Reklama

Geopolityka

USA nie chcą być żandarmem świata

Fot. Michael Watkins/Flickr/CC BY 2.0
Fot. Michael Watkins/Flickr/CC BY 2.0

Podsumowując komentarze ekspertów na temat wycofania sił USA z Afganistanu i pragmatycznego porozumienia z talibami francuskie i amerykańskie media piszą, że „Ameryka nie chce już być żandarmem świata”. Think tanki w USA rekomendują skoncentrowanie się na Chinach.

Prezydent Barack Obama sygnalizował pośrednio, a jego następcy, Donald Trump i Joe Biden, wyrazili to jasno - Ameryka nie chce już prowadzić wojen, ani zagranicznych interwencji wojskowych mających przebudować inne kraje - ocenia w sobotę AFP.

Administracji USA "Nie chodzi tylko o Afganistan. Chodzi o to, by zakończyć epokę interwencji militarnych" - uznał profesor Marquette Law School Charles Franklin.'

Ekspert think tanku Atlantic Council Benjamin Haddad powiedział, że decyzja o zakończeniu operacji w Afganistanie to "wymowne odrzucenie internacjonalizmu" w polityce zagranicznej Waszyngtonu.

Owszem, hasłem Bidena jest "America is back" - Ameryka wróciła - ale jego administracja uważa, że musi "sobie wyznaczać cele jasne i realistyczne, a nie cele nieosiągalne" - pisze francuska agencja.

Wprawdzie Biden, w odróżnieniu od Trumpa, stawia w polityce zagranicznej na sojusze i współpracę z partnerami, ale de facto obecny prezydent dokończył to, co rozpoczął jego poprzednik, czyli zakończył walkę z talibami - kontynuuje AFP.

"Stany Zjednoczone zawsze wahały się między izolowaniem się od grzechów świata, a wolą rozpowszechniania korzyści swego modelu (politycznego). Od 1945 roku postanowili być obrońcami demokracji, a następnie jej misjonarzami. A teraz wracają do domu" - ocenił były ambasador Francji w Waszyngtonie Gerard Araud.

Jednostronna decyzja USA o wycofaniu się z Afganistanu wstrząsnęła atlantyckimi partnerami Ameryki. "Wygląda na to, że są sfrustrowani", choć nie wiadomo jak bardzo ich zaufanie zostało podważone - uważa profesor waszyngtońskiego American University i ekspertka ds. terroryzmu Tricia Bacon.

Inni komentatorzy zwracają uwagę, że wraca chłodny pragmatyzm: w czwartek dowódca Kolegium Połączonych Szefów Sztabów generał Mark Milley powiedział, że "możliwe jest", iż siły zbrojne USA będą koordynować z talibami operacje wymierzone w Państwo Islamskie (IS) i inne ugrupowania terrorystyczne w Afganistanie. Sekretarz stanu USA Antony Blinken powtórzył w piątek, że USA nadal komunikują się z talibami "w sprawach, które są ważne".

Magazyn "Foreign Policy" komentuje nowy kierunek polityki zagranicznej USA w tekście pod znamiennym tytułem "Ameryka nie jest już wyjątkowa".

"Stany Zjednoczone nie mogą już uważać się za przywódcę wolnego świata, jeśli porzucają strategicznych sojuszników i bezbronnych cywilów" - głosi lead artykułu.

Reklama
Reklama

"FP" krytycznie ocenia politykę zagraniczną trzech prezydentów - Obamy, Trumpa i Bidena - którzy odeszli od neokonserwatywnych aspiracji, jakie dominowały w Waszyngtonie po 11 września i rozpoczęciu "wojny z terroryzmem".

"Wśród polityków Bliskiego Wschodu panuje teraz przekonanie, że USA nie są zainteresowane podtrzymywaniem stabilności za granicą, o ile nic nie szkodzi jej wąsko definiowanym interesom narodowym" - pisze "FT".

Prestiżowy magazyn "Foreign Affairs" zwraca jednak uwagę, że dobiegła końca epoka, gdy amerykańska polityka, w tym zagraniczna, była determinowana przez wojnę z terroryzmem podjętą po ataku na World Trade Center. Przyszła pora na zmianę priorytetów.

Prezydent George W. Bush nazwał ją konfrontacją o porównywalnym znaczeniu jak walka z faszyzmem i terroryzmem. Ale przyszła pora na zmianę priorytetów - przypomina "FA".

