Wojna na Ukrainie
Żołnierze z Donbasu zmuszani do kontraktów z rosyjską armią
Żołnierze z samozwańczych „republik ludowych” na wschodzie Ukrainy są zmuszani do zawierania kontraktów z rosyjską armią, a następnie wysyłani na pierwszą linię frontu, gdzie giną lub zostają ranni - wynika z przechwyconej rozmowy dwojga mieszkańców tzw. Donieckiej Republiki Ludowej. Zapis rozmowy opublikował w czwartek ukraiński wywiad wojskowy (HUR).
"Przyjechali agitatorzy. Jeden człowiek podpisał kontrakt z rosyjską armią od razu. Pozostałych, którzy się nie zgodzili, zmuszono do złożenia broni, a następnie wywieziono w nieznanym kierunku. Wtrącono ich do piwnic. Siedmiu głupców potem podpisało. Przemyśleli i po południu podpisali. Obiecali im zapłatę w wysokości 230 tys. (rubli, około 16-17 tys. zł). Tego samego dnia wysłano tych ludzi na front. Spośród siedmiu żołnierzy jeden zginął, a czterech zostało rannych" - relacjonowała żona w rozmowie z mężem, opowiadając o losach mieszkańców tzw. Donieckiej Republiki Ludowej (DRL), którzy zostali wcześniej przymusowo zmobilizowani.
Czytaj też
Kobieta przywołała również historię znajomej z lat 2015-16. "Gdy mąż Oli Feniks służył wówczas jako żołnierz kontraktowy (w rosyjskiej armii), to oni tam rozstrzeliwali swoich własnych ludzi, jeśli nie zgadzali się podpisać umów. A teraz zaczęły się prześladowania. Sierioża, słuchaj, oni tam (w tzw. Ługańskiej Republiki Ludowej - PAP) uchwalili stosowne prawo. Kobiety, które oburzają się (z powodu takiej sytuacji), mogą zostać skazane nawet na 20 lat więzienia" - poinformowała rozmówczyni.
29 maja była już ukraińska rzeczniczka praw człowieka Ludmyła Denisowa przekazała doniesienia, że tysiące żołnierzy z samozwańczych "republik ludowych" składa broń i odmawia walki przeciwko Ukrainie.
"Na terytorium tzw. republik ludowych mają miejsce masowe bunty mężczyzn, przymusowo wcielanych do rosyjskiego wojska. Ci ludzie nie chcą stać się "mięsem armatnim". Dlatego organizowane są protesty poborowych i ich żon przeciwko lokalnym "władzom"" - napisała Denisowa, powołując się na kontakty wśród donieckich i ługańskich obrońców praw człowieka.
Czytaj też
Od 24 lutego, czyli początku inwazji Rosji na Ukrainę, pojawiają się doniesienia o słabym poziomie wyszkolenia, przestarzałym ekwipunku (dużo starszym niż to, którego używa regularna armia rosyjska) i bardzo niskim morale żołnierzy z "republik ludowych", którzy często są wysyłani na pierwszą linię frontu i masowo giną na polu walki. Ukraińskie władze cywilne i wojskowe przekazywały m.in. informacje, że wiele przymusowo zmobilizowanych osób nigdy wcześniej nie służyło w armii.
"Będzie walka, będą ranni" wymagające ćwiczenia w warszawskiej brygadzie