Reklama
  • Komentarz
  • Wiadomości

Rosjanie rzucają do boju w wojnie informacyjnej wszystkie narracje [KOMENTARZ]

Na umowny front w zakresie działań informacyjnych Rosja rzuca obecnie niemal wszystkie dostępne i sprawdzone dotychczas formaty narracji. Od pełnego zaprzeczania i wyśmiewania się z zarzutów o planowanie agresji, aż po szukanie emocjonalnych wątków w stylu potrzeby ochrony zagrożonej ludności cywilnej w Donbasie. Może to wskazywać na niedocenienie reakcji Zachodu i to nie tylko w wymiarze politycznym, dyplomatycznym, ale również informacyjnym. Jak również podkreślać możliwość o wiele większego wpływu emocji na sposób kontrolowania obecnej sytuacji kryzysowej przez kluczowych kremlowskich decydentów. Szczególnie, że kolejne próby narzucenia interpretacji wydarzeń wokół Ukrainy nie przynoszą większych skutków poza już utwardzonymi zwolennikami Rosji. Zaś większość państw, wbrew pozorom coraz ostrzej i jednoznacznie wskazuje, że strona rosyjska będzie uznana za agresora w przypadku ponownego (po 2014 r.) uderzenia w Ukrainę. O czym może świadczyć chociażby ton debat na Monachijskiej Konferencji Bezpieczeństwa, toczonej co ważne bez udziału strony rosyjskiej.

Fot. mil.ru
Fot. mil.ru
Reklama

Na wstępie należy podkreślić, że Rosja uderza w wiarygodność danych wywiadowczych pochodzących ze Stanów Zjednoczonych i Wielkiej Brytanii. Starając się przy tym w sposób propagandowy odsunąć od siebie oskarżenia o eskalację napięcia w Europie, w związku z koncentracją jej wojsk wokół Ukrainy. Rosyjski dyplomata przy ONZ odwołuje się przy tym do sytuacji z 2003 r., gdy Amerykanie wskazywali na Irak jako państwo rozwijające systemy broni masowego rażenia. Dimitri Polyanski, obecnie zastępca ambasadora, zrobił tak w trakcie wywiadu ze stacją Sky . Zaznaczając przy tym, że nikt nie ma prawa narzucać Rosji, gdzie ma ona przeprowadzać manewry wojskowe na swoim własnym terytorium. Co więcej, ostra retoryka pojawiła się także w ocenach działań dyplomatów brytyjskich. Rosjanin uznał, że działania dyplomatyczne Londynu w ostatnim czasie są bezwartościowe. Niejako naśmiewał się również z szacunków jeśli chodzi o koncentrację wojsk rosyjskich przy granicach z Ukrainą.

Reklama

Zobacz też

Reklama

Postawa rosyjskiego dyplomaty przy ONZ wpisuje się w przyjętą obecnie narrację Moskwy jeśli chodzi o wywołanie przez Rosję sytuacji kryzysowej w Europie. Bazuje ona na kilku, niejednokrotnie sprzecznych kierunkach narracji. Pierwszym z nich jest negacja i wypieranie się, chociażby względem celowości koncentracji wojsk wokół Ukrainy. Chociaż większość obserwatorów, w tym reprezentujących państwa i organizacje takie jak NATO, mówi o bezprecedensowych działaniach wojskowych. Ukazujących poziom koncentracji wojsk wykraczający poza standardy istniejące w Europie po zakończeniu zimnej wojny. To oficjalne czynniki rosyjskie od początku starają się deprecjonować wartości podawane przez innych. Dotyczy to zarówno koncentracji rosyjskich sił zbrojnych na własnym terytorium jak i na terytorium Białorusi. Rosja neguje również wszelkie standardowe procedury OBWE, nie składających wyczerpujących wyjaśnień, które są gwarantowane w takich sytuacjach przez Dokument Wiedeński.

Co więcej, sami Rosjanie od początku w sposób otwarty negują wszelkie zarzuty o brak transparentności swoich działań militarnych. Podkreślając właśnie, że ich działania są prowadzone na swoim terytorium i nie zamierzają nikomu nic wyjaśniać. Tak dla przypomnienia, wszelkie dotychczasowe manewry natowskie to właśnie strona rosyjska, w sposób propagandowy atakowała jako przejawy „agresywnych działań NATO" na flance wschodniej. Właśnie teraz tym lepiej zauważalne stają się podwójne standardy strony rosyjskiej wobec wszelkich narzędzi w zakresie kontroli zbrojeń, transparentności i unikania napięć wojskowych. Chyba każdy może sobie przypomnieć, jak próbowano oskarżyć Stany Zjednoczone o fiasko traktatu dotyczącego systemów rakietowych - INF czy problemy wokół procedur tzw. Otwartego Nieba. Dziś widać najlepiej, że to działania Moskwy leżały u podstaw fiaska ówczesnych rozmów z Amerykanami, nie mówiąc o kolejnym, wręcz systematycznym podważaniu wszelkich filarów w zakresie bezpieczeństwa europejskiego.