Główne kierunki polityki zagranicznej Waszyngtonu muszę się teraz zmienić i USA powinny się skoncentrować na konfrontacji z komunistycznymi Chinami - podkreśla magazyn.

"W odróżnieniu od Al-Kaidy Chiny są (...) wystarczająco potężne, by przemeblować świat tak, by odpowiadał ich interesom". Bilans sił musi się zmienić, a "wsparcie wojskowe Ameryki powinno być ograniczone do pomagania krajom respektującym prawa człowieka" - konkluduje "Foreign Affairs".

Biden dał jasno do zrozumienia, że wycofania amerykańskiego kontyngentu z Afganistanu jest konieczne, by uwolnić militarne zasoby, które muszą zostać przeszkolone pod kątem konfrontacji z Chinami.

W kwietniu, gdy premier Japonii Yoshihide Suga został pierwszym zagranicznym przywódcą, z jakim spotkał się Biden, media w USA uznały, że tak jak wycofanie wojsk z Afganistanu jest to sygnał, iż USA koncentrują się na rywalizacji z Pekinem i zmieniają priorytety polityki zagranicznej.

Źródło:PAP
Reklama
Reklama

Komentarze (2)

  1. Andrettoni

    Dawno pisałem, że USA przestały być Hegemonem - nie w wyniku jakiejś porażki czy osłabienia, ale w wyniku niechęci społeczeństwa USA do ciągłego ponoszenia strat wojennych. Pozycja Hegemona dostarcza wielu korzyści gospodarczych i politycznych, ale jednocześnie jest to odpowiedzialność i znaczny koszt społeczny. W USA zawsze były tendencje izolacjonistyczne, ale przywódcy tego kraju umiejętnie motywowali społeczeństwo do wyrzeczeń. Problem polega na tym, że trwa to już za długo, a okupacja Iraku i Afganistanu trwały zbyt długo i w zasadzie była niczym nie uzasadniona. Podjęto wojnę z dwoma krajami i skrzywdzono wielu niewinnych ludzi by ukarać nielicznych terrorystów. Na wielkiej wojnie zyskują tylko koncerny zbrojeniowe, a cenę płacą zwykli ludzie. Na dodatek wyprowadzając produkcję do Chin amerykańskie koncerny odebrały pracę Amerykanom. Koncerny mają wielkie pieniądze i wpływy i stać je na lobbowanie polityków. Obywatele mają zasiłki zamiast pracy i niebezpieczną służbę w armii. Wiecznie jakieś zagrożenie - jak nie komuniści to Talibowie. Jak nie ZSRR to Korea Północna i tak przez blisko 100 lat. Oczywiście była spora przerwa między Pierwszą i Drugą Wojną Światową, ale w tej przerwie dostali Wielki Kryzys. I tak od problemu do problemu... Społeczeństwo USA i tak długo wytrzymało

    1. andys_2

      c.d. To się obecnie kończy z powodu odrodzenia Chin, Rosji i coraz silniejszych nastrojów antyamerykańskich w Europie Zachodniej i wielu innych miejscach na świecie. Świat, można powiedzieć , zastygł w oczekiwaniu na przejęcia funkcji światowego hegemona przez Chiny.

  2. andys_2

    Oczywiście, nie masz racji! Z twojej wypowiedzi wynika, że Amerykanie to tacy spokojni ludzie, którzy chcieliby zyc w dobrobycie w swoich granicach i marza o tym, nie dbac o to , co dzieje się poza granicami USA. To nieprawda od samego początku. Obecne granice USA zostały wywalczone, albo wymuszone, albo kupione - Anglia, Francja , Hiszpania, Meksyk, Rosja, chyba Kanada, nie licząc drobnych terytoriów , np Hawaje. Gdy USA okrzepły , ogłosiły doktrynę Monroe. Warto przypomnieć akcje na Kubie, Filipinach, Ameryce Południowej i Środkowej. Później była I WŚ i częściowe włączenie się w rozwiązywanie problemów Europy. Chwila izolacjonizmu i później pełne zaangażowanie sie w II WŚ, z której USA wyszły jako główny zwycięzca, i główny konkurent/przeciwnik ZSRR. Wówczas zaangażowanie USA w sprawy Europy , ale i całego świata było ogromne. Upadek ZSRR spowodował, że USA stało sie hegemonem polityki światowej.