Reklama

Geopolityka

Wyborczy nokaut we Francji. Lepeniści idą po zwycięstwo [WYWIAD]

Jordan Bardella, lider Zjednoczenia Narodowego.
Jordan Bardella, lider Zjednoczenia Narodowego.
Autor. Rassemblement National/X

Wielkie zwycięstwo prawicy we Francji, porażka prezydenta Macrona i rozwiązanie Zgromadzenia Narodowego. Paryż w ostatnich dniach nawiedziło polityczne trzęsienie ziemi.

O konsekwencjach wyborów do Parlamentu Europejskiego oraz o skutkach potencjalnego zwycięstwa Zjednoczenia Narodowego w przyspieszonych wyborach do Parlamentu Francuskiego rozmawiamy z Kacprem Kitą, analitykiem i publicystą „Nowego Ładu” oraz autorem książki „Saga rodu Le Penów”.

Reklama

Wojciech Kozioł, Defence24: Ugrupowanie Marine Le Pen zdobyło w tych wyborach ponad 31% głosów. To dwukrotnie wyższy wynik od tego, który osiągnęło ugrupowanie prezydenta Emmanuela Macrona. Czy określenie „wyborczy nokaut” będzie tu adekwatne?

Kacper Kita, „Nowy Ład”: Tak, jest to jak najbardziej adekwatne określenie, ponieważ jest to największy sukces w całej historii Frontu Narodowego, czy dzisiaj Zjednoczenia Narodowego. Niewątpliwie rzadko zdarza się sytuacja, że partia rządząca od 7 lat dostaje tak słaby wynik w starciu z opozycją. Zwróćmy uwagę, że w poprzednich wyborach do PE Le Pen też wygrała, ale o zaledwie jeden punkt procentowy. Tutaj mamy po prostu deklasację.

To pokazuje poziom rozczarowania Emmanuelem Macronem we francuskim społeczeństwie, jak również sukces Marine Le Pen w dediabolizacji w budowie pozycji w kontekście wyborów prezydenckich, które we Francji są najważniejsze. Odbędą się one za nieco ponad 2,5 roku. Wybory do Parlamentu Europejskiego są trochę tak jak w Stanach midterms. Odbywają się mniej więcej w połowie kadencji prezydenta. W związku z tym stanowią taki sondaż poparcia dla poszczególnych ugrupowań, ale są też oceną rządzących. Ta ocena po trzech czwartych dekady rządów Macrona ewidentnie wypadła negatywnie dla obecnego prezydenta.

Tuż po ogłoszeniu wyników wyborów miało miejsce trzęsienie ziemi w francuskiej polityce. Emmanuel Macron nagle ogłosił rozwiązanie Zgromadzenia Narodowego i rozpisanie przedterminowych wyborów. Czy to jest jeszcze próba ratowania pozycji, czy raczej misja samobójcza?

W tym momencie to jest na pewno duże ryzyko. Wśród nieoficjalnych wypowiedzi polityków, posłów, ministrów Macrona pojawiło się wiele głosów krytycznych. Jeden, który jest mocny, to anonimowy polityk jego partii mówiący, że prezydent zachowuje się jak Neron. Macron jako silny przywódca, zarządzający w dużej mierze jednoosobowo swoim obozem politycznym, podobno ukrywał tę decyzję nawet przed większością bliskich współpracowników do samego końca. Konsultował ją zaledwie z pojedynczymi osobami.

Wydaje się, że Macron gra va banque. W tym momencie widzi, że jeżeli nie zrobiłby nic, jeżeli po prostu pozwoliłby, mówiąc brzydko, „dognić” bieżącej kadencji, gdzie i tak nie ma większości w żadnej z dwóch izb, to skończyłby prezydenturę z niskim poparciem i ze słabą perspektywą na przyszłość dla siebie, dla swojego obozu. Prawdopodobnie po prostu podarowałby Marine Le Pen klucze do Pałacu Elizejskiego za 2,5 roku. Oczywiście po drodze mnóstwo rzeczy może się wydarzyć, więc nie jest to jeszcze przesądzone, ale to byłby ten bazowy scenariusz przy obecnych tendencjach.

