Reklama

Geopolityka

Punkty zapalne Ukrainy: poziom polityczny

Obecne sondaże, plasujące Julię Tymoszenko na trzeciej pozycji, jako kandydatki na urząd prezydenta, mogą nie uwzględniać jej poparcia w regionach wiejskich i grupie starszych wyborców – różne ośrodki szacują, że niedoszacowanie może wynosić 5-10% głosów w wyborach. Fot. Flickr/Evgeniy Maloletka
Obecne sondaże, plasujące Julię Tymoszenko na trzeciej pozycji, jako kandydatki na urząd prezydenta, mogą nie uwzględniać jej poparcia w regionach wiejskich i grupie starszych wyborców – różne ośrodki szacują, że niedoszacowanie może wynosić 5-10% głosów w wyborach. Fot. Flickr/Evgeniy Maloletka

Ryzyko aneksji Krymu czy potencjalnej wojny z Rosją to nie jedyne problemy, przed którymi stoją elity w Kijowie. Dość wspomnieć o trudnym „małżeństwie” Euromajdanu z politykami opozycji (którzy sami są zresztą podzieleni między sobą) czy poczuciu braku reprezentacji politycznej w ukraińskim parlamencie wśród wielu działaczy, aktywistów, ale i proeuropejskiej młodzieży. Obok tego są jeszcze przecież mało przewidywalni oligarchowie, pełni ambicji radykaliści oraz dwie pozornie słabe „karty” geopolitycznej talii: Wiktor Janukowycz i Julia Tymoszenko.

Wiktor Janukowycz

Postrzegany wcześniej przez część komentatorów jako formalny i zadeklarowany człowiek Moskwy lub też jako koniunkturalista, chcący zyskać jak najwięcej ze Wschodu i Zachodu, obecnie dokonał ostatecznego wyboru, dla jakiego nie miał już zresztą żadnej alternatywy. W tym oficjalnym już kontekście jego rola dla obecnych wydarzeń stała się nieautonomiczna i marginalna. Bez wątpienia jednak Kreml będzie próbował wykorzystywać doraźnie jego osobę, choć bardziej na potrzeby wewnętrzne lub dla działań/narracji kierowanych do odbiorców z obszaru WNP.

W przypadku formalnej aneksji Krymu i eskalacji konfliktu, w razie potencjalnego zajęcia bliżej nieokreślonej części Ukrainy Wschodniej, Janukowycz może zostać prezydentem nowo utworzonego państwa satelickiego. Ten nowy organizm bazowałby z pewnością na byłych członkach Partii Regionów i prorosyjskich oligarchach. Po zamieszkach w Kijowie i wyjściu na światło dzienne skali korupcji i niegospodarności jego ekipy można nie mieć złudzeń odnośnie tego, że ten tytułujący się wciąż mianem legalnie wybranego prezydenta Ukrainy człowiek będzie bez względu na cenę dążył do odzyskania chociaż części swoich wpływów i majątku. Nawet jeśli zapisze się na kartach historii już nie tylko jako „złodziej” czy „morderca”, ale i jako współtwórca nowego „muru berlińskiego” XXI wieku na obszarze własnego państwa.

Julia Tymoszenko

Była ukraińska premier przebywa obecnie na terenie Niemiec, o co zabiegano od dawna, w związku z jej problemami z kręgosłupem. Berlin był głównym orędownikiem jej wypuszczenia, nieformalnie dając do zrozumienia, że ma wobec niej pewne plany i że liczy na nią przy tworzeniu nowego ładu politycznego w Kijowie. Co ciekawe, aktualnie to właśnie Władimir Putin oficjalnie wypowiada się o swoim poparciu dla jej kandydatury na urząd prezydenta Ukrainy i powołuje się na satysfakcjonującą współpracę z nią w poprzednich latach.