Reklama

Można stwierdzić, że po stronie rosyjskiej przeszacowano także dotychczasowe formy budowania swoistego medialnego zastraszenia przeciwników i wzbudzenia wrażliwości Zachodu wobec potencjału własnych sił zbrojnych. Rosja jest znana z grania eskalacją w sferze manewrów wojskowych i tworzenia narracji o niezwyciężonych siłach, gotowych zawsze do uderzenia. Dotychczas, narzędziami służącymi takim narracjom były przecieki o ruchach wojsk, sowicie wzmocnione kolejnymi filmikami z mediów społecznościowych. Jak również elementarne wprowadzanie kolejnych ciekawostek z rosyjskiej zbrojeniówki. Przy czym, najlepiej aby były one na Zachodzie odpowiednio lokowane tytułami „Rosja posiada najlepszy...", „Rosjanie jako pierwsi...", „Takiej broni nie ma nikt poza Rosją...", etc. Jednak dziś nie wystarczyło samo zastraszanie manewrami wojskowymi i groźbą użycia siły. Lecz długa koncentracja wojsk obdarła również rosyjskich dowódców z pewnych atutów jeśli chodzi o element zaskoczenia i wprowadzenia szoku oraz przerażenia. Widać raczej mocne nasycenie działań służb specjalnych innych państw, które nie kryją się z tym. Czego idealnym wręcz przykładem są ponawiane i pokazywane szeroko loty samolotów ISR oraz dronów ISR, zbierających zróżnicowany urobek wywiadowczy. Chyba również skala OSINT-u jest już przez Rosjan nieakceptowalna. Chociaż, patrząc historycznie, grali oni otwartymi źródłami także dla własnych celów. Nie można było łatwo przeprowadzić „oficjalnej redukcji sił", nie można było wdrożyć w sposób łatwy zapowiedzianych kampanii z zakresu incydentów w Donbasie czy na granicach. Nie mówiąc o już o wiele większej świadomości sprawdzania wszystkiego co pojawia się w rosyjskiej i prorosyjskiej przestrzeni informacyjnej. Możliwe, że mamy do czynienia z odwróceniem się ról czyli Zachód staje się o wiele bardziej aktywny, a Rosjanie muszą być reaktywni.

Zobacz też

Oprócz wspomnianego klasycznego negowania, Rosjanie sięgają cały czas po formułę ośmieszania zarzutów wobec nich. Przykładem jest całkiem niedawna próba rzecznika rosyjskiego MSZ, Marii Zacharowej. Publicznie zwróciła się ona do mediów z prośbą o podanie terminów zaplanowanych przez stronę rosyjską na ten rok inwazji, gdyż chciałby już teraz zaplanować sobie wakacje. Przypomnijmy, że analogiczna narracja była próbowana, także w przypadku zastosowania przez rosyjskie służby specjalne substancji Nowiczok w brytyjskim mieście Salisbury (atak na Siergieja Skripala). Takie zagrania mają docelowo obniżać znaczenie kolejnych komunikatów o rosyjskiej aktywności wojskowej, wprowadzać chaos informacyjny, a przede wszystkim stanowić sygnał dla ośrodków wspierających Rosję w domenie informacyjnej. Oczywiście chodzi o kanały i podmioty działające bezpośrednio oraz pośrednio według kierunków wyznaczanych przez Kreml. Jednakże, trzeba przy tym przyznać, że Zachód (tak jak wspomniano już powyżej) stał się o wiele bardziej asertywny na tego rodzaju zabiegi kremlowskiej komunikacji.

Reklama

Widoczne staje się również wplatanie szeregu wątków pobocznych, mających rozmywać obraz napięcia i nadal wysoce prawdopodobnych przygotowań Rosji do działań zbrojnych wobec suwerennego państwa. Od zaakcentowania kwestii odstraszania atomowego, aż po próby wrzutek medialnych odnoszących się do domniemanej redukcji sił i wycofywania części żołnierzy do baz. Broń atomowa ma zapewne dać asumpt do widzenia rosyjskich działań wobec Ukrainy w szerszej, globalnej perspektywie. Zaburzyć myślenie o możliwości użycia siły wobec niepodległego, konkretnego państwa czyli Ukrainy, wprowadzając dyskusje na płaszczyznę swoistej wielkiej geopolityki. W przypadku, taktycznych posunięć z informacjami o redukcji sił lub ich wycofywaniu, mowa jest raczej o klasycznej maskirowce połączonej z wolą budowania narracji o najlepiej „zachodnich podżegaczach wojennych". Stąd, także wysoce klasyczne oskarżenia wobec NATO i podkreślanie, iż Rosja musi reagować na działania podejmowane przez innych. Widzimy przy tym aktywizację lub raczej próby aktywizowania podmiotów państwowych sprzyjających Rosji. Przykładem jest chociażby, szeroko kolportowana przez Rosjan wypowiedź kubańskiego szefa resortu obrony Bruno Eduardo Rodrigueza Parrilli. Miał on użyć określeń o zachodniej histerii skierowanej przeciwko Rosji. Kuba ma również opowiadać się przeciw rozszerzeniom NATO, a działania medialne wokół Ukrainy polityk kubański uznał za akcję wspierającą natowską politykę wobec tego kraju.

