Reklama

Geopolityka

Islamski Emirat Afganistanu: uznać czy nie uznać? [OPINIA]

Fot: newsonline/Flickr/CC BY 2.0
Fot: newsonline/Flickr/CC BY 2.0

Talibom zależy na jak najszerszym uznaniu międzynarodowym oraz nawiązaniu stosunków dyplomatycznych również z państwami, które jeszcze niedawno prowadziły działania zbrojne przeciwko nim tj. w szczególności USA i innymi członkami NATO. Alternatywą jest uznanie przez niektóre kraje Amrullaha Saleha jako legalnego przywódcy Afganistanu. Takie rozwiązanie jest jednak bardzo ryzykowne, gdyż może prowadzić do utraty wpływów w ważnym geopolitycznie miejscu.

Większość państw posiadających swoje przedstawicielstwa dyplomatyczne w Kabulu ewakuowała je po zajęciu afgańskiej stolicy przez talibów. Nie dokonały tego jednak m.in. Chiny oraz Rosja. Co prawda państwa te nie zadeklarowały wciąż oficjalnie, że uznają talibów jako legalną reprezentację Afganistanu, niemniej fakt, iż ich placówki dyplomatyczne pracują pod osłoną talibów, świadczy o tym, że tak najprawdopodobniej będzie. Zarówno Chiny jak i Rosja prowadziły zresztą już wcześniej własne negocjacje z talibami, choć należy podkreślić, że takie kontakty dyplomatyczne utrzymywały też inne państwa np. Indie.

Póki co jednak żadne państwo na świecie, w tym również sponsorujący od dawna talibów Pakistan, nie cofnęło uznania Islamskiej Republice Afganistanu i jej reprezentacjom dyplomatycznym. Kierownictwo afgańskiego MSZ z szefem dyplomacji Mohammadem Hanifem Atmarem prawdopodobnie przebywa wraz z I wiceprezydentem Afganistanu Amrullahem Salehem w Dolinie Pandższiru (lub udało się na emigrację). Saleh ogłosił, że w związku z ucieczką Ghaniego przejmuje władzę prezydencką i pozostaje legalnym przedstawicielem Afganistanu. Wszystko wskazuje na to, że placówki dyplomatyczne Afganistanu uznały tę deklarację i do czasu ewentualnego wypowiedzenia im uznania przez państwa przyjmujące będą reprezentować rząd Saleha szykujący się do stawiania oporu talibom.

To, że dotychczas nikt nie uznał Islamskiego Emiratu Afganistanu wynika jednak tylko z faktu, że sami talibowie nie powołali jeszcze rządu, w tym nie mianowali ministra spraw zagranicznych. Nie ulega jednak wątpliwości, że jest to kwestią czasu, gdyż nie ukrywają oni, że w przeciwieństwie do proklamowanego w 2014 r. „kalifatu”, zamierzają funkcjonować w ramach systemu międzynarodowego. Talibowie podjęli przy tym starania, by uniknąć sytuacji z 1996 r., gdy ich rząd zyskał uznanie tylko 3 państw: Pakistanu, Zjednoczonych Emiratów Arabskich oraz Arabii Saudyjskiej. Z jednej strony służyć temu miała legitymizacja rządu Islamskiego Emiratu Afganistanu jako następcy Islamskiej Republiki Afganistanu. Miało to nastąpić w oparciu o rezygnację i wyjazd dotychczasowego prezydenta Aszrafa Ghaniego, przejęcie władzy przez Radę Koordynacyjną złożoną z Abdullaha Abdullaha, Hamida Karzaja oraz Gulbudina Hekmatjara i przekazanie jej następnie nowemu rządowi złożonemu również z osób z dotychczasowych władz, który przejąłby instytucje rządowe Islamskiej Republiki Afganistanu.

Udało się to tylko częściowo ze względu na deklarację Amrullaha Saleha. Niemniej wcześniejsze negocjacje talibów nie pozostawiają większych wątpliwości, że tym razem zostaną oni uznani przez większą liczbę państw. Jednakże talibowie mają świadomość, że pełne uznanie, połączone z reprezentacją na forum ONZ, zależy od USA, gdyż państwo to dysponuje wetem w Radzie Bezpieczeństwa. Ponadto jeśli talibowie nie przejmą kadr dyplomatycznych, to może to stworzyć dla nich dodatkowy problem, którego najwyraźniej również próbowali uniknąć, dogadując się z niektórymi przedstawicielami afgańskich władz i deklarując, że nie będzie odwetu. Talibowie nie dysponują bowiem własnymi kadrami dyplomatycznymi (przynajmniej w wystarczającym stopniu).

