Reklama
  • Komentarz

Nie tylko Rumunia. Amerykanie opuszczą kolejne kraje

Przewidywana redukcja wojsk amerykańskich w Europie powoli staje się faktem. W minionym tygodniu Stany Zjednoczone poinformowały Rumunię o opuszczeniu tego kraju przez blisko 700 żołnierzy. Jak zareagował na to Bukareszt?

Autor. U.S. Army/ Sgt. Cameron Boyd

Ministerstwo obrony Rumunii poinformowało w środę, że Stany Zjednoczone podjęły decyzję o redukcji liczebności swoich wojsk na wschodniej flance NATO. W Rumunii pozostanie tysiąc żołnierzy z USA, a wycofanie rotacyjnej brygady ma też prawdopodobnie dotyczyć takich krajów jak Węgry, Słowacja oraz Bułgaria.

W tej cjwili nie ma informacji, by omawiane redukcje dotknęły Polski. Wicepremier i polski minister obrony Władysław Kosiniak-Kamysz stwierdził, że Warszawa nie otrzymała informacji o wycofaniu wojsk amerykańskich znad Wisły. W podobnym tonie wypowiedział się minister obrony Estonii Hanno Pevkur, który powiedział, że „Stany Zjednoczone podjęły ważną decyzję o utrzymaniu swojej obecności wojskowej” w jego kraju. Amerykanie mają też pozostać na Litwie.

Dobra mina do złej gry?

Istotnym pozostaje pytanie dotyczące reakcji najbardziej zainteresowanych – mowa tu o rumuńskim rządzie. Jak zauważył analityk Ośrodka Studiów Wschodnich Kamil Całus, rządzący w Bukareszcie mają uparcie publicznie powtarzać, że decyzja Waszyngtonu dotycząca redukcji liczby wojsk USA w Rumunii nie jest dla nich zaskoczeniem, choć w rzeczywistości może to być dla nich pewna niespodzianka.

Według analityka OSW ds. Rumunii, pomimo świadomości nadchodzących zmian, władze w Bukareszcie po cichu liczyły, że redukcja jednak ich nie dotknie. „Wedle części źródeł w ostatnich dniach mieli oni nawet otrzymywać ze strony amerykańskiej uspokajające sygnały w tej sprawie. Sam fakt, że konferencja prasowa z udziałem ministra obrony Ionuța Moșteanu została zwołana bardzo szybko i bez wcześniejszego przygotowania (dziennikarze dowiedzieli się o niej zaledwie godzinę wcześniej), świadczy o tym, że ruch Waszyngtonu był dla nich jednak zaskoczeniem. Samo wystąpienie ministra sprowokował zresztą opublikowany nieco wcześniej na łamach Kyiv Post artykuł, który wieszczył taki właśnie rozwój wypadków, wywołując tym samym medialną burzę w Rumunii” - powiedział ekspert.

„Rządząca obecnie koalicja oraz stojący na czele państwa prezydent Nicușor Dan starają się robić dobrą minę do złej gry, przekonując przede wszystkim, że Rumunia nadal pozostaje wiernym sojusznikiem Stanów Zjednoczonych i wciąż będzie gościć na swoim terytorium około 1000 żołnierzy US Army. Podkreśla się przy tym, że planowana redukcja jest niewielka (kraj opuści mniej niż połowa przebywających w nim amerykańskich wojskowych) oraz że nie wpłynie na bezpieczeństwo Rumunii” - kontynuował, zwracając uwagę, że rządzący Rumunią starają się tłumaczyć, że decyzja Waszyngtonu jest zrozumiała w obliczu reorientacji polityki zagranicznej USA oraz skupienia się na obszarze Indo-Pacyfiku.

Ponadto – jak twierdzi Kamil Całus, decyzja Amerykanów może posłużyć do wewnętrznej walki politycznej w Rumunii. Część opozycji (skrajna prawica z partii AUR, w tym niedawny kandydat na prezydenta – George Simion) uważa, że wycofanie części wojsk USA z kraju jest klęską ekipy rządzącej, która w związku z ostatnimi wydarzeniami powinna podać się do dymisji.

„Retorykę tę radykalna rumuńska prawica stosuje nie po raz pierwszy. Paliwem dla antyrządowej narracji było też niedawne cofnięcie przez Waszyngton decyzji o włączeniu Rumunii do programu ruchu bezwizowego z USA. Ten krok administracji Bidena AUR również przedstawiła jako dowód na fatalne relacje rządu z władzami amerykańskimi” - dodał nasz rozmówca.

Zobacz też

Co teraz?

Planowana redukcja USA sprawi, że w Rumunii stacjonować będzie około 3,5 tysiąca wojsk sojuszniczych, z czego tysiąc stanowić będą Amerykanie. Warto w tym miejscu zauważyć, że taka liczba oznacza, że żołnierze państw sojuszniczych nadal będą stacjonować nad rzeką Dâmbovițą w większej liczbie niż przed 2022 rokiem i pełnoskalową inwazją Rosji na Ukrainę. „Pozycja sił USA w Europie pozostaje większa niż przez wiele lat” - zauważył anonimowo jeden z urzędników NATO, cytowany przez dziennikarkę Teri Schulz, która stwierdziła, że obecnie jesteśmy świadkami stopniowego odkrywania nowej amerykańskiej strategii, która niedługo w całości powinna ujrzeć światło dzienne.

„Niefortunną decyzją USA było wycofanie części sił z Rumunii, ale nie jest to jednak katastrofa. Na pierwszy rzut oka wygląda to mniej na złą zmianę strategiczną, a bardziej na wewnętrzny kompromis między różnymi frakcjami w rządzie USA. Nie jest to chwalebne, ale nie ma fatalnego wpływu na bezpieczeństwo Europy” - podsumował z kolei były ambasador USA w Warszawie, Daniel Fried (obecnie w Atlantic Council).

Warto odnotować także stanowisko Ministerstwa Obrony Narodowej, przesłane w odpowiedzi na pytania redakcji Defence24.pl po informacji o częściowym wycofaniu wojsk USA z Rumunii.

Sojusz polsko-amerykański jest silny i niesie konkretne działania na rzecz wzmacniania bezpieczeństwa. Nie mamy sygnałów, by USA planowały zmniejszenie swojej obecności w Polsce, zarówno w wymiarze dwustronnym, jak i sojuszniczym. Nasze priorytety we współpracy obronnej z Waszyngtonem pozostają niezmienne. Priorytety obejmują szerokie spektrum współpracy obronnej, w tym w zakresie obecności sił amerykańskich w Polsce, rozwoju i pozyskiwania technologii i uzbrojenia oraz wzmacniania odstraszania i obrony w ramach NATO. Świadczą o tym również wypowiedzi sekretarza obrony US Pete'a Hegsetha, który w trakcie rozmów bilateralnych stwierdził, że stosunki USA z Polską z dnia na dzień stają się silniejsze. Ogółem na terytorium RP przebywa obecnie ok. 10 tys. żołnierzy amerykańskich
Ministerstwo Obrony Narodowej.
Reklama
WIDEO: Ile czołgów zostało Rosji? | Putin bez nowego lotnictwa | Defence24Week #133
Reklama
Reklama