Reklama

Macron chce zaskoczyć rywali. Ogłosił przedterminowe wybory w pierwszym możliwym terminie. Konstytucja pozwala mu na 20 do 40 dni. Zrobił to od razu. Zaledwie 3 tygodnie po wyborach, które miały miejsce wczoraj (tj. 9 czerwca 2024 roku – przyp. red.), będziemy mieli pierwszą turę wyborów do Zgromadzenia Narodowego. Tydzień później odbędzie się druga tura.

Bierzmy też pod uwagę, że wybory do Zgromadzenia Narodowego to jest zupełnie inna ordynacja niż do PE. We Francji mamy 577 jednomandatowych okręgów wyborczych, więc teraz wszystkie partie muszą na gwałt znaleźć 577 kandydatów. Co więcej, ze względu na specyfikę ordynacji muszą też dogadać się, jeśli chodzi o koalicję, gdzie i kogo poprzeć, oraz jakie sojusze zawrzeć, żeby się liczyć.

Żeby realnie liczyć się przy takiej ordynacji, zazwyczaj trzeba zawierać koalicje. Macron też będzie chciał wykorzystać słabość lewicy, ponieważ boi się, że może zostać przeskoczony. Przecież mniej niż jeden punkt procentowy za nim byli socjaliści, którzy powoli odbudowali się na kontrze i na zwyczajnym zużyciu obecnego rządu. W tej sytuacji Macron liczy na to, że wymusi na partiach pomiędzy Zjednoczeniem Narodowym, czyli tak zwaną skrajną prawicą, a Mélenchonem i jego Francją Niepokorną, tak zwaną skrajną lewicą, by się wokół niego zjednoczyły lub przepadły w tych wyborach. Macron będzie ustawiał się jako ten rozsądny centrysta, liberał, demokrata.  Dla tych mniejszych ugrupowań pomiędzy te wybory nagłe będą dużym ryzykiem. Zwłaszcza dla centrolewicy.

Czytaj też

Zwróćmy też uwagę, że Macron nie jest w łatwej sytuacji, ponieważ przez wcześniejsze 20 lat zawsze było tak, że prezydent i większość w Zgromadzeniu Narodowym były z tej samej opcji. Wybory prezydenckie i parlamentarne były po kolei. Natomiast w ostatnich wyborach, 2 lata temu, Macron uzyskał prezydenturę. Mimo to jego poparcie było na tyle niskie, że nie uzyskał większości w parlamencie.

Zjednoczenie Narodowe Marine Le Pen uzyskało absolutnie rekordową liczbę 89 mandatów (poprzednio miała 8) pomimo JOW-ów ze zwycięzcami wyłanianymi w dwóch turach. Z drugiej strony, bardzo wyraziście lewicowa Francja Niepokorna również uzyskała świetny wynik 66 mandatów. W tej sytuacji Macron znalazł się trochę między młotem a kowadłem. Nie chcieli z nim utworzyć rządu również Republikanie, czyli centroprawica, ponieważ wiedzą, że Macron chciałby ich po prostu połknąć, a nie traktować po partnersku jako koalicjanta. W tej sytuacji Macron tak naprawdę od 2 lat nie jest w stanie prawnie przepychać kolejnych ustaw bez uciekania się do radykalnych środków takich jak artykuł 49.3, przez który narzucił reformę emerytalną. Także w ten sposób Francja przez 2 lata przyjmowała budżet. Rząd może po prostu uznać ustawę za przyjętą, o ile parlament nie przegłosuje wotum nieufności. Republikanie nie chcieli przegłosować wotum nieufności również po to, żeby nie skracać własnego żywota w parlamencie. Teraz Macron rzuca wszystkich w niewiadomą.

Reklama

Jednocześnie wyciąga rękę do wszystkich poza „ekstremistami” z prawa i z lewa. Liczy też na to, że Zjednoczenie Narodowe nie wypadnie aż tak pozytywnie. Zakłada, że uda się wziąć ich z zaskoczenia, gdy nie są przygotowani politycznie, finansowo, kadrowo i tak dalej. Pewnym jest, że rozkręci teraz kampanię negatywną w stylu: „zobaczcie, jaki szokująco wysoki jest wynik Marine Le Pen”. Tutaj znajdą się wszystkie najostrzejsze hasła. Podniesione zostaną wszystkie kontrowersje związane z ojcem Le Pen, Holocaust, kolaboracja, Vichy, Putin.

