Wojsko, bezpieczeństwo, geopolityka, wojna na Ukrainie
Jaki system WRE jest amerykańską odpowiedzią na rosyjskie rakiety „Oniks”?
Amerykańskie niszczyciele rakietowe są według zachodnich i rosyjskich mediów wyposażane w nowej generacji systemy Walki Elektronicznej, mających być odpowiedzią na rakiety przeciwokrętowe, wprowadzane w Chinach i w Rosji. Problem polega na tym, że najprawdopodobniej nie wskazuje się w tych informacjach na właściwe urządzenie.
Dziennikarze portali militarnych zwrócili uwagę, że niszczyciele amerykańskie typu Arleigh Burke stacjonujące w Rota w Hiszpanii zostały zmodernizowane, szczególnie jeżeli chodzi o bezpośrednie systemy samoobrony przed atakiem z powietrza. Systemy te mają pomóc przede wszystkim tym okrętom, które działają w bezpośredniej bliskości rakietowych baterii nadbrzeżnych potencjalnego przeciwnika – przede wszystkim na Morzu Czarnym i na Morzu Bałtyckim.
Zwrócono głównie uwagę na dwie zmiany dotyczące zewnętrznego wyposażenia pokładowego. Pierwszą z nich jest rakietowy, autonomiczny system przeciwlotniczy Sea RAM, który został dodany na rufie okrętu, uzupełniając tym samym artyleryjski system przeciwlotniczy bliskiego zasięgu Phalanx CIWS kalibru 20 mm na dziobie. Oba te rozwiązania mają zapewnić fizyczne zwalczanie nadlatującego zagrożenia w bliskiej strefie obrony okrętu.
Druga zmiana dotyczy ostatniej linii ochrony dla niszczycieli typu Arleigh Burke, którą jest z zasady system Walki Elektronicznej (WRE). Został on na amerykańskich okrętach zmodernizowany w ramach specjalnego programu SEWIP. Analitycy portali branżowych zwrócili uwagę na pojawienie się dwóch, zupełnie nowych instalacji na skrzydłach mostka, które przez swój wygląd dziennikarze skojarzyli się z górną częścią robota Wall-E ze sławnej kreskówki wytwórni Pixar i Disney.
Zwrócono na nie uwagę na niszczycielach USS „Donald Cook” i USS „Porter”, które przechodziły przez Cieśniny Tureckie na Morze Czarne, by tam pokazać amerykańskie wsparcie dla krajów znajdujących się na bezpośrednim styku z Federacją Rosyjską. Analizy zdjęć wykazały jednak, że instalacje te pojawiły się na okrętach US Navy już wcześniej, jednak zawsze w tym samym okresie - gdy montowano system obrony bezpośredniej SeaRAM.
Początkowo uważano, że jest to kolejny system optoelektroniczny, służący np. do kierowania uzbrojeniem. Wątpliwości budził jednak niewielki rozmiar cylindrycznych elementów, które bardziej przypominają antenowy system elektroniczny niż układ optyczny. Rozwiązanie tej zagadki było możliwe dzięki pomocy specjalistów z portalów Naval News i The Drive. Udało im się określić, że instalacja „Wall-E” jest elementem systemu Walki Elektronicznej AN/SLQ-62 TEWM-STF (Transportable Electronic Warfare Module-Speed To Fleet), który już w 2019 roku miał być montowany na okrętach VII Floty US Navy, działających w rejonie Pacyfiku.
System ten został jednak zauważony przez internautów na amerykańskich niszczycielach już w 2016 roku. „Odnaleziono” go m.in. na zdjęciach niszczyciela USS „Pinckney” w czasie ćwiczenia RIMPAC 2016 organizowanym co roku na Pacyfiku. Były to prawdopodobnie próby systemu, ponieważ zamontowano go w innym miejscu niż np. na USS „Donald Cook”.
Informacja o identyfikacji nowej instalacji jako system Walki Elektronicznej typu AN/SLQ-62 natychmiast została podchwycona przez media rosyjskie, które z nutką kpiny określiły nowe urządzenie jako „zabójcę rosyjskich Oniksów” (czyli ponaddźwiękowych rakiet przeciwokrętowych typu P-800, odpalanych z okrętów, samolotów i baterii nadbrzeżnych kompleksu „Bastion” o zasięgu około 600 km). Tak prezentowana informacja była na rękę aparatowi propagandowego Kremla, który: po pierwsze podkreślił, że Amerykanie boją się „Oniksów”, a po drugie wskazał, że te działania i tak są bezcelowe, bo rakiety z Rosji „nie mają analogów na świecie”.
