrza, gdzie wszak są rosyjskie wojska i zaczęła kopać rowy, a także ograniczyła możliwości wjazdu mieszkańcom Naddniestrza z rosyjskimi paszportami, choć wciąż większości granicy nikt nie pilnuje. Zważywszy na problemy rosyjskie w Naddniestrzu i brak entuzjazmu mieszkańców obwodu odeskiego do wzniecenia rebelii na wzór Donbasu, projekt budowy Noworosji, w której składzie byłoby Naddniestrze załamał się i atak z Naddniestrza jest mało prawdopodobny. Natomiast polityka graniczna nowych władz Ukrainy to przede wszystkim ekonomiczny cios dla Naddniestrza.

Trudno się spodziewać jakiejkolwiek zmiany w statusie Naddniestrza w najbliższej przyszłości. Nie będzie ani zaognienia problemu ani jego rozwiązana. Ale w wielu miejscach Naddniestrza realizowane są unijne programy pomocowe, które mogą powoli zmieniać percepcję mieszkańców. Jeszcze bardziej mogą to robić korzyści Mołdawii z integracji europejskiej (w szczególności wolny handel), których póki co jednak Naddniestrze nie widzi ze względu na słabą politykę informacyjną i korupcję elit po obu stronach Dniestru.

Witold Repetowicz

Reklama
Reklama

Komentarze (7)

  1. Tigr

    Sytaucja Rosji każdego dnia staje się bardziej i bardziej skomplikowana. Ze względu na braki pieniedzy w kasie od "matuszki' odwracaja sie kolejni "sprzymierzency". Łukaszenko coraz bardziej stanowczo i ostentacyjnie wystepuje na przekór życzeniom Kremla (sprawa ogrniczen w handlu produkatami ropopochodnymi, rezygnacja z wizyty w Moskwie 9 maja). Kazachstan prowadzi od dawna rodzaj wojny w handlowe Embargo z Rosją. Dzis media Rosyjskie donoszą o dalszym rozwoju bardzo dziwnych wystapien dotyczczasowego pupilka Putina Ramzana Kadyrowa. W Czeczenii ewidentnie cos zaczyna sie dziac. Kadyrow zszokowal wczoraj swoim wystapieniem przywolujacym do strzelania do przedstwicieli Rosyjskich specslużb, a dzis parlament Czeczenii potepil zachowanie przedstawicieli silowych struktur FR w Czeczenii. Dodam , ze od kilku dni przychodza zle wiesci równiez z Dagestanu, chociaz w tym nie ma nic szczegolnego, bo tam się gotuje juz od dawna.

  2. D

    "... połowa Mołdawian też popiera bardziej kierunek rosyjski niż europejski ... " To problem, powodem którego jest emigracja młodych Mołdawian do Rumunii i innych krajów UE. Wyjeżdżają na studia, do pracy, zostają na stałe. Około 500 tys. Mołdawian posiadają obywatelstwo Rumunii.

  3. realista

    Odnoszę wrażenie, że rosyjska pomoc praktycznie zawsze kończy się ekonomicznym chaosem.

    1. alejo 23.04.2015

      A czym się kończy pomoc amerykańska, przypale. Udajesz przygłupa czy nim jesteś!.

  4. Maciej

    Brawo Witku - skąd Ty taką wiedzę masz?

  5. olo

    Wszędzie tam gdzie macza swoje brudne łapy Rosja jest syf,brud,bieda i KORUPCJA. Pomyślcie jakby tak zamienić w FR Rosjan na Norwegów czy Szwedów to byliby najbogatszym państwem na świecie i to bez dwóch zdań i pewnie już byłoby ich 300-500 milionów a Afryka pchałaby się do nich. Ukraina czy Białoruś,Kazachstan nie chcieliby WNP tylko jednego kraju.

  6. Hellex

    Jak to mawiają rosyjscy żołnierze "wszędzie dobrze, gdzie nas nie ma" :)

  7. vvvv

    Rosja w recesji, nadnoestrze i Krym ciąża jak kula u nogi i wkrótce dojdzie donbas :)