Drugim elementem starań talibów o zdobycie uznania międzynarodowego była ich polityka PR w oparciu o którą usiłowali stworzyć swój nowy wizerunek, przekonując świat, że nie musi się obawiać ich rządów. Wiele ze składanych w tym zakresie deklaracji budzi bardzo głębokie wątpliwości, niemniej nie ulega wątpliwości, że to nie pozycja kobiet w Islamskim Emiracie Afganistanu czy też prowadzone już (wbrew deklaracjom) egzekucje osób współpracujących z USA i NATO będą miały decydujące znaczenie dla uznania rządu talibów i nawiązania z nim stosunków dyplomatycznych. Kluczowym z punktu widzenia USA zobowiązaniem talibów zawartym w podpisanym w 2020 r. porozumieniu było odcięcie się ich od Al Kaidy oraz innych organizacji terrorystycznych i gwarancja, że Afganistan pod ich rządami nie będzie stanowił zagrożenia dla żadnego innego kraju. Talibowie wciąż podtrzymują tę deklarację, choć i ona budzi wątpliwości.

Z całą pewnością jednym z pierwszych państw, które uznają Islamski Emirat Afganistanu będzie Pakistan. Nie jest bowiem tajemnicą, że państwo to wspierało talibów, a nastroje wśród Pakistańczyków również sprzyjają takiemu uznaniu. Innym państwem, które od dawna ma bardzo bliskie relacje z talibami jest Katar, gdzie działa nieoficjalne przedstawicielstwo talibów, toczyły się negocjacje i mieszkała część przywódców tej organizacji. Można się przy tym spodziewać, że zarówno Pakistan jak i Katar utrzymają duży wpływ na przywódców Islamskiego Emiratu Afganistanu.

Dla Chin, które są sąsiadem Afganistanu, a także Rosji, która graniczy z tym państwem poprzez swoją postsowiecką strefę wpływów w Azji Środkowej, zmiany, jakie nastąpiły w Afganistanie stanowią zarówno szansę jak i wyzwanie, a zagrożenie terrorystyczne może być dla nich potencjalnie większe niż dla Europy i USA. Chiny liczą przy tym na to, że dzięki swoim bardzo dobrym relacjom z Pakistanem uda im się uniknąć problemów i zdominować inwestycyjnie Afganistan. Dla Pekinu Afganistan jest ważny z trzech powodów. Po pierwsze Chiny są zainteresowane ogromnymi zasobami naturalnymi tego kraju. Chodzi w szczególności o wciąż nieeksploatowane rudy żelaza, miedzi, a także złoto i różne metale rzadkie. Ich wartość ocenia się na co najmniej 1 bilion dolarów. Po drugie chodzi o szlaki tranzytowe.

Afganistan jako kraj graniczący zarówno z Chinami jak i Iranem wpisuje się w chiński projekt „Pasa i Szlaku” (BRI). Teoretycznie mógłby być alternatywą dla drogi prowadzącej przez Pakistan, ale Chiny mają świadomość, że jakikolwiek konflikt z Pakistanem nie leży w ich interesie. Chiny łączy z Pakistanem szereg interesów gospodarczych związanych nie tylko z BRI, ale również z Chińsko-Pakistańskim Korytarzem Ekonomicznym (CPEC) obejmującym inwestycje o wartości 62 mld. Dlatego i Pekin i Islamabad będą dążyły do rozszerzenia tej kooperacji o Kabul. Można zatem mieć wątpliwości czy w ogóle zostanie stworzony nowy szlak transportowy prowadzący przez znajdującą się na granicy chińsko-afgańskiej przełęcz Wachdżir, do której obecnie dochodzi droga od strony chińskiej, ale nie ze strony afgańskiego korytarza wakchańskiego. Tym bardziej że budowa takiej infrastruktury może zostać wykorzystana przez zagrażających Chinom proujgurskich terrorystów. Alternatywą jest włączenie Afganistanu do istniejącego już systemu połączeń między Chinami i Pakistanem.

Trzecim powodem zainteresowania Chin Afganistanem jest ewentualna aktywność terrorystyczna Islamskiej Partii Wschodniego Turkiestanu (ETIP), skierowana z terytorium Afganistanu na tereny zamieszkanej przez muzułmańskich Ujgurów prowincji Sinciang w Chinach. Wprawdzie jeszcze przed przejęciem władzy w Kabulu przez talibów ich przedstawiciele deklarowali, że wszelkie inwestycje Chin w rządzonym przez nich Afganistanie będą mile widziane, ale Pekin nie ma gwarancji, że talibom uda się zapanować nad takimi swoimi sojusznikami jak właśnie ETIP. Jeśli do tego nie dojdzie, a zależy to w dużej mierze od tempa konsolidacji przez talibów ich kontroli nad krajem, to, zamiast kooperacji może dojść do wciągnięcia Chin w pułapkę interwencji na terytorium Afganistanu. Choć dziś taki scenariusz wydaje się mało prawdopodobny to nie można go wykluczyć w dłuższej perspektywie jeśli wojna domowa będzie trwać. Historia pokazała bowiem, że z jednej strony solidarność muzułmańska znika gdy pojawiają się spore korzyści finansowe, a pakistańska czy (od niedawna) turecka obojętność na los Ujgurów jest tego dowodem, z drugiej strony jednak dżihadyści bardzo łatwo wymykają się spod kontroli.