Czytaj też: Wysoka dzielność morska Zumwaltów
W rzeczywistości wcale nie ma pewności, że instalacja zauważona na zdjęciach jest właśnie systemem Walki Elektronicznej przeznaczonym do zakłócania rakiet i to z kilku powodów. Przeczy temu przede wszystkim konstrukcja mechaniczna, która w żaden sposób nie przypomina kompleksów antenowych nadajników zakłóceń w paśmie mikrofal, działających z bardzo dużą mocą. System ten jest przede wszystkim zbyt mały rozmiarowo, by zapewnić zakłócanie kierunkowe na dużych odległościach.
Nie ma też układów chłodzenia potrzebnych w tego rodzaju urządzeniach, działających w sposób ciągły i na bardzo dużych mocach. To właśnie dlatego pojawiło się przypuszczenie, że może to być po prostu system zakłócania bezzałogowych aparatów latających. Jednak i w przypadku tego rodzaju rozwiązań, systemy antenowe mają inną konstrukcję, zapewniającą nie tylko odpowiednią kierunkowość, ale również szybkość reakcji przy śledzeniu szybko poruszających się i manewrujących, niewielkich obiektów.
Niezrozumiałe jest także samo umiejscowienie nowej instalacji - biorąc pod uwagę zasady ochrony przed promieniowaniem mikrofalowym. Anteny aktywnych systemów Walki Elektronicznej zalicza się bowiem zawsze do najbardziej niebezpiecznych na okrętach i są one dlatego z zasady umieszczane w taki sposób, by w ich polu nie mogły znaleźć się osoby oraz urządzenia, materiały i amunicja wrażliwe na promieniowanie elektromagnetyczne (zgodnie ze standardami RADHAZ).
Dowodem na to jest m.in. precyzyjnie i nieprzypadkowo wybrane miejsca montażu na niszczycielach rakietowych typu Arleigh Burke, systemu antenowego standardowego urządzenia Walki Elektronicznej amerykańskiej marynarki wojennej typu AN/SLQ-32. Co ciekawe, po przeprowadzeniu modernizacji SEWIP, w tym samym miejscu pojawił się zupełnie nowy kompleks anten ścianowych – i to najprawdopodobniej on właśnie ma za zadanie zakłócać głowice naprowadzające najnowszych, rosyjskich rakiet przeciwokrętowych. Tymczasem wzbudzające takie zainteresowanie Rosjan, nowe instalacje na amerykańskich niszczycielach USS „Porter” i USS „Donald Cook” zostały postawione z obu stron odkrytych skrzydeł mostka, obok lunet obserwacyjnych i reflektorów sygnałowych obsługiwanych przez załogę, a nie zdalnie.
Tą niepewność co do przeznaczenia „nowych” instalacji na amerykańskich niszczycielach pogłębia fakt, że oficjalne informacje na temat systemu AN/SLQ-62 TEWM-STF są bardzo skąpe i często sprzeczne. Przypuszcza się tylko, że prace nad tym rozwiązaniem rozpoczęły się około 2010 roku. Znaleziono dodatkowo informację wskazującą, że jest to rozwiązanie przeznaczone do zakłócania głowic naprowadzających nowych rakiet przeciwokrętowych. Nie jest to jednak żadna nowość, ponieważ każde aktywne urządzenie zakłócające na okrętach ma właśnie przede wszystkim takie przeznaczenie.
Czytaj też: Arleigh Burke kontra Su-24. Wygrywa niszczyciel
Może się więc również okazać, że instalacja umieszczona na amerykańskich niszczycielach nie jest systemem zakłóceń radioelektronicznych, ale po prostu jedną z wersji akustycznego systemu przeciwdziałania zagrożeniom asymetrycznym, które są produkowane pod nazwą LRAD (Long-Range Acoustic Device). Są one bardzo przydatne na okrętach, ponieważ mogą być wykorzystywane: albo do przekazywania ostrzegawczych komunikatów na duże odległości, albo jako broń niezabijająca.
Jakiekolwiek byłoby jednak przeznaczenie nowego systemu, nie należy go lekceważyć. Przed jego opracowaniem i zamontowaniem Amerykanie na pewno bowiem przeprowadzili odpowiednie analizy i badania, które przed seryjną produkcją musiały się zakończyć wynikiem pozytywnym. A to oznacza, że ten system do czegoś służy – i to dobrze.
"Będzie walka, będą ranni" wymagające ćwiczenia w warszawskiej brygadzie