- Analiza
- Wiadomości
Polska poświęci Ukrainę dla „wielkiej gry o Brukselę”? Kwintesencja piastowskiej polityki zagranicznej
Jeśli ktoś łudził się, że zestrzelenie malezyjskiego Boeinga nad Donbasem otrzeźwi Zachód to oświadczenie wydane przez państwa Trójkąta Weimarskiego skutecznie powinny wyprowadzić go z błędu.

Główna teza wspomnianego dokumentu tj. wstrzymanie działań wojennych na Ukrainie, to w istocie naturalne przedłużenie dotychczasowej polityki niemieckiej prowadzonej wobec konfliktu, który toczy się na terytorium naszego wschodniego sąsiada. Przekaz ten jest co prawda nieco ugładzony (zapewne pod kątem Polski) ponieważ Berlinowi chodzi o trwałe a nie czasowe zawieszenie broni, ale istota rzeczy pozostaje w tym wypadku niezmienna.
Rosja dąży do usankcjonowania status quo w Donbasie, tak by zabezpieczyć tamtejsze panowanie tzw. separatystów. Pozwoliłoby to trwale zdestabilizować Ukrainę jak i roztoczyć bezpośrednie wpływy nad nowym obszarem (strategicznym z perspektywy przemysłowej i energetycznej). Szczyt działań Moskwy ukierunkowanych na stworzenie nowego Naddniestrza wokół Doniecka przypadł na niedawne sukcesy ukraińskiej ofensywy czyli wyzwolenie Słowiańska i Kramatorska. Dziś obserwujemy nowy etap tej aktywności. Po wyhamowaniu zarządzanej z Kijowa operacji antyterrorystycznej w ostatnich dniach (m.in. z powodu rosyjskich dostaw ludzi i ciężkiego sprzętu dla tzw. separatystów) znów zwiększył się nacisk wojskowy Kijowa. Wczoraj wieczorem siły ukraińskie przejęły kontrolę nad częścią Ługańska. Tymczasem Moskwa znalazła się w trudnym położeniu po zestrzeleniu malezyjskiego Boeinga- jest ona bowiem oskarżana o systematyczne dozbrajanie tzw. separatystów (m.in. w słynne zestawy BUK). W związku z tym najwygodniejszym wyjściem dla Kremla jest zamrożenie walk.
W kontekście powyższych uwarunkowań polski podpis pod oświadczeniem Trójkąta Weimarskiego wpisuje się niestety w rosyjski plan dla Donbasu a szerzej- w nieformalne ustalenia niemiecko- rosyjskie. Z czego wynika takie a nie inne stanowisko Polski? Nasz kraj do tej pory prezentował zupełnie odmienne stanowisko. Prezydent Komorowski twierdził, że „Ukraina ma prawo reagować i nie może być bezradna w świetle obecnej sytuacji w kraju”, jednoznacznie odbierano te słowa jako zachętę do zwiększenia militarnego nacisku na tzw. separatystów. Wtórował mu szef MSZ, Radosław Sikorski, według którego „Kijów ma prawo do monopolu na użycie siły na swoim terytorium, ale takiego prawa nie mają jacyś ludzie, którzy rakiet przeciwlotniczych na pewno nie kupili w sklepie z militariami”. Słowa- słowami, ale za nimi szły przecież do tej pory także działania. W niedawnej rozmowie z prezydentem Petro Poroszenką, premier Donald Tusk obiecał przecież uproszczenie wszelkich procedur, tak aby Ukraina jak najszybciej otrzymała sprzęt wojskowy zakupiony w polskich spółkach zbrojeniowych.
Z czego wynika zatem nagła wolta Warszawy? Wydaje się, że warunkuje ją obecna walka o stanowiska unijne. W grę wchodzi w tym przypadku nie tylko prestiż/przyszłe wpływy państwa polskiego, ale także (przede wszystkim?) czynnik personalny. Tusk i Sikorski to przecież nazwiska, które wielokrotnie pojawiały się przy okazji przecieków dotyczących „wielkiej gry o Brukselę”.
WIDEO: Rakietowe strzelania w Ustce. Patriot, HOMAR, HIMARS