Może to mieć na celu albo osłabienie jej pozycji przed planowanymi na 25 maja br. wyborami (przedstawiając ją jako faworytkę Kremla) lub rzeczywiście pragnie ją wspierać, mobilizując elektorat etnicznych Rosjan i rosyjskojęzycznych Ukraińców ze wschodu i południa kraju (elektorat Janukowycza). Warto odnotować, iż celem Moskwy może być przecież działanie wielopłaszczyznowe – atak na nią może być przecież skierowany w rzeczywistości na jej partię polityczną lub obecnego premiera, Arsenija Jaceniuka. Jej ustąpienie pola partyjnemu koledze wcale nie musiało wynikać z „wyczucia nastrojów społecznych”, ale być świadomym zabiegiem, obliczonym na to, żeby to nie jej osoba kojarzona była z trudnymi lub kosztownymi społecznie decyzjami. Nie ulega jednak wątpliwości, że Niemcy i Rosja mają w przypadku tego scenariusza wszystkie karty w rękach, natomiast w określonych okolicznościach w jej dojściu do władzy może zmaterializować się „kompromis międzynarodowy” w sprawie Ukrainy.

Za tezą bliżej nieokreślonego elementu gry Rosji jej osobą przemawia chociażby fakt, że związana jest ona z Wiktorem Medwedczukiem (bez wątpienia człowiekiem Moskwy na Ukrainie), a ten z kolei z Andriejem Klujewem (były szef administracji Janukowycza). Ten ostatni był największym zwolennikiem „szerokiej koalicji” Partii Regionów z Blokiem Julii Tymoszenko w 2009 r., co miałoby zapewnić większość parlamentarną, pozwalającą na zmianę konstytucji (ponad 300 osób) i w tamtym czasie na wybór prezydenta przez parlament.

Obecne sondaże, plasujące ją na trzeciej pozycji, jako kandydatki na urząd prezydenta, mogą nie uwzględniać jej poparcia w regionach wiejskich i grupie starszych wyborców – różne ośrodki szacują, że niedoszacowanie może wynosić 5-10% głosów w wyborach.

Rząd

Sama jego struktura, podobnie jak tego po pomarańczowej rewolucji, jest wynikiem pewnych kompromisów ze strony wszystkich opozycyjnych sił politycznych (pełny skład – tutaj). W połączeniu z obecnymi okolicznościami, świadomością przejściowości/tymczasowości i realną rywalizacją o wynik w majowych wyborach (obecnie nie uwypuklaną medialnie i na dalszym planie), składać się to będzie na jego słabość. Na poziomie oficjalnym przedstawia się on następująco:

- 6 osób związanych z Batkiwszczyną/Tymoszenko/Jaceniukiem (tj.: pierwszy wicepremier, szef kancelarii, minister spraw wewnętrznych, minister infrastruktury, minister sprawiedliwości oraz minister paliw i energetyki – nie licząc samego premiera),

- 4 osoby związane ze Swobodą (tj.: wicepremier, minister obrony, minister polityki rolnej, minister ekologii),

- 3 osoby „z Euromajdanu” (tj.: minister ochrony zdrowia, minister kultury oraz minister młodzieży i sportu),

- jeden człowiek formalnie bliski oligarchom (Petrowi Poroszence), czyli wicepremier, a zarazem minister rozwoju regionalnego Wołodymyr Hrojsman, mer Winniccy.

To, co rzuca się w oczy, to brak ludzi związanych z partią UDAR Witalija Kliczki i generalne jego usunięcie się w cień. Poza tym, obecnie obowiązki ministra spraw zagranicznych pełni Andrij Deszczycia, zawodowy dyplomata z wieloletnim stażem. Zmiana na tym stanowisku mogłaby dalece zmodyfikować międzypartyjny układ sił.

Obsada najwyższych stanowisk rządowych, w tym i struktur siłowych osobami związanymi z siłami prawicowymi (w tym nie tylko Swobodą, ale i chociażby Juszczenką lub nacjonalistami), przekłada się i ułatwia ofensywę medialną Kremla, który coraz śmielej zrównuje Swobodę z Prawym Sektorem, wrzucając nieprzychylnych sobie polityków do kategorii „faszyści”:

- pierwszy wicepremier Witalij Jarema – dawniej związany z Naszą Ukrainą, obecnie deputowany Batkiwszczyny,

- wicepremier Ołeksandr Sycz – działacz Swobody,

- szef kancelarii Ostap Semerak – dawniej związany z Naszą Ukrainą oraz Reformami i Porządkiem, obecnie z Batkiwszczyną,

- p.o. ministra obrony Michaił Tenjuh – związany ze Swobodą, od dawna planowany przez nią na to stanowisko,

- minister spraw wewnętrznych Arsen Awakow – związany Batkiwszczyną, wcześniej z Naszą Ukrainą i Wiktorem Juszczenką.