Reklama
Reklama

Chiny i Pakistan będą przy tym zainteresowane w wyrugowaniu z Afganistanu swojego kluczowego regionalnego rywala tj. Indii, które były jednym z kluczowych zagranicznych inwestorów w Islamskiej Republice Afganistanu. Jednakże w czerwcu 2021 doszło w Dosze również do spotkania delegacji indyjskiej z talibami. Indie przy tym obawiają się nie tylko o swoje inwestycje, ale również o to, że w Afganistanie powstaną bazy islamskich organizacji terrorystycznych z Kaszmiru. Z całą pewnością Pakistan będzie bardzo zainteresowany tym by taka działalność z terytorium Afganistanu była prowadzona. Póki co jednak nie ma podstaw, by sądzić, że talibowie nie będą chcieli nawiązać relacji dyplomatycznych z Indiami i zerwą umowy zawarte przez ten kraj z Islamską Republiką Afganistanu.

Kolejnym istotnym graczem jest Rosja, która również z jednej strony zainteresowana jest zwiększeniem swoich wpływów w Afganistanie, a z drugiej strony obawia się destabilizacji swojego „miękkiego podbrzusza” tj. środkowoazjatyckich republik postsowieckich takich jak w szczególności Tadżykistan i Uzbekistan. Rosja jednak raczej nie ma szans konkurować z Chinami w Afganistanie mimo ze jej percepcja w Afganistanie uległą w czasie obecności USA w tym kraju poprawie. Chiny natomiast są zainteresowane współpracą z Rosją w kwestii Afganistanu, ale Moskwa ma świadomość, że będzie się to odbywać na warunkach Pekinu i może wpłynąć negatywnie na relacje rosyjsko-indyjskie.

Rosja, podobnie jak Chiny, była natomiast beneficjentką amerykańskiej obecności w Afganistanie. Rządy talibów w latach 1996-2001 stanowiły bowiem zagrożenie eksportu dżihadyzmu do Uzbekistanu i Tadżykistanu. Terrorystyczna organizacja dżihadystyczna o nazwie Islamski Ruch Uzbekistanu jest jednym z sojuszników talibów. Nawet jeśli talibowie nad nią zapanują i nie dopuszczą do aktywności terrorystycznej przeciwko Uzbekistanowi, to nie można wykluczyć samoczynnego rozprzestrzeniania się religijnego ekstremizmu. Trzeba przy tym pamiętać, że Tadżykowie i Uzbecy stanowią znaczący odsetek populacji Afganistanu, a miliony osób tych narodowości mieszka w Moskwie i Petersburgu. Również kwestia napływu uchodźców z Afganistanu stanowi dla Rosji zarówno szansę (używanie ich w charakterze broni demograficznej) jak i problem jeśli nad tymi ruchami nie zapanują. Może to bowiem wywołać wzrost zagrożenia terrorystycznego zarówno w republikach środkowoazjatyckich jak i samej Rosji.

Kolejnym wyzwaniem (ale również i szansą) dla Rosji będzie zwiększenie swojej obecności militarnej we wspomnianych republikach środkowoazjatyckich, przy czym warto zwrócić uwagę, ze o ile Tadżykistan jest członkiem Organizacji Układu Bezpieczeństwa Zbiorowego (ODKB), z czym wiąże się obowiązek wzajemnej obrony, to Uzbekistan nim nie jest. Jeśli Uzbekistan będzie zagrożony aktywnością terrorystyczną pochodzącą z Afganistanu, to będzie szukał pomocy albo ze strony USA i NATO, albo Rosji. W tym drugim wypadku prowadzić to będzie do kolejnego (po niedawnym sukcesie Rosji na Kaukazie) kroku w kierunku reunifikacji obszaru postsowieckiego pod jej kontrolą.

