Reklama
  • Analiza
  • Wiadomości

W cieniu Gazy: jak Turcja odzyskuje swoje imperium wpływów

Jeśli szukać zwycięzców wojny pomiędzy Hamasem a Izraelem w Strefie Gazy, to z pewnością jedną z nich jest Turcja. Po raz kolejny - wcześniej było to w Syrii - Ankara umacnia swoje regionalne wpływy.

Autor. President.az/ wikipedia.com/ CC BY 4.0

Choć dziś Strefa Gazy kojarzy się głównie z niedawnym konfliktem, Hamasem i Palestyńczykami, dla Turcji to miejsce ma również inne znaczenie. W 1917 roku Gaza była bowiem ważną osmańską twierdzą. Siły tureckie odniosły zwycięstwa w dwóch pierwszych bitwach, lecz w trzecim starciu przewagę zdobyły połączone siły aliantów, głównie Brytyjczyków i Francuzów, zmuszając Turków do odwrotu, także z Jerozolimy. Wydarzenia te oznaczały kres trwającej 402 lata (od 1516 r.) tureckiej obecności w Palestynie i zarazem początek końca imperium osmańskiego, które istniało od końca XIII wieku do 1922 roku.

Dziś Turcja powraca na te ziemie, choć oczywiście w zupełnie innej formie niż niegdyś. Działania te wpisują się w koncepcję odbudowy wpływów na Bliskim Wschodzie pod rządami Recepa Tayyipa Erdoğana, często określaną mianem „neoosmanizmu”. W myśl tej wizji Ankara powinna odzyskać pozycję silnego, wpływowego mocarstwa w regionie, który przez stulecia pozostawał pod jej kontrolą.

Turcja stara się dziś pełnić rolę mediatora i lidera w sprawach Bliskiego Wschodu, angażując się w konflikty w Syrii, Libii czy Gazie oraz budując sieć sojuszy niezależnych od Zachodu. W kwestii palestyńskiej jej stanowisko jest jednoznaczne. Ankara w sferze retorycznej konsekwentnie wspiera Palestyńczyków, sprzeciwia się aneksji Zachodniego Brzegu przez Izrael oraz jakimkolwiek zmianom w Jerozolimie, zwłaszcza w obrębie meczetu Al-Aksa.

Turecki atut

Ankara odegrała istotną rolę w przekonaniu Hamasu do przyjęcia planu pokojowego prezydenta Donalda Trumpa, co samo w sobie stanowiło coś więcej niż symboliczne potwierdzenie jej regionalnych wpływów. Erdoğan umiejętnie wykorzystuje przy tym religijną narrację i symbolikę osmańską do budowania wizerunku Turcji jako „obrońcy muzułmanów”. Dla wielu osób w regionie, z nostalgią wspominających „stare dobre czasy”, taka retoryka jest atrakcyjna.

Reklama

Nie powinno dziwić, że Ankara potrafiła skutecznie oddziaływać na Hamas, ponieważ od dawna utrzymuje z nim bliskie relacje. Od lat budzi to niezadowolenie zarówno Stanów Zjednoczonych, jak i Izraela. W sierpniu 2020 roku Biały Dom pod rządami prezydenta Trumpa ostro skrytykował Turcję za goszczenie przywódców Hamasu. Organizacja ta posiada zresztą swoje biuro w Stambule. Amerykański Departament Stanu stwierdził wówczas, że „kontynuowanie przez prezydenta Erdoğana kontaktów z tą organizacją terrorystyczną jedynie pogłębia izolację Turcji na arenie międzynarodowej”.

W październiku 2023 roku, po ataku Hamasu na Izrael, władze Turcji zażądały, by przywódcy organizacji opuścili kraj. Co znamienne, w dniu ataków, to jest 7 października 2023 roku, polityczny lider Hamasu, Ismail Hanije, ponoć przebywał wówczas w Stambule. Sam Hanije wielokrotnie spotykał się z Erdoğanem, co potwierdzają dostępne publicznie zdjęcia. Później Hanije został zabity przez Izrael podczas wizyty w Teheranie.

To, co kiedyś obciążało Turcję teraz stało się jej atutem. Stany Zjednoczone z zadowoleniem przyjęły apel Ankary o zawieszenie broni i bezpośrednie rozmowy z Hamasem, który przekonano do ustępstw. Tym razem relacje między Turcją a Hamasem okazały się korzystne dla obu stron: Amerykanie zyskali szansę na postęp w realizacji planu Trumpa, a Turcy na zademonstrowanie swojej roli w procesie pokojowym. To niepokojący rozwój wydarzeń dla Izraela oraz części państw arabskich, ponieważ umacnia pozycję Turcji, która wcześniej nie uczestniczyła w prowadzonych przez ostatnie dwa lata negocjacjach pokojowych.