Macron tuż po ogłoszeniu skrócenia kadencji odwołał się do rocznicy lądowania aliantów w Normandii, czyli właśnie do walki z nazizmem i z kolaboracją. Będzie to próba rozbudzenia lęków społecznych, lęków przed tym, że Le Pen może dojść do władzy, i liczenie na to, że Macronowi uda się w ten sposób zjednoczyć wokół siebie wszystkich, od centroprawicy do centrolewicy. Stara się to robić tak naprawdę od chwili, gdy wystartował na prezydenta po raz pierwszy, w 2016 r. Słyszymy potępienie „kolaboracji” z Le Pen czy potrzebie budowy „ruchu oporu” – jest mnóstwo nawiązań do wojny.

Macron będzie próbował maksymalnie nastraszyć społeczeństwo perspektywą, że Le Pen dojdzie do władzy. Albo uda mu się doprowadzić do tego, że w nowym parlamencie Le Pen nie odniesie aż takiego sukcesu, jaki mogłaby odnieść, a Macron będzie mógł mówić, że udało mu się obronić demokrację, Republikę i tak dalej. Albo jeżeli Le Pen rzeczywiście odniesie aż taki sukces i uzyska wynik w okolicach większości, to nie wykluczam również, że Macron, w ostateczności oczywiście, rozważy włączenie Zjednoczenia Narodowego do rządu w ramach koabitacji. W takim scenariuszu powierzy im funkcję premiera na jakiś czas i spróbuje „ubrudzić ich władzą”, mówiąc kolokwialnie. Nie będą posiadali pełni władzy, będą mierzyć się z konkretnymi problemami, a jednocześnie nie będą mogli już tak ładnie gardłować z opozycji.

To jest manewr, który w 1986 r. zastosował prezydent Mitterand, gdy szefa opozycji Chiraca uczynił premierem. Po dwóch latach koabitacji odzyskał trochę wigoru, ubrudził Chiraca i wygrał w kolejnej kadencji. W przypadku Macrona takiego wariantu nie można wykluczyć. Może dążyć do porozumienia z lewicą, by spróbować stworzyć jakąś alternatywną większość przeciwko Le Pen, choć tego też z pewnością wolałby uniknąć.

Załóżmy, że jakimś sposobem Marine Le Pen wygra wybory. W tle cały czas mamy narrację, o której Pan wspomniał – straszenie sojuszem z Putinem, zniszczeniem UE, zakończeniem wspierania dla Ukrainy etc. Odnoszę wrażenie, że podobnego zabiegu starano się użyć w przypadku Włoch i Giorgii Meloni. Tam wszystko okazało się czarnym PR-em. Abstrahując w tym wypadku od kwestii unijnych, jak taka zmiana w Paryżu wpłynęłaby na relacje z Ukrainą i stosunek Francji do wojny?

Tak, to jest rzeczywiście bardzo ciekawe i ważne zagadnienie. Oczywiście przekonalibyśmy się o tym dopiero, gdyby Le Pen realnie partycypowała we władzy. Natomiast przez lata, aż do pełnowymiarowej inwazji rosyjskiej na Ukrainę, opowiadała się za współpracą z Rosją, zresztą podobnie jak duża część francuskiej klasy politycznej. Ukrainę zaś traktowała jako strefę buforową czy wręcz strefę wpływów rosyjskich, akceptując jednocześnie status quo z kwestią Krymu włącznie, którego inkorporację uznała za legalną. Pamiętajmy, że Le Pen nigdy się z tego nie wycofała. Jej słowa prawdopodobnie były związane z uzyskaniem w tym samym czasie pożyczki z Rosji.

