- Komentarz
- Wiadomości
Zdobycie Lisiczańska, wątpliwy „sukces” rosyjskiej armii [Komentarz]
Zdobycie Lisiczańska przez rosyjskie wojska nie miało tak naprawdę żadnego znaczenia w skali całej wojny. Rosjanie kosztem ogromnego wysiłku i dużych strat nie uzyskali bowiem dużych zdobyczy terytorialnych, nie zdołali okrążyć ukraińskich pododdziałów, a dodatkowo po przeprawieniu swoich wojsk przez Doniec stali się całkowicie zależni od łatwych do niszczenia przepraw na tej rzece.

Zdobycie Lisiczańska powinno się skomentować jednym zdaniem: „Ukraińcy czasowo utracili jeszcze jedno miasto, ale ponownie nie dopuścili do otoczenia swoich wojsk". Nie powtórzono więc błędu z 2014 r., kiedy duże straty własnej armii zmusiły Kijów do pójścia na ustępstwa. Teraz Ukraińcy wycofali się w sposób zaplanowany i zorganizowany, cały czas zachowując możliwość kontrolowania utraconego terytorium.
Dodatkowo patrząc na bilans zysków i strat w czasie toczącej się od ponad dwóch miesięcy intensywnej operacji wojskowej wojny w Donbasie widać wyraźnie, że to Rosja jest stroną przegrywającą. Jak się bowiem okazało Rosjanie nie mają żadnego impetu operacyjnego, ich działania są zachowawcze, a taktyka ogranicza się jedynie do terrorystycznego bombardowania przyfrontowych terenów Ukrainy i w ten sposób do powolnego wypychania obrońców coraz dalej i dalej.
Można oczywiście narzekać, że Rosja zajęła już 20% ukraińskiego terytorium. Ale można też wskazywać, że w ciągu ponad czterech miesięcy, uważająca się za drugą na świecie armia, zajęła tylko 20% ukraińskiego terytorium i to jeszcze nie na warunkach, jakie sobie wcześniej na Kremlu zakładano. Wschodnia i południowa część Ukrainy jest bowiem terenem okupowanym, gdzie rosyjskie porządki będzie można zaprowadzić tylko siłą, stosując przy tym eksterminację ludności ukraińskiej. A tego Rosjanom świat przez lata nie zapomni.
Zamiast wiec rozżalać się nad zajęciem Lisiczańska (który zresztą jest oddzielony od zdobytego wcześniej Siewierodoniecka jedynie rzeką Doniec) warto zwrócić uwagę na trzy inne wydarzenia, jakie miały miejsce na Ukrainie w ciągu ostatnich kilku dni: opuszczenie przez Rosjan Wyspy Węży, coraz częstsze niszczenie przez Ukraińców składów amunicji na tyłach wroga (w tym m.in. miejscowościach Zymohirja i Ałczewsk w obwodzie ługańskim oraz w rosyjskim Biełgorodzie) oraz „artyleryjskie" przejęcie kontroli nad drogami dostaw do miejscowości Izium.
W pierwszy przypadku mamy bowiem dobry przykład, jak łatwo można ruskie orki wypierać z zajętego terytorium konsekwentnie atakując ich pozycje oraz przerywając linie dostaw. Oczywiście w przypadku wyspy jest to o tyle łatwe, że dostawy mogą być realizowane jedynie za pomocą okrętów i na tak małym skrawku terenu nie ma po prostu gdzie się ukryć. Jednak dzięki większym dostawom zachodniego uzbrojenia i coraz lepszej oraz bardziej precyzyjnej amunicji, dokładnie ten sam sposób wypierania agresora będzie można wprowadzić również na lądzie.
Drugi przypadek (a właściwie przypadki) jest o tyle ważny, że pokazuje coraz większą presję, jaką wywiera się na rosyjskie wojska niszcząc duże składy amunicji, paliw jak również stanowiska dowodzenia (np. SD 20. Armii Zachodniego Okręgu Wojskowego w mieście Izium). I znowu wszystko to stało się możliwe dzięki zachodnim systemom uzbrojenia, w tym przede wszystkim dzięki wyrzutniom rakietowym HIMARS, zdolnym do precyzyjnego atakowania obiektów oddalonych nawet o ponad 70 km.
Sygnałem tego co się święci może być informacja, że Rosjanie przerzucili do Chersonia siedemnaście wagonów z amunicją i dodatkowe pododdziały. Wiedzą bowiem, że z amerykańskimi wyrzutniami HIMARS rozstawionymi w okolicy Mikołajowa Ukraińcy są w stanie natychmiast przerwać dostawy na zachód od rzeki Dniepr likwidując tylko wykorzystywane tam przeprawy. Wtedy wszystkie rosyjskie oddziały w tamtym rejonie zostaną pozbawione paliwa oraz amunicji, co zmusi je do wycofania się lub poddania.
Trzecim ważnym sygnałem tej wojny w ostatnich dniach jest przejmowanie kontroli nad miejscowością Izium przez Ukraińców: nie przez wysyłania własnych wojsk, ale poprzez artyleryjską blokadę dróg dojazdowych do tego miasta. Może to być pierwszym objawem nowej taktyki, która będzie polegała na konsekwentnym odcinaniu rosyjskich wojsk od dostaw i jednocześnie precyzyjnym atakowaniu ich pozycji dzięki amunicji krążącej, dronom i nowoczesnym systemom artyleryjskim.
Zobacz też
Ważne w tym wszystkim więc jest jedynie to, że jeżeli Ukraina dostanie odpowiednią ilość uzbrojenia i to dalekiego zasięgu, to może przerwać linie komunikacyjne dla Rosjan na terenie okupowanym i zmusić ich do wycofania się, nawet bez walki, tak jak to zrobiono na Wyspie Węży. W przypadku Lisiczańska będzie to o tyle łatwe, że dostawy do tego miasta muszą być dostarczane drogami przez ponad 150 km od granicy z Federacją Rosyjską, a dodatkowo teraz trzeba je przerzucać przez rzekę Doniec.
Ukraińcy już kilkakrotnie pokazali, że takie przeprawy mogą być dla Rosjan bardzo niebezpieczne.
WIDEO: Rakietowe strzelania w Ustce. Patriot, HOMAR, HIMARS