Erdogan na fali

Pierwszym wyraźnym sukcesem Erdoğana w regionie pozostaje rozwój wydarzeń w Syrii, które przynajmniej na razie układają się zgodnie z jego ambicjami. Wraz z niespodziewanym upadkiem reżimu Baszszara al-Asada Turcja umocniła swoją pozycję w tym kraju, co wzmocniło również jej prestiż i zdolność oddziaływania w regionie. Z perspektywy bezpieczeństwa Ankara konsekwentnie dąży do ograniczenia wpływów kurdyjskich ugrupowań, co od początku było jednym z kluczowych celów tureckiej polityki wobec Syrii.

Teraz prezydent Donald Trump publicznie podziękował Erdoğanowi, określając go mianem „jednego z najpotężniejszych ludzi na świecie (…). To godny zaufania sojusznik, zawsze gotowy do pomocy, gdy go potrzebuję.” Była to znacząca zmiana tonu, ponieważ w poprzednich latach relacje turecko-amerykańskie pozostawały napięte z powodu narastających różnic strategicznych i politycznych, także w odniesieniu do Syrii.

Już w 2013 roku spór wywołała decyzja Ankary o wyborze chińskiego systemu obrony powietrznej HQ-9, co spotkało się z ostrą krytyką Stanów Zjednoczonych i NATO ze względu na ryzyko naruszenia bezpieczeństwa danych Sojuszu. Kryzys pogłębiła wojna w Syrii. Amerykańskie wsparcie dla kurdyjskich oddziałów YPG, uznawanych przez Turcję za powiązane z PKK, doprowadziło do poważnych napięć. Kolejnym punktem zwrotnym był nieudany pucz z 2016 roku, po którym Ankara oskarżyła Stany Zjednoczone o wspieranie spisku i odmowę ekstradycji Fethullaha Gülena. Zakup rosyjskich systemów S-400 w 2017 roku skutkował nałożeniem sankcji, wykluczeniem Turcji z programu F-35 i dalszym pogorszeniem stosunków. Po rosyjskiej inwazji na Ukrainę w 2022 roku współpraca w ramach NATO częściowo się zacieśniła, jednak różnice w kwestiach praw człowieka, polityki wobec Kurdów i definicji terroryzmu wciąż stanowią źródło napięć między Waszyngtonem a Ankarą.

Trwała odbudowa relacji ze Stanami Zjednoczonymi, zapoczątkowana porozumieniem w sprawie Gazy, byłaby dla Erdoğana niewątpliwie znaczącym sukcesem, choć grunt pod zbliżenie położono już wcześniej. We wrześniu turecki przywódca gościł w Białym Domu. Była to pierwsza taka wizyta od  sześciu lat. Spotkanie nie miało charakteru wyłącznie kurtuazyjnego; rozmowy dotyczyły m.in. zniesienia sankcji nałożonych w 2020 roku w związku z zakupem systemu S-400.

Podczas wizyty poruszono również kwestię Syrii. Ankara liczy, że Stany Zjednoczone będą naciskać na Kurdów, by ci zgodzili się na integrację z syryjskimi siłami zbrojnymi. Również w tej sprawie Erdoğan zdaje się mieć powody do zadowolenia. Główna siła zbrojna na północnym wschodzie Syrii – kierowane przez Kurdów Syryjskie Siły Demokratyczne (SDF) – zgodziła się bowiem na włączenie do syryjskiej armii. Jak poinformował dowódca SDF Mazloum Abdi, obie strony uzgodniły już mechanizm integracji.

Opory Izraela

W kontekście Gazy warto podkreślić, że przez wiele lat Turcja nie była postrzegana jako państwo zdolne do odegrania kluczowej roli w negocjacjach bliskowschodnich, a zwłaszcza izraelsko-palestyńskich. Od momentu powołania w 2002 roku w Madrycie tzw. Bliskowschodniego Kwartetu (Stany Zjednoczone, ONZ, Rosja i Unia Europejska) Ankara pozostawała na marginesie procesu pokojowego.

Antyzachodnia i proislamistyczna polityka Erdoğana nie zjednywała mu sympatii ani na Zachodzie, ani w świecie arabskim (szczególnie w Egipcie, Arabii Saudyjskiej i Zjednoczonych Emiratach Arabskich), ani też w samym Izraelu, który do 2010 roku był bliskim partnerem Turcji. W ostatniej dekadzie relacje obu państw znacznie się pogorszyły. Przyczyną były m.in. różnice stanowisk wobec wojny w Syrii oraz bliska współpraca Turcji z Hamasem i Braćmi Muzułmańskimi.