Rosyjska agresja rozpoczęła się tuż przed wyborami prezydenckimi we Francji i ona Macronowi pomogła. I tak by wygrał, ale pozwoliło mu to zwiększyć przewagę. Le Pen na pewno zobaczyła, że to powiązanie z Putinem zrobiło się dla niej obciążające. Przez lata wzywanie do dobrych relacji z Rosją było elementem jej programu, a francuska klasa polityczna generalnie ciążyła ku Rosji. Jest takie słynne francuskie wyrażenie, że ma się „rękę wyciągniętą do Rosji”. Kolejni prezydenci, z Macronem włącznie, długo deklarowali, że ją mają. Macron zaczął prezydenturę od zaproszenia Putina do Wersalu. Le Pen w tym przekonaniu szła konsekwentnie przez lata. Natomiast najpierw w 2021 r. zaczęła się od tego dystansować, gdyż chciała zawiązać relacje z Polską rządzoną wtedy przez PiS, a później, wraz z pełnoskalową inwazją, zaczęła stopniowo się z tego wycofywać, widząc, że jest to dla niej obciążeniem.

Czytaj też

Też myślę, że wnioski wyciągnęła z casusu Meloni, o której Pan wspomniał. Po 24 lutego 2022 r. Meloni całkowicie zmieniła front, idąc bardzo daleko we wsparciu dla Ukrainy. Le Pen dość długo kluczyła w tej sprawie, zmieniając i rozwadniając stanowisko. Natomiast wydaje się, że w ostatnich kilku miesiącach że doszła do wniosku, iż powinna zwrócić się w kierunku proukraińskim.

W ostatnim czasie deklarowała, że popiera wysyłanie broni na Ukrainę. Jakkolwiek zawsze stara się robić to w sposób nieostry. Natomiast co do podstawowej diagnozy, czyli tego, że potrzebna jest współpraca państw europejskich w sprawie obronności i że Rosja złamała prawo międzynarodowe, to coś, w czym Macron i Le Pen się zgadzają. Podobnie jak w kwestii, że Federacja Rosyjska swoim działaniem przywróciła niebezpieczeństwo wojny w Europie oraz co do potrzeby większego zbrojenia się przez państwa europejskie.

Zdecydowanie różnią się w kwestii, czy to wymaga przekazywania kompetencji na poziom europejski. Le Pen atakuje Macrona za to, że on wciąż za mało inwestuje w zbrojenia, chociaż realnie zwiększył wydatki na obronność w stosunku do tego, co zastał.

Le Pen potrafiła również go krytykować, trochę pod publikę, że nie przejął majątków rosyjskich oligarchów i to z nich powinna być opłacana pomoc dla Ukrainy, a nie z kieszeni francuskiego podatnika. Starała się też zapewne tym zdjąć z siebie skojarzenia proputinowskie i prorosyjskie. Jednak zawsze zostawia sobie pole manewru. Na przykład nie chciała zadeklarować jasno, że kontynuowałaby w pełni jako prezydent 10-letnią umowę podpisaną przez Macrona na dostawy broni dla Ukrainy, która została zawarta podczas wizyty prezydenta Zełenskiego w Paryżu.

Czytaj też

Lepeniści, co jest z naszego punktu widzenia istotne, zaakceptowali obecność militarną na flance wschodniej. Bardella (lider Zjednoczenia Narodowego – przyp. red.) mówił, że dobrze, iż Francja jest obecna wojskowo w Estonii i Rumunii. Mówił nawet o Mołdawii. Le Pen podkreśla, że szanuje zobowiązania sojusznicze w ramach NATO, ale zaznacza, że Ukraina nie jest w Sojuszu. W sprawie Ukrainy cały czas mówią o tym, że oprócz pomocy ostatecznie potrzebne będzie rozwiązanie dyplomatyczne. Absolutnie sprzeciwiają się wysłaniu wojska francuskiego na Ukrainę. Tu krytykują prezydenta Macrona. Jednocześnie też wytykają mu to, że izoluje Francję od sojuszników swoimi deklaracjami i ryzykuje bezpośrednie wciągnięcie kraju w konflikt. To jednocześnie pozwala krytycznie odnosić się do takiej formy wsparcia dla Ukrainy oraz daje Le Pen możliwość powiedzenia, że to Macron pomaga Putinowi. Zarazem w partii są bez wątpienia politycy jasno prorosyjscy, jak europoseł Thierry Mariani, były minister u Sarkozy’ego, ale oni są aktualnie trzymani na dalszym planie.

