Niepewna przyszłość Syrii: Taktyczny sukces Izraela i Druzów

Autor. Israeli Air Force
Walki w syryjskiej Suwejdzie zakończyły się taktycznym zwycięstwem Izraela i wspieranych przez to państwo Druzów. W wymiarze strategicznym sytuacja jest jednak znacznie bardziej złożona. Jednocześnie jest to porażka Europy, USA i Turcji. Zachód okazał się bezsilny zarówno wobec dżihadyzmu nowych władz syryjskich, którym udzielił kredytu zaufania, jak i wobec działań Izraela. Turcja zaś nie panowała nad dynamiką wydarzeń.
Wydarzenia w syryjskiej muhafazie Suwejda można rozpatrywać na dwóch poziomach: wewnętrznym syryjskim oraz regionalnym. Jeśli chodzi o ten pierwszy to pokazują one to, że sytuacja w Syrii daleka jest od stabilizacji, a dżihadystyczna natura nowych władz stanowi realne zagrożenie dla mniejszości religijnych i etnicznych zamieszkujących Syrię. W tym kontekście entuzjazm niektórych komentatorów wyrażany w stosunku do ugrupowań, które przejęły władzę w Damaszku po obaleniu Assada, w tym w szczególności unikanie określania ich mianem dżihadystów, okazał się przedwczesny.
W szczególności jednak bierna postawa wobec wcześniejszych nadużyć rządzących dżihadystów wobec mniejszości, w tym w szczególności masakry alawitów na syryjskim wybrzeżu w marcu 2025, przyczyniła się do zaostrzenia problemu. Warto przypomnieć, iż w marcowych rzeziach zginęło około 2 tys. osób, w większości alawickich i chrześcijańskich cywilów. Choć nowy przywódca kraju Ahmad asz-Szaraa obiecał pociągnąć do odpowiedzialności winnych tamtych masakr, to nie doszło do tego. Ta bezkarność stanowiła zachętę do nowych rzezi, a niektóre podmioty zewnętrzne (w szczególności Iran i Izrael, choć każde z nich kierując się inną motywacją) zainteresowane były tym, by Syria pogrążyła się w chaosie. Destabilizacji sprzyjała też bierność Zachodu, który postanowił nie naciskać na nowe władze Syrii, by ukarać winnych i zapewnić większą inkluzyjność rządu.
Warto podkreślić, że rządzący obecnie Syrią islamiści nie reprezentują większości Syryjczyków. Arabscy sunnici stanowią bowiem ok. 60-65 % mieszkańców Syrii, ale tylko część z nich popiera islamistyczno-dżihadystyczną agendę Hayat Tahrir asz-Szam (ugrupowania Szary) czy też innych tego typu ugrupowań (np. protureckiej Syryjskiej Armii Narodowej). Tymczasem w rządzie tymczasowym zapewniono tylko symboliczną reprezentację mniejszości, a w zmienionej konstytucji utrzymano podkreślenie arabskiego charakteru państwa, wprowadzając jednocześnie prawo islamskie jako fundament ustawodawstwa. To oznacza wykluczenie co najmniej 1/3 syryjskiego społeczeństwa (nie Arabów-sunnitów), a de facto jest wyrazem woli islamistycznej mniejszości. Tymczasem Zachód (Europa i USA) postanowił przymknąć na to oko, błędnie uznając, że problemem destabilizującym Bliski Wschód jest demokracja i power-sharing i najlepszym rozwiązaniem dla Syrii jest zastąpienie świeckiego autorytaryzmu religijnym. Przycięcie bród i założenie garniturów przez nowych włodarzy pomogło wielu uwierzyć w ich rzeczywistą przemianę z dżihadystów w „umiarkowanych islamistów”. Nie naciskano więc na inkluzyjność i demokratyzację. Efekty tego błędu widać obecnie wyraźnie.