Naziści, faszyści i cykliści

Jakkolwiek na Ukrainie występuje cały szereg organizacji nacjonalistycznych, to najbardziej medialną stał się Prawy Sektor, który luźno łączy radykalistów z takich organizacji jak: Biały Młot, UNA-UNSO, Wola, Tryzub, Patrioci Ukrainy czy Zgromadzenie Socjalno-Narodowe. Podnoszone przez wielu ich zasługi na rzecz bezpieczeństwa innych uczestników Euromajdanu nie mogą jednak przysłonić bolesnej prawdy, że trudno sobie wyobrazić funkcjonowanie ich w ramach Unii Europejskiej. Inną sprawą jest to, że często ich zachowania ułatwiają politykę Kremla – obecnie stali się oni nie tylko flagowym powodem do ochrony mniejszości rosyjskiej i rosyjskojęzycznej na Ukrainie, ale i etatowym „chłopcem do bicia” przez prokremlowskie media, w tym i jednym z głównych przekazów dnia, którym straszy się resztę „cywilizowanego świata”. Są oni również oskarżani przez Rosjan o przyjęcie wsparcia finansowego od USA, udział w szkoleniach organizowanych na terytorium amerykańskiej ambasady w Kijowie, ale i strzelanie podczas zamieszek do sił porządkowych oraz manifestantów – aby zaognić sytuację i skłonić Zachód do działania.

Warto też pamiętać, że mimo iż wszyscy członkowie Samoobrony Euromajdanu (w tym i ludzie Dmytra Jurasza) mają zakaz wyjazdu na Krym i podejmowania działań przeciwko Rosji (przynajmniej na razie), to rosyjskie media i tak oskarżają ukraińskich nacjonalistów o ostatnie tragiczne w skutkach zajścia w Charkowie i Doniecku. Łatwość, z jaką można spreparować udział „faszystów” w zamieszkach/prowokacjach/atakach na rosyjską ludność, stanowić może istotne niebezpieczeństwo dla Ukrainy, a zarazem i doskonały pretekst dla rozpoczęcia „uzasadnionej” operacji militarnej przez Rosję.

Poza tym, sam lider Prawego Sektora, który najpierw nawoływał kaukaskich ekstremistów do ataków na Rosjan w ich własnym kraju ostatnio ogłosił, że jego ugrupowanie zmieni nazwę, a on sam będzie kandydował w wyborach prezydenckich. Trudno sobie wyobrazić lepszy prezent dla kremlowskich propagandystów.

Zakwalifikowanie do tej samej kategorii nacjonalistów Jurasza z partią polityczną Swoboda to nowy i celowy zabieg rosyjskich mediów. Biorąc pod uwagę, że stanowisko Kremla sprowadza się do obrony mniejszości rosyjskiej i rosyjskojęzycznej na Ukrainie tak długo, jak istnieje „realne” dla niej zagrożenie ze strony „spadkobierców Hitlera” jasno wskazuje się na to, iż Putin oczekiwał będzie zmian w ukraińskim parlamencie, zanim zdecyduje się unormować stosunki z Kijowem i wyciszyć ryzyko wojny, w tym nawet po formalnej aneksji Krymu. 

Zabiegi medialne Moskwy wobec Swobody Oleha Tiahnyboka nie są zresztą jakimś wybitnym wyzwaniem. Wcześniejsza nazwa tej partii to Narodowo-Socjalistyczna Partia Ukrainy, a jej postulaty zbliżone są do tych prezentowanych wcześniej przez Kongres Ukraińskich Nacjonalistów. Zgodnie z jej programem, Swoboda chce m.in.: wprowadzić wizy dla Rosjan, znieść autonomię Krymu i Sewastopola, odnowić „status państwa atomowego” dla Ukrainy, integracji Ukrainy z europejskimi strukturami bezpieczeństwa (po uprzednim „oczyszczeniu władzy oraz struktur siłowych z agentury Moskwy”), wprowadzić prawo pozwalające karać za wszelkie przejawy ukrainofobii tudzież konieczności podawania informacji o byciu „narodowcem” na świadectwach urodzenia (może być na podstawie świadectwa rodziców), ale i w paszportach. 