Retoryka Le Pen w sprawie Rosji przesunęła się w kierunku bardziej krytycznym wobec działań Moskwy, ale na pewno zostawia ona sobie pole manewru. A jeśli chodzi o zbrojenia, to jak najbardziej Le Pen popiera rozbudowę francuskiego przemysłu i europejskie inwestycje w tym segmencie. Natomiast na pewno jest przeciwna członkostwu Ukrainy w Unii Europejskiej, argumentując to przede wszystkim interesem francuskich rolników. Tu jest bardzo jednoznaczna i pod tym względem to jest potencjalne pole do starcia z Ukrainą.

Dziękuję za rozmowę.

Reklama
Reklama

Komentarze (6)

  1. sprawiedliwy

    Marcon ma popracie koroparacji i bankow. Maja analizy. Ordynacja we Francji jest taka ze Le Pen nie wygra. Tak jak w Tajwanie - wygral prezdent ktorego popiera 32% glosujacych a 65% jest za dogadaniem sie z CHinami. We Francji bedzie podobnie. Pozatym WYBORc cha ograniczyc Zielny lad, i Uchoccow - ale Marcon tak namiesa ze przestraszy ptze te 3 tydnie ludzi i znow bedzie to samo

    1. Popolupo

      NO opatrz to podobnie jak w Polsce gdzie wiekszosc spoleczenstwa nie glosuje bo nie ma na kogo. Reszta glosujacych rozbita. Czyli przy frekwencji 40 procentowej majac 30 procent poparcia oznacza 13 procent poparcia calego spoleczenstwa.To ja dziekuje za taka demokracje

  2. RAF

    Zwyciestwo Le Pen oslabi Niemcy w Unii, a dla nas to kwestia kluczowa. Poza tym spowolni Zielony Lad i inne lewicowe przemiany w UE. Slabe Niemcy to tez mniejsze wplywy Rosji w Europie. To wlasnie Niemcy uzaleznily Europe od rosyjskiego gazu.

    1. MiP

      Przecież ona oficjalnie popiera i podziwia Putina,swoją drogą Pieskow bo wyborach do PE powiedział że Kreml cieszy się z tego że europejska prawica rośnie w siłę

    2. DanielZakupowy

      MiP Tak, tak, a Trump miał wpierać Putina, a był najbardziej antyrosyjskim prezydentem od czasów Regana :) Jak Merkel wspierała Rosję to była taka metafora, a jak ktoś puści oko do rosyjskiego elektoratu to jest agentem xD

  3. wojghan

    Czyli, jak rozumiem, nowy szef mafii Rane de Rothschild woli się dogadać z Leppenami niż z Makaronem, który był ulubieńcem jego poprzednika barona Jacoba de Rothschild.

    1. DanielZakupowy

      I dlatego sam Macron mu w tym pomaga? Co by nie mówić i jakby slabo go cenić to zrobił jedyną sensowną rzeczy jaką mógł zamiast wybrać ryzyko biernego czekania.

  4. sprawiedliwy

    Co do Ukriny w UE - jak mozna logiczne obalic to ze to wykonczy naszych rolnikow? Ale bez emocji i progandy czysta logika? Albo to ze wted findusze pojda tam a nie do PL. . Jak obalic to ze nasze ofiary 200 tys koet dalej nie pogrzebanych,i ze jest umowa Niemiecko Uktainska i glosowac beda w UE tak jak Niemcy. Nie da sie tego oalic -stad zamiast Rozsadku - proaganda. Hura i do przodu. Bezmyslnie

  5. sprawiedliwy

    Lewica uwaa ze demokracja polega na tym ze ludzie glosuja na tych co oni chca. A jak na kogos innego to juz "uuu zagrznie ...to nie mozna" Niezla demokracja:

  6. Jan z Krakowa

    Panowie Redaktorzy, to jest bardzo kompleksowa i obiektywna analiza, na bardzo wysokim poziomie. Także prognoza tego co się będzie działo podczas kampanii wyborczej we Francji. W komentarzu można chyba tylko dodać, że chyba bardzo będą mącić tam ludziom w głowach. Myślę przede wszystkim o tym Rotfroncie 2024, który bedzie udawał centroprawicę.