- Analiza
- W centrum uwagi
Od wycofania do ataku. Syryjskie pułapki Trumpa [3 PUNKTY]
Prezydent Donald Trump zapowiedział silną odpowiedź na atak chemiczny w syryjskiej Dumie. Może to oznaczać przeprowadzenie uderzenia przeciwko wojskom Asada, być może razem z Francją. Administracja amerykańska znajduje się jednak w Syrii w trudnym położeniu, częściowo ze względu na ruchy samego prezydenta osłabiające wiarygodność USA.

Atak chemiczny w Dumie spowodował kolejny wzrost natężenia kryzysu w Syrii. Uderzenie miało miejsce zaledwie kilka dni po tym, jak sam prezydent i administracja zasygnalizowały chęć do ograniczenia zaangażowania w konflikt. Prezydent Trump potępił w ostrych słowach atak i prezydenta Asada, obarczając za niego odpowiedzialnością także Iran, i – co bardzo istotne – Rosję. Jest prawdopodobne – choć nie przesądzone, że administracja zdecyduje się na uderzenie w wojska syryjskie. Zarówno samo przeprowadzenie ataku, jak i szersze otoczenie polityczne są jednak dużo trudniejsze dla prezydenta niż rok temu, gdy przeprowadzono atak na bazę Szajrat w odwecie za uderzenie na wioskę Chan Szejkun.
- Wojna informacyjna i użycie różnych środków chemicznych
Pierwszym czynnikiem, który może wpłynąć na działania prezydenta, jest wojna informacyjna prowadzona w Syrii. Oczywiście jest ona obecna od początku konfliktu, ale zaznacza się szczególnie właśnie w wypadku obecnego ataku chemicznego. Rok temu w Chan Szejkun użyto sarinu, będącego bojowym środkiem trującym. Dość łatwo zidentyfikowano jednostkę, która przeprowadziła uderzenie, dzięki czemu można było zrealizować uderzenie odwetowe. Z kolei rejon działań jest otoczony lub kontrolowany przez wojska rządowe. W tej miejscowości prawdopodobnie użyto chloru i sarinu. Wykorzystanie chloru jako bojowego środka trującego jest trudniejsze do udowodnienia i jednoznacznego przyporządkowania, gdyż w przeciwieństwie do sarinu gaz ten jest łatwiejszy do pozyskania w rejonie walk i potencjalnie „prowizorycznego” użycia również przez inne strony konfliktu. Na kwestię wykorzystania przez wojska Asada chloru zwrócił uwagę m.in. Frederic C. Hof z Atlantic Council. Przedstawiciele amerykańskiej administracji już wcześniej przyznawali, że siły Asada – już po ataku rakietowym z kwietnia 2017 roku – przypuszczalnie wielokrotnie używały chloru, i nie wywoływało to tak znaczących konsekwencji, jak w wypadku trudno dostępnego i silniejszego sarinu. Uzyskanie danych niezbędnych do ostatecznej decyzji o uderzeniu po ataku w Dumie może więc być znacznie trudniejsze.
- Zwiększona obecność rosyjskich jednostek przeciwlotniczych
Po ataku z kwietnia 2017 roku Rosjanie kolejny raz wzmocnili swoją obronę przeciwlotniczą w Syrii, rozmieszczono m.in. dodatkowe elementy systemów S-400. Wiele wskazuje, że uderzenie na bazę Szajrat było pewnym zaskoczeniem dla Moskwy. Amerykanom udało się zidentyfikować cel, w którym znajdowała się znaczna część syryjskiego potencjału lotniczego, i zaatakować go skutecznie nie wchodząc w strefę rażenia rosyjskiej obrony oraz bez ryzyka strat wśród doradców wojskowych. Obecnie prawdopodobnie dużo trudniej będzie zaplanować uderzenie tak, aby bezpiecznie uniknąć konfrontacji z jednostkami rosyjskimi. Tym bardziej, że przedstawiciele rosyjskich władz jak np. szef sztabu generalnego gen. Gierasimow deklarowali, że Moskwa może odpowiedzieć w wypadku ataku koalicji na Damaszek. Planowanie i realizacja ataku mogą więc być dużo trudniejsze, zważywszy na chęć zadania adekwatnych strat siłom syryjskim z jednej strony i uniknięcia eskalacji konfliktu z drugiej.