Władze w Damaszku od samego początku nie kontrolowały w pełni sytuacji w kraju. Poza ich kontrolą pozostaje przede wszystkim AANES (Autonomiczna Administracja Syrii Północno-Wschodniej), czyli tereny kontrolowane przez zdominowane przez Kurdów Syryjskie Siły Demokratyczne (SDF). Wprawdzie w marcu została podpisana umowa o integracji SDF i administracji AANES z administracją i siłami rządowymi, ale była ona odmiennie interpretowana przez Damaszek i przez Kurdów, na co wpływ miała dodatkowo dynamika geopolityczna. Warto przy tym podkreślić, że marcowe porozumienie zawarte między Szarą a liderem SDF Mazlumem Abdim miało miejsce w czasie masakr alawitów na wybrzeżu. Wydarzenia te były sprowokowane działaniami elementów post-assadowskich, co jednak nie mogło stanowić usprawiedliwienia dla mordów na cywilach dokonywanych z pobudek religijnej nienawiści. W tym kontekście oczywistym było, że Szaraa, o ile rzeczywiście zależało mu na tworzeniu inkluzyjnej, nie-dżihadystycznej Syrii (co budzi obecnie wątpliwości, ale wciąż nie jest wykluczone),mógłby być zagrożony przez radykalniejsze elementy, w tym zagranicznych terrorystów, którzy wciąż są w siłach rządowych. Szaraa mógł jednak spacyfikować zarówno elementy post-assadowskie, jak i dżihadystyczne przy wsparciu SDF. Niemniej, brak nacisków ze strony Zachodu, wejście bogatych państw arabskich z inwestycjami, wreszcie normalizacja relacji z USA, spowodowały, że Szaraa uznał to za niepotrzebne.
Rola Kurdów i polityka Izraela
Do szczęścia Szarze brakowało jedynie dealu z Izraelem, na czym mocno zależało Amerykanom. Było to całkiem realne, gdyż Izrael miał kanały kontaktu z HTS w zasadzie od początku syryjskiej wojny domowej. Była ona zresztą prezentem dla Izraela, gdyż walki sunnickich i szyickich islamistów oznaczały, że nie mieli oni czasu knuć przeciwko Izraelowi. Izrael wspierał więc stronę słabszą by utrzymywać stan wojennego chaosu. W chwili, gdy HTS zajął Damaszek Izrael miał więc do wyboru albo szukać porozumienia z nowymi władzami albo przerzucić swoje poparcie na przegranych. Za tą pierwszą opcją było wielu ekspertów izraelskich, którzy wskazywali, że chaos może otworzyć drogę do powrotu wpływów irańskich w Syrii oraz aktywności Al Kaidy i ISIS. A to stanowić będzie zagrożenie dla bezpieczeństwa Izraela.
Mówiło się nawet o możliwości przystąpienia Syrii do Porozumień Abrahamowych, choć w krótkiej perspektywie krok ten wydawał się jednak wątpliwy. Mimo prowadzonych negocjacji, m.in. za pośrednictwem Azerbejdżanu, rząd Netanjahu odrzucił tę opcję, najwyraźniej uznając ją za zbyt ryzykowną. Cała logika polityki regionalnej Netanjahu oparta jest bowiem na braku wiary w możliwość trwałej normalizacji z Arabami i wynikającym z tego przekonaniu, że chaos osłabiający arabskie siły wokół Izraela jest najlepszą opcją dla bezpieczeństwa tego kraju - nawet, jeśli pogłębia nienawiść arabsko-muzułmańskiej większości w regionie do Izraela. Krótkoterminowo jest to skuteczne, niemniej jest to bardzo ryzykowne w dłuższej perspektywie.
Częścią izraelskiej taktyki było podsycanie niezadowolenia mniejszości religijnych i etnicznych, co przy takiej postawie Szary nie było trudne. Izrael dawał jednocześnie sygnały Kurdom, Druzom, alawitom i chrześcijanom, że jest ich sojusznikiem w oporze przeciwko dżihadystycznym władzom w Damaszku. Kurdowie zachowali jednak wstrzemięźliwość, a proces uregulowania kwestii kurdyjskiej w Turcji i rozbrojenia PKK, przyśpieszony przez wojnę izraelsko-irańską, spowodował, iż również porozumienie syryjskich Kurdów z Turcją (a przez to również z Damaszkiem) było na wyciągnięcie ręki. To oczywiście nie sprzyjało planom Izraela. Podobnie jak to, że Trump uznał, że Turcja będzie najlepszym gwarantem stabilności w Syrii, a uznanie rządu Szary i zdjęcie sankcji jest korzystne dla interesów USA. Ponadto Trump był bardzo niezadowolony z coraz bardziej prowokacyjnej polityki Izraela wobec Turcji, czego przykładem było np. zbombardowanie przez Izrael bazy T4 koło Palmyry, którą Turcja planowała przejąć. Izrael uniemożliwił to, ale kosztem niezadowolenia USA i w rezultacie postawienia przez Trumpa na Turcję jako „patrona” Syrii.