Podobne dylematy bezpieczeństwa ma Iran, którego relacje z pierwszym Islamskim Emiratem Afganistanu z lat dziewięćdziesiątych były fatalne. Szyicki Iran jest w pełni świadomy tego, że sunniccy ekstremiści zawsze będą mieli wrogi stosunek do szyitów. Iran wprawdzie od dawna prowadził własne negocjacje z talibami, ale dotychczas łączył go z nimi wspólny wróg: USA i chęć pozbycia się Amerykanów z regionu. Po wkroczeniu do Kabulu talibowie wręcz ostentacyjnie demonstrowali brak jakichkolwiek planów prześladowania szyitów. Ich przedstawiciele wzięli nawet udział w uroczystościach związanych z Aszurą, głównym szyickim świętem. Oznacza to, że talibowie są zainteresowani dobrymi relacjami z Iranem.

Niemniej również i w tym przypadku sytuacja może się wymknąć im spod kontroli, gdyż już pojawiają się informacje o mordach na szyickich Hazarach. Warto przy tym dodać, że Iran również stanowi potencjalne zagrożenie dla Islamskiego Emiratu Afganistanu, gdyż dysponuje oddziałami zbrojnymi szyickich Afgańczyków (walcząca w Syrii Liwa al Fatimijun), które w razie czego mogą zostać przerzucone do Afganistanu. Już w czerwcu pojawiły się zresztą informacje w mediach irańskich o stworzeniu Haszd al-Szia w Afganistanie i krytykujące ugodową postawę władz Iranu wobec talibów jako naiwność. Z drugiej jednak strony Chiny będą żywotnie zainteresowane by relacje Iranu z Islamskim Emiratem Afganistanu były co najmniej poprawne.

USA i inne kraje NATO (z wyjątkiem Turcji, która z pewnością nawiąże stosunki z Islamskim Emiratem Afganistanu, a ewentualne wspieranie przezeń dżihadyzmu nie jest dla Ankary problemem)  oraz pozostałe państwa UE staną w takiej sytuacji przed bardzo poważnym wyborem dotyczącym uznania talibów lub podtrzymania stosunków z rządem Amrullaha Saleha. Wszystko przy tym wskazuje na to, że talibowie chcą nawiązania takich relacji. Z drugiej strony decyzja taka spotka się z krytyką zwłaszcza w USA. Przeciwnicy będą zarzucać administracji Bidena, że jest to oznaka słabości wobec wroga i hipokryzji, ze związku z deklaracjami amerykańskiego prezydenta w sprawie wspierania demokracji i wolności na świecie.

Warto jednak pamiętać, że głównym zobowiązaniem talibów zawartym w porozumieniu z Dohy było to, że nie będą wspierać organizacji terrorystycznych zagrażających USA oraz ich sojusznikom. Nie uznanie talibów i nienawiązanie z nimi stosunków dyplomatycznych spowoduje pozbawienie się wpływu na nich i na realizację tego postanowienia. Sprzyjać to będzie również planom Rosji i Chin umocnienia się w Afganistanie. Warto też pamiętać, że zgodnie z logiką porozumienia z Dohy to pomoc gospodarcza miała być instrumentem oddziaływania USA na sytuację w Afganistanie bez względu na to kto będzie nim rządził i w tym kontekście nic się nie zmieniło. Z drugiej jednak strony po zdobyciu uznania międzynarodowego i przejęciu miejsca Afganistanu w ONZ talibowie mogą zacząć stwarzać większe problemy, zwłaszcza, ze póki co niewiele wskazuje by zerwali swoje relacje z organizacjami terrorystycznymi. Problemem może też stać się polityka talibów w kwestii przemytu narkotyków.

Reklama

Rok dronów, po co Apache, Ukraina i Syria - Defence24Week 104

Komentarze (2)

  1. BUBA

    Gdzies wyczytalem - Czy Polska ma honor, w tym całym szambie - Polska tego szamba nie zrobila tylko obecna administracja USA i to nic z Honorem Polski nie ma wspolnego. Ale pomagac trzeba zwlaszcz gdy ktos w tym szambie sie topi.I tu Polska powina pomoc jak umie najlepiej ale ... ale to trzeba wykorzystac. W postaci przyspieszonych dostaw F35, smiglowce Apache, licencja na produkcje Abramsow + nowa fabryka albo konsorcjum, Tomahavki do nowych OP etc. Piloci do samolotow MON do roboty

  2. Mike Texas USA

    VOA donosi, że grupa Haqqani jest teraz odpowiedzialna za bezpieczeństwo całego Kabulu. Telewizja CNN opuszcza Afganistan. Ambasada USA mówi Amerykanom, aby trzymali się z dala od lotniska w Kabulu z powodu „potencjalnych zagrożeń bezpieczeństwa” Potencjalne groźby Państwa Islamskiego wobec Amerykanów w Afganistanie zmuszają amerykańską armię do opracowania nowych sposobów ewakuacji Amerykanów na lotnisko w Kabulu, powiedział w sobotę wysoki rangą urzędnik USA. Teraz się zacznie!

Reklama