W opinii w Global Times, Lü Xiang, wskazuje, iż takie a nie inne działania Stanów Zjednoczonych wobec Rosji to próba konsolidacji Zachodu. Co więcej, ma to być wymierzone w możliwość tworzenia multipolarnego świata, pozbawiającego Waszyngton decydującej roli. Cytując przy tym głównego ideologa współczesnych rosyjskich działań, Aleksandra Dugina. Jeszcze ciekawsze jest uznawanie, że Amerykanie wykorzystują obecne wydarzenia do przejmowania kontroli nad NATO. Możemy również doszukać się wątków stricte chińskich, gdyż pojawia się przy tym kazus Litwy. Lü Xiang podkreśla, że działania strony litewskiej wobec Chin to wypadkowa presji Waszyngtonu i dziś Amerykanie walczą niejako o podobne możliwości względem kreowania polityki większych państw europejskich. Dlatego, sytuacja kryzysowa związana z Rosją przekładać się będzie na pozycję Chin. Przypomnijmy, że właśnie w kontekście postawy obecnej administracji Joe Bidena względem działań Władimira Putina upatrywano również pewnych sygnałów płynących względem sojuszników w IndoPacyfiku. I jak pokazuje przykład tekstu w Global Times, strona chińska to odczytuje w podobny sposób. Co więcej, można zasugerować, że rosyjska słabość w narzucaniu narracji innym staje się też problemem dla Pekinu, bowiem sugeruje, że podobne procesy mogą objąć np. chińską politykę wobec Tajwanu. Stąd też, wszelkie problemy Rosji mogą być jednocześnie problemem dla Chin.

Reklama

Zobacz też

Reklama

Rosjanie próbują też odwoływać się do analogii historycznych, dążąc do zdeprecjonowania zasobów innych państw lub ich służb wywiadowczych. Działo się tak w trakcie napaści na Krym i późniejszym przeprowadzaniu wręcz operetkowego referendum, w akompaniamencie sił okupacyjnych. Porównując to wtedy do zachodnich działań na Bałkanach. Dziś, ponownie widać pewne analogie jeśli chodzi o oskarżenia względem zachodniej wspólnoty wywiadowczej. Przyrównując pracę wywiadów ze Stanów Zjednoczonych czy też Wielkiej Brytanii do sprawy domniemanej irackiej broni atomowej w 2003 r. Rosja dąży do stworzenia równoprawnego obrazu jej działań i działań Zachodu. Lecz i w takim aspekcie nie można mówić o żadnej nowości, z prostej przyczyny. Od początku rządów Władimira Putina widzieliśmy szereg podobnych zagrywek na arenie międzynarodowej. Od działań specjalnych mających obrazować „aktywność terrorystów" i potrzebę walki z nimi, poprzez tzw. bratnie interwencje jako element misji pokojowych, a skończywszy na walce o bezpieczeństwo ludności zagrożonej atakami domniemanego wroga. Jednakże, jak widać po obecnych operacjach propagandowych i psychologicznych z terenami kontrolowanymi przez separatystów w Donbasie, nie osiąga to już efektywności znanej z lat ubiegłych. Nawet więcej, rosyjskie prowokacje w Donbasie czy też zapowiedzi ewakuacji ludności cywilnej stają się wręcz kontrproduktywne. Wywołując odwrotne reakcje, a więc podkreślając, że to Moskwa stara się sprowokować przemoc i następnie wykorzystać cierpienia ludności cywilnej do własnych celów operacyjnych i strategicznych.

Konkludując, to właśnie ten brak efektywności działania poszczególnych narracji oraz elementów działania informacyjnego wywołuje najprawdopodobniej szereg dość sprzecznych ze sobą posunięć, co więcej obserwowanych w krótkim okresie czasu. Podważając dotychczasowe przekonanie o wręcz omnipotencji Kremla jeśli chodzi o możliwość swobodnego wywalczenia sobie dominacji informacyjnej. Swobody, która przecież przekłada się również na strategiczne posunięcia, w tym z użyciem sił zbrojnych.

Reklama
WIDEO: Rakietowe strzelania w Ustce. Patriot, HOMAR, HIMARS
Reklama
Reklama