Turcja i Szaraa popełnili jednak błąd uznając, że oznacza to, iż gra jest rozstrzygnięta. Wobec ogromnego chaosu informacyjnego trudno jest przy tym jednoznacznie ocenić, kto sprowokował starcia w Suwejdzie. Według przeciwników obecnego reżimu w Damaszku to on chciał w ten sposób wykorzystać swoją korzystną pozycję międzynarodową (brak krytyki ze strony Zachodu i wzmocnienie Turcji w związku z rozpoczęciem składania broni przez PKK do rozbrojenia i spacyfikowania Druzów. Sprzyjałoby to też zmiękczaniu stanowiska SDF w sprawie integracji ze strukturami rządowymi. Tuż przed wybuchem walk odbyło się zresztą trójstronne spotkanie Szary, Abdiego i ambasadora USA w Turcji i Syrii Toma Barracka, w czasie którego ten ostatni poparł unitarny model rządów w Syrii (stanowisko korzystne dla Szary i Turcji).
Z drugiej jednak strony zwolennicy obecnych władz w Damaszku sugerują, że to Izrael sprowokował te starcia, gdyż w ten sposób chciał osłabić Szarę oraz pokazać Amerykanom, że nie ma co stawiać na Turcję, gdyż ta nie jest w stanie panować nad sytuacją. Jednocześnie, gdyby SDF włączyła się do walk z dżiadystami po stronie Druzów to mogłoby to doprowadzić do interwencji Turcji przeciwko Kurdom i w konsekwencji storpedowania kontynuacji rozbrojenia PKK. Tymczasem przedstawiciele AANES przyznali w tych dniach, że otwarte sa kanały negocjacyjne z Turcją.
Czytaj też
SDF, choć wyraził solidarność z Druzami, nie dał się jednak wciągnąć do walk. Wątpliwe jest bowiem to czy Izrael prowadziłby równie stanowcze działania uderzające w siły syryjskie, nie mówiąc już o tureckich, w Syrii Północno-Wschodniej, jak to miało miejsce w Suwejdzie. Podobnie zresztą jest z alawickim wybrzeżem oraz terenami chrześcijańskimi w północnej Syrii. Wprawdzie w czasie wydarzeń w Suwajdzie doszło też do nalotów na pozycje rządowe na wybrzeżu, ale miały one charakter incydentalny i nie wpłynęły na utrzymanie pełnej kontroli prorządowych dzihadystów nad sytuacją w tamtym regionie.
Efekty interwencji Izraela
W interesie Turcji (a także Szary jeśli założyć, że chce on spacyfikować elementy ekstremistyczne w swoich siłach i zagwarantować bezpieczeństwo i pełnię praw mniejszościom) było ściągnięcie SDF do uspokojenia sytuacji w Suwejdzie. Turcja jednak wciąż nie ufa SDF, a Szaraa najwyraźniej uznał, że działania w Suwejdzie spotkają się z podobną reakcją zagraniczną, jak te w marcu na wybrzeżu (czyli żadną). Tak się jednak nie stało, gdyż zareagował Izrael. Jego interwencja spowodowała, że Damaszek de facto stracił kontrolę nad tą muhafazą. Próba wprowadzenia odwetowej blokady Suwejdy również nie wyszła, gdyż zarówno AANES, jak i Izrael (a prawdopodobnie również Jordania) gotowi byli otworzyć korytarze humanitarne. Niezdolność Turcji do powstrzymania działań Izraela przeciwko Damaszkowi była kompromitująca dla Ankary, choć zarówno władze tureckie, jak i rząd Szary starali się robić dobre wrażenie do złej gry. Szaraa dziękował więc Turcji za wsparcie (którego de facto nie było), a Turcja wydawała gniewne oświadczenia (które nie robiły wrażenia na Izraelu).