Oligarchowie

Biorąc pod uwagę „wschodnie standardy” w działalności biznesowej, są oni jedną z największych niewiadomych jeśli chodzi o ukraińską układankę strategiczną na poziomie wewnętrznym. Trudno sobie bowiem wyobrazić, że poświęcą oni swoje fortuny i wpływy w imię budowania demokratycznej Ukrainy, kiedy rosyjskie czołgi stoją wzdłuż granicy. Ostatnie zatrzymanie w Austrii Dmytra Firtasza, choć oficjalnie nie związane z wydarzeniami na Ukrainie, okrzyknięte zostało w mediach jako sygnał wobec Rosji. Część ukraińskich mediów oskarża również „portfel nr 1” nad Dnieprem, tj. Rinata Achmetowa, o abstrakcyjną wręcz przewrotność i potencjalne wsparcie Janukowycza, gdyby Moskwa chciała z nim tworzyć quasi-państwo z obwodów Ukrainy Wschodniej.

Na przeciwnym biegunie wymienić można Petra Poroszenko, głównego sponsora Euromajdanu i jednego z głównych liderów opozycji, właściciela firmy Roshen. Nie pierwszy raz zresztą zaangażowany był on w proces przemian na Ukrainie – był on również głównym sponsorem pomarańczowej rewolucji w 2004 r. Obecnie jest jednym z największych zwolenników integracji z Unią Europejską i osobą, która zagospodarowała przestrzeń polityczną zwolenników byłego prezydenta. Mimo pełnienia funkcji ministra spraw zagranicznych (2009-2010) oraz ministra rozwoju gospodarczego i handlu (2012), jego ambicje polityczne sięgają znacznie dalej (po pomarańczowej rewolucji liczył na urząd premiera, który trafił w ręce Tymoszenko). Aktualnie sondaże dają mu 20% poparcia w pierwszej turze wyborów prezydenckich (obecnie uważany jest za potencjalnego lidera – na drugim miejscu jest Kliczko z ok. 14% głosów, a na trzecim Tymoszenko – ok. 10% poparcia). Warto pamiętać, że jest to jeden z niewielu ukraińskich oligarchów, którego poważnie dotknęła prowadzona przez Rosję wojna handlowa (słodycze jego firmy przez kilka miesięcy nie były dopuszczane na rosyjski rynek).

Podsumowując, zauważyć można, iż spektrum problemów politycznych Ukrainy jest nie tylko złożone i szerokie, ale i dynamiczne. Ułatwiać to będzie realizację rosyjskiego wariantu „divide et impera”, a utrudniać działania Zachodu, potencjalnie skutecznie zniechęcając europejskie elity przed zdecydowanymi działaniami, a szczególnie przed braniem odpowiedzialności i ryzykowaniem politycznej kariery w tak niestabilnych okolicznościach. Ogólnie rzecz biorąc, politycy Zachodu, podobnie zresztą jak i ci ukraińscy, potrzebują spektakularnych sukcesów, a obecnie czas po raz kolejny działa na korzyść bardziej zdeterminowanej Rosji. Dla tej ostatniej liczy się ewidentnie tylko ostateczny rezultat, natomiast ci pierwsi takiego komfortu już nie mają…

Adam Lelonek

Zobacz także: Punkty zapalne Ukrainy- poziom społeczny

 

Reklama

Komentarze (1)

  1. WSZYSCY NA ROWERY !!!

    Kto chce dać ruskim po tych coraz dłuższych łapach, to niech zostawi auto pod blokiem, w garażu i wyciąga rower! I wszędzie gdzie się da, jeździ rowerem. Albo na piechotę jak w miarę blisko. Pogoda coraz lepsza, idzie wiosna więc... WSZYSCY NA ROWERY !!!

    1. POLSKA NA ROWERY !!!!

      Najlepsze co Polsce mogłoby się teraz zdarzyć to odcięcie rosyjskiego zasilania. Po krótkim czasie pewnego regresu może wreszcie politycy wzięli się za prawdziwą dywersyfikacje / samowystarczalność. Paradoksalnie polepszyłoby to też polsko - rosyjskie relacje . Warszawa przestałaby srać w majtki a Rosjanie nie mogliby iść na łatwiznę i energetyczny szantaż.

    2. noob

      Jak zaczniemy ciągnąć TIRY rowerami to dopiero damy ruskim po kieszeni. Wszyscy w Rosji poumierają ... ze śmiechu.

    3. Gargamel

      Patrz w lusterka. Cykliści są wszedzie.

Reklama