- Geopolityczna „próżnia” i wzmocnienie przeciwników USA
Kilka dni temu prezydent Trump zasygnalizował chęć szybkiego wycofania z Syrii. Wskazał przy tym na duże koszty działań USA na Bliskim Wschodzie jak i na fakt, że odpowiedzialność powinny obecnie przejąć inne państwa. Według doniesień agencyjnych Trump miał dążyć do wycofania wbrew większości doradców. To z pewnością obniżyło wiarygodność Amerykanów w regionie, nawet jeżeli prezydent zgodził się na czasowe pozostanie w regionie, przez okres do pół roku. Trudno nie przytoczyć tutaj analogii do wycofania wojsk USA z Iraku w czasie administrację Obamy w 2011 roku i „powrotu” kilka lat później w ramach operacji zwalczania Państwa Islamskiego. Niemal równolegle z deklaracją Trumpa w Ankarze odbył się szczyt prezydentów Rosji, Turcji i Iranu dotyczący sytuacji w Syrii. Te trzy kraje – z których co najmniej dwa są rywalami Waszyngtonu – chcą ściśle współpracować, aby podzielić wpływy w Syrii. Jest też tajemnicą poliszynela, że tylko obecność USA powstrzymuje Turcję od szerzej zakrojonych działań przeciwko Kurdom, będącym – w ramach Syryjskich Sił Demokratycznych – filarem oddziaływania Stanów Zjednoczonych, w pewien sposób redukującym wpływ Iranu. Gdyby USA zrealizowały swoje deklaracje o szybkim wycofaniu z Syrii, Moskwa i Teheran (uznawany od dawna za poważne zagrożenie również przez samego Trumpa) z pewnością umocniłyby swoje wpływy nie tylko w ogarniętej wojną domową Syrii, ale również na Bliskim Wschodzie w ogóle, zagrażając sojusznikom USA. Wiele wskazuje na to, że Trump szukał „łatwego” rozwiązania, co w efekcie skomplikowało sytuację w regionie. Nie ma dowodów na bezpośredni związek między atakiem chemicznym (którego okoliczności zresztą nadal nie wyjaśniono) a deklaracją Trumpa. Senator John McCain stwierdził jednak, że prezydencka deklaracja „ośmieliła” Asada, oraz wspierających go Iran i Rosję.
Sam atak, o ile zostanie przeprowadzony, może przyjąć formę uderzenia rakietowego (za pomocą pocisków Tomahawk z okrętów podwodnych i nawodnych w regionie), lotniczego lub połączonego. Niewykluczone, że oprócz sił USA wezmą w nim udział także jednostki francuskie. Być może prezydent Trump będzie chciał przeprowadzić uderzenie na większą skalę, niż rok temu, gdy było ono ograniczone do w zasadzie jednego celu. W atakach lotniczych mogą zostać użyte samoloty stealth, na przykład F-22, aby ograniczyć ryzyko kontrakcji ze strony obrony przeciwlotniczej.
Raczej mało prawdopodobne jest natomiast szersze zaangażowanie jednostek lądowych, z uwagi na koszty takiego posunięcia, a także na większe ryzyko konfrontacji z Rosjanami, które i tak jest podwyższone. Trzeba też pamiętać, że jeszcze wczoraj rzeczniczka Białego Domu poinformowała, że prezydent nadal chce wycofania wojsk z Syrii - po pokonaniu ISIS oraz zapewnieniu, że broń chemiczna nie będzie używana.
To może wskazywać, że cele działań militarnych pozostaną ograniczone. Z drugiej strony, możliwe są kroki wobec Rosji i Iranu. Mogą one przybierać na przykład formę sankcji, choćby podobnych do tych, jakie wprowadzono 6 kwietnia wobec rosyjskich oligarchów. Wiadomo, że restrykcje spowodowały znaczne turbulencje na rynkach finansowych. Jeżeli natomiast chodzi o Iran, administracja może wzmocnić swoje stanowisko wobec Teheranu, porozumienia atomowego i programu rakietowego. Niewykluczone zresztą, że irańskie instalacje w Syrii staną się celem nalotów, tak jak miało to miejsce w wypadku izraelskich ataków.
Widać wyraźnie, że po ataku chemicznym w Dumie sytuacja jest dużo bardziej skomplikowana niż rok temu, a administracja amerykańska znajduje się w trudnym położeniu z uwagi na zwiększanie wpływów Rosji, Iranu i Turcji. Dowodem na skomplikowanie sytuacji jest też atak na bazę T4, przeprowadzony prawdopodobnie przez Izraelczyków. Jeszcze niedawno o to uderzenie oskarżano USA i Francję. Decyzje podejmowane w nadchodzących dniach mogą mieć kluczowe znaczenie dla przyszłości regionu, jak i sojuszniczej wiarygodności USA. Jednocześnie będą jednak obarczone bardzo dużym ryzykiem.
Z obecnej sytuacji płyną też dwa ważne wnioski związane z postrzeganiem obecności militarnej i politycznej USA w ogóle. Po pierwsze, Stany Zjednoczone mogą w każdym momencie zdecydować się na wycofanie z części działań w określonym obszarze (także w Europie). Sytuacja w Syrii jest przykładem, że konsekwencje ograniczenia zaangażowania – czy nawet deklaracji ograniczenia zaangażowania, mogą być bardzo daleko idące. Po drugie, szybkie i niespodziewane zmiany sytuacji politycznej mogą powodować dodatkowe obciążenie potencjału militarnego USA, automatycznie zmniejszając możliwość projekcji siły w innych obszarach. To z kolei może zostać wykorzystane na przykład przez Rosję, jako „unikalna szansa” na zwiększenie własnych wpływów. Warto o tym pamiętać, planując politykę bezpieczeństwa w Polsce, czy na wschodniej flance NATO.
WIDEO: Rakietowe strzelania w Ustce. Patriot, HOMAR, HIMARS