Choć Izrael i Druzowie (zwłaszcza siły podporządkowane Hikmatowi al-Hidżri) odniosły taktyczne zwycięstwo to w dłuższej perspektywie może to oznaczać większe problemy. Izrael zamknął bowiem sobie drogę do porozumienia z Syrią, a syryjscy dżihadyści będą wypatrywać odpowiedniej okazji do wzięcia odwetu. Oznacza to więc otwarcie kolejnego frontu przez Izrael, co nastąpiło wbrew woli USA, a jednocześnie Izrael potrzebuje ciągłego wsparcia amerykańskiego by móc kontynuować działania militarne przeciwko wszystkim swoim wrogom (których w wyniku taktyki obecnych władz Izraela jest coraz więcej). Taka taktyka jest bardzo ryzykowna. Również Druzowie sprzymierzając się z Izraelem podjęli spore ryzyko, iż dżihadyści dokonają odwetu jeśli nie zostanie utrzymany stały parasol ochronny ze strony Izraela.
Czytaj też
Paradoksem jest też to, że Izrael znalazł się po tej samej stronie co Iran, jeśli chodzi o krytykę działań Szary i syryjskich dżihadystów. Zarówno Iran, jak i siły szyickie w Iraku od początku konfrontacji w Suwejdzie jednoznacznie atakowali reżim w Damaszku jako dzihadystycznych terrorystów prześladujacych mniejszości religijne i etniczne. W szyickiej telewizji Al Ahad w Iraku, należącej do proirańskiej grupy Asaib Ahl al Hak Kaisa al-Chazaliego, przedstawiono nawet wizję przymierza alawicko-druzyjsko-kurdyjsko-chrześcijańskiego, twierdząc, że siły związane z tymi mniejszościami przygotowują się do ataku na Damaszek z trzech stron (wybrzeża, AANES i Suwajdy), co było jednak tylko myśleniem życzeniowym. Iran zapewne mógłby skorzystać na takim rozwoju sytuacji i próbować infiltrować Syrię z Libanu (Hezbollah) oraz Iraku (proirańska muqawama). Jednakże interwencja Izraela po stronie Druzów doprowadziła do sprzeczności w narracji szyicko-irańskiej, gdyż z oczywistych powodów siły te potępiły działania Izraela.
Można nawet było odnieść wrażenie, że wysyłane są sygnały do Damaszku o możliwości porozumienia, ale póki co nie spotkały się one z pozytywnym odzewem Syrii. W tej układance warto jeszcze wspomnieć o Rosji, która wciąż w pełni nie opuściła Syrii. Wprawdzie w maju Damaszek podpisał umowę z Emiratami na zarządzanie portem w Tartus, zrywając tym samym umowę z rosyjskim Stoytransgazem (została ona wdrożona w lipcu), ale nie oznacza to jednoznacznego nakazania opuszczenia bazy przez Rosjan. Co więcej, warto pamiętać, że Rosja ma bardzo dobre relacje z Emiratami, które są jednym z głównych kanałów omijania przez Rosję sankcji. Dodatkowo warto wspomnieć o nagłej dymisji wiceministra spraw zagranicznych Rosji Michaiła Bogdanowa, od wielu lat odpowiedzialnego za realizację rosyjskiej polityki na Bliskim Wschodzie, w tym w Syrii. Może to być próba zrobienia z niego kozła ofiarnego by odciąć się od polityki wspierania Assada i jeszcze raz spróbować ułożyć się z Szarą.
tomcio55
Druzowie to raczej nie mieli wyjścia. Został sojusz z Izraelem. Docelowo i tak są w tragicznej sytuacji
Eee tam
Erdogan twierdzi że tam de facto rządzi to niech mocarstwowa Turcja coś pokarze bo na razie wielkie NIC