Jak zauważył na łamach „The Times of Israel” arabski komentator Ajman Abdel Nur, „Erdogan jest mistrzem w rozszerzaniu swoich wpływów, wykorzystywaniu okazji i dostosowywaniu wydarzeń do własnych interesów, a następnie przypisywaniu sobie zasług. (…) Oczywiście państwa Zatoki Perskiej nie były zadowolone z faktu, że Turcja przejęła wiodącą rolę w sprawie Gazy, ale jednocześnie chciały zakończenia konfliktu, zawarcia porozumienia i odsunięcia Hamasu na boczny tor.”

Z dostępnych informacji wynika, że początkowo Izrael stanowczo sprzeciwiał się udziałowi Turcji w mediacjach. Dopieropresja ze strony Białego Domuskłoniła go do wyrażenia zgody, co z kolei było niezbędne, by złagodzić obawy Hamasu. Obecnie jednak stosunki pozostają napięte: Izrael zablokował udział 81-osobowej tureckiej grupy ratowniczej, która utknęła w Egipcie. Zespół miał wesprzeć działania w Strefie Gazy, pomagając w poszukiwaniu ocalałych w zgliszczach.

Co dalej?

Osobną kwestią pozostaje to, czy Turcja będzie mogła wysłać swoich żołnierzy do Strefy Gazy. Byłoby to symbolicznie nawiązanie do jej obecności sprzed ponad stu lat. Na razie nie ma jednak pewności, czy na terytoriach palestyńskich w ogóle pojawią się jakiekolwiek międzynarodowe siły stabilizacyjne, które według wstępnych założeń miałyby liczyć około pięciu tysięcy żołnierzy, z Egiptem w roli państwa wiodącego. Formacja ta miałaby odpowiadać m.in. za rozbrojenie Hamasu oraz wsparcie palestyńskich władz tymczasowych. O ile pierwszy z tych celów z pewnością nie spotka się z aprobatą Hamasu, o tyle drugi budzi sprzeciw izraelskiego premiera Benjamina Netanjahu.

Jak donosi m.in. „The Guardian”, Izrael konsekwentnie sprzeciwia się obecności tureckich żołnierzy. Z jednej strony można przypuszczać, że skoro Stany Zjednoczone już raz przełamały izraelskie weto, mogłyby uczynić to ponownie. Z Waszyngtonu płyną bowiem sygnały o woli Amerykanów, by Turcy byli wojskowo obecni w Gazie. Z drugiej jednak strony nie można wykluczyć, że drugi raz Biały Dom nie będzie oczekiwał od Izraela rezygnacji ze swojego postulatu, aby w ten sposób nie antagonizować izraelskich władz.

Amerykański sekretarz stanu Marco Rubio przyznał, że jednym z warunków przyjęcia przez Izrael planu Trumpa było uwzględnienie izraelskich oczekiwań dotyczących międzynarodowego składu sił pokojowych. Niemniej trudno wyobrazić sobie brak udziału Turcji, a więc jednego z gwarantów planu Trumpa i jednocześnie kluczowej potęgi muzułmańskiej. Brak tureckiego udziału osłabiłby i tak ograniczoną wolę współpracy ze strony Hamasu. Organizacja ta niedawno ostrzegła, by nie wysyłać swoich żołnierzy do Gazy.

Reklama

Jak jednak wspomniano wcześniej, przyszłość całej misji jest równie niepewna jak samo zawieszenie broni, które od momentu wejścia w życie 10 października 2025 roku jest regularnie naruszane. Obie strony, to jest Izrael i Hamas, wzajemnie oskarżają się o jego łamanie. Stanowisko Hamasu zbieżne jest z tym Ankary, która oskarża Izrael o działania zbrojne niezgodne z ustaleniami rozejmu.

Na początku listopada w Stambule odbyło się spotkanie przedstawicieli kilku państw muzułmańskich, poświęcone przyszłości Gazy. W rozmowach uczestniczyli wysłannicy Kataru, Arabii Saudyjskiej, Zjednoczonych Emiratów Arabskich, Jordanii, Pakistanu i Indonezji. Turcja ponownie wystąpiła nie tylko jako główny mediator i rozgrywający, lecz także jako reprezentant świata muzułmańskiego. Czas pokaże, na ile Ankarze uda się obecną sytuację przekuć w długofalowy sukces.

Reklama
WIDEO: Latający Czarnobyl | Co z K2PL? | Fallout | Defence24Week #135
Reklama
Reklama